JustPaste.it

Kto nami rządzi

Dla elity narodowej głównym problemem jest otwarcie masom drogi autentycznego awansu społecznego, polegającego na wyznaczeniu celów i etapów dochodzenia do elity narodowej

Dla elity narodowej głównym problemem jest otwarcie masom drogi autentycznego awansu społecznego, polegającego na wyznaczeniu celów i etapów dochodzenia do elity narodowej

 

 

 

Gdy chcemy zrozumieć złożoną i niejasną rzeczywistość określaną enigmatycznie mianem „globalizmu” nie możemy ignorować istnienia od lat 80’ ubiegłego wieku i rosnących wpływów tzw. „elity światowej”.

Oczywiście miano „elity” w tym przypadku nie nobilituje jej członków, toteż bardziej krytyczni analitycy sceny światowej wolą posługiwać się bardziej konkretnymi określeniami tego fenomenu społecznego, podkreślając istnienie fuzji wpływów finansowych i politycznych („światowa oligarchia finansowa”), ambicje hegemonistyczne („rząd światowy”), różnice etniczne („żydokracja”) albo wolą eksponować mechanizm wpływów o zasięgu globalnym („sieci globalne”).

Taka różnorodność etykietek nie jest rzeczą przypadkową. Wynika przede wszystkim z trudności związanych z posługiwaniem się dotychczasową terminologią polityczną i ekonomiczną, w której nie tylko brakuje określeń adekwatnych do zjawiska „elity światowej”, lecz nawet nie dopuszcza się myśli o jej istnieniu.

Jednak pierwsze bariery zostały przełamane. Najbardziej trudną do przełamania barierą było kwestionowanie zainteresowania tym widocznym i odczuwalnym zjawiskiem jako wykraczającym poza ramy badań naukowych (podobnie jak kwestionowanie zjawisk paranormalnych), a nawet sprzecznym ze zdrowym rozsądkiem (zarzut „teorii spiskowych”).

Jednak dzięki kilkunastu poważnym badaniom empirycznym, których wartości poznawczej nikomu nie udało się zakwestionować, fenomen „elity światowej” został wydobyty na światło dzienne. W książce „Ekonomia sieci. Jak globalne sieci opętały świat” (Wyd. Iota Unum, Warszawa 2015) wykorzystuję najważniejsze raporty badawcze dotyczące oligarchii finansowej, jej hegemonistycznych dążeń, rozległych powiązań (architektury sieci globalnych). Szczególnie rzuca się w oczy niska wiarygodność powszechnie uznawanych „pewników” politycznych i ekonomicznych, w tym przekonania o nadrzędnej funkcji wolnego rynku i konkurencji.

Jedną z następnych barier, której przełamanie jest tylko kwestią czasu, stanowi niechęć do podważania schematycznych poglądów o władzy politycznej. Dotyczy to zwłaszcza rozważań geopolitycznych, w których „elity światowe” nie są uwzględniane. Chodzi o to, że w latach 1980-2010 „elity światowe” utorowały sobie drogę do sprawowania władzy politycznej degradując lokalną władzę polityczną. Lokalna władza polityczna nadal istnieje, a nawet jest w pewnym sensie nieodzowna, ale nie jest to władza znajdująca się w rękach miejscowej elity politycznej. Jest to władza menagerów wypełniających zlecenia „elity światowej”. Przypisywanie lokalnej władzy politycznej istotnego znaczenia stało się czymś absurdalnym, a mimo to powszechnym.

Toteż ponownie pojawia się problem, kim jest elita narodowa. Jeśli dziesiątki tysięcy menadżerów pracuje w zagranicznych instytucjach finansowych, sieciach handlowych oraz finansowanych przez „elitę światową” organizacjach non-profit, to z pewnością nie stanowią oni elity narodowej. Jeśli partie polityczne są końcówkami sieci globalnych, ich przywódcy i aktywiści również nie tworzą elity, nawet w wąskim znaczeniu elity politycznej. Podobnie jak w przypadku „elity światowej” trudno osoby sprawujące taką władzę obdarzyć mianem elity politycznej, a tym bardziej – elity narodowej.

To oznacza brak elity narodowej lub zepchnięcie jej na margines życia politycznego; zdegradowanie jej i upokorzenie. W Polsce obydwie tendencje krzyżują się i uzupełniają. Nawet nie precyzując pojęcia „elity narodowej” dobrze wiemy, że została ona w znacznym stopniu wymordowana w czasie II Wojny Światowej, a następnie – w latach komunizmu. Wiemy także, chociaż bardziej intuicyjnie, że po II. Wojnie Światowej jej znaczna część została wypchnięta z kraju, represjonowana, ubezwłasnowolniona i sprowadzona do roli „przegranych”.

