JustPaste.it

Droga Krzyżowa Orbana

Viktor Orbán: „System checks and balances jest amerykańskim pomysłem i z powodu jakiejś intelektualnej ułomności Europa przyjęła go i stosuje w swojej polityce”.

Viktor Orbán: „System checks and balances jest amerykańskim pomysłem i z powodu jakiejś intelektualnej ułomności Europa przyjęła go i stosuje w swojej polityce”.

 

 

Viktor Orbán, będąc od ponad 5 lat premierem Węgier, przekształcił swój kraj. Rzucił przy tym wyzwanie Zachodowi − nie zgodził się na peryferyjny status swego kraju i liberalny model gospodarki, kończąc z jego eksploatacją i kładąc podwaliny pod rozwój gospodarczy i dobrobyt społeczny.

Pokazał, że istnieje inna droga niż zaciskanie pasa społeczeństwu i jednoczesne tolerowanie wypływających z kraju zysków inwestorów. Zacisnął pas lecz tym, którzy wcześniej zbierali wspaniałe żniwa w systemie, wykreowanym po upadku komunizmu.

Przeprowadził reformy na ogromną skalę w kraju, który był na skraju bankructwa. Wyszedł zwycięsko z sytuacji skrajnie kryzysowych, wygrywając kilka poważnych starć. Jego głównym celem jest obrona narodowej suwerenności Węgier wobec Brukseli, Waszyngtonu, a także globalnych interesów gospodarczych, reprezentowanych przez MFW czy międzynarodowe banki i koncerny.

Rządy Fideszu pokazały, że nawet małe państwo, uwiązane restrykcyjnymi strukturami europejskimi ma w ręku wystarczające narzędzia do poprawy sytuacji jego obywateli. Pokazuje także, że można wiele zmienić, jeśli znajdzie się przywódca, zintegruje elity polityczne i zmobilizuje społeczeństwo. Węgrom udało się, choć przejmując władzę, mieli niezwykle trudną sytuację.

Co takiego zrobił ten twardy i zręczny gracz polityczny, jasno i zdecydowanie wyrażający swoje poglądy? Czym tak naraził się zarówno opozycji w kraju, jak i światowym potęgom? Przyjrzyjmy się celom, które mu przyświecały, wyzwaniom, którym musiał stawić czoła, reformom, jakie przeprowadził, reakcjom, jakie wywołał. Może ten rzut oka na dokonania premiera Orbána będzie przydatny do oceny tego, co dzisiaj dzieje się w Polsce.

Rewolucja przy urnach

Wygrana Fideszu w wyborach 2010 r. była absolutna – otrzymał bezwzględną większość 53% głosów i dzięki ordynacji przewidującej premię dla zwycięskiej partii − otrzymał 68% mandatów w parlamencie, co dawało stabilność sprawowania rządów i umożliwiało konstytucyjne zmiany ustrojowe.

Orbán wielokrotnie mówił o „rewolucji przy urnach” lub „rewolucji dwóch trzecich”, uznając tak wielkie zwycięstwo wyborcze za społeczne przyzwolenie na głębokie zmiany kraju. Fidesz natychmiast po zwycięstwie przystąpił do reform i już w 2010 r. wprowadził najbardziej bolesne i kontrowersyjne zmiany.

Trudne dziedzictwo poprzednich rządów

Musiał jednak zmierzyć się z pozostałościami starego systemu władzy. Państwo w 2010 r. stało na skraju bankructwa, choć początki procesu transformacji lat 90-tych wyglądały obiecująco, gdy Węgry były prymusem we wdrażaniu prywatyzacji, liberalizacji i programów MFW, zajmowały pierwsze miejsca w rankingach transformacji. Otwarcie rynku, sprzedaż podstawowych gałęzi gospodarki (przemysłu, branży samochodowej, telekomunikacji, bankowości) były uznawane za wzorcowe.

Jednak węgierska gospodarka, w której eksport stanowi 95% PKB, uzależniła się od zagranicy, prawie dwie trzecie produkcji przemysłowej wytwarzały przedsiębiorstwa zagraniczne. W rezultacie budżet został pozbawiony źródeł dochodu, zadłużał się (w 2006 r. deficyt budżetowy osiągnął 9,4% PKB), na koniec długi państwa doszły do 82% PKB i zadłużenie było najwyższe wśród krajów Europy Centralnej. Gospodarka wykazywała deficyt handlowy, z kraju wyciekały ogromne ilości pieniędzy – deficyt rachunku bieżącego wynosił aż 8% PKB, a zadłużenie zagraniczne (głównie prywatne) urosło w 2008 r. do 115% PKB.

Węgierski kryzys został spowodowany nieodpowiedzialnym zachowaniem elit rządzących, które zadłużając się, kupowały zadowolenie społeczne. Na dodatek okłamywały naród – podsłuchano jak premier lewicowego rządu Ferenc Gyurcsány mówił do swoich kolegów partyjnych: „kłamaliśmy rano, w południe i wieczorem, w dzień i w nocy, miesiącami, latami, wszystkich oszukaliśmy i przez fałsz dorwaliśmy się do władzy…”.

Pomimo tak niepokojących wskaźników Węgry cieszyły się wysoką oceną agencji ratingowych, które, dopiero gdy uderzył światowy kryzys 2008 r., zaczęły obniżać bardzo dobre oceny finansowe kraju. Wtedy inwestorzy uciekli z pieniędzmi, sytuacja naturalna w krajach peryferyjnych. Węgry mocno to odczuły − na przełomie 2008 i 2009 r. za granicę wypłynęło aż 11,5% PKB, co spowodowało skurczenie się gospodarki o prawie 7%.

Żeby nie zbankrutować w listopadzie 2008 r. rząd musiał pożyczyć 20 miliardów euro od Międzynarodowego Funduszu Walutowego (MFW). Pożyczki udzielono na twardych warunkach „zaciskania pasa” („austerity”), czyli obniżenia płac, redukcji rent i emerytur, podwyższenia wieku emerytalnego, likwidacji osłon socjalnych, podniesienia VAT-u z 20 do 25% i wprowadzenia podatku od nieruchomości. Środki z pożyczki przepłynęły na konta banków wierzycieli, a przedsiębiorstwa masowo zwalniały pracowników.

Transformacja, tak dobrze oceniana przez międzynarodowe organizacje, dla Węgrów była katastrofą. W pierwszym dziesięcioleciu XXI w. nastąpiło skurczenie się klasy średniej i polaryzacja społeczeństwa. Spadła liczba pracowników przemysłu, osób prowadzących własną działalność gospodarczą, zwiększyła się liczba pracowników niewykwalifikowanych, których na dodatek zastępowały osoby z wyższym wykształceniem, nie mogące znaleźć pracy na miarę swoich kwalifikacji, często nawet zasilające szeregi bezrobotnych.

Viktor Orbán: „Kraj był na krawędzi bankructwa. Sprzedano i skradziono wszystko to, co było gęstsze od powietrza”.

Kryzys doprowadził do sytuacji, w której 72% Węgrów uważało, że żyją gorzej niż za komunizmu (35% Polaków miało takie zdanie), a tylko 8% stwierdzało, że żyje się im lepiej (47% Polaków). W 2010 r. prawie wszyscy (94%) uważali też, że sytuacja gospodarcza jest zła (Polacy − „jedynie” 59%). Towarzyszyło temu rozczarowanie transformacją – 89% uważało, że to inni są beneficjentami zmian ustrojowych, a tylko 17% uważało, że zyskali zwykli ludzie.

Trudno się takim opiniom dziwić, gdy płaca pracownika przez 40 lat zwiększyła swoją siłę nabywczą zaledwie o 28%, a PKB na przeciętnego Węgra wzrósł aż trzykrotnie. Corocznie z kraju wypływały dochody z zagranicznych inwestycji rzędu 5 − 7% PKB – więcej niż wydatki budżetu na oświatę i zdrowie.

Fundamentalne wartości

Rząd Viktora Orbána przystąpił do zmian, kierując się wartościami, które stanowią ideowy fundament reform. Najważniejszą z tych wartości jest chrześcijaństwo. To ono właśnie inspiruje nowy model społeczny, różniący się od dogmatycznych założeń Zachodu. Nie uważa on narodu za „zbiór jednostek, ale za wspólnotę, która musi być organizowana, wzmacniana i budowana”. A „Europę chce budować na rodzinie, a nie na imigrantach”. Te wartości zostały wpisane przez Fidesz do konstytucji. Podstawę rodziny stanowi małżeństwo − rozumiane jako związek mężczyzny i kobiety, bądź związek rodzica z dzieckiem. Rodzina to także negacja homoseksualizmu, o którym premier mówi: „Nie zezwalamy parom homoseksualnym na takie prawa jak rodzinom, bronimy życia od jego poczęcia”.

Viktor Orbán: „Na Węgrzech jest demokracja. Kropka. Nie potrzebuje żadnych dodatków. Liberalna demokracja doprowadziła Węgry do BANKRUCTWA”.

Orbán uważa, że kryzys kredytowy to efekt odrzucenia zasad chrześcijańskich, gdyż „przed Reformacją Kościół był przeciwny lichwie, chrześcijańska Europa nie pozwoliłaby całym krajom utonąć w niewolniczych długach”. Taka postawa budziła entuzjazm europejskiej chadecji, która zobaczyła nareszcie polityka otwarcie przyznającego się do wartości i wprowadzającego je w życie, jednocześnie skazywało to Orbána na frontalne starcie z liberalnym Zachodem.

Wartości takie jak wolność i prawa jednostki nie są istotą państwa, choć Węgry to „naród wojowników o wolność”, twierdzi Orbán, który wzoruje się na państwach takich jak Chiny, Rosja, Turcja czy Singapur, które nie są demokratyczne i nie są liberalne, ale prowadzą swoje narody do dobrobytu. Istotę tej idei oddał w sformułowaniu: „nieliberalne państwo na narodowych fundamentach”, liberalizm określając jako „hipokryzję zorganizowaną w system”, który w pogoni za zasobami prowadzi do bombardowań Iraku, „prowadzi do słabej Europy”, a „Węgry doprowadził do bankructwa”. Dlatego „liberalizm nie ma poparcia na Węgrzech”.

Odejście od liberalnych wartości Zachodu wywołuje huragan krytyki, falę szeroko nagłaśnianych przez media ataków, wciąż powtarzanych przez zachodnich polityków i różne organizacje. Sama wzmianka premiera Węgier o konieczności dyskusji nad karą śmierci wywołała wrogą i głośną reakcję. Telewizyjny klip − ostrzeżenie policji, by kobiety były ostrożne, bawiąc się wieczorami w mieście, gdyż mogą spotkać się z agresywnym zachowaniem, został okrzyczany jako uderzający w wolność kobiet.

Viktor Orbán: „Liberalna demokracja nie potrafi nałożyć podatków na międzynarodowe koncerny, dostawców energii, banki, nie chce uratować lokalnych społeczności z pułapki zadłużenia, przebudować systemu podatkowego czy postawić sobie cel pełnego zatrudnienia”.

Suwerenność dla Orbána jest fundamentalną wartością państwową, a jej filarami są banki, media, energia i handel. Tylko narodowa kontrola nad nimi pozwala zrealizować tę wartość w praktyce. Twarde słowa „nie będziemy kolonią”, „nie będziemy niewolnikami Europy, banków czy korporacji” powtarzali za premierem uczestnicy wielotysięcznych demonstracji.

Działania Fideszu oparte były na fundamentalnym antykomunizmie, co znalazło wyraz w uznaniu partii socjalistycznej (następczyni komunistów) za organizację przestępczą. O tym mówiły pierwsze słowa ustawy: „państwo węgierskie nie może być ufundowane na zbrodniach systemu komunistycznego”.

Przywrócić jedność podzielonego narodu

Pierwsze działania Fideszu po zwycięstwie dążyły do zbudowania silnego, zjednoczonego narodu, zarówno wewnętrznie, gdzie łagodzono bolesne podziały społeczne, jak i poza granicami kraju.

Wewnętrznie przybrało to postać „systemu narodowej współpracy”, którego tekst rozpowszechniano bardzo szeroko, łącznie z obowiązkowym wywieszeniem we wszystkich urzędach. Aby podkreślić wagę przełomu, parlament uchwalił powstanie nowego systemu politycznego-gospodarczego, którego filarami są „praca, dom, rodzina, zdrowie i porządek”.

Ustanowiono 4 czerwca świętem Jedności Narodu, by upamiętnić traktat z Trianon i przywrócić poczucie godności narodowej w kraju i diasporze, której poprzez udział w wyborach dano także prawo do decydowania o sprawach krajowych. Fidesz ustanowił bowiem prawo do obywatelstwa dla ponad dwumilionowej diaspory, wzorując się na wcześniejszej polityce niemieckiej. Węgry na skutek traktatu z Trianon z 1920 r. utraciły 2/3 terytorium i połowę ludności. Dlatego Węgrzy stanowią blisko 10 % mieszkańców Słowacji, jest ich około miliona w Rumunii, mieszkają także na Ukrainie i Bałkanach.

Viktor Orbán: „Sukces odniosą te kraje, które szanują samych siebie, własne rządy, mają mocne przywództwo oraz stabilne struktury gospodarcze, a gwarancją sukcesu będzie stworzenie własnej tożsamości narodowej”.

Rząd odnawia historyczne korzenie, budując jedność osamotnionego i przedzielonego granicami narodu. Odwołuje się do swej dumnej tradycji i tworzy oficjalną ikonografię narodową, zamawiając np. serię obrazów ilustrujących ostatnie 150 lat historii, włącznie z traktatem w Trianon, powstaniem przeciwko radzieckiej agresji w 1956 r., czy walkami na ulicach Budapesztu w 2006 r. Podkreślana jest często wyjątkowość Węgrów, którzy we krwi mają opór wobec wpływów ottomańskich, austriackich, czy niedawnej niemieckiej, a potem radzieckiej okupacji.

Niektóre formy przywracania pamięci historycznej i godności narodowej wywoływały potężny rezonans międzynarodowy. Gdy zadecydowano o budowie na Szabadság Tér monumentalnego pomnika ofiar niemieckiej okupacji (w postaci Archanioła Gabriela [uosabiającego Węgry] zaatakowanego przez imperialnego orła [symbolizującego Niemcy]), organizacje żydowskie i dyplomaci amerykańscy mocno protestowali, gdyż pomnik według nich nie uwzględniał odpowiedzialności Węgrów za Holocaust i zrównywał ich z Żydami jako ofiarami hitleryzmu.

Nowa konstytucja

Efektem wygranej w wyborach − węgierskiej „rewolucji przy urnach” − było uzyskanie przez Fidesz większości konstytucyjnej w parlamencie. To istotne, gdyż aż 34 sfery życia publicznego (tzw. ustawy konstytucyjne) mogły być zmienione tylko większością 2/3 głosów. Tak wielkie zwycięstwo umożliwiło gruntowne przekształcenie prawa i zmianę oblicza państwa, które od upadku komunizmu trwało w formie prowizorycznej. Był to rozdrobniony system polityczny, zbudowany na ugodzie z 1989 r., który zapewniał komunistom udział we władzy i utrudniał zmiany. W tej konstrukcji dokonywano później wielu poprawek, jednak Węgry były jedynym krajem Centralnej Europy, w którym nie zmieniono komunistycznej konstytucji.

Nową konstytucję uchwalono w kwietniu 2011 r., później wielokrotnie ją poprawiano. Walka o fundamentalne reformy ustroju trwała wiele lat, wprowadzono aż pięć pakietów poprawek. Oto najważniejsze (także najbardziej krytykowane) zmiany:

• Preambuła − „Narodowe Wyznanie Wiary” − zaczyna się słowami: „Panie błogosław Węgrów i obdarz ich swymi łaskami”,
• oddanie hołdu Świętej Koronie, uosabiającej konstytucyjną ciągłość państwowości Węgier i jedność narodu
• zmiana nazwy państwa z „Republiki Węgierskiej” (Magyar Köztársaság) na „Węgry” (Magyarország)
• ochrona życia od momentu poczęcia
• obrona instytucji małżeństwa jako związku życiowego kobiety i mężczyzny
• uznanie rodziny za podstawę trwania narodu
• nakaz określania podatku z uwzględnieniem kosztów wychowania dzieci
• partia socjalistyczna, dziedziczka komunistów węgierskich została uznana za „organizację przestępczą”
• do standardowych wartości − demokracji, godności osoby, praw człowieka, rządów prawa − dodaje rozwój narodu, ochronę rodziny, pracy i porządku, a także wierność, wiarę i miłość.

Tak fundamentalne zmiany wywołały protesty i przeciwdziałanie – najważniejsze zmiany konstytucji i ustaw blokował Trybunał Konstytucyjny, co w końcu doprowadziło do ograniczenia jego uprawnień właśnie drogą konstytucyjną. Trybunał bowiem uznawał się za ostatecznego strażnika zasad konstytucyjnych, niezależnego od demokratycznie wybranych władz. Fidesz uważał, że podmiotem konstytucji jest naród, który wybiera parlament, więc nie może stanowić ostatecznie o konstytucji ciało niewybierane przez naród.

Dlatego jego polityczną rolę ograniczono konstytucyjnie − Trybunał kontroluje jedynie zgodność prawa z konstytucją, a nie samą konstytucję, tym samym przestaje być kolejną władzą ustawodawczą, a staje się instytucją broniącą praw obywateli i spójności systemu prawa.

