JustPaste.it

Proces - Franz Kafka po polsku

opowiadanie inspirowane autentycznym wydarzeniem

opowiadanie inspirowane autentycznym wydarzeniem

 

2769377e154c9ed381f414244b38bd7f.jpg

 

Gmach sądu robił wrażenie. Wielki budynek pamiętający czasy cesarza Franza Josefa. Wielki, masywny, z mnóstwem korytarzy i sal. Dokładnie o godzinie 9 drzwi sali rozpraw otworzono i zaczęło się spotkanie z Temidą.

Było kameralnie. Z jednej strony ja i sprawca, z drugiej przedstawicielka władzy w osobie pani ze straży miejskiej, niewysoka ruda, z włosami upiętymi w kok, a w środku Wysoki Sąd w osobie niewysokiego zażywnego pana z okularami przypominającymi małe lornetki.

Z boku siedziała młoda dziewczyna - protokolantka ze znudzoną miną. Sędzia kazał wstać, odczytał zarzuty, zapytał czy przyznajemy się do zarzucanych czynów i pozwolił usiąść. Spojrzałem na sprawcę, ale on tylko podrapał się po łbie.

No tak - pomyślałem - jak nie trzeba to jesteś wyszczekany jak posłanka Pawłowicz, Niesiołowski i Hofman razem wzięci,  a teraz masz to tam z czym rano wchodzę do WC..
.
Nic dziwnego, to ja ryzykuję całym swoim majątkiem przed wymiarem sprawiedliwości, ciebie ze skóry nie obedrą.

Nie, nie przyznajemy się - odparłem. W końcu to nam muszą udowodnić winę, a nie odwrotnie.

- Mamy niezbite dowody w postaci nagrania z miejskiego monitoringu - zagrzmiała ruda z kokiem. To dyskietka z nagraniem, którą załączam do akt sprawy.

Wiedziałem, że mają nagranie, ale nie znałem jego treści. Wysoki Sąd też nie znał, więc postanowił, że dokonamy wspólnych oględzin. Serial to nie był, raptem niecała minuta nagrania.

I co? - zapytał Wysoki Sąd.

Proszę Wysokiego Sądu - to, że główną rolę w tym filmie gra sprawca nie ulega wątpliwości. To, że usiłował dokonać czynu zabronionego też nie ulega wątpliwości, ale na filmie brak dowodu, że te usilne usiłowania zakończyły się sukcesem. Widać jedynie, przepraszam za  wyrażenie pysk i wytrzeszczone ślepia. Zatem nie można z całą pewnością ustalić winy. Wątpliwości powinno rozstrzygać się na korzyść  oskarżonego - tak słyszałem od samego prezydenta RP - zagrałem najmocniejszą kartą.

Spojrzałem na sprawcę. Wyszczerzył zęby, oblizał górną wargę, a Wysoki Sąd tym razem podrapał się po głowie.

- Co prawda na filmie tego nie widać, ale faktem bezspornym jest, że usiłowanie zakończyło się sukcesem - pyskowała ruda.

Na jakiej podstawie pani tak sądzi? - zapytał Wysoki Sąd.

- Tak wynika z relacji grupy interwencyjnej, która pojechała na miejsce zdarzenia - ruda nie dawała za wygraną.

- Wysoki Sądzie - grupa interwencyjna, w ilości trzech dzielnych funkcjonariuszy straży miejskiej zatrzymała mnie i sprawcę po 5 minutach od sfilmowanego zdarzenia, potem ich dowódca zadał mi podchwytliwe i inteligentne pytanie - gdzie pan był 5 minut temu,  na co odpowiedziałem mu równie inteligentnie, że prawdopodobnie 5 minut stąd. Po czynnościach sprawdzających naszą tożsamość i odmowie zapłacenia mandatu dzielni strażnicy miejscy odjechali w odwrotnym kierunku od miejsca zdarzenia. W mojej ocenie zaniechali czynności procesowych i nie sprawdzili niczego, a więc widzieli to i tylko to co mamy na filmie.

Wysoki Sąd zdjął swe lornetki. Zapanowała pełna emocji cisza. Po czym podszedł do komputera protokolantki i przez  dłuższy czas oglądał nagranie.

Usiadł za swoim stołem, poprawił łańcuch na piersiach. Widać było gołym okiem, że bije się z własnymi myślami, a myśli z nim.

Lornetki wróciły na swoje miejsce. Walnął młotkiem w stół i oznajmił:


- Sąd odracza rozprawę, włącza nagranie do akt sprawy i zarządza konfrontację z grupą interwencyjną. O terminie strony zostaną poinformowane itd, itp.

