JustPaste.it

Cała wstecz

Po trwającym ćwierć wieku eksperymencie wtapiania się w twarde jadro zachodniej cywilizacji Polska wykonała nagły zwrot w kierunku swojskiego, sarmackiego zaścianka,

Po trwającym ćwierć wieku eksperymencie wtapiania się w twarde jadro zachodniej cywilizacji Polska wykonała nagły zwrot w kierunku swojskiego, sarmackiego zaścianka,

 

 

Nie jeden raz miesiąc odmienił się złoty

odkąd PiS  przystąpił do wrednej roboty.

 

 W miarę nasilania się kampanii wyborczej każdy kolejny ranek wstawał w mediach ponuro,  zainfekowany, smutną jak noc listopadowa fizjonomią Beaty Szydło. - Rozdziobią nas kruki wrony jeśli wyborcy nie odsuną od władzy pełną złej woli, rujnującą złośliwie kraj Platformę Obywatelską – wieszczyła złowrogo swym grobowym głosem,  ta wcielająca się w rolę kasandrycznej wyroczni kobieta. Przez wiele miesięcy beznadziejnie ogłupiałe w pogoni za oglądalnością media elektroniczne i papierowe serwowały nam w owczym pędzie fizys tej smutnej pani, która podążała krok w krok za premier Ewą Kopacz i mniej lub bardziej skutecznie starała się zdyskredytować każdą jej decyzję, obrzydzić każdy sukces, wyolbrzymić każde niepowodzenie. Nie od dziś wiadomo, że każde nieszczęście dobrze się widzom i słuchaczom sprzedaje, zatem medialne potęgi polubiły ponurą panią Beatę i prezentowały jej sylwetkę we wszystkich niemal przerwach między reklamami wszelkiego chłamu dostępnego w handlowych sieciach. Beata Szydło – mydło, powidło – do wyboru, do koloru. Na podlanym insynuacją i kłamstwem propagandowym zaczynie rosło poparcie podjudzanego przeciwko „złej władzy” „ciemnego ludu” dla szczodrze rzucającego obietnicami lepszego życia Pis-u. Ciemny lud to kupi oznajmił swego czasu polityczny łobuziak Jacek Kurski i miał rację. W ferworze walki wyborczej nikt poważnie się nie zastanawiał co będzie, kiedy ta fatalna kobieta przestanie szkalować wyimaginowaną „Polskę w ruinie”, a zacznie pod dyktando Jarosława Kaczyńskiego, już jako premier polskiego rządu prawdziwy demontaż państwa ? 

 

Pokłosiem społecznego zrywu z początku lat osiemdziesiątych,  przeciw biedzie i poniżeniu w okowach ustroju,  co chciał być szczęściem człowieka stał się niebywały wysyp klonów, wyrosłych na podłożu płodnej  mieszanki zachodniego liberalizmu z sarmackim, pseudopatriotycznym konserwatyzmem. Rozrastało się to zwyrodnienie, psując mentalność coraz szerszych kręgów społecznych, aż do potęgi, której ciężar przechylił wyborczą szalę,  oddając państwo we władanie politycznej sekcie.  Siłą niezaspokojonych roszczeń socjalnych,  przy znaczącej pomocy patologicznych szeregów z marginesu społecznego przehandlowaliśmy bez żalu  nasze wolności i prawa obywatelskie. Przejęła je formacja, co pod wizerunkiem orła w koronie skupiła najpierw tych postsolidarnościowych kombatantów, którzy podczas podziału łupów po upadłym systemie zostali wykolegowani, lub nie sprostali wymogom przemian. Sfrustrowani odrzuceniem przez siły głównego nurtu tworzyli kolejne partie polityczne z programami zbudowanymi na zasadzie negacji w stosunku do linii politycznych proeuropejskich ugrupowań skupiających głównych beneficjentów ustrojowej i gospodarczej transformacji. Przez całe lata ta awangarda outsiderów dobijała się na ogół bezskutecznie do bram władzy, ale mimo porażek zbierała po drodze niemal wszystkich tych, co zostali przez rządzących pokrzywdzeni naprawdę, lub byli o tej niezasłużonej przecież  krzywdzie własnej święcie przeświadczeni.

 

Aż szala się przechyliła i Polska po trwającym ćwierć wieku eksperymencie wtapiania się w twarde jądro zachodniej cywilizacji zrobiła za zgodą ludu, a z woli politycznych warchołów  nagły zwrot w kierunku, swojskiego,  sarmackiego zaścianka. Nasza chata skraja. Po kilku nocnych głosowaniach w zdominowanych przez kaczystów Sejmie i Senacie,   potwierdzonych przed świtem podpisem obsadzonego sprytnie w Pałacu Prezydenckim Andrzeja Dudę historia Polski  poczęła płynąć wartko dawnym nurtem omijając z dala światowe obszary występowania postępowej myśli społecznej, rozwoju nauki,  centra inowacji i  modernizacji technologicznej. Nie będzie Niemiec pluł nam w twarz. Nic to, że dziś państwo niemieckie jest przyjaznym Polsce mocarstwem i najważniejszym filarem Unii Europejskiej, a za niemieckie pieniądze transferowane za pośrednictwem Brukseli odbudowały się nasze miasta i w sposób iście cudowny wydobyło się z wiekowego zacofania polskie rolnictwo. Niemców możemy co najwyżej tolerować, a przyjaciół znajdziemy sobie za morzem. No chyba, żeby Angela Merkel złożyła Jarosławowi Zbawicielowi hołd na Wawelu. Nie będzie polskiej polityki zagranicznej na kolanach. Na kolana muszą upaść nasi sąsiedzi.