Do walki po stronie Trybunału włączyła się Komisja Europejska, a specjalna instytucja strzegąca reguł demokracji – Komisja Wenecka – przeprowadzała analizy zmian. Jednak ustrój państwa to rzecz tak zróżnicowana w Europie (konstytucji w ogóle nie ma np. w Wielkiej Brytanii), że trudno było udowodnić Węgrom, że „likwidują demokrację”. Zmiany konstytucyjne przeprowadzono, pomimo nacisków na ich zaniechanie, wycofując się jedynie z najbardziej kontrowersyjnych zapisów. Nowa Konstytucja przebudowała i wzmocniła państwo. Jednak wbrew odczuciom o „przewrocie konstytucyjnym” zasadnicze cechy ustroju nie zmieniły się − zachowany został system parlamentarno-gabinetowy z nieznacznie wzmocnionymi uprawnieniami parlamentu i rządu, a przepisy nowej ustawy zasadniczej w około 80% pokrywały się z poprzednią.

Viktor Orbán: „Jestem dumny z nowej konstytucji”.

Wzmocnić państwo, odbudować społeczeństwo

Podstawowym celem reform konstytucyjnych było wzmocnienie państwa, które było zdezintegrowane, skonfliktowane wewnętrznie, z wbudowanymi w strukturę wpływami różnych grup interesów. Blokowało to działania, uniemożliwiało rządzenie, otwierało też system polityczny na zmiany z zewnątrz i ułatwiało międzynarodową kontrolę.

Podstawą takiego ustroju jest doktryna demokracji podzielonej między różne instytucje, siły polityczne i organy władzy, demokracji, w której żadna władza nie jest suwerenna, najwyżej półsuwerenna. To istota systemu „równowagi i kontroli władz” („checks and balances”), rozdrabniającego funkcje państwa na wiele instytucji. Nie są one zobowiązane do starań o całościowe interesy kraju, a dbają jedynie o swoje cząstkowe cele. Ten system przez Zachód jest uważany za „świętość demokracji”, jednak w krajach takich jak Węgry doprowadzał poprzez wzajemne blokowanie się różnych organów władzy do paraliżu władzy. I tak bank centralny nie dba o miejsca pracy i nie dąży do pełnego zatrudnienia jak Federalna Rezerwa USA, ale jedynym jego zadaniem jest stabilność waluty. Różne niezależne agencje (np. regulator energetyczny) dbają o cząstkowe cele, które nie są skoordynowane z polityką gospodarczą państwa.

Gdy zmiany prawa przekraczają ramy „transformacji”, a zaczyna się budowa sprawnego państwa przez konsolidację władzy, w Brukseli, Waszyngtonie i wielu światowych instytucjach zapalają się światełka alarmowe. Międzynarodowe standardy liberalnej demokracji nie pozwalają bowiem na zbudowanie trwałego i efektywnego systemu władzy. Dlatego reformy Fideszu, będące wciąż pod międzynarodowym ostrzałem, jedynie skorygowały ewidentne wady liberalnego modelu państwa.

Viktor Orbán: „System checks and balances jest amerykańskim pomysłem i z powodu jakiejś intelektualnej ułomności Europa przyjęła go i stosuje w swojej polityce”.

Taki system władzy nie buduje jedności społecznej, ale mnoży konflikty i osłabia państwo, czyniąc je nieefektywnym. Madziarowie to nie Niemcy, wśród których dominuje priorytet współpracy partii politycznych i instytucji państwowych, na Węgrzech powrót demokracji oznaczał powrót fundamentalnego konfliktu, dzielącego społeczeństwo od początków XX w.

Orbán otwarcie krytykował system jako amerykański pomysł, głęboko nieeuropejski, gdyż „jest tylko jeden suweren, władza jest delegowana parlamentowi i nie ma miejsca na równoważenie władz”. Dlatego ograniczył kompetencje Banku Centralnego czy Trybunału Konstytucyjnego i wielu innych instytucji niezależnych od władzy ustawodawczej. Na krytykę złośliwie odpowiadał, że „w Jałcie Zachód jakoś nie martwił się o checks and balances, ofiarując nas na tacy tyranowi”.

Państwo to także kadry, które Fidesz wyczyścił ze zwolenników odchodzącego rządu już w maju 2010 r. Zmieniono kodeks pracy, umożliwiając szybkie pozbycie się kadr poprzedniej władzy z administracji państwowej, telewizji publicznej, państwowych spółek czy samorządów. 300 osobowy zespół liberalnego prezydenta Budapesztu musiał się pożegnać ze stanowiskami po przegranych wyborach. Głębokość czystek była także odpowiedzią na to, co robiła zwycięska lewica po 2002 r.

Orbán skupił się na stworzeniu silnego zaplecza instytucjonalnego premiera, usprawnieniu procedur podejmowania decyzji w ramach „kanclerskiego” systemu rządów. Wzmocniono władzę premiera, któremu oddano gospodarcze sprawy międzynarodowe, program „otwarcie na Wschód”, fundusze europejskie, a w miejsce dwunastu ministerstw utworzono osiem silnych resortów.

Porzucono model „współrządzenia”, w którym wysocy funkcjonariusze państwa byli wybierani w wyniku kompromisu między partią rządzącą i opozycją. Zreformowano także system wynagrodzeń państwowych, nakładając 98% podatek na dochody w sektorze publicznym przekraczające pewien limit. Uznano, że w służbie państwowej nikt nie powinien zarabiać więcej niż 6 tysięcy euro miesięcznie.

Reforma systemu wyborczego

Fidesz zmienił cały system wyborczy, zmniejszając liczbę posłów do 199 (wcześniej było 386), wprowadzając ordynację większościową w jednej turze dla 106 miejsc poselskich, a 93 obsadzając z ogólnokrajowych list partyjnych. System jest otwarty − wystarczą podpisy 500 obywateli, by móc startować w wyborach. Finansowanie kampanii wyborczej zostało ograniczone, zakazano tego przedsiębiorstwom i organizacjom pozarządowym.

Zmniejszono także wpływ mediów na wyniki wyborów, zabraniając płatnych reklam w mediach i wyznaczając jednakowy czas dla wszystkich kandydatów w telewizji publicznej. Media prywatne mogą upowszechniać treści wyborcze jedynie w jednakowym wymiarze dla wszystkich komitetów i nie pobierając za to opłat.

Nowy system wyborczy umożliwia stabilne rządy zwycięskiej partii, która otrzymała możliwość skutecznego rządzenia poprzez premię dla zwycięzcy − dodatkowe miejsca w parlamencie. Podobny system funkcjonuje we Włoszech, gdzie zwycięska koalicja otrzymuje co najmniej 55% miejsc w parlamencie.

Ramy społeczne

Celem polityki społecznej Fideszu jest wykształcenie klasy średniej (węg. „polgárok”). Węgry chcą zbudować społeczeństwo, o którym Viktor Orbán mówił, że „bycie bogatym jest dobrą rzeczą, wzorem godnym naśladowania. Ci którzy mają osiągnięcia, zarabiają dużo pieniędzy i tworzą miejsca pracy, są warci wspomagania, a nie niszczenia wysokimi podatkami”. Dlatego wprowadzono niski podatek liniowy, na którym skorzystali lepiej sytuowani, zaś najmniej zarabiającym podniesiono płacę minimalną.

Rodzina jest fundamentem społeczeństwa, rząd wzmocnił więc jej ekonomiczne podstawy poprzez duże nakłady budżetowe oraz ulgi podatkowe na dzieci − jedne z najwyższych w Europie. Mają one progresywny charakter i dla rodziny z jednym dzieckiem oznaczają 35 euro dodatkowych dochodów miesięcznie, a z trójką lub większą liczbą dzieci – 700 euro. Odliczeń podatkowych można dokonać jeszcze przed urodzeniem dziecka, po 3 miesiącach ciąży.

Pomoc rodzinie nie jest rozumiana jako socjal, ale jako pomaganie aktywnym obywatelom [Tak! Dotarło do was, liberalno-kapitalistyczne szmaty? – admin]Zasiłki rodzinne zostały rozszerzone na wszystkie rodziny bez kryterium dochodowego, w zamian wprowadzono nowe wymagania – zasiłek odbierano, gdy dzieci nie chodziły do szkoły bądź gdy rodziny nie utrzymywały porządku na posesji. Zastosowano oparty o zatrudnienie system osłon socjalnych, przewidujący trzy poziomy − najniższy to zapewnienie minimum socjalnego (100 €), następnie zatrudnienie przy pracach komunalnych (za wynagrodzeniem 200 €) oraz płaca minimalna 300 €. W efekcie zwiększono dochody gospodarstw domowych o 2 − 2,5% PKB.

Rodzinę wspierano także przez tworzenie jej pozytywnego wizerunku – rząd zawarł np. nieformalną umowę ze spółkami skarbu państwa, by w reklamach kreowały pozytywny wizerunek rodzin z dziećmi. Społeczna polityka Fideszu przyniosła pozytywne wyniki − wzrosła ilość urodzin i małżeństw, ruszył przyrost naturalny. Po dramatycznym spadku ostatnich 30 lat był to sukces, choć jego zakres nie był znaczący.

Viktor Orbán: „Rodziny muszą się poczuć bezpiecznie i stanąć na własnych nogach”.

Jedną z podstaw polityki Fideszu jest porządek społeczny, co znalazło wyraz we wprowadzeniu zakazu koczowania bezdomnych w miejscach o wartości kulturalnej, czyli centrach miast i rejonach zabytków. Decydują o tym władze lokalne, które parlament przede wszystkim zobowiązał do zapewnienia miejsc noclegowych, wystarczających na potrzeby bezdomnych. Orbán mówił: „jest więcej miejsc w ogrzewanych schronieniach niż bezdomnych, więc nikt nie jest zmuszony koczować pod niebem”. Była to jedna z poprawek do konstytucji najbardziej krytykowanych przez międzynarodową opinię publiczną, choć wiele miast eliminuje żebranie i włóczęgostwo, jak Wiedeń czy miasta amerykańskie.

Rząd Fidesz zmienił w 2011 r. ustawę o Kościołach i z ponad 300 organizacji, które posiadały specjalne przywileje (np. zwolnienie z podatków) i dotacje rządowe, zostało jedynie 32, co i tak jest większa liczbą niż w sąsiedniej Austrii czy Słowacji. Za Kościoły uznano jedynie tradycyjne i liczne wyznania (mające ponad 1000 wiernych, więcej niż 100 lat historii i co najmniej 20 lat obecnych na Węgrzech). Zlikwidowało to tzw. kościoły biznesowe, których głównym zadaniem było pozyskanie państwowych dotacji i korzystanie z ulg. Obecnie tylko parlament może uznać grupę religijną za oficjalny Kościół, co zwalnia z podatków, umożliwia zbieranie datków i zapewnia wsparcie państwa. Pozostałe organizacje mogą działać jako zwykłe stowarzyszenia.

Państwo chroni także społeczeństwo przed uzależnieniami, np. hazardem. W 2012 r. parlament w głosowaniu (238 głosami przeciwko jednemu) zakazał jednorękich bandytów i innych form hazardu. Chroni się w ten sposób ponad 100 tysięcy osób uzależnionych od hazardu, szczególnie ich rodziny, gdyż jak mówił János Lázár „smutną rzeczywistością jest fakt, że jeden taki automat może zniszczyć życie 10 rodzin”.

Emigracja i imigracja

Emigracja jest ogromnym problemem − ponad 7% Węgrów mieszka poza ojczyzną. Rząd próbował zatrzymać ten proces, a szczególnie drenaż mózgów, naturalny przy tak niskich płacach w porównaniu z Unią. Wprowadzono wymóg pracy w kraju dla absolwentów lub zwrot kosztów za studia. Po studiach finansowanych przez państwo absolwenci zobowiązani są do pracy w ojczyźnie przez okres dwukrotnie dłuższy niż czas studiów (w ciągu 20 lat od ich ukończenia). Absolwenci, którzy nie odpracują studiów, będą musieli zwrócić państwu połowę kosztów. Kończący licencjat muszą wpłacić przy wyjeździe równowartość 4100 dolarów, przy studiach magisterskich jest to dwukrotnie większa suma. W przypadku absolwenta medycyny suma ta wyniosłaby około 15 tys. zł za każdy rok nauki. Minister Zoltán Balog pytał: „jak to może być, że corocznie kształcimy setki lekarzy, którzy natychmiast wyjeżdżają do Norwegii, Szwecji, Anglii? Chcemy przywrócić równowagę między interesami jednostkowymi a narodowymi”.

Pomimo tych działań – emigracja jest wciąż poważnym, narastającym wręcz zjawiskiem, podmywającym fundamenty społeczne i gospodarcze Węgier. Trudno z nią walczyć, gdy jest to flagowa wolność europejska, a Komisja Europejska chroni przepływ osób z biedniejszych do bogatych gospodarek europejskich.

Kryzys napływu nielegalnych imigrantów w 2015 r. ujawnił drugą stronę tego problemu demograficznego. Pokazał jak radykalnie różnią się wartości, na jakich opiera się Unia i te, które popiera Orbán. Zdecydowana ochrona węgierskiej granicy była krytykowana przez Unię, która dopiero później powoli dochodziła do podobnych wniosków, mając jednak wciąż kłopoty z ich realizacją.

Zdecydowanie węgierskiego premiera i skuteczność jego działań zdobyły mu uznanie w społeczeństwie i wśród polityków, nie tylko prawicowych. Były szef NATO Scheffer mówił, że „Węgrzy zrobili to, co powinna robić Unia, chroniąc granice”. Orbán wprost wskazywał autorów tych problemów: „ta inwazja wspierana jest przez całą sieć aktywistów i organizacji praw człowieka, najmocniej reprezentowaną przez Georga Sorosa. To nazwisko to najmocniejszy przykład tych, którzy osłabiają państwa narodowe i wspierają zmiany w tradycyjnym europejskim stylu życia”.

Viktor Orbán: „Nie chcemy wśród nas znaczącej mniejszości obcej kulturowo. Chcemy zachować Węgry dla Węgrów”.

Takie postawienie sprawy krytykowali nie tylko europejscy politycy, także rząd amerykański − ambasador Colleen Bell mówiła, że antyimigracyjna retoryka Orbána „nie pomaga w unormowaniu sytuacji” i „nie reprezentuje nastrojów węgierskiego narodu”. Jednak społeczeństwo odpowiedziało poparciem tej polityki już w 2011 r., gdy reprezentowanie interesów Węgier przez rząd pozytywnie oceniało 58% ludności, a negatywnie jedynie 27%. W 2015 r. ocena była jeszcze wyższa − działania wobec zalewu uchodźców popierało 82% ankietowanych. Rząd przeprowadził konsultacje, rozsyłając 8 milionów kwestionariuszy. Sprzeciw wobec sprowadzania imigrantów o całkowicie odmiennej kulturze i zwyczajach był jednoznaczny.

Praca

Ideą przewodnią Orbána była budowa społeczeństwa opartego na pracy i oszczędności („workfare”), w którym krajowe oszczędności mają zastąpić uzależnienie od zewnętrznego finansowania („debtfare”). Opiera się ono na dążeniu do pełnego zatrudnienia i przywróceniu do aktywności zawodowej szerokich grup społecznych zmarginalizowanych w czasie postkomunistycznej transformacji. Odrzucono model wzrostu konsumpcji przez zwiększanie zadłużenia. Orbán przeciwstawiał się modelowi liberalnemu, gdzie bezrobocie jest niezbędnym elementem gospodarki, pierwszeństwo w dostępie do pracy mają najzdolniejsi, a uruchamianie miejsc pracy dla pozostałych podnosi koszt produkcji i spowalnia rozwój.

Viktor Orbán: „Zdecydowaliśmy, że Węgry uczynimy krajem, w którym powodzi się tym, którzy wstają rano i pracują na wszystkie swoje potrzeby”.

Po szoku lat 90-tych, gdy zlikwidowano 30% miejsc pracy (1,5 miliona), wysokiej fali emigracji i stopie bezrobocia, Węgry miały bardzo niski poziom aktywności zawodowej − wynosił 55% i był najniższy w Europie. Całe grupy społeczne odsunięte na margines życia społecznego, postanowiono zmobilizować zawodowo, obniżając z jednej strony pomoc dla bezrobotnych, z drugiej oferując pracę, nawet jeśli były to roboty publiczne (np. budowa płotu granicznego chroniącego przed zalewem uchodźców). Dawały one pracę aż 200 tysiącom osób (5% pracujących) i początkowo były jedynym źródłem wzrostu zatrudnienia. Rząd, wzorując się na Chinach, stawia sobie ambitny cel 85-procentowej aktywności zawodowej społeczeństwa.

Polityka Orbána nie jest nastawiona na obronę praw pracowniczych − nowy kodeks pracy uczynił węgierski rynek jednym z najbardziej elastycznych w Europie. Ograniczono uprawnienia związków zawodowych, wprowadzono zaostrzone przepisy o wcześniejszych emeryturach, bardzo krótkie (3-miesięczne) okresy pomocy dla bezrobotnych. Przeprowadzono reformę szkolnictwa, wprowadzając system scentralizowany, wyrównujący szanse dla prowincji, i zwiększając udział kształcenia zawodowego (na Węgrzech wynosił 20%, gdy w Austrii, Niemczech i Szwajcarii 75%).

Viktor Orbán: „Zatrzymamy spadek liczby ludności. Każdy, kto chce pracować w kraju, znajdzie tu pracę”.

Wojna o media

Jesienią 2010 r. Fidesz wprowadził do konstytucji zasadę, że „wolność słowa nie może uderzać w godność narodu węgierskiego i grup narodowych, etnicznych, rasowych czy wyznaniowych”. Przywrócono w ten sposób równowagę między wolnością prasy a innymi wartościami i prawami. Wprowadzono wartości etyczne do instytucji kształtujących życie społeczne. Wprowadzono wobec mediów audiowizualnych rewolucyjny wręcz wymóg „zrównoważonego relacjonowania” oraz prawo do odpowiedzi na oskarżenia czy nieprawdziwe informacje.

