JustPaste.it

Alzheimer to jest to!

W pałacu prezydenckim zginęło 101 rzeczy przy okazji wyprowadzki stamtąd gajowego, mimo wszystko Polakom się to opłaciło.

W pałacu prezydenckim zginęło 101 rzeczy przy okazji wyprowadzki stamtąd gajowego, mimo wszystko Polakom się to opłaciło.

 

kim-un-yest-komorowski_small.jpg

Alzheimer to jest to!


Cóż za nadzwyczajny zbieg okoliczności! Akurat w kilka dni po zakończeniu rejestracji list wyborczych do Sejmu i Senatu, co, jak wiadomo, miało miejsce o północy z 15 na 16 września, 20 września rozpoczną się w naszym nieszczęśliwym kraju Dni Alzheimera.

„Nie ma przypadków, są tylko znaki” – mawiał nieodżałowanej pamięci ksiądz Bronisław Bozowski, w swoim czasie kaznodzieja w kościele Panien Wizytek przy Krakowskim Przedmieściu w Warszawie. Drugim kaznodzieją był tam ksiądz Jan Twardowski, znakomity poeta.

Kiedy chciałem dać studentom przykład zwięzłości, cytowałem im właśnie wiersz księdza Jana Twardowskiego „Na ręce”. Autor potrafił tam w czterech słowach zamknąć głęboki traktat teologiczny. A w ogóle wiersz jest bardzo krótki, więc można zacytować go w całości:

Nazywają cię brzydulą
uciekają w te pędy po kolei
biorę ciebie na ręce
jak królika na szczęście
śmierci, chwilo największej nadziei

Czyż te cztery ostatnie słowa nie są teologicznym traktatem? Ileż papieru, a co za tym idzie – ileż lasów można by zaoszczędzić, gdyby taką zwięzłością mogli popisać się filozofowie, nawet, a może zwłaszcza wtedy gdy nawzajem z siebie zrzynają!

Gdzie tam jednak marzyć o tem – jak powiadał Ignacy Rzeczki z „Lalki”. Ciekawe, mówiąc nawiasem, kiedy zostanie ona uznana za książkę „antysemicką” i pochodząca ze świętej rodziny pani red. Dominika Wielowieyska każdą swoją publikację na temat Bolesława Prusa będzie rytualnie zaczynała od „znany z antysemickich wypowiedzi” albo „znany z antysemickich publikacji Aleksander Głowacki, tchórzliwie ukrywający się pod pseudonimem Bolesław Prus” – bo wprawdzie „Gazeta Wyborcza” zasadniczo była i jest przeciwko lustracji, jako że nie mówi się o sznurze w domu wisielców – ale kiedy mądrość etapu, zwłaszcza słodszymi od malin ustami Razwiedupra, czyli człowieków honoru, nakazuje, to lustruje osoby wskazane nieubłaganym palcem, aż miło!

„Bo dzieło zniszczenia w dobrej sprawie jest święte jak dzieło tworzenia”, a wiadomo, że „Gazeta Wyborcza” zawsze jest po właściwej stronie mocy na tej samej zasadzie, jak czysty typ nordycki i bez mydła jest czysty.

Wróćmy jednak do przedziwnego zbiegu okoliczności, dzięki któremu zaraz po skompletowaniu list wyborczych rozpoczęły się Światowe Dni Alzheimera akurat w naszym nieszczęśliwym kraju. Jeśli to rzeczywiście znak, to cóż takiego może oznaczać?

Choroba Alzheimera, jak wiadomo, polega nie tylko na stopniowej utracie pamięci i świadomości, ale również – na uwstecznianiu się człowieka aż do stanu wegetatywnego.

Jeśli chodzi o utratę pamięci, to któż może dostarczyć lepszego przykładu niż umiłowani przywódcy, którzy już następnego dnia po wyborach zapominają o bajkach opowiadanych wyborcom, w jaki to sposób będą im przychylali nieba, jeśli tylko zostaną wybrani? Nikt lepszego przykładu dostarczyć nie może – co zresztą jest rodzajem dobrodziejstwa.