Oznacza to, że są także „wygrani”, którzy do elity narodowej nadal odnoszą się wrogo lub lekceważąco; występują z pozycji wygranych. Innymi słowy, nadal funkcjonuje anty-elita narodowa, której rola jest niewątpliwie znacząca. Nadal elita narodowa jest dla niej zagrożeniem, z którym energicznie walczy.

To tylko sygnał, iż niewiele jeszcze rozumiemy o powojennych przeobrażeniach społecznych w Polsce. Opór przeciwko odrodzeniu i przywróceniu elicie narodowej należnego w strukturze społecznej miejsca jest niezwykłe silny i nie można się spodziewać, że zostanie on łatwo pokonany, nawet w skrajnie niebezpiecznej sytuacji.

Problem elity narodowej jest problemem centralnym, bowiem bez jej istnienia i aktywności, a tym bardziej w warunkach wrogości do elit narodowych żaden kraj, żaden naród, żadna gospodarka narodowa nie ma żadnych szans rozwoju. Tej istotnej kwestii powinniśmy poświęcić więcej uwagi. Wymaga to jednak przypomnienia, czym jest elita narodowa.

Rozwój i egalitaryzm

Przeciwstawiając komunizm liberalizmowi trudno było zauważyć, że łączy je jedno istotne ogniwo: egalitaryzm. Dotyczy on nie tylko doktryn politycznych i oficjalnych nurtów politycznych. Również większość wymierzonych przeciwko rządom komunistycznym, a następnie rządom liberalnym ruchów społecznych miało jednoznacznie egalitarny charakter. Na przykład „Solidarności” w Polsce również była ruchem egalitarnym.

Dominująca obecnie w Europie (anglosaska) formuła demokracji parlamentarnej stanowi przełożenie teoretycznej koncepcji egalitaryzmu na praktykę polityczną. Prawa człowieka wyrażają skrajną formę egalitaryzmu, i tak dalej.

I oto wskutek dojścia do głosu „elity światowej” ten egalitarny nurt współczesnej myśli społecznej i praktyki politycznej został niepostrzeżenie wywrócony. Okazało się bowiem, że współczesny egalitaryzm państwowy stanowi żyzną glebę dla patologicznej elitarności (nie można inaczej traktować „elit światowych”). Z jednej strony egalitaryzm państwowy okazał się zabójczy dla elit narodowych, ale z drugiej strony stał się „manną z nieba” dla antynarodowych, antydemokratycznych i antyludzkich „elit światowych”.

Nie ma potrzeby wyjaśniać, że nowe „elity światowe” w niczym nie przypominają elit narodowych. Jeszcze gorzej jest z ich krajowymi ogniwami wykonawczymi, które muszą funkcjonować poza ramami kultury narodowej, co odbiera im kartę wstępu do elity narodowej. Bo to właśnie stosunek do kultury narodowej definiuje autentyczne elity narodowe, o czym jeszcze napiszemy.

Jednak już teraz można pokrótce rozważyć, na czym polega różnicą między „elitą światową” i jej przedłużeniem krajowym, a elitą narodową. Nietrudno zauważyć, że między tymi przeciwstawnymi sobie elementami hierarchii społecznej stale tli się i wybucha silny antagonizm. To jednak nie tłumaczy tej różnicy, tym bardziej, że opinia publiczna postrzega ją słabo i skłonna jest te elementy utożsamiać. Nie wystarczy stwierdzenie, że pracują one na rzecz skrajnie przeciwstawnych interesów (z jednej strony własnych, z drugiej strony społecznych, narodowych). Nie wystarczy również konstatacja, że są one zróżnicowane pod względem poziomu kultury narodowej. Istotny jest fakt, że każda z nich kieruje masy społeczne w innym kierunku. Dla „elity światowej” głównym problemem jest ubezwłasnowolnienie tych mas.

Dla elity narodowej głównym problemem jest otwarcie masom drogi autentycznego awansu społecznego, polegającego na wyznaczeniu celów i etapów dochodzenia do elity narodowej. Pierwsze są zamknięte, drugie otwarte. W pierwszym przypadku masy ulegają degradacji społecznej, ekonomicznej oraz moralnej, zaś w drugim przypadku – odwrotnie.