Odpowiedzialność za słowo egzekwowana jest przez Narodowy Urząd ds. Mediów i Środków Przekazu (NMHH) oraz Radę ds. Mediów, które powołano w miejsce kilku instytucji nieskuteczne dotychczas kontrolujących media. Urząd ma w ręku bardzo mocne argumenty w postaci odebrania koncesji czy kar finansowych (które muszą być opłacone przed złożeniem odwołań), proporcjonalnych do wpływu (udziału w rynku) danego medium. Reformę tę przeprowadzono, wzorując się na ustawodawstwie innych krajów europejskich.

Zmiany były przede wszystkim narzędziem obrony przed brutalnymi atakami tabloidów i telewizji, nadużywających swojej pozycji i pewnych bezkarności. Również Fidesz i Orbán podczas pierwszej kadencji swoich rządów (1998–2002) byli celem kampanii medialnych. Teraz nie trzeba było przechodzić długiej drogi sądowej, by bronić się przed nieprawdą czy oskarżeniami, nowy urząd robił to znacznie skuteczniej.

Urząd chroni także moralność publiczną, karząc za nadawanie pornografii w ciągu dnia, co wcześniej nie było czymś niespotykanym. Ograniczono także w mediach elektronicznych udział informacji i programów, związanych z przestępczością do 20% czasu antenowego. Wprowadzono odpowiedzialność dziennikarzy za powielanie fałszywych informacji. Reguły prawne wprowadzano poprzez stowarzyszenie nadawców, które samo przygotowało zasady przekładające wymogi prawne na codzienną praktykę i kontrolowało ich przestrzeganie. W ten sposób uniemożliwiano narzucanie odbiorcom swoich opinii, czego przykładem może być określanie partii Jobbik, jako „skrajnie prawicowej”, czego Rada zakazała telewizji atv, a sąd najwyższy decyzję podtrzymał.

Rząd szybko przejął media publiczne, z których stworzono jeden organizm gospodarczy, przeprowadzając centralizację rozproszonych spółek, uzdrawiając strukturę i przejmując ich zadłużenie. Na wzór BBC utworzono zintegrowane źródło informacji, a krajową agencję informacyjną (MTI − Magyar Távirati Iroda − odpowiednik PAP) uczyniono popularnym źródłem informacji dla mniejszych redakcji poprzez bezpłatne udostępnianie treści i zdjęć.

„W ustawie medialnej nie ma ani jednego rozwiązania, którego nie byłoby w innych krajach europejskich. Węgry nie zaakceptują żadnej dyskryminacji, nie można sobie wyobrazić sytuacji, by Węgrom kazano zmienić ten czy inny aspekt prawa, jeśli tych samych zmian nie będzie wymagało się od innych państw”.

 

Na Węgrzech 90% prasy należało do prywatnych właścicieli, w tym 75% zagranicznych. Historia tej sprzedaży zadecydowała o kształcie i poglądach mediów na długie lata. W ostatnich miesiącach rządów komunistycznych 1989 r. centralny dziennik ogólnokrajowy i 17 dzienników regionalnych sprzedano niemieckim koncernom Axel Springer i Bertelsmann, zastrzegając sobie, że nie będą dokonywane zmiany w redakcjach.

Orbán trochę zrównoważył stosunek sił i doprowadził do pluralizacji − są media prawicowe (Magyar Nemzet, Magyar Hírlap, hírtv i EchoTv) i lewicowe (Népszabadság, Népszava, atv), prorządowe (podobnie jak wcześniej lewicowego rządu) i antyrządowe (głównie prywatne niezależne media). To znaczny postęp wobec dawnego, postkomunistycznego krajobrazu, choć lewicowe media i krytyczne wobec rządu witryny mają zdecydowaną przewagę na rynku. Prawo medialne zapobiegało także koncentracji mediów. Jednak media zarówno krajowe, jak i zagraniczne wciąż każdego dnia tworzą czarną legendę Viktora Orbána, Fideszu, Węgier.

Nowy porządek medialny jest też do dziś przedmiotem międzynarodowych ataków prasowych, krytyki polityków i instytucji międzynarodowych. Jednym z elementów nacisku są rankingi, np. amerykański Freedom House w 2011 r., uznaje węgierskie media już nie za „wolne”, tylko „częściowo wolne”, obniżając ich ranking w corocznych raportach.

Gdy Węgry się staczały na kraj bankructwa, Fundacja Bertelsmanna umieszczała je na szczycie rankingu, oceniającego jakość demokracji, spośród 120 krajów rozwijających się. W 2014 r., gdy odzyskiwały suwerenność polityczną i gospodarczą – pisano, że „rozmontowują demokrację”.

Choć zarzuty są ostre, jednak wolność mediów na Węgrzech nie został naruszona, co potwierdziła nawet Komisja Wenecka, orzekając, że prawo medialne jest „zgodne z europejskimi i międzynarodowymi standardami”. Nie ma przykładów cenzury i bezpośredniej ingerencji władzy. Niektóre przepisy, które mogły naruszać prawo europejskie, złagodzono pod naciskiem Komisji Europejskiej, jednak zasadnicza część ustawy została utrzymana. Orbán nie przejął i nie znacjonalizował mediów, zbudował jedynie zrównoważony ład w sferze informacyjnej i ograniczył wolność niszczenia wartości istotnych dla narodu. Zarzuty, że „nałożono kaganiec na media”, odpierał, mówiąc: „jedyny kaganiec jest taki, że nie można nikogo bezkarnie oczerniać”.

Komunikacja ze społeczeństwem

Rząd komunikuje się ze społeczeństwem, omijając monopol mediów, używa własnych kanałów komunikacji, przeprowadzając w ważnych sprawach szerokie kampanie reklamowe np. za pomocą billboardów. Odwołuje się do społeczeństwa w sytuacjach kryzysowych, jak negocjacje z MFW, którym towarzyszyła kampania pod hasłem „Nie ulegniemy MFW!”. Wprowadza formy demokracji bezpośredniej, jak konsultacje ogólnonarodowe w sprawie konstytucji, gdy rozesłano 8 milionów kwestionariuszy, z których prawie milion został wypełniony i odesłany.

Podobnie było w sprawie nawału imigrantów, gdy bezpośrednio konsultowano się ze społeczeństwem za pomocą ankiet wysyłanych pocztą (95% ankietowanych stwierdzało, że rząd bardziej powinien dbać o węgierskie rodziny i dzieci niż o imigrantów), a także zorganizowano akcję plakatową, skierowaną zarówno do społeczeństwa, jaki i napływających imigrantów. Plakaty głosiły wtedy: „Jeśli przybywacie na Węgry, musicie przestrzegać naszych zasad”.

Rząd publicznie informuje o sukcesach, a także wydaje europejskie dotacje na cele niemieszczące się w europejskich wartościach. Przeprowadzono np. kampanię zachęcającą do oddawania dzieci do adopcji zamiast zabijania ich przez aborcję. W miejscach publicznych i urzędach pojawiły się plakaty przedstawiające dziecko w okresie prenatalnym z napisem: „Cóż, rozumiem, że nie jesteście gotowi, aby mnie przyjąć, ale pomyślcie dwa razy i oddajcie mnie służbom adopcyjnym. POZWÓLCIE MI ŻYĆ”. Jednak krytyka aborcji nie mieści się w liberalnych unijnych wartościach, więc akcję oprotestowano w Brukseli. [Satanistycznym szumowinom z Brukseli przeszkadza nawet, jak widać, oddanie niechcianego dziecka do adopcji. MA BYĆ ZABITE! Czy potrzeba lepszego dowodu na zbrodniczość brukselskich „elit”?- admin]

Walka o narodowe finanse

Sprawy struktury państwa, instytucji działających w nim i ram społecznych są fundamentalne. Jednak rządy Orbána rozpoczynały się od spraw najpilniejszych – od pieniędzy. Kraj trzeba było ratować przed bankructwem. I to była decydująca walka, która rozstrzygała o „być albo nie być” tych rządów.

Największym wyzwaniem było wysokie zadłużenie kraju, pozostawione w spadku przez poprzedników. Węgrom, którzy mieli najwyższy dług w Europie Środkowej − 81% PKB – groził krach finansowy, jednak pomimo to w kwietniu 2010 r. nie skorzystali ze środków poprzedniej linii kredytowej MFW. Jej warunki uniemożliwiały bowiem prowadzenie samodzielnej polityki i wyrwanie się ze strukturalnej pułapki gospodarki peryferyjnej.

Rząd Orbána wybrał prowadzenie „nieortodoksyjnej” (tzn. sprzecznej z zaleceniami MFW) polityki gospodarczej, próbując odzyskać niezależność od instytucji finansowych i zagranicznych pożyczkodawców. Nie przystał na żądania zniesienia podatków dla banków i przedsiębiorstw czy zmniejszenie socjalnych wydatków rządu, a wbrew zaleceniom nałożył podatki kryzysowe. To nie społeczeństwo miało płacić za kryzys finansowy. Na tej drodze czekały jednak poważne przeszkody i zagrożenia.

Sytuacja okazała się katastrofalna, gdy odkryto, że poprzedni rząd fałszował dane o finansach państwa. Jesienią 2011 r. informacja ministra Szijjártó o możliwości ogłoszenia bankructwa, spowodowała tąpnięcie rynków finansowych, odczuwalne w całym regionie. Kraj znalazł się na krawędzi bankructwa i wtedy właśnie rozegrała się dramatyczna walka między Węgrami a międzynarodowymi instytucjami finansowymi i UE.

Gwałtownie wzrosły koszty zadłużenia, CDS-y określające ryzyko bankructwa wystrzeliły wysoko, forint tracił na wartości, puszczano plotki o bankructwie banków. Rząd uciekł się do niespodziewanego manewru, ogłaszając 17 listopada natychmiastowy powrót do negocjacji z MFW, oferując rozmowy na wszystkie tematy, prosząc o wsparcie finansów w elastycznej linii kredytowej wielkości 15 − 20 miliardów euro. Fundusz zażądał tego, co zawsze: niewtrącania się do polityki Banku Centralnego, podwyższenia podatków osobistych, wycofania obciążeń zagranicznych przedsiębiorstw, ograniczenia systemu socjalnego i wprowadzenia prawa o upadłości osób fizycznych.

Nie ostudziło to jednak apetytów spekulantów. 25 listopada, nie czekając na wynik negocjacji, Moody’s ogłosił, że węgierskie papiery skarbowe mają śmieciową wartość. Minister gospodarki György Matolcsy stwierdził: „To atak na mój kraj”, a rząd w oficjalnym komunikacie uznał wiadomość za „część ataku spekulacyjnego”, gdyż „ocena Moody’s nie ma żadnych realnych podstaw”. W odpowiedzi MFW i Komisja Europejska zerwały rozmowy na temat pomocy, żądając, by nie zmieniano konstytucji i nie naruszano niezależności banku centralnego. Orbán określił żądania tego duetu jako „szantaż”.

W grudniu także pozostałe agencje obniżyły ocenę Węgier do poziomu śmieciowego, koszt długu podskoczył do 9,3%, a wartość forinta dalej spadała. Ataki na tyle osłabiały Węgry, że bez pożyczek z MFW spłaty zadłużenia na początku 2012 r. były zagrożone − znalezienie nowych środków na spłatę długów było prawie niemożliwe.

Przełom roku był ciężki – finanse państwa były na krawędzi krachu, a rząd atakowano ze wszystkich stron. 17 stycznia Komisja wszczęła procedurę przeciwko Węgrom, choć Orbán apelował o rozmowy, argumentując: „wprowadziliśmy 13 i pół z 15 rekomendacji ECB, przecież współpracujemy!”. Media także podgrzewały atmosferę – w styczniu 2012 r. gazety pisały: „jedynym sposobem na uniknięcie katastrofy jest podanie się rządu Orbána do dymisji i utworzenie rządu pozapartyjnego, mającego szanse na odzyskanie zaufania rynków, MFW i Komisji Europejskiej”.

Rozsiewano plotki, że oszczędności w bankach są zagrożone, więc klienci zaczęli wycofywać swoje pieniądze i przenosić je do banków austriackich. Media nagłaśniały oznaki kryzysu, opozycja wyszła na ulice z masowymi protestami.

Manewrując na krawędzi wypłacalności, przeciągając negocjacje, Węgrzy podtrzymywali nadzieje na porozumienie, uspokajając rynki finansowe nadzieją wsparcia MFW. W najgorszym momencie kryzysu 10-letnie obligacje rządowe sprzedawano z 11,3% oprocentowania rocznego, a forint stracił 18% wartości wobec euro. Później, gdy MFW chciał ukarać Węgry za nieustępliwą politykę, a sytuacja finansowa się wyklarowała, Orbán zdecydował się zerwać negocjacje. Poinformował publicznie, że MFW żąda za pożyczkę zniesienia opodatkowania banków i obniżenia emerytur. Żartował sobie z Funduszu: „Przez chwilę nie rozumiałem dlaczego, ale teraz rozumiem – MFW to też bank”. Kryzys finansowy drogo jednak kosztował Węgry − w 2012 r. wpadły w recesję, PKB skurczył się o 1,7%.

Viktor Orbán: „Spłacając ten kredyt, zlikwidowaliśmy ciągłą presję, za pomocą której międzynarodowe organizacje finansowe próbowały wymusić na nas działania oszczędnościowe”.

Węgry w końcu rozstały się z Funduszem. Uregulowały zobowiązania 12 sierpnia 2013 r. (choć harmonogram zakładał spłatę do października 2014 r.), i zamknęły jego przedstawicielstwo w Budapeszcie. Był to sukces zarówno finansowy, jak i polityczny – minister Matolcsy uważał walkę z MFW za „bitwę na śmierć i życie”, bez wygrania której nie wprowadzono by żadnej z wielkich węgierskich reform, a wyrzucenie Funduszu z kraju uważał za warunek finansowej niezależności państwa.

MFW miał znacznie lepsze stosunki z poprzednim rządem, któremu w maju 2010 r. Dominique Strauss-Kahn dziękował za „efektywną i doskonałą współpracę”. Wprowadzał on bowiem zalecenia waszyngtońskiej instytucji, ograniczając wydatki budżetowe, obciążając kosztami społeczeństwo i otwierając na oścież gospodarkę dla zachodnich inwestorów. Stosunki były tak dobre, że nie zauważano „poprawiania” budżetu, gdzie przeszacowywano dochody i nie doszacowano wydatków. Jednak natychmiast po wyborach 2010 r. zaczęto wyrażać zatroskanie o budżet rządu Orbána.

Banki – fundament niezależności państwa

Pierwszy szok liberalizacyjny po 1989 r. spowodował przejęcie sektora finansowego przez zagraniczny kapitał, którego udział własnościowy jest nieporównywalnie większy niż w gospodarkach zachodnich. Węgry miały w 2010 r. aż 74% sektora bankowego w rękach zachodniego kapitału (Polska – 69%). Dominowały austriackie grupy RBI, Erste i Austria Bank, do tego UniCredit, KBC i Raiffeisen, a jedynym węgierskim bankiem był prywatny bank OTP. Zagraniczne banki nie tylko zdominowały rynek, ale także pożyczały głównie w obcej walucie.

Błyskawicznie po wyborach, już w lipcu 2010 r. wprowadzono podatek bankowy. I choć nie jest to żadna nowość w Europie (wprowadziły go wtedy także Francja i W. Brytania), jednak jego wysokość – 0,53% aktywów – była wyższa niż w Unii, dodatkowo był to podatek progresywny, dużo słabiej obciążający mniejsze podmioty. Został uchwalony ogromną większością głosów w parlamencie (301 za, 12 przeciw). Był bardzo skuteczny − dochody państwa w 2012 r. sięgnęły 1,65% PKB. W 2013 r. wprowadzono kolejny podatek − obejmujący transakcje gotówkowe i transferowe, w wysokości 0,2% − 0,3% transakcji (zastąpiony w 2015 r. jednorazową opłatą). Przynosi on do budżetu blisko 1% PKB. Narzuty i ogólne pogorszenie opłacalności były kosztowne dla banków, sam Raiffeisen oceniał straty na „najtrudniejszym swoim rynku” jako „katastrofalne” − oceniając je na 700 milionów euro.

Viktor Orbán: „Skończymy z zewnętrznym finansowym uzależnieniem kraju oraz z energetycznym uzależnieniem Węgier”.

Za uderzenie w zagraniczne banki drogo zapłaciły także Węgry, gdyż w efekcie opodatkowania ograniczyły one kredytowanie. Na Węgrzech od 2008 r. portfele kredytowe banków skurczyły się o 30%, gdy banki w Polsce mogły pochwalić się najwyższą w Unii, 50-procentową dynamiką wzrostu akcji kredytowej. Sektor bankowy skurczył się, jego aktywa zmniejszyły się o 12% od 2009 r. Wzrost gospodarczy uległ spowolnieniu, wyschło bowiem podstawowe jego źródło − banki nie prowadziły ekspansji kredytowej, zakupy nie rosły.

Gospodarkę dusiło także wyjątkowo wysokie oprocentowanie węgierskiego długu, gdyż w październiku 2012 r. koszt 10-letnich obligacji wynosił nawet 8,4% (gdy polskich 5,7%; słowackich 4,3%; czeskich 3,1%, niemieckich 2,0%). Osłabieniu uległ także forint, co wzmacniało wprawdzie eksport, ale uderzało w społeczeństwo i zwiększało koszty długu zagranicznego.

Viktor Orbán: „Budujemy kraj, w którym ludzie pracują nie dla zysku obcokrajowców. Kraj, gdzie to nie bankierzy i zagraniczni biurokraci mają mówić, jak mamy żyć, jaką mamy mieć Konstytucję, kiedy możemy podnosić płace czy emerytury. Budujemy kraj, w którym nikt nie może narzucać Węgrom, by służyli interesom innych”.

