JustPaste.it

Miłość -,a nienawiść?

Komu ,mam wieżyc-sobie,teleologii bogu,kościołowi ,permanentnie zmiennej władzy z krzyżem w sejmie?

Komu ,mam wieżyc-sobie,teleologii bogu,kościołowi ,permanentnie zmiennej władzy z krzyżem w sejmie?

 

Droga do prawdy, do szczęścia dla wielu bardzo daleka, widzą je tylko w marzeniach i snach, a nasze w namiocie pod chmurką było! Jezioro Bajkał Jezioro Bajkał / fot. Wikipedia Miłość niejedno ma imię, zjawia się nieraz niby grom z jasnego nieba, zaiskrzy, błyskawicą oślepi, zabierze rozum, ubezwłasnowolni, co niektórym życie rujnuje. To choroba uczuć, nieuleczalna, jak alkoholizm, permanentnie wraca. Kaca leczy się kielichem, a miłość kolejną miłością. Bigamiści płci obojga, single, rozwodnicy i inni fachmani sztuki uwodzenia handlują nią. Przechodzi jak puchar przechodni od spodni do spodni - jest religią biznesu. Wśród znanych Polaków, w cieniu krzyża, od zawsze kwitła taka. Tylko Walewska, patriotka, Napoleonowi z wisielca zrobiła powstańca i w igraszkach łóżkowych Księstwo Warszawskie wygrała. Śród możnych, prócz namiętności, dobra materialne grają pierwsze skrzypce, współcześnie w modzie są bardzo starzy, bardzo bogaci i bardzo chorzy. Z takimi rozwód to majątek na całe życie, a ich zgon - Colorado. Była żona miliardera Kulczyka w dobrobycie się pławi, jego kochanice też. Peany, hymny pochwalne nad grobem jego wygłosili też namiestnicy Boga mimo, że żył w rozpuście, z komuchami kolaborował. Ale na tacę hojnie dawał, z miłości bliźniego wspierał też politykierów różnej maści. Miłość nie ma granic - powiadał! Dozgonna miłość tylko matczyna i psa! A małżeństwo? Więzienie, kara boża za grzechy popełnione w młodości, a wieloletnie, jak kazirodztwo, z urzędu winno być rozwiązane! Samotność dwojga oziębłych pod jednym dachem męczy, księżycem świeci, a nie grzeje. W niewoli słowiki nie spierają, a w małżeństwie ludzie się zdradzają. Miłość i wolność to siostry syjamskie. Nie żeń, pół miasta ją miało. Jakie tam miasto, raptem pięć tysięcy odpowiedział, a kiedy od nocy poślubnej lata mignęły błyskawicą, a żona w między czasie aktywistką Radia Maryja została, łuski z oczu dopiero spadły! Grzechy zwichrowanej młodości do bólu kości przypomniała. - Co było, a nie jest, nie pisze się w rejestr. Zmień o przeszłości wspomnienia- radził mąż - Nie chodzisz do kościoła od ślubu! I gdybyś zmazał wszystkie skazy, nie przebaczę bezbożnikowi!-ripostowała. - Życie krótkie i bzykać się chce, a dusza nieśmiertelna - odpowiedział i zanucił refren piosenki. „Nigdy więcej nie mów do mnie takim głosem” i wyszedł z domu. - Nie wracaj - wrzeszczała. Szukał bratniej duszy na zewnątrz, a nie wiedział że ona czeka od lat, samotna i cicha w jego ego. I odnalazł ją wreszcie tam! Na własny rachunek począł żyć - Jak się pościelę, tak się i wyśpię - rzekł sobie. - Świątynią moją teraz lasy, góry, jeziora i ogród marzeń. W nich odnajduję to, co wydarły z serca przewrotne uczucia - powiedział obejmując jak kochankę ulubiona brzózkę! W piekle będziesz się smażył, ostrzegały dewoty, on je olewa, wybraną idzie drogą. I spotkał na niej pewnego dnia kobietę o poglądach podobnych. I mimo różnicy wieku, wędrowali razem po kraju i świecie dziesiątki lat. Czynili wszystko, by szpony nihilizmu nie wciągnęły ich ponownie tam, skąd uciekli. Nad Oceanem Indyjskim, niby buddyści muszelkami kreślili