JustPaste.it

Wszystko się zmienia

Kiedy żyjesz w świecie, które znajduje się pod ziemią, ale jednocześnie świeci tam słońce, zaczynasz przyzwyczajać się do ryczenia smoków zamiast gdakania kur...

Kiedy żyjesz w świecie, które znajduje się pod ziemią, ale jednocześnie świeci tam słońce, zaczynasz przyzwyczajać się do ryczenia smoków zamiast gdakania kur...

 

 

Wszystko się zmienia

Kiedy żyjesz w świecie, które znajduje się pod ziemią, ale jednocześnie świeci tam słońce, zaczynasz przyzwyczajać się do ryczenia smoków zamiast gdakania kur i małych elfów biegających po kątach twojego pokoju, zastępujących myszy. Feniksy latające po niebie są dla ciebie codziennością, a biegające po podwórku kelpie, centaury i gnomy to nic nadzwyczajnego. Jednak minął już tydzień, a ja wciąż podskakuję, kiedy widzę małego, zielonego, skrzydlatego gada siedzącego na parapecie. Wcześniej budziłam się co najwyżej z kotem śpiącym na klatce piersiowej, a teraz...

Wygramoliłam się z łóżka o wschodzie słońca, co od niedawna jest dla mnie normalne, bo inaczej mój młodszy brat wtargnie do pokoju i porozlewa wodę na łóżko. Zimną wodę. Brr... Wspominając spokojne czasy wstawania o dziesiątej ubrałam się, umyłam i zeszłam na dół na śniadanie. Zapach brunostu i knedli dotarł do mojego nosa i żołądek dał o sobie znać. Brunost to ser z serwatki z koziego mleka o brązowej barwie, a knedle... no cóż, chyba wszyscy wiedzą co to są knedle...

-A ja już wody nalałem! Panie Feliksie, co mam z nią zrobić?- Erick, mój młodszy, niski, chudy, uroczy, denerwujący, natrętny, denerwujący, pracowity, denerwujący, słodki dziesięcioletni brat. Oj, przepraszam. BRACISZEK.

-Z siostrą, czy z wodą?-A Felix, jak zwykle niepoważny, rozbawiony i... jedzący MÓJ SER!

-FELIX! Zostaw ten brunost! Jak zwykle się ze mną nie dzielisz, ty niewyrafinowana świnio! Ile razy ci mówiłam, prosiłam, błagałam, żebyś się pytał, zanim coś zjesz?! Ale NIE! Po co mnie słuchać!

* * *

-Dzisiaj mam dla ciebie niespodziankę.

O nie, ostatnim razem, kiedy miał dla mnie niespodziankę, omal nie zostałam wtargana do jeziora przez kelpie...

-Mam co do tego złe przeczucia.

-Oj, daj spokój, będzie dobrze.

-Ostatnio też mówiłeś, że „będzie dobrze”, a kiedy dryfowałam po jeziorze, to już miałeś co innego na myśli.

-Smok cię raczej nie utopi, prawda?

-Nie, ale może mnie spalić, poturbować...

-...zalizać na śmierć. Albo możesz jeszcze z niego spaść, potknąć się o jego ogon... Możliwości jest wiele, ale jak myślisz, co zamierzamy ci zrobić?

Zamilkłam na chwilę, próbując wymyśleć, co takiego znowu mi zgotował... O nie.

-Potrzebujesz pomocy w stajni? No wiesz, sprzątanie smoczych kup nie za bardzo mi się uśmiecha...

-Ponoć pracowałaś kiedyś w gospodarstwie.

-Tak, ale to były KONIE. Nie miały gadziej skóry, skrzydeł, co najmniej dwóch metrów wzrostu, ale co najważniejsze-nie ziały ogniem!

-Rozumiem. Nigdy nie myślałem nad tym, żeby zrobić ci miejsce w stajni, ale skoro nalegasz...

-Felix!

-No dobra-zaśmiał się lekko swoim zadziwiająco głębokim głosem-Dzisiaj, nauczymy cię latać.

Patrzyłam na niego szeroko otwartymi oczami i opadniętą szczeną. Latać? Ja...latać? Na smoku? No chyba nie...

-Żartujesz.

-Nie. Twój ojciec dostarczył mi wiadomość, że życzy on sobie, abyś wystartowała w wyścigu.

Westchnęłam ciężko. A więc znowu ojciec? Przez jedenaście lat nie odezwał się do mnie słowem, a teraz chce, żebym dosiadała smoka? Oto nowy laureat nagrody najlepszego ojca w kraju...

-Już ci osiodłałam Węgla, możemy zacząć- Avalon akurat weszła do kuchni, zabrała knedla w zęby i pociągnęła mnie za rękę w stronę wyjścia. Wiedząc, że z tym elfem nie warto dyskutować posłusznie pozwoliłam się targać czarnowłosej. Cieszy mnie chociaż to, że wybrała mi Węgla, najmniejszego smoka w stajni. Mierzy około dwóch metrów... Taa, malutki.

Na dworze stał gruby i szary gad, który zajęty był obserwowaniem gnomów biegających po ogrodzie, a niedaleko spał ogromny, granatowo-biały, smok Avy-Sonet.

Avalon puściła moją rękę i podeszła do siodła Węgla, który przestał oglądać małe, gołe stworzonka i stanął prosto, a było to oczywiste, że nie z własnej woli. Jego mina mówiła sama za siebie: „Znowu mnie chamsko wkręcili w jakąś imprezę”.

-Lewa noga w strzemię, wsiadasz, trzymasz się mocno tego sznura, co jest przywiązany do przedniego łęku, ruszasz do góry i koniec. Aha, i starasz się nie zlecieć. Jak będziemy w powietrzu, to powiem ci, co masz dalej robić. Nadążasz?

Skinęłam niepewnie głową i wsunęłam lewą stopę w strzemię, po czym usiadłam na grzbiecie smoka. Avalon wsiadła na Soneta i powiedziała mi, że mogę zaczynać. Wzięłam głęboki oddech i przypomniałam sobie, jak wyglądał mój pierwszy raz w siodle na koniu...

Była zima. Inni ludzie zamarzaliby ze względu na pogodę, ale dla mnie wiatru prawie nie było. Czułam się bezpiecznie na grzbiecie niewielkiego, śnieżnobiałego kucyka. Musiałam wyglądać okropnie z ciemnymi workami pod oczami, ubraniami, które niemal zwisały ze mnie, nie wspominając już o dosiadzie dziecka z oprowadzanek szetlandów. Jednak to wszystko się dla mnie nie liczyło, bo... pierwszy raz od długiego czasu poczułam się naprawdę szczęśliwa. Miałam nawet wrażenie, że potrafię latać.

A teraz proszę bardzo: siedzę na grzbiecie smoka, który robi się nerwowy, bo nie może doczekać się lotu. Szczerze mówiąc, ja też.

Wbiłam pięty w boki Węgla, który wydał z siebie wysoki kwik, po czym rozpostarł swoje długie skrzydła i wzbiliśmy się w powietrze.

_________________________________________________________________________________________________

Fragment opowiadania 

"Jeźdźcy Drage øyene"