Nie można przy tym pominąć problemu nierówności ekonomicznej. W koncepcji neoliberalnej nawet skrajnie duże nierówności ekonomiczne nie „zakłócają” fałszywego wyobrażenia, iż funkcjonuje system egalitarny. Egalitaryzm rozciąga się na „równość wobec kultury”, co jest istotą tolerancji.

Natomiast w przypadku rządów elity narodowej świadomość niedostatków kultury masowej jest najbardziej bolesnym ograniczeniem rozwoju narodowego, które należy przezwyciężać. Takie przeciwstawienie nie zdaje się jednak na nic, jeśli nie uwzględnimy procesów historycznych. Chodzi o to, że te rzekomo „subtelne różnice” z czasem urastają do niszczących życie narodowe aktów wandalizmu, grabieży, nędzy ekonomicznej i moralnej, aż w końcu do programowego ludobójstwa.

Likwidacja bezpieczeństwa socjalnego jest przede wszystkim wyrazem postawy skrajnie aspołecznej. Warto więc zastanowić się nad stosunkiem do polityków i ekonomistów, którzy z jednej strony publicznie demonstrują patriotyzm i przywiązanie do wartości narodowych, a z drugiej strony ostro sprzeciwiają się „państwu opiekuńczemu”, chociaż takiego państwa w Polsce z pewnością nie ma (pod względem usług socjalnych i zdrowotnych Polska znajduje się na jednym z ostatnich miejsc w Europie). Patriotyzm plus skrajny liberalizm ekonomiczny, to największe oszustwo. Wszak nie chodzi o wyrażanie liberalnych poglądów, lecz o niszczenie żywych ludzi.

Skrajny liberalizm ekonomiczny jest współczesną postacią darwinizmu społecznego, który wymaga zniesienia wszelkich udogodnień społecznych, które gwarantowałyby harmonijne współżycie silnych i słabych. Ale pod fasadą skrajnego liberalizmu kryje się nie tylko wiara w mechanizm doboru naturalnego. Z ekonomicznego punktu widzenia dostrzec można, że jest on uzasadnieniem grabieży („niepotrzebnej”) infrastruktury socjalnej państwa, czyli przejmowania własności narodowej przez „elitę światową”, a jednocześnie tworzenie warunków do otwarcia „komercyjnych” usług socjalnych z wysokim, monopolistycznym poziomem zysków.

Dla ludzi naiwnych i ogłupionych sprokurowano „teorię ekonomiczną” prywatyzacji, w której jakoby beneficjentami grabieży majątku narodowego są prywatni przedsiębiorcy wolnorynkowi, a nie światowe fundusze inwestycyjne i wielkie koncerny ponadnarodowe.

Najważniejsze jest jednak to, że anty-elita nie ma wiarygodnej legitymacji do rządzenia, a tym bardziej do ingerencji politycznej w różne obszary życia duchowego, społecznego i ekonomicznego. Wybory parlamentarne są parodią demokracji. To oczywiście stanowi ciągłe i nieodwracalne zagrożenie dla kontr-elity, wiec musi ona z konieczności polegać na „elicie światowej”. Jej zerwanie z wcześniejszym statusem suwerenności narodowej nie jest kwestią poglądów czy serwilistycznych zachowań, lecz ma charakter systemowy.

A co najważniejsze, problem polega na tym, że ponieważ anty-elita nie otrzymała tej legitymizacji, stanowiący ją nuworysze są stale zagrożeni możliwością buntu społecznego. Dlatego anty-elita poszukuje intelektualistów gotowych do radykalnego zerwania z ich wcześniejszym statusem narodowym.

Istota elity narodowej

Przede wszystkim musimy przypomnieć, że nie zastanawiamy się nad abstrakcyjnymi pojęciami „elity narodowej” czy „narodu”, lecz nad funkcjonowaniem konkretnych podmiotów społecznych. Zbrodnia, której dokonano na elicie narodowej i narodzie polskim nie polega tylko na niszczeniu tych bytów społecznych, ale również na podważeniu ich podmiotowości, a ściślej biorąc, na uznaniu ich za dowolne zbiory jednostek mniemających o sobie, że są „elitą” albo dowolne uznających się za członków „narodu”.

Nietrudno zauważyć, na czym polega rozróżnienie między realną elitą narodową i narodem jako ważnymi podmiotami społecznymi a poglądami, wedle których są to zbiory ludzi zjednoczonych wspólnym wyobrażeniem o sobie. Elita narodowa oraz naród są żywymi podmiotami, zaś wspomniane zbiorowości są martwymi zestawieniami statystycznymi. Oznacza to, że przejście od podmiotowości do braku podmiotowości nie tylko podważa wolną wolę elity narodowej, czy narodu (czyli powoduje ich ubezwłasnowolnienie), lecz pozwala na ich lekceważenie, eliminowanie z życia publicznego, a w konsekwencji – na ich unicestwienie.