Minęło pół roku.

Z grupy interwencyjnej przybył tylko jeden, ten od inteligentnych i podchwytliwych pytań w towarzystwie rudej.

Wysoki Sąd kazał mu złożyć przysięgę, że będzie mówił prawdę i tylko prawdę, pouczył o konsekwencjach za  krzywoprzysięstwo i ..... strażnik stracił pamięć. Tłumaczył, że dziennie to on ma dziesiątki interwencji i tej sprawy nie pamięta. Ruda miała obrażoną minę, Wysoki Sąd udał się na naradę. Sprawca się zziajał i pokazał wszystkim język.  Sędzia udał, że nie widzi, a protokolantka łamiąc sądowy protokół i powagę pogłaskała go po głowie.

Wyrok brzmiał:

Wysoki Sąd skazuje XX (tzn. mnie) na karę 50 zł grzywny za wykroczenie, numery paragrafów, artykułów, ustępów, itd.

Tego było za wiele. Postanowiłem się odwołać. Jak się bawić to na całego. Jak szaleć to szaleć.

Minęło 9 miesięcy. Wyznaczono kolejną rozprawę. Po rozpoznaniu i obejrzeniu nagrania Wysoki Sąd drugiej instancji postanowił o ponownym rozpatrzeniu sprawy w Sądzie pierwszej instancji. To tzw. sądowy ping-pong. 

Od zdarzenia upłynął kolejny rok. Byliśmy w punkcie wyjścia. Sędzia był ten sam, ruda już się nie pojawiła, bo doczekała emerytury.  Po ponownej dogłębnej analizie filmu i przesłuchaniach Wysoki Sąd podtrzymał swój poprzedni wyrok - 50 złotych grzywny.

Lornetki postawiły jednak na swoim - pomyślałem sobie.

Potem zapytał:

- gdzie obwiniony pracuje?

- w związku z brakiem pracy, nawet na umowę śmieciową, chwilowo grzebię sobie w śmieciach bez umowy.

Odpowiedź była "fizoloficzna", choć nie do końca zgodna z prawdą. Oskarżeni nie podlegają karze za fałszywe zeznania. Mogłem sobie łgać do woli i bezkarnie

- czyli bezrobotny bez prawa do zasiłku?

- nie tylko prawa do zasiłku, ale zdaje się, że również prawa do obrony Wysoki Sądzie.

Trochę chyba przeholowałem - pomyślałem sobie. Ale Jabłko Adama w przełyku Wysokiego Sądu przesunęło się w górę i wróciło na miejsce. Przełknął.

- zwalniam obwinionego od kosztów sądowych.

Wyszliśmy ze sprawcą z sądu w sumie zadowoleni. Z kasacji w Sądzie Najwyższym i w Strasburgu wielkodusznie zrezygnowałem. Sprawca pobiegł na trawnik, powąchał kwiatki, pogonił kota, podszedł pod gmach, podniósł tylną nogę i to była jego puenta. Ja siedziałem na ławce i zastanawiałem się nad absurdami współczesnego wymiaru sprawiedliwości. Latami kształcimy prawników, biegłych, specjalistów, stróżów prawa i sędziów, by potem oni jak stado baranów przez wiele godzin musieli zajmować się psim gównem.

Podczas powrotu do domu moja refleksja się pogłębiała. Spojrzałem na mojego psiaka i powiedziałem:

- gdybyśmy burku zeżarli ośmiorniczki za 1400 zł na koszt podatnika, wyżłopali drogie wino, wtedy nagranie byłoby nielegalne, my mielibyśmy status pokrzywdzonych, a ta ruda wiedźma z tym inteligentem od pytań musieliby pozamiatać wszystko pod dywan. Tylko, że wtedy niczym byśmy się nie różnili od tych dupków, którzy nami rządzą, więc może i lepiej.

Ja przynajmniej za jedyne 50 złotych mam bogatą kolekcję pism urzędowych, pouczeń, ostrzeżeń (czego mi nie zrobią jak się nie stawię w postaci numerów ustaw, paragrafów, punktów i podpunktów), pieczęci i podpisów różnych ważniaków od sprawiedliwości.

Stan prawny na dziś jest taki, że psie odchody w formie płynnej nie są objęte grzywną, natomiast w formie stałej podlegają grzywnie. Rodzi się fundamentalne pytanie:

- czy w przypadku gdy pies ma sraczkę należy się zniżka?

Może warto by rozstrzygnąć tę kwestię przy okazji następnego referendum.