 

Polska polityka zagraniczna wpisuje się dziś w groteskowy schemat przejęty przez Kaczyńskich od przedwojennych marzycieli o Polsce mocarstwowej,  od morza do morza. Tych samych, którzy przechlapali odrodzoną w cudowny sposób państwowość po stuletniej niewoli i pierwsi uciekali przez rumuńską granicę, zostawiając naród na pastwę niemieckiego, faszystowskiego okupanta. Niepowetowaną szkodę wyrządza Polakom odejście od współpracy w Trójkącie Weimarskim na rzecz większego zaangażowania w Grupie Wyszehradzkiej, która ma być najważniejszym klockiem w budowaniu Międzymorza jako przeciwwagi dla francusko-niemieckiej dominacji w Europie. Następne klocki w tej operetkowej układance to Rumunia i Bułgaria z opcją na wydartą Rosji Ukrainę. Wszystkie te elementy dziwnie przypominają dawne RWPG,z tą różnicą, że miejsce Rosji ma zająć Polska jako mocarstwo regionalne. Niestety takie słabe RWPG-bis pozbawione materialnego i moralnego wsparcia głównych krajów Zachodniej Europy wcześniej czy później musi wejść w orbitę silnych wpływów imperialnej Rosji. Tym bardziej, że odcięcie się od Unii będzie też skutkować osłabieniem naszej pozycji w NATO i więzi sojuszniczych z USA, które właśnie Niemców traktują jako najważniejszych swoich sojuszników w Europie. Jednym zdaniem pobożne życzenia o wielkości doprowadzą tak naprawdę do marginalizacji naszego kraju, który zapóźniony technologicznie, pozbawiony zakotwiczenia w silnej, zjednoczonej Europie będzie tylko pionkiem w grze możnych tego świata, a Polacy nadal będą migrować do pracy na zmywakach.

 

Szkody wyrządzone przez PiS w polityce zagranicznej i gospodarce choć dla Polski dotkliwe będą jednak niewspółmiernie mniejsze od zniszczeń w sferze społecznej. Ładunek nienawiści i pogardy do ludzi, którzy odrzucają zakłamaną, pisowską nnarrację poczyni na długie lata niepowetowane szkody, wręcz spustoszenie w stosunkach międzyludzkich, a pseudopatrotyczna, sarmacka, naiwna propaganda, uwstecznienie mentalności Polaków do poziomu z zamierzchłych czasów. Stanie się tak dlatego, że PiS nie jest normalną partią polityczną, która bierze i sprawuje władzę, jako kolejna zmiana w demokratycznej sztafecie, wprowadzając swoje projekty ustrojowe w konstytucyjnych ramach państwa prawnego. To ugrupowanie jest wyrazistą sektą polityczną, na czele której stoi guru Jarosław Kaczyński, człowiek przeżarty nie tylko żądzą niepodzielnej władzy, ale także obsesją niszczenia wszystkiego, co wymyślili i wprowadzili jego polityczni adwersarze. Czyni to nie tylko dlatego, żeby udowodnić swój rzekomy geniusz oraz napawać się i sycić szaleńczym pragnieniem odwetu.

 

Nie wpadłaby cała władza w ręce pisowskiej sekty bez potężnego wsparcia Kościoła katolickiego. Demokratura kaczystów to woda na młyn dla konserwatywnego trzonu Episkopatu. W Kościele miejsca na demokrację i prawa obywatelskie nie ma. Jego struktura opiera się na hierarchii i absolutnym posłuszeństwie. Wierni mają nie tylko przestrzegać nauk Chrystusa, ale też stosować się ściśle do głoszonych przez kapłanów religijnych zasad współżycia społecznego, a w tym także do dokonywania preferowanych przez proboszczów  politycznych wyborów. Wszelkie odstępstwa od głoszonych z ambon zaleceń traktowane są jako grzech, za który dusza ludzka musi po śmierci odpokutować. Władze kościelne daleko odeszły od Chrystusowej zasady rozdziału kościoła od państwa. – Co Boskie oddajcie Bogu, a co cesarskie cesarzowi – to już nie obowiązuje. Pisowscy dygnitarze przemawiają w katolickich świątyniach i sanktuariach, a Episkopat zamiast przekonywać słowem i dobrym przykładem do przestrzegania nauk głoszonych w Ewangelii domaga się od państwa karania obywateli, także niewierzących,  za łamanie zasad wiary katolickiej. Za ustanowienie praw zakazujących aborcji, zapłodnienia in vitro , za hojne  finansowanie potrzeb religijnych i powszechną obecność kleru w świeckim życiu publicznym Episkopat sankcjonuje bezkrytycznie  całość władzy w rękach człowieka siejącego od lat nienawiść i pogardę. Za to trzeba się będzie kiedyś przed Najwyższym rozliczyć.