JustPaste.it

Garry Wojownik

Z Tobą piesku...odeszły anioły...Wsłuchaj sięA usłyszysz ich głos

Z Tobą piesku...odeszły anioły...Wsłuchaj sięA usłyszysz ich głos

 

 

"To tylko pies, tak mówisz
tylko pies...
a ja ci powiem
że pies to często jest więcej niż
człowiek
on nie ma duszy, mówisz...
popatrz jeszcze raz
psia dusza większa jest od psa
i kiedy się uśmiechasz do niej
ona się huśta na ogonie
a kiedy się pożegnać trzeba
i psu czas iść do psiego nieba
to niedaleko pies wyrusza
przecież przy tobie jest psie niebo
z tobą zostanie jego dusza"

~Nieznajomy

Garry Wojownik

Nigdy nie wiedziałem, co to znaczy być kochanym. Mój Pan się mną nie opiekował, nie karmił, nie czesał, nie głaskał, nigdy nie słyszałem, żeby powiedział „Dobry pies”. Jedyną łaskę, jaką mi sprawił, to wyrzucenie mnie na ulicę, kiedy byłem już stary i chory. Bardzo chory. Nie mam pojęcia, jak długo się błąkałem. Głodny, smutny, przerażony. Miałem wrażenie, że cały świat ze mną nie współpracuje... Porzuciłem wszelką nadzieję i wiarę w lepsze jutro. Wielu ludzi chciało mnie zachęcić, żebym poszedł z nimi, ale ja nie chciałem. Miałem przeczucie, że jeśli do nich podejdę, będzie jeszcze gorzej... Wtedy zjawiliście się Wy.

Wasze głosy były takie... pocieszające i... przepełnione czymś, czego ja nie czułem już od bardzo dawna...nadzieją... a Wasze ręce... one... pachniały dobrem i... bezpieczeństwem... Pomyślałem sobie, że może warto Wam zaufać... Nie pomyliłem się.

Zabraliście mnie do miejsca, które wszyscy zwykli nazywać Rajem. Było tam dużo psów małych i innych nawet wyższych ode mnie. Myślałem, że wepchniecie mnie do klatki, tak jak resztę, ale nie. Wy wprowadziliście mnie do pomieszczenia, które pachniało lekami i szczepionkami. Mówiliście do mnie głosem miękkim i łagodnym, jednocześnie głaszcząc mnie po głowie, na której nie było tak naprawdę co głaskać... Dowiedziałem się, że jestem rasowym owczarkiem niemieckim, cokolwiek to znaczy, i mam szereg chorób, takich jak niewydolność trzustki, anoreksja, niedokrwistość, problemy z tarczycą, łojotokowe zapalenie skóry oraz gronkowiec. Nie rozumiałem , dlaczego są one takie ważne, ale wiedziałem jedno. Dostałem imię. Dostałem coś, czego nie miałem od, jak powiadacie, dziesięciu lat.

Tamtego dnia, moja nadzieja powróciła ze zdwojoną siłą. Chciałem żyć. Chciałem żyć, kochać i być kochany.

Dawaliście mi jeść, pić i faszerowaliście mnie lekami, które, jak sami powiedzieliście, mają mi pomagać. I pomagały, ale największe lekarstwo, jakie kiedykolwiek mogłem dostać, to Wasza miłość. Wasz czas, poświęcenie, zaangażowanie... Wasze ciepłe dłonie, które zawsze pobudzały mnie do dalszej walki, kiedy myślałem, że już pora się poddać. Wasz łagodny głos, który sprawiał, że wszystkie moje lęki zanikały. To dzięki Wam, znowu stałem się szczęśliwym psem.

Po paru tygodniach przytyłem o kilogram, a po dwóch-trzech miesiącach, zaczęła odrastać mi sierść. Wszyscy mówili, że kiedyś będę pięknym, futrzastym owczarkiem, a nie „workiem skóry zarzuconym na szkielet”... Trafiłem do jakiejś rodziny, która opiekowała się mną równie dobrze, jak Wy. Niestety ta radość nie trwała wiecznie, bo musiałem wrócić... I wróciłem, ale odmieniony. Słyszałem, że wreszcie zaczynam wyglądać, jak wzorzec mojej rasy... Chodziłem z Wami na spacery, które pokochałem, nawet, jeżeli trwały tylko kilka minut... Codziennie dostawałem do miski to samo, ale mówiliście, że jestem na czymś, co nazywa się „ścisła dieta” i nie mogę jeść nic innego...