Wyobraźmy sobie tylko, co by było, gdyby każda partia zaczęła realizować wszystkie pomysły, z którymi występowała podczas kampanii wyborczej! Żadna gospodarka, żaden, nawet najsilniejszy kraj by tego nie wytrzymał, nie mówiąc już o Bogu ducha winnych podatnikach, którzy musieliby ciężar tych wszystkich obietnic udźwignąć.

Z tego punktu widzenia epidemia amnezji, jaka dotyka umiłowanych przywódców po zakończeniu głosowania, jest prawdziwym darem niebios. Oczywiście niebo posługuje się w tym celu środkami zwyczajnymi, bo zaraz po zakończeniu głosowania umiłowani przywódcy pochłonięci są już zupełnie innymi sprawami. Zgodnie z zasadą, że bliższa ciału koszula, pochłonięci są już bez reszty przychylaniem nieba sobie – już to podczas „rozmów programowych” w ramach koalicji rządzącej, to znaczy – ustalaniu szczegółowych zasad dostępu do żerowisk: kto, gdzie i ile może sobie ukręcić lodów – oczywiście zgodnie z rozdzielnikiem ustalonym wcześniej przez okupujące nasz nieszczęśliwy kraj bezpieczniackie watahy z Razwieduprem na czele, podczas gdy umiłowani przywódcy pozostający w najwierniejszej opozycji muszą wykombinować sobie alternatywne strategie przetrwania.

Nie jest to specjalnie trudne, bo po wyborach natychmiast przewracana jest moc obowiązująca najważniejszej w III RP konstytucyjnej zasady: my nie ruszamy waszych – wy nie ruszacie naszych, dzięki której nasza młoda demokracja może bez zwracania niczyjej uwagi funkcjonować w charakterze listka figowego naszych bezpieczniackich okupantów.

Skoro tedy i jedni i drudzy całkowicie są już pochłonięci nowymi problemami, to nic dziwnego, że nie mają głowy do pamiętania o obietnicach. W niektórych przypadkach, to znaczy w przypadkach, kiedy zdolność pojmowania problemów dostarczanych każdego dnia przez tak zwaną rzeczywistość, zdolność błyskawicznego zapominania jest formą rozpaczliwej samoobrony przeciążonego umysłu.

Na przykład pani premierzyca Ewa Kopacz w ostatnich dniach zataczała się od ściany do ściany, próbując własnymi siłami sformułować stanowisko wobec problemu tak zwanych uchodźców; raz wydawało jej się, że może przyjąć „jeszcze więcej” uchodźców, następnego dnia – że „nie może”, a zwłaszcza nie może „ulegać dyktatowi”, ale już nazajutrz, kiedy Nasza Złota Pani, a nawet nie Nasza Złota, tylko prostacki absolwent akademii pierwszomajowych Martin Schulz tupnął nóżką, od razu przypomniała sobie, skąd wyrastają jej nogi, i przyznała się do wszystkiego. Ale potem widocznie podkręcił ją ktoś inny, no i znowu zapomniała, co „stanowczo” deklarowała wczoraj.

Jak widać, Światowy Dzień Alzheimera obchodzimy w naszym nieszczęśliwym kraju nieprzypadkowo, a skoro tak, to powinniśmy sobie wszystkie te okoliczności rozebrać z uwagą. Również i ten fenomen, że pan prezydent Andrzej Duda najwyraźniej jeszcze nie dopuszcza do głowy myśli, że od dnia zaprzysiężenia, a zwłaszcza – od dnia złożenia mu obłudnego homagium przez „Siły Zbrojne”, należy już do „ONYCH”.

Ciekawe, czy to tylko forma uczestnictwa w kampanii wyborczej czy też – podobnie jak w przypadku pani premierzycy – rozpaczliwa próba utrzymania równowagi umysłowej w sytuacji głębokiego dysonansu poznawczego? Całe szczęście, że już niedługo tego szaleństwa; po 25 października – jak już wspomniałem – ze strony umiłowanych przywódców będą dobiegały do nas odgłosy smakowitego mlaskania, co dla nas będzie sygnałem bolesnego powrotu do rzeczywistości.

Stanisław Michalkiewicz
http://www.polskaniepodlegla.pl