JustPaste.it

Brzemienny porządek świata czyli zapomnij o kontroli

Pisałam już kilkukrotnie o tym, jak złudne jest pragnienie kontroli naszego umysłu, emocji i ciała. Przekonanie, że to możliwe i dostępne w zasięgu ręki podaje psychologia motywacyjna czy ezoteryka, tak głoszą mentorzy i coachowie. Wmawiają nam, że istnieją cud-metody na nasz ból psychiczny, że możemy sobą dowolnie sterować, że naturalny stan człowieka to poczucie nieustającego szczęścia, że mają błyskawiczne narzędzia automanipulacji, hokus pokus i jesteśmy ulepieni według jakiegoś wzorca. 

Poza konkretnymi świadomymi technikami, które możemy żmudnie wypracować w sobie, jest ogrom procesów nieuświadomionych a przede wszystkim biochemia naszej fizyczności.
Za obaleniem teorii ścisłej samokontroli świadczą choćby te trzy argumenty:
1. Nie możemy kontrolować czegoś, czym sami jesteśmy, czyli naszego JA, bo JA nie może kontrolować i władać JA, jednocześnie nim będąc, chyba, że byłyby dwa JA ale to stan raczej chorobowy.
2. Emocje są nieprzewidywalne i poza zasięgiem kontroli, chyba, że żyjemy odcięci od świata i medytujemy 24/24.
3. W ciele fizycznym mogą następować takie przemiany, że nie jesteśmy w stanie nad nim zapanować, a nawet ono może zapanujemy nad nami, i choć jesteśmy holistyczną całością nad biochemią i naturą procesów władzy nie mamy. Bo i po co ta władza i kontrola? Wystarczy współpraca.
Psychosomatyka, psychoimmunologia to dziedziny, które zakładają, że emocje i stan psychiczny wpływają na stan fizyczny: kondycję ciała, samopoczucie, choroby, dolegliwości. Istnieje teoria, że choroby biorą się z głowy i jelit. Tylko współpraca tych obszarów i dbałość o nie, przyniosą w efekcie zdrowie. Nie będzie skutku jeśli skupimy się tylko na głowie, albo tylko na stylu życia. Ale istnieją sytuacje ekstremalne, w których nawet największe nasze starania o głowę i ciało, nie dadzą nam żadnej gwarancji.

Przykładem na brak kontroli nad sobą, są stany graniczne, labilne czy gwałtowne w życiu człowieka, jak np. ekstremalny stres, zagrożenie życia, euforia orgazmu podczas zespolenia, wariacje hormonalne, choroby, niedobory elektrolitów (witamin i minerałów), pasożyty/grzyby, szwankowanie któregoś z organów czy zepsuty ząb.
Albo… stan ciąży.
No to zatrzymajmy się przy tej ciąży, niezmiennie lansowanej jako stan błogosławiony (czyli pomyślny, chwalebny, zbawienny…). Zobaczmy, co wtedy dzieje się z ciałem i psychiką. Przefiltrujmy widoczne zmiany, na które totalnie nie mamy wpływu. Stan ciąży gwarantuje jedno: brak rewizji ciała i umysłu.
To, co wtedy przechodzi organizm to Meksyk i anarchia w jednym. Większość leukocytów czyli krwinek białych odpowiedzialnych za system odpornościowy organizmu, idzie lulać. Dosłownie! Gdyby nadal były w takiej samej formie aktywne, zwalczałyby ciało obce, czyli płód, który rozwija się w organizmie. Odporność zatem drastycznie spada. Ciężarna jest narażona na infekcje 300% bardziej, niż przed ciążą. Jej organizm skupia uwagę na czymś innym. Wydzielają się hormony, które zmieniają ciało i umysł. Na początku jest to stan permanentnego PMS. Huśtawki nastrojów, ataki histerii, dziwaczne pomysły, potrzeby zmian. Brak energii, zmęczenie, senność. Zachcianki, puchnięcie, bóle i rzyganie. Zmiany w wyglądzie ciała.
Następują metamorfozy w układzie krążenia, co dotyczy pracy serca i objętości krwi (zwiększa się do 50%). Mamy obrzęki i przekrwienie górnych dróg oddechowych, przysadka mózgowa zwiększa swą objętość o ponad 100%, nasila się lordoza lędźwiowo-krzyżowa oraz przygięcie głowy, zwiększa się napięcie mięśni kręgosłupa.
Dochodzi do fizjologicznego zatrzymywania wody w organizmie (do 6,5 l wody). Współpraca z ciałem wymusza nieoddalanie się od WC, korzystanie z windy, omijanie sklepowych kolejek, eliminację różnych produktów z diety, wymianę garderoby, itp.
Natomiast współpraca z psychiką wymaga absolutnej akceptacji otoczenia. Dlaczego?
Następują zmiany psychologiczne, co specjaliści nazwali szumnie kryzysem natury psychologicznej. Pojawiają się nowe nieznane wcześniej reakcje emocjonalne, nieustające napięcie psychiczne, poczucie atrakcyjności seksualnej lub jej zanik, skrajne wybuchy na przemian: płaczu, histerii, złości, miłości i obojętności, co jak wiadomo jest dość wyczerpujące.
Komplet wszystkich wymienionych (i pominiętych) dolegliwości oraz zachowań charakteryzuje się opisem chorobowym, stanem zaburzenia czy zestawieniem słabości/wad. Do tego stan ten nadal jest traktowany jako błogosławiony w imię tezy, że ciąża to nie choroba. A MY? Jesteśmy owładnięte i bez władzy nad samą sobą, skołowane tym, jak naprawdę się czujemy i zmanipulowane tym, że mamy czuć się dobrze, kwitnąć, być piękne, nie zrzędzić i nie próżnować.
Nie pomogą żadne cuda wianki aby otrzymać moc, która da poczucie kontroli nad ciałem i umysłem. To natura włada nami, a nie my naturą, choć baaardzo byśmy chcieli.
Idźmy dalej. Wydajność organizmu w ciąży zwiększa się dwukrotnie. Podobnie jak u wyczynowych olimpijczyków podczas treningów. W III trymestrze następuje stan krańcowej wydolności organizmu. Jest to maksimum możliwości organizmu człowieka i dlatego ciąża trwa 9 miesięcy. Oznacza to, że gdyby trwałaby dłużej, organizm by skapitulował. Poddałby się walkowerem!
Fizyczno-psychiczny stan ciąży dla organizmu kobiety nie jest chwalebny ale na pewno godny pochwały.
Bo opisany wysiłek ciężarnej oraz zmiany, przez jakie przechodzi, z pewnością położyłyby niejednego nieciężarnego człowieka na którymś ze szpitalnych oddziałów.

pregnancy-31113_6401_small.png