Orbán deklarował jasno: suwerenność ma przede wszystkim wymiar finansowy. Kraj tak bardzo zadłużony jak Węgry ma bardzo ograniczoną suwerenność. Stąd jego zdecydowane dążenie do obniżenia zadłużenia państwa, stąd wprowadzenie jego konstytucyjnego ograniczenia do 50% PKB.

Drugim strategicznym celem finansowym było przejęcie co najmniej połowy sektora bankowego przez Węgrów, co zwiększało niezależność gospodarki, zapobiegało katastrofalnym skutkom ucieczki międzynarodowego kapitału – kryzysom gospodarczym i bezrobociu. Jak bowiem twierdził Orbán − „w czasie kryzysu wszyscy uciekają do siebie”.

Akcja przejmowania banków obejmowała różne sektory, państwowy MFB Bank wykupił udziały w MKB Bank od BayernLB, Budapest Bank od GE. Rząd dokonał także „symbolicznej” akwizycji 15% udziałów Erste Bank, by nie reprezentował on jedynie austriackich interesów i reinwestował zyski na Węgrzech. Sięgnięto nawet po spółdzielnie oszczędnościowe Takarékbank, które odkupiono od niemieckiego DZ Bank, odbudowując spółdzielczość bankową, która wnosiła stabilność do sektora.

Działania rządu pogarszały sytuację banków, co tworzyło korzystną sytuację do ich przejęcia, gdyż wartość aktywów malała i chętnie się wycofywały z tak niepewnego rynku, czasami „z dużą ulgą”. Państwo mogło więc nabyć je po niższej cenie. Jednak celem nie jest stworzenie państwowego monopolu, Bank Rozwoju (MFB) jest narzędziem, poprzez które skupuje się udziały i restrukturyzuje sektor, by zbudować system bankowy, należący do węgierskiej strefy interesów i oparty na węgierskiej własności.

Viktor Orbán: „Gospodarka oparta na zadłużeniu państwa może budować tylko scenografię dobrobytu z papier-mâché, które pierwsze poważniejsze uderzenie wiatru zdmuchnie i obróci w ruinę”.

Podatek bankowy miał charakter kryzysowy, jednak utrzymał się przez dobrych kilka lat, służąc później jako środek wpływu na banki i kierowania akcją kredytową. Od 2016 r. rząd obniża stawkę podatku bankowego − z 0,53% do 0,31% sumy bilansowej, jednak stawia warunek zwiększenia akcji kredytowej dla przedsiębiorstw, szczególnie małych i średnich. Rozwiązując konflikt z Unią, zawarto w lutym 2015 r. porozumienie z Europejskim Bankiem Odbudowy i Rozwoju, w którym rząd zobowiązuje się do nie przejmowania kluczowych banków, ale w zamian oczekuje zwiększenia kredytowania rozwoju gospodarki.

Koniec II filaru emerytalnego

Węgry z inicjatywy Banku Światowego jako pierwsze w regionie w 1998 r. wprowadziły system obowiązkowych funduszy emerytalnych, określanych jako II filar (w Polsce OFE). Poważnie obciążył on jednak budżet państwa, pozbawiając go części wpływów z ubezpieczeń społecznych, które zaczęły płynąć do prywatnych funduszy. Te środki pożyczano rządowi, zwiększając dodatkowo jego zadłużanie. Ten, stojąc już na skraju bankructwa w 2008 r., zwiększył funduszom możliwość inwestowania w akcje, co jeszcze pogorszyło sytuację budżetu państwa.

Fundusze emerytalne nie bardzo się też spisywały w mnożeniu bogactwa: w 10-letnim okresie (2000 − 2009) średnia stopa zwrotu wyniosła 5,1%, podczas gdy inflacja – 5,6%, zatem realnie składki traciły na wartości. Do tego przyczyniły się koszty własne funduszy, które pobierały 3,7% każdej składki. Po globalnym kryzysie finansowym wartość zgromadzonych środków zmniejszyła się o 25%.

Rząd Orbána przeprowadził demontaż publiczno-prywatnego systemu emerytalnego i przejął środki zgromadzone w OFE do państwowego systemu emerytalnego. Już od listopada 2010 r. wstrzymał transfery z kasy państwowej do prywatnych funduszy emerytalnych, później przeprowadzając ich nacjonalizację. Warunki dla pozostających w funduszach były niekorzystne. Mieli oni płacić pełną składkę (10%), ale część płacona przez pracodawców (24%) miała trafiać do systemu państwowego, który jednak nie obejmował ich ochroną. Na pozostanie zdecydowały się osoby o wysokich dochodach i dużych zebranych składkach, 97% uczestników z aktywami wartymi 10% PKB wróciło do systemu państwowego. Prawie połowę tych środków stanowiły obligacje skarbowe, których przejęcie zredukowało dług budżetu, a rząd zmniejszył swoje wydatki o 1,5% PKB. W 2011 r. budżet węgierski miał 4,2% nadwyżki, co dało chwilę oddechu zadłużonemu państwu.

W systemie prywatnych ubezpieczeń pozostało 60 tys. osób, jednak zaledwie 10% z nich płaciło składki. To zmniejszało przyszłe świadczenia, więc Fidesz wprowadził ustawę, przenoszącą fundusze do systemu państwowego, jeśli przynajmniej 70% nie będzie płaciło składek.

Na ratunek frankowiczom

Problem zadłużenia hipotecznego w obcych walutach (głównie szwajcarskich frankach) miał na Węgrzech wymiar nieporównywalnie większy niż w Polsce. Dotknął 730 tysięcy kredytobiorców, z których przed ryzykiem bankructwa stało 300 tysięcy. 85% kredytów hipotecznych zaciągnięto w obcej walucie, więc gdy wartość forinta spadła o 50% w 2009 r., zwiększyło to wysokość rat i sumę zadłużenia. Zapożyczeni mieli ogromne kłopoty − ponad 100 tys. osób zalegało ze spłatą zobowiązań. Zostali „wciągnięci w pułapkę walutowych kredytów przez rząd i bank centralny” − twierdził minister Matolcsy. Gdy w 2008 r. wybuchł kryzys i kapitał zaczął uciekać, zadłużenie zagraniczne mieszkańców wynosiło 25% PKB. Banki wtedy chwaliły się pokaźnymi zyskami, więc uznano, że nie powinny ich transferować za granicę, a ponieść część kosztów kryzysu.

Viktor Orbán: „Jesteśmy zadłużeni w zagranicznej walucie do takiego stopnia, że zagraża to węgierskiej suwerenności i niepodległości”.

Rząd pomagał zadłużonym na różne sposoby – spłaty poniżej kursu rynkowego, zamrożenie kursu wymiany, wsparcie kredytobiorców, powołanie Narodowego Zarządu Środkami Trwałymi. W grudniu 2011 r. rząd porozumiał się z bankami, by kredytobiorcy mogli obsługiwać zadłużenie po niższych kursach franka (180 forintów za franka, przy rynkowej cenie 220 forintów), dwie trzecie kosztów tej operacji banki wzięły na siebie, resztę dołożył rząd. Ponadto anulował 25% długu tym, którzy nie mogli spłacać kredytu i zakazał ich eksmisji. Kosztowało to banki ponad miliard dolarów. Umożliwiono jednorazową spłatę kredytu po kursie o jedną trzecią niższą od rynkowego. Z tych różnych form pomocy skorzystało prawie pół miliona osób.

Banki zostały też mocno dotknięte decyzją parlamentu (obronioną przed sądem mimo negatywnej opinii ECB), uznającą praktyki zmiany rat kredytowych za niezgodne z prawem. Nowe regulacje prawne zwalniały pożyczkobiorców od wchodzenia w spory sądowe, przerzucając obowiązek udowodnienia prawidłowości procedur na banki. Kosztowało je to prawie 3 miliardy euro, które musiały zwrócić przy kredytach zaciągniętych nawet w 2005 r.

Viktor Orbán: „Wszystkich wyciągniemy – dokładniej: pomożemy im wyjść – z dewizowego zadłużenia”.

Proces odchodzenia od problemu franków był długi i zakończył się w listopadzie 2014 r. wprowadzeniem ustawy, która automatycznie przewalutowała kredyty na forinty po stałym kursie. Warunki uzgodniono z bankami, zasilając je w waluty, by operacja o tak dużej skali przebiegła bez zgrzytów. Operację przeprowadzono przed gwałtownym załamaniem kursu franka w 2015 r., po którym Orbán chodził w glorii zwycięzcy. Skutkiem tych działań był bowiem zysk kredytobiorców w sumie ponad 3 miliardy euro, jak gdyby każdy, od niemowlęcia po starca, dostał ponad ponad 300 euro, jak ocenił Levente Kovács, sekretarz generalny Węgierskiego Stowarzyszenia Banków. Wysokość rat spłacanych przez gospodarstwa domowe spadła o 20%.

Swoimi działaniami rząd nie pozwolił, by aktywna grupa społeczna zbankrutowała, żeby młodzi ludzie, będący siłą napędową gospodarki zostali zmarginalizowani i pozbawieni dostępu do kredytów. Jednak pomimo tych wysiłków zagrożenie wciąż pozostało aktualne – na początku 2014 r. zadłużenie zagraniczne gospodarstw stanowiło 54% wszystkich węgierski kredytów (13% PKB).

Bank Centralny służy gospodarce

W systemie liberalnej demokracji banki centralne mają ograniczone pole działania, gdyż nie mogą wspierać gospodarki. W przeciwieństwie do amerykańskiej Rezerwy Federalnej, której pierwszym celem jest pełne zatrudnienie, mają jedynie dbać o wartość pieniądza. Państwo nie ma na nie wpływu, a emisja pieniądza, koszt kredytu i decyzje, jakie działy gospodarki mają być zasilane to podstawowe narzędzia prowadzenia polityki gospodarczej. Węgrzy złamali te zasady i nałożyli na bank centralny takie zobowiązanie prawne, przeciwko któremu protestował EBC, przypominając, że zadaniem banku jest dbanie o stabilność cen.

W początkowej fazie reform Orbána Bank Centralny (Magyar Nemzeti Bank) pod kierownictwem prezesa Andrása Simora (wcześniej w Deloitte) wchodził z rządem w konflikty z powodu utrzymywania wysokich stóp procentowych, co podnosiło koszt obsługi długu i osłabiało tempo rozwoju gospodarki. Gdy bank po raz kolejny podwyższał stopy, rząd prosił, by używał takich samych narzędzi wspierania gospodarki, jak FED czy ECB. Prezes jednak nie reagował.

Viktor Orbán: „Walka banku centralnego z rządem jest tak naprawdę walką z interesem całego kraju”.

Jednak zmiany musiały być ograniczone − protestowała i Bruksela, i Waszyngton, broniące jego niezależności od rządu. By nie dopuścić do reform, prezydent Barroso interweniował „na granicy ultimatum”. Nawet w sprawie zachowania pensji prezesa zarabiającego rocznie 450 tys. dolarów − znacznie więcej niż szef amerykańskiej Rezerwy Federalnej − interweniowała Komisja Europejska i ECB. Rząd w końcu zadeklarował, że nie będzie wpływał na politykę banku i zrezygnował z obniżki uposażeń prezesa. Smaczku sprawie dodaje też fakt, że Komisja nie zgadzała się, żeby szef Banku, a także członkowie Rady Polityki Pieniężnej przysięgali na węgierską konstytucję.

Bank centralny zaczął spełniać funkcję motoru gospodarki po marcu 2013 r,. gdy na prezesa został mianowany György Matolcsy, wcześniej minister gospodarki i autor „nieortodoksyjnej” polityki gospodarczej. Instytucje finansowe nie mogły go lubić, gdyż twierdził, że są „piratami”, a o MFW wyrażał się dość pogardliwie. Nowy prezes krytykował politykę drogiego pieniądza i rzeczywiście zmienił ją diametralnie. Korzystał z najlepszych wzorów, naśladując strategie ECB i FED.

Viktor Orbán: „Zadłużenie, czy to gospodarstw domowych, czy państwa – ogranicza wolność”.

Brak taniego kredytu był w pierwszych latach rządów podstawowym problemem rządów Fideszu. Węgry mają bardzo niski stopień finansowania swojej gospodarki przez kredyt, więc nowy prezes za priorytet uznał wzrost gospodarczy i kreowanie miejsc pracy. Obniżając radykalnie stopy procentowe, zmniejszył koszt pieniądza, co przyczyniło się do szybkiego wzrostu gospodarczego. Z drugiej strony rząd prowadził podobną politykę wspierania eksportu poprzez Eximbank, zasilając przedsiębiorstwa długoterminowymi kredytami.

W kwietniu 2013 r. ogłoszono Program dla wzrostu, wzorowany na Bank of England, kierując środki do gospodarki, udostępniając bankom po zerowym koszcie celowe kredyty przeznaczone dla przedsiębiorstw, które otrzymywały je poniżej 2,5% rocznego oprocentowania. W 2014 r. program wyniósł 8 miliardów euro (w 2013 r. – 4,6 mld), z czego 90% skierowano do małych i średnich przedsiębiorstw. Aby przełamać pasywność banków, z jednej strony dyscyplinowano je ujemnym oprocentowaniem lokat, ale z drugiej pomagano, obniżając wymogi kapitałowe. Część środków pożyczkobiorcy przeznaczyli na spłatę zadłużenia walutowego, co było jednym z podstawowych zadań strategii rządowej. Program był odpowiedzią na ucieczkę kapitału, z powodu której inwestycje zagraniczne w 2013 r. spadły o dwie trzecie.

Generalnym celem rządu była redukcja zadłużenia zewnętrznego zarówno państwowego, jak i przedsiębiorstw oraz osób prywatnych. György Matolcsy twierdził, że „zagraniczne pożyczki są naszym wrogiem” i widział w nich zagrożenie w przypadku zawirowań na światowych rynkach. Wprowadził więc programy redukcji zadłużenia, by to węgierscy obywatele kredytowali swój rząd, co jest znacznie bardziej bezpieczne. W tym celu bank centralny uruchomił 10% swoich rezerw walutowych, by proces przechodził sprawnie i nie wywoływał gwałtownych zmian kursu forinta.

Redukcja zagranicznego zadłużenia przebiegała jednak powoli. W 2015 r. budżet był wciąż zadłużony na 77% PKB, z tego 40% za granicą, choć osiągnięto znacznie większy udział krajowych banków w kredytowaniu gospodarki.

Viktor Orbán: „Jeśli rząd będzie prowadził dobrą politykę fiskalną, a bank centralny dobrą politykę monetarną, wtedy własna waluta 10-milionowego kraju może być ważnym atutem przez długie lata”.

Według Orbána Węgry nie powinny wchodzić do strefy euro, argumentując, że „teraz musimy się skupić na wzmacnianiu naszej gospodarki”, a wejście jest możliwe, „gdy gospodarka osiągnie poziom 90% europejskiego PKB”. Decyzję taką utrudniono konstytucyjnym zapisem o forincie jako walucie narodowej.

Konserwatywno-narodowa gospodarka

Twarde środki zastosowane wobec Węgier w czasie kryzysu 2008 r. spowodowały sprzeciw wobec modelu „gospodarki zależnej”. Kryzys wzmocnił przekonanie, że lepiej się sprawdza aktywna polityka państwa, wspierającego strategiczne inwestycje przemysłowe w najważniejszych sektorach. Jednak Węgry zostały już powiązane tysiącami więzi z mocniejszą gospodarką Zachodu, a narzucone reguły gry, przewaga kapitałowa i technologiczna sprawiały, że zagraniczni inwestorzy nie musieli się obawiać lokalnej konkurencji. Zaś uzależnienie rządu od Brukseli utrudniało samodzielne decyzje korzystne dla krajowych przedsiębiorstw.

Rząd Orbána wybrał drogę narodowo-konserwatywnej polityki ekonomicznej, nie pozostawiając rynkowi pełnej swobody działania, lecz biorąc aktywny udział w życiu gospodarczym, także jako właściciel. W małej, zapóźnionej gospodarce, jak węgierska, państwo musi wspierać rodzime przedsiębiorstwa w starciu z zagranicznymi konkurentami. Inaczej nie będzie kumulacji rodzimego kapitału, a zatem rozwoju gospodarki i dobrobytu społeczeństwa. Głównym celem wzmacniania węgierskiej własności jest pozostawianie w kraju większej części wartości dodanej. Na liberalnej ścieżce rozwoju Węgrzy nie dogonili bogatszej Europy, jedynie zadłużyli się na wielką skalę (zadłużenie społeczeństwa przez ostatnie 15 lat wzrosło z 15% PKB do 40%).

Fidesz przygotował na początku 2011 r. ambitną strategię gospodarczą „Széll Kálmán Plan”, obejmującą m.in. narodowy plan zatrudnienia (w tym program prac publicznych) i zdecydowane zmniejszenie zadłużenia. Osiągnięcie w 2018 r. poziomu 50% PKB zadłużenia rządowego, miało wg Györgya Matolcsyego dać Węgrom „wolność gospodarczą” i pewność „niezależności finansowej”.

Aktywność gospodarcza państwa przejawiała się także w rezygnowaniu z otwartych przetargów, jako środka dywersyfikacji powiązań gospodarczych. Dotyczyło to przede wszystkim inwestorów ze wschodu − chińskich (Huawei − telekomunikacja) czy rosyjskich (Rosatom − elektrownia jądrowa Paks). Poprzez takie sojusze gwarantowano także znaczącą pozycję krajowym przedsiębiorstwom, ale narażano się na zarzuty. Omijanie reguł, które sprzyjały posiadającym najnowsze technologie przedsiębiorstwom zachodnim, wywoływało interwencje Komisji Europejskiej, a Amerykanie zarzucali np. Huawei montowanie szpiegowskich urządzeń.