Jeśli zgodzimy się z tym, że elita narodowa jest nieodzownym elementem bytu narodowego, łatwiej nam będzie zrozumieć znaczenie tej elity. Fakt, że została ona wyparta z życia społecznego i zdegradowana nie ma tutaj nic do rzeczy. Z jednym ważnym wyjątkiem, że fakt ten zahamował rozwój społeczny i gospodarczy.

Wyparcie tej elity z życia publicznego oznacza, że naród jest pozbawiony widocznego przywództwa duchowego, politycznego i ekonomicznego. Ale taki stan rzeczy nie może trwać wiecznie, a więc albo nastąpi odrodzenie elity ponowne objecie przez nią roli przywódczej albo naród po prostu zginie.

Niestety, po 1989 roku w Polsce nie doszło do rehabilitacji elity narodowej. Oznaczało to, że wielki dorobek kulturowy elity narodowej nadal pozostaje w archiwach oraz w coraz bardziej słabnącej pamięci narodu. Związane z tym olbrzymie straty duchowe i materialne zostały przesłonięte ideologią neoliberalizmu, która okazała się globalnym oszustwem. Toteż potrzeba określenia, czym jest elita narodowa nie jest bynajmniej wyważaniem otwartych drzwi, lecz koniecznym warunkiem otrzeźwienia ogłupiałych mas ludzi.

Po pierwsze, elita narodowa nie jest elitą polityczną, lecz tę elitę kształtuje i kontroluje. Anty-elita jest zawsze „elitą polityczną”, chociaż przypisuje sobie wiele innych cech. Przypomnijmy sobie, że kierowniczą rolę w okresie komunizmu pełnili sekretarze i egzekutywy PZPR. Władza polityczna rozciągała się na niemal całe życie publiczne, czyli miała charakter totalitarny.

Po drugie, elita narodowa jest ściśle związana z kulturą narodową. Przed wieloma ludźmi pojawia się więc przeszkoda: dzisiaj nie jest już jasne czym jest kultura narodowa, także zepchnięta na margines życia narodowego. Wybitna rola elity narodowej polega na tym, że jest ona producentem kultury narodowej; kultura narodowa wymaga bowiem reprodukcji i produkcji. W porównaniu z elitą narodową anty-elity wyglądają nędznie; nie przyczyniają się do wzbogacenia kultury, lecz zadowalają się jej popularnymi namiastkami lub imitacją.

Po trzecie, wytwarzanie kultury narodowej wymaga zdolności osobistych, świadomego i konsekwentnego zaangażowania, dobrego wychowania, a przede wszystkim postawy społecznej i moralnej. Otwartość elity narodowej nie polega na tym, że wszyscy mogą do niej wchodzić i z niej wychodzić jak z autobusu. Polega ona sprostaniu wysokim wymaganiom społecznym i moralnym. Po co to wszystko? To są nieodzowne warunki uzyskania zaufania społecznego, a tylko na zaufaniu społecznym można budować autentyczne przywództwo duchowe.

Naród jest organizacją opartą na zaufaniu społecznym, a nie na przymusie fizycznym, ekonomicznym czy prawnym.

Jakże mizerne i żenujące są przedwyborcze starania kontr-elity podejmowane w celu zdobycia zaufania społecznego. To nie jest dla kontr-elity zasadniczy problem, gdyż jej władza nie opiera się na zaufaniu społecznym. Nikt raczej nie spodziewa się po niej realizacji głoszonych haseł czy podejmowanych zobowiązań.

Nadal jesteśmy przekonani, że egalitaryzm jest niepodważalną wartością, gdy tymczasem egalitaryzm nie istnieje jako realny system społeczno-ekonomiczny, lecz jest ideą lub hasłem wykorzystywanym przez demagogów politycznych.

Niebezpieczeństwo związane z egalitaryzmem polega głównie na tym, że najsilniej przemawia do ludzi niewykształconych i pozbawionych kultury narodowej, stawiając w niekorzystnej sytuacji wszystkich, którzy tworzą elitę narodową. Zarazem jest nieodzownym warunkiem zdobywania władzy przez kontr-elity, ponieważ egalitaryzm daje fałszywe poczucie jedności, w tym nawet fałszywie pojmowanej jedności narodowej. Jest to pułapka, w którą Polacy wpadali wielokrotnie.