na złotych plażach: Jesteśmy początkiem i końcem i wszystkim. Obietnicę składali, że w krześle bujanym wspomną olśnione wolnością bez granic miejsce swoich wędrówek. I wielbłądy i wodna fajka z Allachem, jaskółki, co kreśliły obrączki ślubne nad Adriatykiem. Nad Bajkałem, nad Angarą, na szlakach syberyjskich szaman, co duchy zesłańców przy ognisku do apelu przywoływał. I powiadał: - Czas ucieka, jak ziarnka maku z dziurawego garnka; kto podróżuje nie marnuje go, żyje dwa razy dłużej. Płonęło pożegnalne tam wtedy ognisko, a rój meteorytów sypał się w głębiny Bajkału. - Lepiej tu, niż pod dachem podziurawionym samotnością we dwoje żyć –powiedział, patrząc na księżyc, nad dzikim stepem wędrował na drugi brzeg wielkiej wody, a my z nim też... - Gdzie nasz dom, prawdziwy, szczęśliwy? - Tam, gdzie my - w namiocie. - A kto wynalazł namiot ? - Chińczyk - nazywał się Po-Co-Mi-Chata! - Niech żyje wolność i swoboda - śpiewała jego towarzyszka, gwiazdy w oczach miała, a fale Bajkału uderzały o brzeg, śpiewały pieśń o wolności i włóczęgach! Droga do prawdy do szczęścia dla wielu bardzo daleka, widzą je tylko w marzeniach i snach, a nasze w namiocie pod chmurką było! Wypruwać żyły, tracić zdrowie na pomnażanie dóbr materialnych, skoro życie szybko ucieka? - Uśmiech twój znaczy więcej niż pałac biskupi - mówił jej czule. - I nic nie kosztuje, a wiele znaczy. Kiedy smutno mu teraz, do namiotu tamtego wraca. Szum oceanu i słowa jej "zakochani czasu nie liczą " słyszy i do lustra się uśmiecha. Od tamtych wojaży dziesiątki lat mignęło, a krajobrazy zapierające dech, karkołomne rajdy po piaskach Sahary, pustyni brazylijskiej i dżungli Sri-Lanki i wiele innych wrażeń żyją we wspomnieniach. Gdzie jesteś teraz moja mila podróżniczko? W gabinecie odnowy biologicznej, cudzych bachorów niańczysz, czy w sanatorium brylujesz? Czy tego, co było między nami, nie zgubisz tam? Naszych nocy pachnących marzeniami i trawą skoszonych łąk? Na błękitnym żaglu wędrujesz ze mną do wysp niespełnionych nadziei, na niebie skrzydłami jaskółki obrączki kreślisz. Za te chwile z tysiąca i jednej nocy – niezapominajki, jak onegdaj gwiazdy zrywam i kładę u stop twoich, dzieckiem słońca na Saharze znów jestem! Nasze wojaże i przygody godne pędzla malarza i wirtuoza słowa! Wdzięczność, dla ciebie ogromna, że ze mną poszłaś wtedy jedną drogą. Na walizkach siedzieliśmy planując kolejne eskapady! Na parkiecie, przy bufecie wrażeń też nie brakło. - Smak wina w Porto i Lizbonie czuję do dziś – mówił, patrząc w lustro! Jesteś wschodem i zachodem słońca, mojego świata i wszystkim, co było najpiękniejsze w tamtym wieku. My, wędrujące ptaki chociaż już nie razem, a więcej osobno, nadal szybujemy i nie ważne , że słońce wzejdzie pod chmurami, ale skrzydła marzeń unoszą nas w nieznane rewiry świata. Czy dzięki temu się jeszcze spotykamy? Nasze Wspomnienia mają szamańską moc, bez nich teraźniejszość byłaby mniej zrozumiała. W nich, jak w listku zielonym, pachnie wiosna z daleka, z jednym słowem przytomnym wraca wiara w człowieka! Czas, co wykańcza nas, nie zdoła nam tego zabrać. I każdy poczęty płciowo żywy nie ujdzie. Ponoć był tylko jeden szczęśliwiec, żywcem do niebios pofrunął. Ale my, jawnogrzesznicy na taką łaskę niebios nie mamy szans, zresztą śród świętych, błogosławionych Polaków tam być - żadna rozkosz. Wolę krainę wiecznego spokoju!