Podstawowym czynnikiem wzrostu gospodarczego Węgier były zagraniczne inwestycje i napływ kapitału. Udział firm zagranicznych w tworzeniu rynkowej wartości dodanej wynosił w 2010 r. aż 49% (w Czechach było to 43%, w Polsce 34%). Węgry pod tym względem są drugim krajem w UE po Irlandii. Atutem konkurencyjnym ściągającym inwestycje jest nisko płatna siła robocza o wysokich kwalifikacjach, atrakcyjna szczególnie przy produkcji i montażu dóbr konsumpcyjnych o wysokiej wartości dodanej (samochody, farmaceutyki), czy w sektorze usług (centra obsługi). Inwestycje takie podnoszą PKB, jednak korzyści z nich wypływają za granicę, co widać w ujemnym rachunku bieżącym państwa.

Viktor Orbán: „Dla zagranicznych firm na Węgrzech zakończyła się era kolonizacji”.

Reguły inwestycji zagranicznych są ustalone przez Światową Organizację Handlu i Unię Europejską, a możliwości przeciwdziałania ich negatywnym skutkom są ograniczone. Jednak Fidesz podjął nierówną walkę, starając się ograniczać zyski zagranicznych inwestorów, a polepszać sytuację własnej gospodarki i budżetu państwa. Przebiegała ona na wielu frontach.

Zagraniczne monopole też będą płacić podatki

W 2010 r. zaledwie 2,6 mln Węgrów płaciło podatki. Było to skutkiem niskiej aktywności zawodowej, więc postawiono sobie ambitny cel szerokiej aktywizacji zawodowej, by podatnikami stało się 5 milionów osób. Znacząco zmniejszono więc obciążenia dochodowe dla mieszkańców. W 2011 r. wprowadzono 16-procentowy podatek liniowy od osób fizycznych w miejsce dotychczasowych dwóch progów podatkowych (18% i 36%), a 16-procentowy podatek dochodowy od przedsiębiorstw CIT, przekształcono w dwie stawki: 19% i obniżoną 10% dla firm o dochodzie poniżej 2 mln euro. Na 2016 r. wprowadzono dalsze obniżki podatków (PIT z 16 do 15%), rosną też ulgi podatkowe dla rodzin, które mają co najmniej dwoje dzieci.

Z drugiej strony podatki płacone przez zagranicznych inwestorów były bardzo niskie, ciężar podatków przeniesiono więc na opłaty branżowe, podatki od sprzedaży i konsumpcyjne, a także specjalne podatki służące ochronie zdrowia i środowiska. Na początku 2011 r., walcząc z groźbą bankructwa opodatkowano także konsumpcję, wprowadzając wysokie podatki VAT (najwyższa w UE stawka 27%, a na towary luksusowe nawet 35%). Umożliwiło to zmniejszenie kosztów kryzysu ponoszonych przez społeczeństwo (odwrotnie niż chciał MFW).

Rząd Orbána obciążył także sektory, które wcześniej cieszyły się dużymi ulgami, często monopolizując dochodowe nisze gospodarcze (jak media czy energia), przynoszące zagranicznym koncernom wysokie zyski. Ruchem, który wykonano najszybciej i który wzbudził najwięcej protestów było wcześniej opisane opodatkowanie banków. Sklepy wielkopowierzchniowe objęte zostały już w 2010 r. stawką podatku obrotowego od 0,1% do 2,5% przychodów. Energetykę obłożono podatkiem obrotowym 1,05%, a telekomunikację − od 2,5% do 6,7%. Wprowadzono także podatek na połączenia telefoniczne i SMS-y, tak skonstruowany przez zwolnienie pierwszych minut i ograniczenie do 700 forintów, by był jak najmniej dokuczliwy dla prywatnych użytkowników, a obciążający poważnie duże korporacje. Podatki zagranicznych firm telekomunikacyjnych były mikroskopijne, gdyż korzystały one obficie ze zwolnień.

I tak na przykład Magyar Telekom (własność Deutsche Telekom) płacił zaledwie milion Euro rocznie. Podjęto więc próbę opodatkowania dostawców Internetu (‘Google tax’), chcąc zmusić ich do opłat na rzecz budżetu państwa. Nowa opłata miała obciążyć przeciętnego odbiorcę kwotą 3 dolarów miesięcznie, jednak na skutek ulicznych protestów młodzieży, wycofano się z tego pomysłu.

Regulacje podatkowe były podstawowym narzędziem osiągania celów zarówno w sferze gospodarczej, jak i społecznej. Stosowano je także do promocji węgierskich produktów, choćby tak tradycyjnych, jak wódka pálinka, którą zwolniono z podatków przy wyrobie domowym. Unia nie pozwalała na całkowite zwolnienia, dlatego zaskarżyła tę decyzję do Trybunału Sprawiedliwości.

Przez podatki starano się korygować negatywne zjawiska społeczne, takie jak nadwaga, czy nadużywanie alkoholu. W 2012 r. wprowadzono podatki na alkohol oraz opłaty od niezdrowej żywności (zwane „od chipsów”, ale obejmujące także produkty o wysokiej zawartości soli czy cukru, napoje energetyczne i czekolady). W 2015 r. dodatkowo ograniczono dostępność napojów energetycznych, skutkiem czego było co prawda wycofanie się z rynku Red Bulla, ale też obniżenie przez wytwórców poziomu soli w przetworach.

Rząd oskarżał zdominowane przez zagraniczny kapitał media, że latami używały sztuczek księgowych, by nie płacić podatków dochodowych. W lecie 2014 r. wprowadzono podatek od dochodów reklamowych − progresywny, do wysokości 40% przychodów z reklamy (w 2015 r. podniesiony do 50%). Nie pobierano go, gdy obroty były niższe niż 2 miliony dolarów, aby nie obarczać małych firm, natomiast wysoko obciążono największych graczy. Najciężej odczuł to niemiecki RTL, który mając 13,5% rynku, płacił 80% zbieranego podatku, a Bertelsmann, mający największy udział w węgierskim rynku, w 2014 r. stracił 300 milionów euro zysku (35% całości). Po sprzeciwie Komisji Europejskiej podatek został obniżony z 50% do 5,3% i ma charakter liniowy, a nie progresywny.

Głównym celem tego podatku były media rozrywkowe, tabloidy, dramatycznie obniżające poziom przekazu, więc „było to coś w rodzaju podatku od zdrowia społecznego”, którym miały zostać „sprawiedliwie obciążone” (Gergely Gulyás). Atakując ten podatek, media i koncerny medialne używały argumentu zagrożenia demokracji i wolności słowa. Taka postawa była bardzo źle oceniana przez Fidesz − János Lázár, szef klubu parlamentarnego, powiedział wprost: „RTL grozi naszemu państwu, mogą sobie to robić u siebie w Niemczech, ale nie na Węgrzech”.

Naprawa gospodarki doprowadziła do polepszenia finansów państwa, choć droga była długa i wyboista. Już na samym początku rządów ograniczenia były poważne. Zobowiązanie wobec MFW z tytułu pożyczki 2008 r. oznaczały zmniejszenie wydatków budżetu, czyli uderzenie w poziom życia społeczeństwa. Jednak Fidesz zobowiązań dotrzymał i w 2010 r. deficyt budżetowy został o połowę obniżony – z 7,5 do 3,8%.

W roku 2012, dzięki znacjonalizowaniu OFE, osiągnięto nadwyżkę w budżecie, a w następnych latach rząd zszedł poniżej 3% deficytu, co doprowadziło do zakończenia unijnej procedury nadmiernego zadłużenia − Węgry nie musiały się stosować do rekomendacji Komisji, a ta traciła możliwości użycia sankcji. Poradzono sobie także z zadłużeniem samorządów, państwo przejęło ich długi i wprowadziło ostre reguły finansowania samorządów.

Bitwa o odzyskanie handlu

Podatki obrotowe, wprowadzone w 2010 r. wspierały krajową przedsiębiorczość i ograniczały dystrybucję towarów importowanych. Dodatkowo jednak chciano chronić pracowników. Rząd wprowadził w grudniu 2014 r. zakaz handlu w niedziele, wskazując, że w święta sklepy są zamknięte w Niemczech czy Austrii, a handlowe restrykcje obowiązują w 13 z 28 krajów UE. W praktyce był to cios w zagraniczne sieci handlowe, jak Tesco, Spar, Auchan czy Aldi. Zakaz obejmuje sklepy o powierzchni powyżej 200 m2, ale nie ogranicza małych węgierskich sklepów, jeśli obsługuje je właściciel sklepu, jego najemca lub członkowie rodziny. To promuje węgierskie sieci franczyzowe, jak Coop czy CBA, o czym Orbán mówił wprost: „potrzebujemy więcej węgierskich hipermarketów”.

Viktor Orbán: „Żaden Węgier nie będzie zmuszany do pracy w niedzielę”.

Blefem okazały się wszystkie ostrzeżenia zagranicznych sieci o spadku sprzedaży, utracie miejsc pracy (miało ich zniknąć 30 tysięcy). Po chwilowym obniżeniu sprzedaży, hipermarkety rozwijały się dalej, zwiększając obroty i nie zwalniając pracowników.

W 2014 r. hipermarkety zostały obciążone dodatkowymi kosztami badania bezpieczeństwa żywności, które wzrosły wielokrotnie (od 15 do 60 razy więcej niż dotychczas) i miały spowodować zwrot kosztów inspekcji handlowych. Rząd argumentował tę decyzję obroną węgierskich detalistów i rolników przed wypychaniem ich z rynku przez zagraniczne sieci i producentów. Mniejsze koszty ponosiły tu rodzime sieci franczyzowe, natomiast najbardziej obciążono siedem zagranicznych sieci. Początkowo była to opłata progresywna, dochodząca nawet do 6% wielkości obrotów, jednak Bruksela w obronie hipermarketów wszczęła dochodzenie i oprotestowała różnicowanie opłat. Rząd węgierski, przewidując negatywne orzeczenie, zmienił przepisy, obciążając wszystkie podmioty taką samą opłatą.

W grudniu 2014 r. rząd uderzył po raz kolejny w hipermarkety, wprowadzając prawo, ograniczające możliwość działania w kraju sieci, które ponoszą straty. Od 2018 r. sieci powyżej 400 m2 o obrotach powyżej 163 mln euro muszą zamknąć sklepy, jeśli w ciągu dwóch lat nie wykazują zysku. Minister gospodarki Mihály Varga wyjaśniał w uzasadnieniu ustawy: „ciągłe straty pośrednio wskazują na nadużycie dominującej pozycji rynkowej, ponieważ konkurenci są wypychani z rynku, a przejmują go gracze z silną pozycją kapitałową”.

Energia ma być tania

Rząd Orbána odszedł od modelu, w którym państwo ogranicza się jedynie do roli regulatora, oddającego kolejne fragmenty rynku inwestorom zagranicznym. Wcześniejsza liberalizacja i sprzedaż naturalnych monopoli były źle oceniane − koncerny, które w 1995 r. przejęły sektor energetyczny, zarobiły na swoich inwestycjach 350%, generując zyski rzędu 20% rocznie przez ostatnich 17 lat.

Viktor Orbán: „Sprywatyzowane przedsiębiorstwa komunalne potem działały w warunkach monopolu i oligopolu. Bez żadnych zahamowań mogły realizować swoje cele, wyprowadzając z Węgier ogromne zyski. Wszystko pod płaszczykiem wolnego rynku”.

Nałożenie podatków i przymusowe obniżki cen uderzyły w dominujące na rynku koncerny niemieckie: RWE, E.ON i EnBW i francuskie: EDF i GDF Suez. Dostawcy energii, jeśli nie inwestują, płacą także najwyższy w Europie 50-procentowy podatek dochodowy. Polityka taka obniżyła ich zyski i skłoniła do sprzedaży swoich aktywów po niższej cenie.

Polityka energetyczna Unii przewiduje uwolnienia cen, a gdy one wzrosną, państwo ma jedynie otoczyć opieką socjalną tych, których nie stać na płacenie rachunków. Węgrzy poszli w przeciwnym kierunku − przyjęli politykę taniej energii, posługując się urzędem regulacji energetyki (MEKH), zmusili dostawców do obniżenia cen. Wprowadzono w 2011 r. ograniczenia cenowe dla dostawców oraz zakazano przenoszenia obciążeń podatkowych na konsumenta.

Viktor Orbán: „Kiedyś banki i duże przedsiębiorstwa miały silną pozycję i rządy socjalistyczne kłaniały się przed ich potęgą, ale teraz to my jesteśmy ci silniejsi. To one muszą się dostosować do Węgrów, a nie na odwrót”.

W 2013 r. rząd obniżył w dwóch etapach koszty energii, wody i ciepła o 20%, dwukrotnie zmuszając dostawców do zmniejszenia taryf. W najuboższych gospodarstwach domowych, które wydawały na media jedną trzecią środków, rachunki zmniejszyły się o 350 euro rocznie. Zmianom nie zapobiegł nawet wyrok sądu, unieważniający decyzję rządu. Przeprowadzono ją w inny sposób.

Państwo przyjęło strategię „unaradawiania energii”, w 2010 r. odkupiono od Rosjan 21% udziałów w narodowym koncernie naftowym MOL, później przejęto magazyny, systemy dystrybucyjne i rosyjskie kontrakty gazowe od niemieckiego E.ON. Państwo wykupiło także dostawców mediów, tworząc jeden krajowy koncern multienergetyczny. Już w 2011 r. rozpoczęto przekształcanie państwowego producenta energii MVM (Magyar Villamos Művek) tak, by działał na zasadzie usługi publicznej. Nabył on aktywa gazowe od E.ON, RWE (Főgáz) i sieci dystrybucyjne przejęte wcześniej przez zagraniczne koncerny (GDF Suez, E.ON, RWE, ENI).

Rząd węgierski odrzucił także rekomendację Komisji Europejskiej, nakazującej usunięcie regulacji cen energii. Dla wsparcia tych działań, żeby uświadomić blokującą je Brukselę, jaka jest wola konsumentów, wykorzystał narzędzia demokracji bezpośredniej. Zebrano 2 milionów podpisów pod petycją „Węgry się nie poddadzą!”, popierającą działania rządu.

Viktor Orbán: „Teraz możemy negocjować kontrakty gazowe, co wcześniej odbywało się między Niemcami a Rosją”.

Inwestorzy? Tylko poważne oferty

Inwestycje zagraniczne uległy zmniejszeniu do poziomu 18% PKB (z 22% w 2009 r.), napływ kapitału osiągnął najniższy poziom wśród państw regionu, co było skutkiem narzucenia ostrych warunków fiskalnych. Państwo ratowało się inwestycjami finansowanymi prawie w całości ze spójnościowych funduszy unijnych. Dlatego rząd zaczął premiować inwestycje wnoszące rozwój technologiczny – zwiększające produkcję, przetwórstwo, eksport. Z przedsiębiorstwami tworzącymi nowe miejsca pracy i rozwijającymi nowe technologie zawarto kilkadziesiąt (ponad 40) umów strategicznych o partnerstwie publiczno-prywatnym, a premier osobiście podpisywał kontrakty z takimi potęgami jak Audi, Daimler, Coca-Cola czy Suzuki. Koncern samochodowy Audi nie ograniczył się jedynie do montażu samochodów, ale również stworzył w miejscowości Győr współpracujący z uniwersytetem instytut badawczo-rozwojowy.

Nadrabiane są w ten sposób także zapóźnienia w infrastrukturze, szczególnie w telekomunikacji i informatyce. Rząd zobowiązał się dostarczyć szerokopasmowy Internet do każdego węgierskiego domu. Zadania podjął się Deutsche Telekom i planuje jego ukończenie do 2018 r.

Viktor Orbán: „Wiem, w którym kraju banków jest za dużo”.

Takie podejście wzmacniało poczucie bezpieczeństwa inwestujących i zachęcało do rozwijania obecności na rynku. Przemysł samochodowy (głównie niemiecki) inwestował duże pieniądze, tworzył miejsca pracy i ściągał poddostawców. Umowy zapewniały lepsze warunki dla gospodarki narodowej i znaczącą pozycję kooperujących przedsiębiorstw węgierskich jako poddostawców. Węgry, mając 23% udziału przemysłu w PKB, stały się trzecim po Czechach – 26% i Niemczech – 24% najbardziej uprzemysłowionym krajem Unii.

Rząd chce zmienić model rozwoju gospodarki oparty dzisiaj na taniej pracy, by coraz większa część wartości dodanej pozostawała w kraju, przynosząc zyski przedsiębiorstwom i podwyższając płace. Niesie to ze sobą poważne wyzwania, wymaga wprowadzania na rynek własnych technologii i produktów oraz wykwalifikowanych kadr, które dzisiaj uciekają z kraju.

Preferujemy kapitał krajowy

Węgrzy odbierali zachodnim bankom i koncernom kolejne źródła zysków, transferowanych za granicę, wzmacniali gospodarkę narodową i stabilizowali dochody państwa. Poprzez to otwierali możliwości krajowym przedsiębiorstwom, pomagając im przezwyciężyć słabszą pozycję konkurencyjną. Niższy poziom kapitałów wobec zagranicznej konkurencji ilustruje fakt, że te ostatnie, zatrudniając zaledwie 640 tys. osób, miały ponad 2,5-krotnie większą wartości aktywów niż krajowe firmy, w których pracowało 2,5 miliona pracowników. Dlatego dla drobnych przedsiębiorców obniżono próg podatkowy z 19% do 10%, a Narodowy Bank Węgierski zaoferował im tani kredyt.

Węgrzy postawili sobie także za cel stworzenie strategicznych krajowych koncernów, co dla małych państw jest trudnym wyzwaniem. Jednak przykłady Norwegii czy Holandii w budowie koncernów narodowych (np. energetycznych) dowodzą, że mogą one tworzyć duże i efektywne podmioty gospodarcze, gdy mają silne instytucje. Zadanie utrudniał brak kapitału i niski poziom prywatnych inwestycji, co nadrabiało państwo, wykupując aktywa gospodarcze.