Możemy założyć, że w każdym społeczeństwie dążenia egalitarne są na ogół słabe. Ale mogą być rozniecane przez politycznych demagogów, którzy wskazują tłumom iluzoryczną drabinę awansu i ich koniecznie wroga. Pozorny awans jest orędziem demagogów politycznych. Przewrotność demagogów polega na tym, że obiecują awans bezwarunkowy społecznie, to znaczy bez konieczności osiągnięcia wysokiego poziomu wiedzy, kultury i moralności. Jedynym warunkiem jest wymóg dyscypliny politycznej: podporządkowanie kreatorom „egalitarnego systemu”. Temu służy zwłaszcza wskazywanie wroga.

W istocie rzeczy jest to dla większości „awansujących” degradacja, gdyż taki układ wymusza zerwanie z tradycją rodzimą (np. ludową), ale przede wszystkim wymusza akceptowanie zachowań prymitywnych i przestępczych anty-elity. Drabina społeczna jest więc odwrócona do góry nogami. A na szczycie nie znajduje się wówczas elita narodowa, która została powalona na ziemię. Na szczycie znajduje się tylko jej przeciwieństwo; anty-elita.

Nie mówimy o czasach komunistycznych. Mówimy o dniu dzisiejszym, w którym proces degradacji elity narodowej osiągnął apogeum. Wielu więc zastanawia się, czy ona jeszcze istnieje, a jeśli nawet, to co może w tej sytuacji zrobić?

Drugim uwarunkowaniem mobilizacji mas jest kreowanie wroga. Jest to niekiedy jedyny sposób utrzymania jedności mas. Przykładu nie trzeba daleko szukać. Proszę zauważyć, jak sprawnie wykreowano w ciągu niespełna roku wroga Polski: współczesną Rosję, w trudnych do ukrycia celach: pchnięcia Polaków do wojny przeciw Rosji po stronie Stanów Zjednoczonych z jednej strony, a także wprowadzenia do Polski amerykańskich wojsk okupacyjnych z drugiej strony. Ofiarą tego i podobnych nadużyć dążeń egalitarnych są właśnie masy.

Nie ma to nic wspólnego z poszanowaniem demokracji i prawami socjalnymi. Przeciwnie, funkcjonowanie i zapewnienie bezpieczeństwa kontr-elicie podporządkowanej „elicie światowej” wymaga stworzenia mechanizmów blokujących dążenia demokratyczne (podobnych do tych, które w komunizmie określano mianem „centralizmu demokratycznego”) albo raczej ich dalszego wykorzystania (wraz z regulacją prawną, instytucjami państwowymi, propagandą, służbami specjalnymi, itd.).

Jak niedawno zauważył grecki ekonomista Vasilis Viliardos, tym zjawiskom towarzyszy „negatywny populizm”, polegający na demonstracyjnym odrzucaniu przez polityków drażliwych i niekorzystnych dla społeczeństwa zobowiązań międzynarodowych (realizowanych w interesie „elity światowej”) z pełną świadomością, że nie są w stanie tego osiągnąć. „Negatywny populizm” wydaje się być obecnie główną metodą prowadzenia kampanii wyborczych.

Jesteśmy świadkami również deformacji mechanizmów demokracji na użytek „elit światowych”. Ten proces wypiera instytucje demokratyczne do sfery fałszywej świadomości społecznej, systematycznie karmionej odpowiednią propagandą polityczną i ekonomiczną. Równolegle dokonuje się proces faszyzacji ustroju politycznego i gospodarczego.

Podobnie przebiega proces ograniczenia praw socjalnych, kamuflowany neoliberalnymi argumentami przeciwko „państwu opiekuńczemu”. Każdy rozsądny człowiek musi przyznać, że bezpieczeństwo socjalne w racjonalnie określonych granicach jest nieodzowne. W warunkach rosnącego ubóstwa materialnego ludności bezpieczeństwo socjalne nabiera większego znaczenia i zakresu; tymczasem jest odwrotnie. W tych warunkach zwijanie bezpieczeństwa socjalnego staje się narzędziem niszczenia społeczeństwa, a nawet – w połączeniu z innymi agresywnymi elementami polityki ekonomicznej – ludobójstwa.

Prof. dr hab. Artur Śliwiński
Autor jest wiceprezesem zarządu Stowarzyszenia Klub Inteligencji Polskiej.

http://www.klubinteligencjipolskiej.pl/