Próbowaliście znaleźć mojego poprzedniego Pana, ale nadaremnie, bo na pewno był już bardzo daleko stąd. Znałem jego głos i zapach, widziałem jego twarz, ale... nikt mnie nie pytał, bo przecież jestem tylko psem i nie umiem mówić... Chciałem Wam tak bardzo pomóc, ale... nie wiedziałem jak. Jedyne, co mogłem zrobić, to starać się przytyć tak dużo, ile się da. Pozwolić Wam i Waszym ciepłym dłoniom głaskać mnie, przytulać, pieścić... Pozwolić na to, abyście mnie kochali...

W ten sposób, poznałem, czym jest miłość. To takie uczucie, kiedy nie chcesz umrzeć, bo druga osoba będzie z tego powodu smutna. Właśnie dlatego walczyłem dalej.

Pewnego dnia, ktoś zabrał mnie na spacer. Dłonie tego kogoś głaskały mnie i emitowały ciepłem, ale nie mogły się równać z Waszymi. Dostałem nawet chrupka i go zjadłem, bo byłem głodny... Wtedy przypomniałem sobie o mojej „ścisłej diecie”, ale było już za późno... Kiedy wróciłem, bardzo bolał mnie brzuch i miałem coś, co nazywa się „gorączka”. Nie wiedziałem dlaczego jest to takie ważne, ale wolałem nie zadawać pytań... Nie, żebym w ogóle mógł...

Cały następny dzień leżałem w moim posłaniu, a Wy próbowaliście postawić mnie na nogi, ale byłem za słaby... Pod wieczór zanieśliście mnie do „gabinetu weterynaryjnego”, żeby dowiedzieć się, co mi dolega... Okazało się, że potrzebuję „zabiegu udrażniania układu pokarmowego”. Brzmiało to dość poważnie i pewnie było, bo staliście się przestraszeni, ale... cały czas mówiliście mi, że będzie dobrze...

Później podłączyliście mnie do czegoś dziwnego i natychmiast poczułem, jaki robię się śpiący... Wasze dłonie zawsze tam były... Zawsze mnie głaskały... Zawsze mówiliście tym łagodnym głosem, dzięki któremu miałem nadzieję, że mój los się zmieni... Dlatego Wam zaufałem i zasnąłęm...

Kiedy się obudziłem, byłem gdzie indziej... i byłem kimś innym. Miałem długie, miękkie futro i czułem się najedzony... Wtedy zauważyłem parę białych, dużych skrzydeł, ciągnących się z moich pleców i... zrozumiałem, gdzie trafiłem. „Tęczowy Most” nazywają go wszyscy. I ludzie i zwierzęta. To właśnie tutaj zażywamy spokoju i prawdziwej radości, kiedy nasze ciało już nie może wytrzymać i... zamyka się, ale przedtem uwalniając kolorową duszeczkę, która doleci aż tutaj... Ponad budynki, chmury i kosmos... do miejsca, w którym żyć możemy wiecznie. Ale warunek jest taki, że nigdy nie powrócimy na dół... Dlatego, chciałbym teraz Wam podziękować... Ja, Garry, za pomoc i oddanie... Za miłość i troskę...

Jestem Garry... Garry Wojownik. Przyszedłem do Was, a Wy mnie przyjęliście. Walczyłem, a Wy walczyliście ze mną. To dzięki Wam, wróciła moja wiara w ludzi. Nakarmiliście mnie, leczyliście, dbaliście o mnie. Kochałem i byłem kochany... bezpieczny... Daliście mi wspaniałe trzy miesiące życia. Byłem z Wami szczęśliwy... Dziękuję Wam za wszystko, Przyjaciele...

Koniec

Garry odszedł od nas 20.09.2015 r. Bezdomny, ale wśród ludzi, których kochał... i przez których był kochany. Jego byłego właściciela nie udało się odnaleźć.

Julianna Spolankiewicz

a7105ee86a2ec5da397b1b15765a5ee3.jpg