Duże nabytki poczyniono w sektorze energii, w 2013 r. wykupiono także zakłady stalowe Dunaferr od ukraińskiego ISD, ratując 1500 miejsc pracy, czy wytwórcę części samochodowych Raba. Obroty państwowych przedsiębiorstw osiągnęły prawie jedną czwartą PKB. Gdy krytykowano Orbána, wskazywał na niemieckie czy francuskie przykłady państwowych koncernów. Fidesz podjął próby wprowadzenia nowych graczy państwowych na rynkach technologicznych, jak np. telefonia komórkowa, jednak nie przyniosły one rezultatu.

Rząd próbował także ograniczyć wypływ za granicę środków otrzymywanych z Unii, stawiając wykorzystującym je różne wymogi, jak np. uczestnictwo w węgierskich izbach gospodarczych czy biegłość w posługiwaniu się językiem węgierskim. Wprowadzono także przepisy ograniczające firmom z rajów podatkowych korzystanie z publicznych funduszy. Takie próby ochrony krajowego kapitału nie zawsze się udawały, jak choćby próba zarezerwowania usług notarialnych dla obywateli Węgier, gdyż spotykały się z blokadą ze strony Komisji Europejskiej.

Orbán opiera tworzenie krajowego biznesu także na bliskich i zaufanych osobach, czego przykładem może być Lajos Simicska, współlokator Orbána z czasów studenckich, w latach dziewięćdziesiątych dyrektor finansowy Fideszu, a później poważny gracz na rynku medialnym.

Rząd w 2014 r. próbował odzyskać duże obszary rolne przekazane zagranicznym inwestorom poprzez korzystne dla nich długoterminowe kontrakty. Ustawa kończąca umowy wieczystego użytkowania i skracająca ustalone okresy przejściowe została oprotestowana przez Komisję, szczególnie że wprowadziła preferencje przy nabywaniu ziemi dla węgierskich rolników. To właśnie ich interesy Fidesz próbował chronić przed zagranicznymi spekulantami. Ograniczył w 2012 r. prawo zakupu ziemi przez cudzoziemców, wzorując się na regulacjach austriackich czy francuskich. Dzięki tym ograniczeniom, ziemia pozostała na Węgrzech jedną z najtańszych w Europie. By nie różnicować praw obywateli innych krajów Unii, ograniczono wielkość areału, wprowadzono wymóg mieszkania w pobliżu gruntów, i posiadania wykształcenia rolniczego. Minister rolnictwa Sándor Fazekas zapowiedział, że „wyeliminuje to spekulację ziemią na zawsze”.

W 2013 r. Fidesz przeprowadził operację szokową na rynku papierosowym. Wprowadzono koncesje na sprzedaż papierosów i przekazano je rodzinnym przedsięwzięciom i inwalidom. Liczbę punktów sprzedaży zredukowano z 42 do 5 tysięcy, co zmniejszyło dostępność papierosów. Dodatkowo z powodu wysokich cen mocno spadła konsumpcja papierosów (o 15% w 2013 r.). To spotkało się nawet z uznaniem ONZ − Orbán w 2013 r. otrzymał za swoją restrykcyjną politykę nagrodę Światowego dnia bez Papierosa. Jednak poszkodowanym tej operacji były wielkie sieci handlowe i stacje benzynowe.

W drugim etapie rząd wprowadził obowiązkowego państwowego hurtownika do handlu papierosami, gdyż producenci mieli zbyt mocną pozycję rynkową i nie oszczędzali detalistów, państwowy pośrednik miał wspierać, gdyż jego siła negocjacyjna jest nieporównywalnie większa niż pojedynczej trafiki. Chroni ich także przed narzucaniem przez koncerny papierosowe warunków sprzedaży.

Na papierosy wprowadzano także nowe podatki oraz regułę ujednoliconego wyglądu wszystkich papierosów. Od 2015 r. producenci płacą progresywny podatek dochodowy, rosnący aż do poziomu 4,5% obrotów. Określany jako podatek zdrowotny, pochłonął całkowicie zyski amerykańskich i brytyjskich producentów, którzy zajmują 90% rynku.

Oskarżany przez Komisję, minister Lázár mówił wprost: „rząd będzie zawsze stawał po stronie małych węgierskich przedsiębiorstw i jeśli koncerny międzynarodowe będą skarżyć się w Brukseli, każemy im zapłacić jeszcze więcej. A dla Philip Morrisa i Spar mam komunikat: jeśli nie przez te podatki, to znajdziemy inne sposoby, żebyście płacili. I zapłacicie”.

Jest sukces!

Reformy po kryzysowym osłabieniu gospodarki, dość szybko przywróciły rozwój gospodarczy − już w 2014 r. Węgry z 3,6% wzrostem PKB stały się jednym z liderów Unii. Osiągnęły też bardzo dobre wyniki od strony finansów gospodarki. Dodatni bilans handlowy miały już przed 2010 r. i udało się utrzymać tę nadwyżkę do dzisiaj. Natomiast dodatni rachunek bieżący − podstawowy wskaźnik zdrowia i konkurencyjności gospodarki narodowej − ostatnio osiąga aż 2,4% PKB (w Polsce „od zawsze” jest ujemny).

Osiągnięto ten sukces wraz z powolnym obniżaniem długu publicznego, choć nie idzie to tak szybko, jak zakładano. W 2010 r. wynosił on 82% PKB, obecnie zmniejszył się do 77%, co w pewnym stopniu uniezależniło państwo od pożyczek zagranicznych. Rosły przez ten czas również płace, a inflacja osiągnęła najniższy poziom w historii. Rozwój przemysłu jest na tyle szybki, że maleje bezrobocie, które we wrześniu 2015 r. wynosiło 6,4% − znacznie poniżej 11,8% z 2010 r. W 2010 r. pracowało 3,8 miliona osób, obecnie liczba ta wzrosła do 4,26 mln. Jednak wysokie koszty obsługi długu publicznego w 2013 r. pochłaniały aż 4,2% PKB (dwukrotnie więcej niż w pozostałych krajach V4).

Orbán nazwał połączenie rozwoju ekonomicznego, spadku bezrobocia i dyscypliny budżetowej − „węgierskim modelem”. I to bez obciążania społeczeństwa i „zaciskania pasa” w stylu MFW. Gospodarka kraju rozwija się, uniknęła początkowej katastrofy i nie została podporządkowana zagranicznym grupom interesów. Jednak agencje ratingowe do dzisiaj utrzymują oceny Węgier na poziomie „śmieciowym”.

Polityka zagraniczna

Istotnym elementem reformatorskiej strategii Orbána była zmiana polityki zagranicznej, mającej lepiej służyć interesom narodowym Węgier. Podstawowe jej wektory zdefiniowano poprzez „trzy filary: amerykański to sojusz militarny, współpraca gospodarcza i suwerenność polityczna. Europejski to związek polityczny, ekonomiczny i wojskowy. Rosyjski to szacunek dla prawa międzynarodowego i korzystania z szans współpracy gospodarczej” (Orbán).

Viktor Orbán: „Żeglujemy pod flagami Zachodu, jednak w ekonomii wiatr wieje ze Wschodu”.

W Europie – jak równy z równymi

Wzrost gospodarczy Węgier, a szczególnie inwestycje jest poważnie uzależniony od dotacji Unii Europejskiej, której prawodawstwo stanowi lwią część prawa krajowego. Unia ma narzędzia nacisku, które wykorzystuje wobec państw słabszych, zależnych od jej finansowania. Czasami wystarczy nacisk na elity władzy, czasami publiczna krytyka czy medialne nagłośnienie. Odwołanie się do przepisów prawa jest ostatecznym narzędziem.

Pomimo tej unijnej soft power Orbán domagał się w Brukseli, by „traktować Węgry jak równych sobie, a nie jak jakichś gorszych”. Tak jak choćby w przypadku Francji, która w 2012 r. miała 4,8% deficytu, a Komisja nie rozpoczęła procedury nadmiernego deficytu. Gdy Komisja zablokowała South Stream, Orbán kontrował: „Niemcy zbudowali Nord Stream, co sprawia, że mogą ominąć Ukrainę jako źródło potencjalnego zagrożenia. Nie chcemy większych korzyści niż te, których pragną Niemcy”.

Węgrzy protestowali przeciwko stosowaniu podwójnych standardów − te same działania rządów Orbána i krajów bogatej Europy wywoływały skrajnie odmienne reakcje Brukseli. Krytykując obniżenie wieku emerytalnego sędziów z 70 do 62 lat, posługiwano się argumentem, że Orbán odsyła przedstawicieli dawnego systemu komunistycznego na emeryturę. Jednak identyczne reformy włoskiego premiera Renziego obniżające wiek sędziów z 75 do 65 lat − wywołały zadowolenie Brukseli, gdyż poprawiały system emerytalny. Celem węgierskich reform oczywiście było oczyszczenie systemu sądowniczego z pozostałości komunistycznych, jednak podobny proces w dawnej NRD przeprowadzono znacznie szybciej i radykalniej.

Węgry też stały na straży zakresu swoich kompetencji jako państwa członkowskiego. Péter Szijjártó − minister spraw zagranicznych i handlu – na krytykę odpowiadał zdecydowanie: „Unia nie powinna nam mówić, jaką mamy prowadzić politykę energetyczną”, przypominając, że polityka energetyczna należy do kompetencji państw członkowskich, a nie Komisji. To powodowało, że rząd nie palił się do głębszej integracji z Unią.

Viktor Orbán: „Unia ma straszliwe pomysły, propozycje graniczące z szaleństwem i rażąco nierówne traktowanie, ale dla nas Węgrów to rodzina. Nie będziemy się rozwodzić”.

Fidesz bronił jednak zdecydowanie członkostwa w Unii, co odróżniało go od prawicowego Jobbiku. I choć padały gorzkie słowa – László Kövér mówił np. „gdy Bruksela mówi, jak kraj ma się zachowywać, przypomina to Moskwę z czasów komunistycznych”, to jednak scenariusz wyjścia z Unii uważał za „koszmar”.

W polityce europejskiej Węgry są najbardziej związane gospodarczo z Niemcami (25% handlu zagranicznego, inwestycje zatrudniające 280 tysięcy pracowników, szczególnie koncernów samochodowych). Także podczas kryzysu ukraińskiego, gdy USA naciskały bardzo mocno na Orbána, ten zawarł sojusz z Angelą Merkel, uznając przywództwo Niemiec w polityce europejskiej, szczególnie wschodniej. Wizyta pani kanclerz w Budapeszcie poprzedzała wizytę Władimira Putina, by „prowadzić do zbliżenia między Europą a Rosją”, jak mówił Orbán, widzący „bezpieczeństwo i pokój dla Węgier z dwoma mocarstwami, obecnymi w Europie Centralnej – Niemcami i Rosją”.

Chociaż uznawał europejskie przywództwo Niemiec, często nie przebierał w słowach. Gdy kanclerz Merkel stwierdziła, że „choć musimy zrobić wszystko, żeby Węgry wróciły na właściwą drogę, ale nie znaczy to, że od razu mamy wysłać kawalerię…”, Viktor Orbán odpowiedział: „Niemcy już raz przysłali tutaj kawalerię – pancerną, prosilibyśmy, żeby nie przysyłali jej znowu”. Jednak to właśnie Niemcy uznawał za „kompas” europejskiej polityki. I choć krytyka obficie płynęła z Niemiec, to dzięki wysiłkom strony węgierskiej, stosunki Budapeszt–Berlin pozostały stabilne. Także dzięki takim sojusznikom, jak choćby Hans-Peter Friedrich, premier Bawarii z zaprzyjaźnionej z Fideszem CSU, który twierdził, że stosunki z Węgrami są doskonałe, a „histeria w zachodnich mediach opiera się na przesadnych interpretacjach”.

Waszyngton – szorstka przyjaźń

Orbán uważa politykę amerykańską za „zmienną, zależną od polityki wewnętrznej, więc nie można na niej budować sojuszów strategicznych. Dlatego musimy się porozumieć z Niemcami i Rosją”. Podawał dwa przykłady: tarczę antyrakietową i Nabucco, które Waszyngton mocno popierał, a potem z obu się wycofał, pozostawiając zaangażowane w nie kraje na lodzie.

Péter Szijjártó zapewniał: „USA są naszym przyjacielem, USA to nasz najbliższy sojusznik”, jednak strategicznym partnerem Węgier zostały Niemcy, a kanclerz Merkel była „najważniejszym światowym liderem”, z którym „wzmocnienie sojuszu jest priorytetem 2015 roku” (János Lázár).

Budapeszt i Waszyngton łączą silne związki gospodarcze, 1750 amerykańskich firm działa na Węgrzech, zatrudniając 90 tysięcy pracowników. Orbán ma jednak sceptyczny stosunek do porozumienia TTIP, i stwierdził, że „Węgry nie poprą żadnej umowy handlowej między UE i USA, która osłabi jurysdykcję węgierskich sądów w sporach handlowych”. Z kolei na liście priorytetów USA w polityce wobec Węgier pierwsze miejsca zajmowały bezpieczeństwo energetyczne oraz stosunki z Rosją. Stąd i ostre zgrzyty między sojusznikami.

Równoważenie Wschodem

Węgry próbowały wykorzystać położenie geopolityczne do balansowania między potęgami i wyciągania korzyści ze swej pozycji. Orbán wielokrotnie deklarował i dowodził działaniami, że Węgry są członkiem Unii Europejskiej i NATO, że są to sojusze jedyne możliwe. Jednak Zachód wymaga czegoś więcej – przyjęcia swojego systemu wartości, modelu państwa i podporządkowania sobie gospodarki. Węgry przyjęły więc w odpowiedzi politykę „otwarcia na Wschód”, czyli współpracy z nowymi potęgami gospodarczymi jak Chiny, Azerbejdżan, Arabia Saudyjska, Kazachstan, później także Rosja. Oprócz wzrostu handlu spodziewano się przyciągnąć inwestycje i uzyskać nowe źródła finansowania.

Była to także próba zmniejszenia uzależnienia od Unii jako źródła wzrostu gospodarki (76% obrotów handlowych), ale także próba politycznego nacisku. Rynki azjatyckie, mające niewielki udział w gospodarce Węgier (6% handlu) dawały duże możliwości rozwoju. Jednak pomimo dużych wysiłków dyplomatycznych strategia ta w krótkiej perspektywie przyniosła ograniczone efekty.

Rosja niezbędna Europie i Węgrom

Kierując się ku Rosji, Węgrzy szukali przede wszystkim bezpiecznych dostaw surowców energetycznych i korzyści ze współpracy gospodarczej. Orbán potrafił pragmatycznie wykorzystać sytuację polityczną, gdy osamotniona Rosja szukała sojuszników.

Stosunki te przestały być obarczone niedawną dramatyczną historią. A to Orbán przecież jako pierwszy publicznie w czerwcu 1990 r. zażądał wycofania wojsk radzieckich z Węgier. W latach 1998 − 2002 relacje z Moskwą były niemal zamrożone. Ale pomimo antykomunizmu Fideszu i negatywnego nastawienia do Rosji, Viktor Orbán zaczął budować dobre relacje jeszcze przed wyborami, w 2009 r. spotykając się w Władimirem Putinem na zjeździe partii Jedna Rosja w Moskwie. Rok później Orbán już jako premier mówił w Moskwie: „Węgry zamknęły trudny rozdział w stosunkach z Rosją i weszły w nowy etap, dlatego można je planować w dłuższej perspektywie”. Współpraca ta nie przeszkadzała czcić pamięci dramatu powstania narodowego w 1956 r.

Orbán twierdził, że „odcinanie Rosji od Europy nie jest racjonalne”. Dla zrównoważenia powtarzał jednak: „Węgry są częścią zachodniego sojuszu, NATO i Unii. Nie ma najmniejszych wątpliwości”, dodając dla jasności: „jednak członkami sojuszu, a nie zakładnikami”. Ostrzegał też Europę, że staje się „ziemią niczyją” między Ameryką a odbudowującym się Wschodem, i żeby odbudować swoją pozycję w świecie musi mieć nową strategię geopolityczną.

Premier Węgier uważa Rosję (w ślad za Helmutem Kohlem i François Mitterrandem) za partnera strategicznego, bez którego Europa nie może być konkurencyjna. Podobnie dla Węgier, dla których Rosja jest ważnym rynkiem (drugi po Niemczech partner handlowy, 11 miliardów euro obrotów, 3 miliardy rosyjskich inwestycji i 2 miliardy węgierskich) i dostawcą energii. Ogromny deficyt handlowy z Rosją (5 miliardów dolarów) dawał podstawę do starań o jego zrównoważenie, czyli zwiększenie węgierskiego eksportu.

Porozumienie budowano na rozwiniętej już współpracy i wzajemnych inwestycjach. Dostawy ropy i inwestycje Łukoila w stacje paliw, wydobycie przez MOL ropy wspólnie z Rosnieftem, a szczególnie współpraca z Rosatomem, który już modernizuje i zwiększa moce istniejących bloków elektrowni Paks – to najlepsze przykłady. I choć zależność energetyczna Węgier od importu wynosi 52% i jest znacznie wyższa niż Polski (25% za 2013 r.), to więzi z Rosją są silniejsze a współpraca w imporcie ropy, gazu, czy paliwa jądrowego − bardzo dobra.

W gazie ziemnym Węgrzy wynegocjowali korzystne warunki odbioru niewykorzystanego gazu z dotychczasowego kontraktu, bardzo opłacalne przy niskich cenach rosyjskiego importu. Mając ogromne podziemne magazyny (o pojemności 6,3 mld m3) przedstawili Gazpromowi ofertę wspólnego ich wykorzystania.

