JustPaste.it

Czy pośmiertny świat dusz jest fikcją?

Wiele lat wierzyłem w to, że książki opisujące świat dusz (np. Newtona, Dr Medhus itd.) są prawdziwe. Dziś nie jestem tego taki pewien

Wiele lat wierzyłem w to, że książki opisujące świat dusz (np. Newtona, Dr Medhus itd.) są prawdziwe. Dziś nie jestem tego taki pewien

Dusza czy Podświadomość?

Zacznijmy od tego, że to co ja nazywam podświadomością w moich książkach (np. "Stosunkowo dobry", czy wychodząca za tydzień "Kobietopedia"), ogólnie jest duszą opisywaną przez ww. autorów. W samym światku ezoterycznym, toczą się zażarte dyskusje o to czy podświadomość jest częścią duszy, czy może są tym samym.
Nie jestem ekspertem, ale wydaje mi się po wielu latach obserwacji, że moja podświadomość jest bytem, który nazywany jest duszą. Ma swoje imię, zasady, przekonania, komunikację jedynie za pomocą emocji i odczuć oraz małą inteligencję.


Dlaczego nie wierzę w pośmiertny świat dusz? Ponieważ Ja wcale nie jestem ani podświadomością, ani duszą. To bardzo prosta sprawa. Obserwuję swój umysł (myśli, wnioski, analiza), a także podświadomość/duszę (emocje, popędy, przekonania). Skoro je obserwuję to nie mogę nimi być - proste! Różni autorzy próbuja teoretyzować, że świadomość jest wytwarzana przez duszę, że jest jej częścią - ale to nieprawda. Ja obserwuję duszę i umysł, więc nie jestem nimi. Jakim cudem prawdziwego mnie (obserwatora) mogła wytworzyć emocjonalna istota o inteligencji trzylatka? Co z tego wynika? Dla mnie dużo. Przede wszystkim świat dusz który jest opisywany, nie jest światem ludzi którzy umarli, tylko co najwyżej ich dusz/podświadomości. Ale to nie są ci ludzie, ponieważ człowiek (przy założeniu że wszyscy są tacy jak ja) to obserwator, a nie dusza którą może prostym aktem woli obserwować.

To troszkę zmienia zasady gry. Reinkarnacja? I owszem, ale nie dla MNIE, tylko dla mojej duszy. Ja jestem czymś znacznie więcej niż duszą.

Ewolucja duchowa

Przedstawię Państwu moją wizję tego, jak to naprawdę wygląda. Oczywiście mogę się mylić, to tylko hipoteza. 
Człowiek powinien duchowo ewoluować - takie jest jego zadanie na planecie ziemia. Teraz człowiek ma wybór. Może utożsamić wiecznego, niezniszczalnego, Boskiego obserwatora ze swoją duszą/podświadomością - w efekcie mamy człowieka, którym targają namiętności i emocje, a on kompletnie ich nie rozumie. Podświadomość robi z człowiekiem co chce i kiedy chce. Jeśli ma destruktywne wzorce, pośle go do więzienia i unieszczęśliwi, wpędzi w nędzę czy alkoholizm.


Jeśli pozytywne, stworzy mu przyjemne życie, a jeśli chce być bogata, człowiek co by nie zrobił, będzie bogaczem którego będą pytać jak być bogatym. To co nam powie, będzie dla nas kompletnie bezużyteczne, czyli coś w stylu ucz się i pracuj i podobne banały - tajemnicą jego sukcesu będzie podświadomość, która z jakichś względów chciała doświadczyć dobrobytu. Ponoć można też ją do tego przekonać - wierzę że to możliwe, chociaż mi się nie udało. Taki człowiek gdy umrze, trafi do świata dusz opisywanego przez np. Newtona. To świat duchowy, gdzie są grupy dusz, szkoły, można robić wszystkie czego się chce w oczekiwaniu na kolejną inkarnację - którą się wybiera, by przerobić lekcję której dusza potrzebuje.

Utożsamienie z umysłem

Druga opcja. Mamy człowieka, który utożsamia się z umysłem. Chłodny, analityczny, nie ulegający emocjom, kontrolujący się. Wieczny, Boski obserwator utożsamia się ze stworzonym w wieku ok. dwóch lat umysłem (sumą wzorców i reakcji stworzoną przez społeczeństwo).

Gdy taki człowiek umrze - nie mam pojęcia gdzie trafia, ale na pewno nie do świata dusz.


W końcu mamy człowieka, który nie utożsamia się ani z duszą, ani z umysłem - który obserwuje, nie angażując się w gierki duszy i umysłu. W ten sposób inwestuje swoją energię i czas w swoją prawdziwą naturę, wzmacniając ją. Pamiętajmy że tam gdzie kierujemy swoją uwagę, tam też idzie zgodnie z huną energia. Kierujemy na emocje - wzmacniamy emocje i mamy człowieka szarpanego huraganami wyładowań emocjonalnych. Na umysł i chłodną analizę? Wzmacniamy umysł, z czego powstaje cynicznie uśmiechnięty racjonalista, który w nic nie wierzy i na wszystko żąda dowodów.

Dystans do duszy i umysłu rozkoszą

Z czasem obserwator rozrasta się, a my doświadczamy tego jakby oddalenia, dysocjacji - co opisują mistycy jako wielką błogość i rozkosz. Taki człowiek nie ulega emocjom, ani natrętnym myślom - może natomiast korzystać z obu tych systemów wedle woli, nie będąc od nich zależnym. Taka osoba (to już nie jest na pewno osoba w sensie osobowości) po śmierci na pewno nie trafi do świata dusz. Dla dziecinnych dusz byłaby ona Bogiem. A gdzie? Nie mam pojęcia. Myślę że takie wzrastanie jest celem naszego życia. A może jest inne wytłumaczenie. Ciekawe, prawda?

 

 

http://newsy.braciasamcy.pl/   nowy portal dla nas.

www.braciasamcy.pl  zapraszam na moje forum. Paniom wstęp wzbroniony!