Viktor Orbán: „Rosję i Węgry łączy to, że oba narody mają chrześcijańskie korzenie”.

Węgry popierały, jeszcze za wcześniejszych rządów, rosyjski projekt gazociągu South Stream. Gdy władzę przejął Viktor Orbán, spodziewano się zwrotu w sojuszach. Przecież gdy premier Gyurcsány podpisywał pierwsze porozumienie o budowie gazociągu, będący wówczas w opozycji Fidesz oskarżał go o „konstytucyjny zamach stanu”. Jednak po objęciu rządów − rozwinął współpracę energetyczną z Rosją, a jej uwieńczenie nastąpiło 31 stycznia 2014 r., gdy podpisano porozumienie z Rosatomem o budowie dwóch nowych bloków (dodatkowe 2,2 tysiąca megawat) elektrowni jądrowej Paks, zaspokajającej dzisiaj 40% węgierskich potrzeb.

Jedynie bowiem Rosatom proponował finansowanie inwestycji (10 miliardów euro) i to na znacznie korzystniejszych warunkach niż rynkowe. Bez tego nie byłoby taniej energii, istotnej przy niskich zarobkach społeczeństwa i koniecznej dla zachowania konkurencyjności przemysłu. Wybrano najtańszy dla odbiorców model finansowania, zmniejszając koszty budowy przez zwrot kredytu z budżetu. Krajowe firmy będą miały 40-procentowy udział w budowie, a dodatkowo na Węgrzech będzie produkowany uran.

Jednak dwustronne porozumienia międzypaństwowe, rezygnacja z przetargu, a także przekazywanie tak wielkich inwestycji rosyjskiemu przedsiębiorstwu – napotykają opory w Brukseli, więc ciągle dochodzi do kwestionowania umów, kolejnych kontroli i negocjacji. Także Waszyngton przeciwstawia się temu kontraktowi, żądając jego ujawnienia, powrócenia do formuły przetargu, gdyż beneficjentem wprowadzanych przez Euratom zapisów o dywersyfikacji dostawy paliwa jądrowego jest amerykański Westinghouse, jako jedyny produkujący pręty zgodne z wymogami rosyjskich reaktorów.

Wyjątkowo trudny był dla Orbána kryzys ukraiński w 2014 r., gdy nie poparł bezkrytycznie nowych władz w Kijowie, lecz twardo domagał się autonomii dla 200 tys. Węgrów na ukraińskim Zakarpaciu, które niemal przez tysiąc lat należało do Węgier. Co gorsza: zamiast eksportować gaz na Ukrainę, Węgrzy zatłaczali własne magazyny. Donald Tusk zarzucił wtedy Orbánowi „wspieranie głównej linii rosyjskiej propagandy”. Wizyta Orbána na Kremlu w styczniu 2014 r. oraz wizyta Putina lutym 2015 r. w Budapeszcie były ostro krytykowane, także w Polsce, jednak premier Węgier odważnie wykorzystał konflikt do budowania silnych relacji ze wschodnim sąsiadem.

Viktor Orbán: „Jesteśmy solidarni z Ukraińcami, ale nie możemy zapominać o naszych własnych interesach”.

Węgrzy oparli politykę energetyczną na dostawach z Rosji, więc nie popierali polskiej propozycji Unii Energetycznej, gdyż ograniczała ona suwerenność państw członkowskich, pozwalając na ingerencję Brukseli w umowy międzypaństwowe. Więzi sojusznicze były jednak na tyle mocne, że Węgrzy nie zawetowali sankcji nałożonych na Rosję, choć tracili na nich i wielokrotnie je krytykowali.

Orbán ma w kraju poparcie dla polityki prorosyjskiej, gdyż nastawienie do Rosji jest tam wręcz odwrotne niż w Polsce – wszystkie znaczące siły polityczne są za współpracą z nią, od dzisiejszej opozycji, która za swoich rządów chciała budować rurociąg South Stream, po prawicowy Jobbik, który naciska na zacieśnianie współpracy z Kremlem, mówiąc nawet o uczestnictwie we wspólnocie euroazjatyckiej.

Międzynarodowe oburzenie

Konflikt rządu Orbána z Zachodem rozgrywał się na kilku płaszczyznach: wartości, ustroju państwa, gospodarki i geopolityki. Krytyka ma zasięg światowy, płynie z wielu centrów politycznych, instytucji międzynarodowych, organizacji, koncernów i banków, a wszystko jest nagłaśniane przez media.

Przede wszystkim jest to fundamentalne starcie wartości, gdyż przyjęte przez Węgry wartości, także odwołanie do Boga jako fundamentu państwa – jest sprzeczne z modelem liberalnego społeczeństwa. Politycy i instytucje Zachodu, szczególnie Stany Zjednoczone, które w swej polityce zagranicznej promują wzory liberalne, odpowiadają zmasowaną krytyką. Nie można się z liberalnego kanonu wyłamać, być sojusznikiem i jednocześnie wyznawać innych wartości. Dlatego sformułowanie „nieliberalne państwo” (przerobione w mediach na „nieliberalną demokrację”) wywołało światową falę oburzenia, zostało uznane za prowokacyjne rzucenie rękawicy.

Drugim podstawowym wyzwaniem rządów Orbána jest zakwestionowanie prawa Zachodu do określania, jaka demokracja ma obowiązywać nowych członków wspólnoty. Ustrój, którego wymagał Zachód kładł nacisk na wolności osobiste, osłabiając za to struktury państwowe, społeczne, a przede wszystkim gospodarcze. Najbardziej krytykowana była Konstytucja – oskarżano Orbána o obalanie państwa prawa i niszczenie podstaw demokracji. Oprotestowywano konsolidację i wzmocnienie państwa, które mogło znacznie sprawniej przez to działać, a nie „istnieć jedynie teoretycznie”. Rzucano oskarżenia, że jest to „kontrolowana demokracja”, dodając „przez Orbána i jego ludzi”, choć wzmocnienie władzy wykonawczej nie przekraczało ram i praktyk od lat stosowanych w krajach zachodniej Europy.

Kolejnym punktem sporu była geopolityczna gra Węgier wobec Rosji, szczególnie po wybuchu konfliktu ukraińskiego. Swoją samodzielnością wywołały agresywną krytykę i restrykcje z wielu stron, i w tej sprawie używano całej palety narzędzi wpływu i nacisku, czasami wręcz szantażu.

Głośna, ale bezradna Bruksela

Żadne z państw członkowskich nie doświadczyło ze strony Unii tak ostrej krytyki jak Węgry i osobiście Orbán. Nawet dowcipne przywitanie go przez Przewodniczącego Komisji Junckera per „dyktator” mogło co słabszemu politykowi stanąć ością w gardle.

W Parlamencie Europejskim węgierska opozycja stworzyła platformę walki z rządem, mając tu znacznie większą „siłę rażenia” dzięki poparciu europejskiej lewicy. Wachlarz narzędzi parlamentarnych był szeroki − przez instytucje europejskie przeszły trzy fale krytyki, związane głównie z ustawą medialną, ze zmianami konstytucji i kompetencji organów państwa. Różne organy (Komisja Europejska, Parlament, Rada Europy, Komisja Wenecka, Trybunał Sprawiedliwości, Europejski Bank Centralny, Europejski Rzecznik Praw Obywatelskich czy Agencja Praw Podstawowych Unii Europejskiej, a spoza Unii − OBWE a nawet sekretarz generalny ONZ) poświęcały swój czas, zwoływały zebrania komisji i formułowały rezolucje, zastrzeżenia, zalecenia, a nawet ostrzeżenia…

Szczytowym punktem konfliktu na łonie Parlamentu było przeprowadzenie przez komisję wolności obywatelskich (ale nie parlament) tzw. „raportu Tavares”. Nakazywał on cofnięcie większości zapisów z konstytucji oraz stworzenie nowego „mechanizmu kopenhaskiego”, nadzorującego państwa członkowskie pod względem przestrzegania podstawowych wartości unijnych, a nawet powołanie stałej misji OBWE, monitorującej przebieg wyborów. Na podstawie artykułu 7 traktatu zagrożono także zawieszeniem prawa głosu w Radzie UE, co określane jest jako tzw. opcja nuklearna. Propozycje te wychodziły znacząco poza uprawnienia Unii, jednak nie zostały przyjęte przez Parlament. W konfliktach na forum Parlamentu Węgry znajdowały wsparcie w Europejskiej Partii Ludowej, której Fidesz był członkiem, dlatego też nie podejmowano tam twardszych decyzji.

Viktor Orbán: „Chodzi o obniżenie cen mediów, podatek bankowy, podatki obciążające międzynarodowe koncerny − o to chodzi w sporach z Brukselą. Każda inna sprawa – polityka, prawa człowieka – to wymówka”.

Ze strony Komisji Europejskiej krytyka była także zdecydowana, nawet prezydent Barroso stawiał Orbánowi ultimatum, wzywając do rezygnacji z drastycznych zmian prawa. W szczytowym momencie konfliktu − w lutym 2012 r. w ramach procedury nadmiernego deficytu Komisja zdecydowała się na bezprecedensowy krok − zarekomendowała Radzie zamrożenie Węgrom pół miliarda euro środków z funduszu spójności. Byłby to pierwszy przypadek tak drastycznych sankcji, jednak nie doszły one do skutku. Rząd węgierski tak zmobilizowało to do walki z deficytem budżetowym, że w efekcie wyszedł spod nadzoru Komisji już w czerwcu 2013 r.

Starcia słowne i gromy padające z Brukseli były głośne, jednak nie prowadziły do realnych konsekwencji. Narzędzie to szybko się wyczerpało, gdyż jego siła polegała głównie na nagłośnieniu przez media. Jeśli politycy nie ulegną takim naciskom, mają dość dużą swobodę działania. Bezradność Unii bierze się z faktu, że państwa członkowskie zachowały znaczącą część suwerenności, a sprawy państwowe, podstawowe wartości − są materią, gdzie trudno udowodnić, czy ramy konstytucyjne naprawdę naruszają wspólne standardy i zasady europejskie. Unii pozostają naciski nieformalne, protesty publiczne i szum medialny – jak pokazuje przykład komisarz Neelie Kroes, która na Twitterze zachęcała do antyrządowej demonstracji, wzywając niezdecydowanych do uczestnictwa.

Ameryka na straży geopolityki i liberalnej demokracji

Potężna presja, naciski oraz słowa krytyki płynęły zza Oceanu. Rząd amerykański początkowo tolerował zmiany na Węgrzech, jednak w miarę narastania odstępstw od liberalnego modelu demokracji, napięcia i konflikty rosły, a z powodu odmowy udziału we wspólnej grze przeciw Rosji – spór przeszedł w otwarty konflikt. Gdy po 2012 r. stosunki z Brukselą unormowały się, nieustannie rósł nacisk ze strony Waszyngtonu.

Orbána i Fidesz krytykowano z najwyższych szczebli władzy – sam prezydent Obama uznał Węgry za kraj depczący prawa człowieka, przyrównując je do Egiptu, choć tam masowo zabijano ludzi na ulicach i skazywano ich setkami na karę śmierci w masowych procesach.

Węgrom poświęcono kilka przesłuchań Komisji Helsińskiej – ciała parlamentarnego monitorującego sytuację w Europie. Padały tam ostre oskarżenia wobec Węgier, a specjalne posiedzenie 2 marcu 2013 r. miało wymowny tytuł „Demokracja na Węgrzech zagrożona”. Zarzucano Węgrom antysemityzm, rasizm wobec Romów, złe traktowanie mniejszości seksualnych, stawiano też wiele innych zarzutów. I choć niektórzy kongresmeni (jak Chris Smith) wyrażali uznanie dla działań Orbána, były to jednak pojedyncze głosy, a ataki Białego Domu i Departamentu Stanu nie ustawały. Amerykańscy senatorzy protestowali w liście do Orbána, a ambasadorzy krajów zachodu wspierali otwarcie parady równości. Także ograniczenie ilości organizacji uznawanych za kościoły wywołało szeroką krytykę, gdyż osłabiało oddziaływanie amerykańskich grup protestanckich. Waszyngton służył także wsparciem węgierskiej opozycji politycznej, która otwarcie zwracała się do Hillary Clinton, by broniła rządów prawa i demokracji przed Orbánem.

Węgry były mocno krytykowane także podczas specjalnego przesłuchania w Kongresie USA w maju 2015 r. Charakterystyczny jest przykład byłego ambasadora Węgier w USA Andrasa Simonyiego, który zarzekając się, że jest węgierskim patriotą, wzywał amerykańskich senatorów do działania, by „naród węgierski wiedział, że amerykańscy prawodawcy śledzą sytuację, że są czasami zaniepokojeni pewnymi trendami i decyzjami rządu węgierskiego”.

Amerykańscy politycy oskarżali węgierskiego premiera, że jest „koniem trojańskim Putina”, że Węgry staczają się w autorytaryzm, a senator McCain posunął się do twierdzenia, że Orbán to „neofaszystowski dyktator, kumający się z Putinem”. Padały nawet uwagi ze strony byłego ambasadora USA, że „usunięcie Węgier z Unii jest do pomyślenia”. Politycy amerykańscy posuwali się także do nieprzyjemnych insynuacji, jak były prezydent Clinton, mówiąc o Orbánie, „tacy faceci chcą ciągle być u władzy i robić pieniądze”.

Zdecydowanie protestowano przeciwko współpracy energetycznej z Rosją, starając się zablokować udział w projekcie South Stream, budowę nowych bloków atomowych czy sprzedaż Gazpromowi przez MOL 49% akcji chorwackiej spółki naftowej INA, a tym samym oddaniu Rosjanom kolejnego przyczółka w Unii. Charge d’affaires André Goodfriend stwierdzał: „Węgry potrzebują prawdziwej niezależności energetycznej, która jest zagrożona budową drugiej nitki rurociągu gazowego i rozbudową elektrowni atomowej. Stany Zjednoczone pomogą ją Węgrom zbudować”.

Rząd węgierski oskarżano też o korupcję i tutaj Amerykanie posunęli się do spektakularnych działań, sięgając do narzędzia wyjątkowego wobec NATO-wskich sojuszników – w październiku 2014 r. poprzez Presidential Proclamation 7750 nałożono sankcje personalne na 6 węgierskich polityków, którym zarzucono korupcję. Nie przedstawili przy tym żadnych dowodów, więc Węgrzy uznali to za „przykrywkę” i reakcję na dochodzenia w sprawie amerykańskich firm, zamieszanych w oszustwa VAT-owskie. Sprawa była poważna, a reakcja Orbána zdecydowana – zażądano dowodów korupcji i wezwano przed sąd dyplomatę amerykańskiego André Goodfrienda, któremu jednak nie uchylono immunitetu dyplomatycznego, więc w 2015 r. wyjechał dyskretnie „z przyczyn osobistych”. Do wyjazdu przyczynił się także jego aktywny udział w manifestacjach antyrządowych.

Wypowiedź podsekretarza stanu, pani Sarah Sewall, która w grudniu 2014 r. powiedziała, że „ambasady w krajach centralnej i wschodniej Europy przygotowują obecnie plany wspierania reform antykorupcyjnych”, wywołała zdecydowaną reakcję. Viktor Orbán ocenił to jako „wywieranie presji” i stwierdził, że „nikt na Węgrzech nie jest szczęśliwy, że nasz kraj stał się dla USA polem operacji”.

Grożono także, że „Stany nie będą mogły już traktować Węgrów jako sojuszników”, a Viktoria Nuland stawiała twarde warunki: „jak możecie się chronić artykułem piątym traktatu NATO, jednocześnie wprowadzając «nieliberalną demokrację», wzmacniając nacjonalizm, ograniczając wolność prasy, demonizując społeczeństwo obywatelskie?”.

Pani ambasador Bell skrytykowała stanowczą postawę wobec zalewu uchodźców, określając ją jako „ksenofobiczna” i twierdząc, że „jako część międzynarodowej społeczności Węgry mają fundamentalne obowiązki pomagania uchodźcom”. Minister Szijjártó odpowiadał na te zarzuty: „Stany Zjednoczone chciałyby widzieć więcej imigrantów w Europie, jednak Węgry nie są jednym ze stanów USA, ale członkiem Unii Europejskiej, rozmawiamy o tych sprawach z Unią”.

Orbán otwarcie krytykował działania Waszyngtonu, oskarżając go, że „wywiera na Węgry ogromną presję, obawiając się ich zbliżenia z Rosją”. Węgrzy odczytywali politykę amerykańską jako element rozgrywki wokół Ukrainy i „próbę wciągnięcia ich w konflikt z Rosją” (Orbán) oraz działanie na rzecz przyjęcia porozumienia TTIP.

Viktor Orbán: „Nie prowadzimy polityki prorosyjskiej, ale politykę prowęgierską”.

Przewodniczący parlamentu László Kövér oskarżał Amerykę o kreowanie nowej partii politycznej, która miałaby zastąpić Wolnych Demokratów i wejść do parlamentu w 2018 r. János Lázár twierdził, że USA nie biorą pod uwagę tradycji tego regionu, nie rozumieją historii Europy i głośno mówił o naciskach, by otworzyć rynek dla eksportu amerykańskiego gazu, odpowiadając: „Węgry nie są na sprzedaż, ani dla Ameryki, ani dla Rosji. Gaz kupimy od tego, kto sprzeda taniej i zabezpieczy jego dostawy”.

Stany Zjednoczone mają cały zestaw narzędzi oddziaływania na kraje takie jak Węgry. Ciekawe ich zestawienie przedstawił podczas przesłuchania w Kongresie reprezentant organizacji Human Rights First.

Proponował różne formy oddziaływania przez następujące instytucje:

• Unia, Parlament Europejski, by mocniej protestowały przeciwko zmianom,

• organizacje międzynarodowe, jak Community of Democracies, Open Government Partnership i International Holocaust Remembrance Alliance (IHRA),

• rząd USA, który powinien:
o aktywnie walczyć z korupcją przez uświadamianie narodu węgierskiego i ujawniać szczegóły takich wydarzeń, także dostarczanie materiałów i dowodów zdobytych przez służby specjalne, a także wspólnie z Niemcami nagłaśniać korupcję w rządzie węgierskim,
o wspierać dziennikarstwo walczące z korupcją poprzez granty i szkolenia,
o odmawiać wiz skorumpowanym urzędnikom,
o wspierać publiczną dyplomację – budowanie dobrego wizerunku Ameryki w sieci i portalach społecznościowych,
o finansować poprzez USAID programy kształcenia młodych liderów, którzy będą walczyć z korupcją i promować „good governance”,
o finansować społeczeństwo obywatelskie (NGO) na Węgrzech,
o finansować międzynarodowe instytucje, jak NED, IRI, NDI, IREX, Internews, Freedom House i inne,

• ambasada amerykańska, która może przeprowadzać:
o protesty przeciw ograniczaniu pola działania NGO,
o podnosić problem antysemityzmu – wywierać nacisk dyplomatyczny przez publiczne potępianie i żądanie od węgierskich oficjeli, by odcinali się i potępiali przejawy antysemityzmu, którego konkretne oznaki powinny być objęte międzynarodowym nadzorem,
o zapobiegać zmianom podręczników historii, by nie promowały rewizjonistycznych wersji historii, także poprzez pomniki i muzea.

Lista ta wydaje się być dobrą ilustracją środków wpływu, jakimi posługują się Stany w polityce międzynarodowej. Praktyczne działania Departamentu Stanu ilustruje instrukcja, jaką od Viktorii Nuland otrzymał minister spraw zagranicznych Péter Szijjártó 21 października 2014 r. Lista, która wyciekła do Internetu, zawiera 27 zaleceń, w których domagano się odwrócenia praktycznie wszystkich reform. Jest ona długa, ale warto ją przestudiować[i], by zrozumieć, jak w praktyce działa amerykańska dyplomacja i jaki ustrój Waszyngton uważa za demokrację liberalną.

Społeczeństwo obywatelskie czy płatni agenci?

Po wyborach 2014 r. rząd Fidesz popadł w konflikt z finansowanymi zza granicy organizacjami pozarządowymi (NGO). Niewielka część instytucji społeczeństwa obywatelskiego (kilkadziesiąt na 80 tysięcy działających na Węgrzech) zaangażowana była w politykę, wspierając opozycję polityczną. Jednak ich zagraniczne finansowanie spowodowało, że Orbán protestował przeciwko „obcym grupom interesów”, które wpływały na węgierską politykę, zamiast zajmować się polepszaniem sytuacji społeczeństwa.

Rząd zaprotestował przeciw działaniom Norwegii, która poprzez finansowane przez nią NGO ingerowała w sprawy wewnętrzne. Władze węgierskie zarzucały tym organizacjom nieprawidłowości w rozdzielaniu grantów i powiązania działaczy z partiami opozycyjnymi. I choć przedstawiono raport o tych praktykach – Norwegia odmówiła współpracy, uznając, że kontrola funduszy nie leży w gestii rządu węgierskiego. Wstrzymała też finansowanie organizacji pozarządowych, jednak utrzymała je wobec Őkotárs – organizacji, która była przyczyną konfliktu. Policja weszła do biur Őkotárs i Demnet, zabierając dokumentację i sprzęt, a 58 innych organizacji poddano kontroli.

Węgierscy politycy bardzo ostro krytykowali upolitycznione NGO, które Orbán określił jako „płatnych zagranicznych agentów”, a jego rzecznik stwierdził, że „Amerykanie boją się o swoją sieć na Węgrzech”. Minister Hoppál oskarżył węgierski Komitet Helsiński, że tylko udaje organizację społeczeństwa obywatelskiego, a „jest utrzymywany za amerykańskie pieniądze, żeby dyskredytować swój kraj i rząd”. László Kövér, przewodniczący parlamentu nazwał ich „działaczami opłacanymi przez zagranicę” i przypomniał, że „niektórzy, tak jak w latach 1919−1920 czy w 1944 r. zapominają, że ich obowiązkiem jest reprezentować interesy Węgier za granicą, a nie interesy zagranicy na Węgrzech”. Usłyszeli wtedy z Waszyngtonu, że „USA jeszcze raz przypomina Węgrom, że są zobowiązane do przestrzegania praw człowieka, demokracji i rządów prawa, do jakich zobowiązały się w OBWE”.

Viktor Orbán: „Nie mamy do czynienia z działaczami społecznymi, ale z płatnymi politycznymi aktywistami, którzy wspierają tutaj obce interesy”.

Rząd w końcu przejął kontrolę nad przepływem środków, uniemożliwiając rozdzielanie pieniędzy w dotychczasowy sposób, i napomknął przy okazji o możliwości uchwalenia ustawy na wzór amerykańskiej FARA, która wprowadziła nadzór nad organizacjami finansowanymi zza granicy i reprezentującymi obce interesy.

Media, czyli globalny wzmacniacz

W mediach dominowało wrogie nastawienie do Węgier i rządu Orbána. Wzmacniały i zwielokrotniały informacje i nieprzychylne opinie, budując atmosferę sprzeciwu społecznego i aktywnie zachęcając do protestów i manifestacji ulicznych. Często trudno było w powodzi oskarżeń doszukać się informacji, dowiedzieć, co rzeczywiście się stało, zastępowały je pogłoski, oskarżenia i domniemania czy rozemocjonowane głosy oburzenia. Zjawisko to ma do dzisiaj charakter globalny, przekaz światowych mediów jest jednolity – niechętny, wręcz wrogi wobec „dyktatora” i „faszystowskich, antysemickich, rasistowskich Węgier”.

W tym chórze potępienia uczestniczy szeroka grupa osób − od polityków przez autorytety z różnych branż, intelektualistów, dziennikarzy, publicystów, działaczy stowarzyszeń i organizacji aż po premierów i prezydentów. To właśnie oni wyrażali swoje zaniepokojenie, oburzenie, sprzeciw… itd., itd. Noblista Paul Krugman oskarżał na przykład Węgry o „budowanie autorytaryzmu w sercu Europy”, a premier Fico twierdził, że „Węgry to kraj ekstremistyczny, który eksportuje brunatną zarazę”.

Dobrze oddają atmosferę tej nagonki sformułowania i określenia, które gęsto padały w najlepszych tytułach prasowych czy z trybun politycznych. Ich bogactwo jest imponujące: „permanentne państwo policyjne”, „ksenofobia”, „autorytaryzm”, „dyktatura”, „system mafijny”, „piąta kolumna Putina”, „rosyjski koń trojański”, „węgierski Mussolini”, „gulaszowy rewanżysta”, „putinizm”, „cenzor”, „putinowskie rządy”, „przewrót konstytucyjny”.

Media uciekały się także do fałszywych informacji. „Financial Times” w kwietniu 2015 r. poinformował (z nieujawnianych źródeł) o zablokowaniu przez Komisję Europejską kontraktu nuklearnego z Rosatomem. I pomimo że projekt otrzymał zgodę Komisji, a informacja została zdementowana przez wszystkie strony, była szeroko powtarzana w mediach.

Media uciekały się również do przekręcania i fałszowania wypowiedzi. Gdy na przykład premier Orbán powiedział: „powinniśmy dyskutować o karze śmierci”, „Guardian” napisał: „Premier Węgier chce przywrócić karę śmierci i budować obozy pracy dla uchodźców”, co wywołało falę negatywnych komentarzy najważniejszych europejskich polityków. Gdy minister sprawiedliwości Laszlo Trocsanyi powiedział, że „Romowie mogą być przedmiotem radykalizacji” tytuł z „Eurobservera” głosił „Węgry łączą Romów z dżihadystami w Syrii”. Wiele zniekształconych informacji, pomimo sprostowań, przytaczano później wielokrotnie w innych informacjach, co budowało negatywny obraz Węgier.

Szacowny „Le Monde” przedstawiał karykaturę Orbána w geście hitlerowskiego pozdrowienia, w uniformie przypominającym tamte czasy i na tle flagi z przekreślonym słowem „republika”. Nawet w publicznym niemieckim kanale dla dzieci, przekazywano maluchom informacje o tym, jak rząd węgierski łamie prawa europejskie i ucisza niepokornych dziennikarzy.

Viktor Orbán: „Od 1998 do 2002 r. zachodnia prasa przyrównywała mnie do Hitlera i Duce, teraz do Putina i Łukaszenki. Sami osądźcie, czy to jakiś postęp”.

W badaniach czołowych zagranicznych tytułów instytutu Nézőpont aż 47% informacji było negatywnych wobec Węgier, zaś jedynie 6% − pozytywnych. Minister Szijjártó na antenie BBC wprost mówił, że „międzynarodowe media pokazują wykrzywiony obraz Węgier” i że trwa międzynarodowa kampania przeciw jego krajowi.

Wpływ mediów zagranicznych był ogromny, artykuły, wypowiedzi tłumaczono na węgierski i rozpowszechniano na setkach witryn, w prasie, wydawnictwach i telewizji. Międzynarodowa krytyka Orbána wzmacniała i zachęcała krajową opozycję do demonstracji i ataków na rząd.

Węgrzy bronią się twardo

Na huraganowy ogień krytyki Węgrzy reagowali pryncypialnie, lecz elastyczne. Czasami godzono się na ustępstwa, często wycofywano się taktycznie z jakiejś decyzji, czasami do niej wracano. Wycofywali się ze spraw niemożliwych do obrony, mogących zakończyć się sankcjami Trybunału Sprawiedliwości. Jednak większość krytykowanych zmian w ten czy inny sposób wprowadzono w życie.

Czasami przychodziło Fideszowi robić dwa kroki do przodu i krok do tyłu. Gdy napięcie z powodu South Stream było zbyt duże, nagłaśniano gazowe negocjacje z Azerbejdżanem, amerykańską krytykę zmiękczano rozmowami o dostawach gazu z USA czy zwiększeniem zbrojeń i zakupem helikopterów. Przed wizytą kanclerz Niemiec wznowiono dostawy gazu na Ukrainę. Zręcznie szachowano Brukselę wprowadzeniem nadzwyczajnego podatku w wypadku nałożenia unijnych kar na Węgry.

Orbán musiał często kluczyć, manewrować – co uznawał za część gry politycznej. Wielokrotnie obiecywał, że zniesie podatek bankowy, by trochę uspokoić drugą stronę. Później zmieniał zdanie, a nawet przystępował do jeszcze mocniejszej konfrontacji. Czasami ustępował, gdy nie było szans na zwycięstwo, np. pod groźbami zastosowania sankcji przez Unię w sprawach konstytucyjnych. W wielkich geopolitycznych starciach dawał jasno do zrozumienia, co myśli, reagował zaskakującymi działaniami, jednak unikał przeciągania struny.

Viktor Orbán: „Niezależność kraju w dziedzinie energii, finansów czy handlu nie podoba się tym, którzy do 2010 r. zarabiali na naszym uzależnieniu”.

Rząd węgierski dużo pracy wkładał w wyjaśnianie i prostowanie oskarżeń, przedstawiając argumenty, pokazując na przykład, że podobne rozwiązania funkcjonują w wielu zachodnich demokracjach, które nie są oskarżane o autorytaryzm. Dyplomacja aktywnie prostowała doniesienia mediów, nie szczędząc im przy tym ostrych komentarzy, zarzucając brak profesjonalizmu i bezustanne powtarzanie nieprawdziwych zarzutów. Pisano listy do redakcji, starając się pokazać słabość zarzutów, a często brak podstaw w faktach. Rzecznik Orbána Zoltán Kovács zarzucał jednej z publikacji, że zawiera „bezwstydnie nierzetelne zarzuty”, które „nie są godne «The Washington Post»’’. Rząd bronił się także przed raportami międzynarodowych instytucji, przedstawiając swoje racje. Wystosował np. Open Letter to Freedom House z argumentami, podważającymi oskarżenia tego think tanku. Węgierski chadek Tamás Lukács przypominał, że zasada „najpierw się dowiedzieć, a później formułować opinię” jest bardzo pomocna w pracy dziennikarza.

Węgrzy sięgali także do przyczyn tak szalenie powszechnej krytyki. Orbán zarzucał politykom europejskim, że za ich krytyką stoją interesy wielkiego biznesu. Parlament w deklaracji zaczynającej się do słów „My, Węgrzy” wskazywał na zagrożenie dla europejskiej demokracji − koncerny energetyczne, które stały za przyjęciem krytycznego raportu Tavares. Rząd oskarżał inwestorów, którzy ponieśli straty w czasie reform Orbána, o inspirowanie zarówno politycznych protestów, jak i czarnego wizerunku medialnego Węgier. Koncerny energetyczne, banki, spółki medialne oficjalnie wnosiły skargi do Komisji Europejskiej, by „skłoniła rząd węgierski do wycofania się z niesprawiedliwych obciążeń podatkowych”.

Viktor Orbán: „Tu są Węgry. I nie patrzą one na świat niemieckimi oczami”.

Węgrzy oprotestowywali wtrącanie się w ich wewnętrzne sprawy. Gdy kanclerz Merkel narzucała obowiązkowe kwoty uchodźców, Orbán krytykował niemiecki „imperializm moralny”. Gdy z krytyką władz węgierskich wystąpiła ambasador USA Colleen Bell, János Lázár uznał to za ingerencję w sprawy wewnętrzne Węgier i stwierdził, że „jest wyjątkowo irytujące, gdy dyplomata przybywa do nas i mówi nam jak żyć. Jako kraj nie jesteśmy i nie chcemy być podporządkowani Stanom Zjednoczonym. Oddelegowani tutaj dyplomaci powinni się do tego przyzwyczaić”.

Minister spraw zagranicznych Péter Szijjártó mówił otwarcie w Departamencie Stanu: „szanuję przywiązanie Ameryki do wartości demokratycznych, jednak jedną z największych wartości demokracji jest suwerenność”.
Dzięki tej twardej postawie zagraniczna krytyka przyczyniła się do wzrostu popularności Orbána i Fideszu w kraju i konsolidacji elektoratu prawicy. Utworzyło się nawet Forum Porozumienie Obywatelskie, które regularnie organizowało masowe demonstracje (określane jako marsze pokoju), budując szersze poparcie społeczne dla rządu. Napastliwość ataków, nierzetelne opisy sytuacji na Węgrzech – ułatwiały obronę.

O Viktorze Orbánie

Kim jest Viktor Orbán? Ma 52 lata, urodził się w małym miasteczku Alcsutdoboz, prawnik, polityk. Twórca Fideszu, dwukrotnie premier Węgier. Żonaty, piątka dzieci. Kibic piłkarski, sam też gra w piłkę nożną.

Ideał państwa? „Bezpieczeństwo, perspektywy i dobrobyt dla Węgier. Więcej miejsc pracy, mniej podatków, wsparcie dla rodzin, więcej porządku, ale mniej przepisów, bardziej wygodne życie, duma i zaangażowanie”.

Viktor Orbán jest patriotą, ideowcem a jednocześnie pragmatycznym politykiem, przy tym głęboko wierzącym w Boga. Jest kalwinem, który kilka lat temu pogłębił swoją wiarę i w 2005 r. publicznie powiedział: „staram się żyć na Bożą chwałę i dla dobra ludzi”. Twierdzi, że „rodzina to związek jednej kobiety z jednym mężczyzną − to nie mój wymysł, tak postanowił Bóg”. Uważa jednak, że epatowanie wartościami chrześcijańskimi jest szkodliwe. „Oczywiście bez Boga nie można być uczciwym i dobrym człowiekiem, ale ciągłe odnoszenie się do chrześcijaństwa nie pozwoli zdobyć większości wyborców na Węgrzech”.

Jest doskonałym mówcą, operującym mocną, emocjonalną retoryką, używającym twardych słów, ostro uderzających przeciwników. Jego bliski krąg znajomych uważa, że czuje on wręcz boską misję przekształcenia swojego kraju. Ten dynamiczny przywódca zaczynał jako antykomunista, potem był liberałem, by dojść do poglądów konserwatywno-chadeckich.

Jest twardym człowiekiem, przez ponad ćwierć wieku w polityce wykazał się odpornością na ataki, których celem był przez cały ten czas. W czasie kilku lat sprawowania rządów, dzięki odwadze przedstawiania swojego stanowiska, urósł do miana męża stanu i przywódcy na skalę europejską.

Orbán doskonale rozumie realia współczesnej polityki i będąc politykiem skutecznym, potrafi zręcznie dryblować między wielkimi graczami, walcząc o realizację interesów Węgier. Wysokie poparcie dla Orbána wynika z faktu, że nawet pod naporem mocarstw i wielkich pieniędzy – opowiada się po stronie swego narodu. Od najprostszych spraw, jak rachunki za światło, gaz i wodę, do odpierania krytyki czy szantażu wobec państwa. Węgrzy to widzą, stąd jego popularność.

Sukces Węgier może być wzorem dla innych. Pytanie, czy pojawią się naśladowcy. I czy Polska pójdzie ścieżką przetartą przez Węgrów. Czy znajdzie się mąż stanu na miarę Victora Orbána. [Nie, nie pójdzie i nie znajdzie się. Z g*wna bicza nie ukręci – admin]

Andrzej Szczęśniak
http://www.szczesniak.pl
Warszawa, grudzień 2015 r.

Przypisy:
[1] cytaty w tekście pochodzą z wystąpień publicznych V. Orbana, tłumaczone z informacji medialnych przez autora tekstu
[2] budapestbeacon.com [angielski]

Publikacja dla: „Nowa Debata”
http://mysl-polska