JustPaste.it

Oto jak islam inspiruje samobójcze zamachy! cz1

Oto jak islam inspiruje samobójcze zamachy!

 

 

 

 

Oto jak islam inspiruje samobójcze zamachy!

Większość analityków umniejsza bądź całkowicie ignoruje rolę islamu w atakach samobójczych. Niektórzy próbują wręcz odrzucić wszelkie zależności pomiędzy islamem i atakami, potępiając jednocześnie innych za to, że tego nie robią - pisze A.J. Caschetta.

Kiedy dziennikarze, historycy, psychologowie i eksperci zajmujący się dynamiką grupową, strukturami organizacyjnymi i sprawami karnymi piszą o „niepowtarzalnych zbiegach okoliczności” prowadzących do samobójczych ataków terrorystycznych, podzielają pogląd, że islam ma z tymi atakami niewiele wspólnego.

Niechęć do przyznania, że islam i islamizm mają bezpośredni związek z zamachami, doprowadziła do powstania nieprawdopodobnych teorii, które poprzez użycie eufemizmów i neologizmów (takich jak „męczeństwo taktyczne”, „mroczna przyjemność” czy „altruistyczne morderstwo”) zacierają prawdziwy obraz popełnionych czynów oraz obciążają winą ofiary, zwłaszcza Izraelczyków, za ich niewesoły los. Również, zbyt często, za samobójcze akty terrorystyczne winą obarcza się politykę Zachodu.

 

 

Samobójcze ataki terrorystyczne stały się tak częste, że trudno oprzeć się wrażeniu, iż choć jest to zjawisko stosunkowo nowe, stało się nagle wyraźnie popularne. Pomiędzy II wojną światową a irańską rewolucją islamską, na świecie nie dochodziło do samobójczych ataków terrorystycznych. Tymczasem, zaledwie w kilka miesięcy po tym, jak ajatollach Ruhollach Chomeini umocnił swoją pozycję politycznego przywódcy, tworząc Straż Rewolucji i organizację paramilitarną Basij, do samobójczych ataków zaczęło dochodzić w konfliktach z udziałem szyitów (w Libanie i w trakcie wojny iracko-irańskiej), a także wśród palestyńskich ugrupowań sunnickich. Z czasem stały się one ulubioną taktyką islamskich organizacji terrorystycznych.

Chomeini wykorzystał wybrane fragmenty Koranu i Hadisów (kanonicznych zbiorów domniemanych słów i dokonań Mahometa), by stworzyć własną, samobójczą wersję radykalnego islamu. Jego plan miał przekonać muzułmanów, że samobójstwo nie jest samobójstwem, a śmierć nie jest śmiercią. Wykorzystując, a być może fabrykując na potrzebę sytuacji, przypadek Hosseina Fahmideha, 13-letniego chłopca, który 30 października 1980 r. dostał się pod iracki czołg, wysadzając go w powietrze za pomocą granatu, Chomeini stworzył kulturę męczeństwa. Tysiące dzieci zwerbowano, aby zrealizować plan oparty na taktyce samobójczych ataków i wprowadzić w życie nowy wynalazek Chomeiniego – „atak ludzką falą”. Ajatollah, chcąc zachęcic więcej dzieci do realizacji swego planu, wzniósł pomnik Fahmidehowi, a następnie wykorzystał jego wizerunek na tornistrach, muralach, plakatach i pieczątkach, zachęcając najmłodszych do naśladowania nastoletniego bohatera i spijania „nektaru męczeństwa”.

Taktykę tę szybko podchwycono w Libanie, gdzie 15 grudnia 1981 r. dokonano zamachu na iracką ambasadę. Wydarzenie to uznaje się za pierwszy udokumentowany atak samobójczy w czasach współczesnych. Jak podkreśla ekspert ds. terroryzmu, Matthew Levitt, wpływ Iranu znacząco wzrósł w 1982 r., kiedy to – w ramach eksportowania islamskiej rewolucji do świata arabskiego – doradcy Straży Rewolucji Islamskiej założyli bazę w Dolinie Bekaa. W kwietniu 1983 r. ataki samobójcze uderzyły w interes Stanów Zjednoczonych. Wtedy po raz pierwszy zbombardowano ambasadę USA w Bejrucie. Zginęły 63 osoby. Następnie, w październiku tego samego roku, w wyniku ataku na koszary amerykańskiej piechoty morskiej śmierć poniosło 299 osób.

Chomeini wraz z szyickim duchownym, Amalem Musą Sadrem, promowali wojnę iracko-irańską jako współczesny odpowiednik historycznej bitwy pod Karbalą z 680 r. Kreowali irański lud jako szyickiego męczennika i wnuka Mahometa, Husajn ibn Alego, zaś Saddama Husajna jako jego nemezis, kalifa Jazida I. Tym samym, duchowi przywódcy Iranu wykorzystali obecny wśród szyitów szacunek dla poświęcenia zwolenników Husajna, którzy z własnej woli ponieśli śmierć u boku swego przywódcy. Chomeini oparł swoją teorię na cytacie z Koranu, podkreślającym cnotę tego, który „sprzedaje swą duszę, poszukując zadowolenia Boga” (Koran 2:207. Wszystkie podane cytaty z Koranu w tłumaczeniu J.Bielawskiego, Warszawa, 1986 – przyp.red.). Mimo tego większość autorów książek poświęconych samobójczym atakom terrorystycznym pomija fakt, że Chomeini i Sadr manipulowali islamską tradycją i zadowalają się prostym i pozbawionym krytycznego spojrzenia zapewnieniem, że islam zabrania samobójstwa.

Gdy samobójstwo jest męczeństwem

Zaakceptowanie banalnego stwierdzenia, że „islam zabrania samobójstwa” jest niestety dużo łatwiejsze niż szczegółowe wyjaśnienie, w którym miejscu i w jaki sposób samobójstwo w tradycji islamskiej staje się zakazane (haram w języku arabskim). Tego typu podejście jest powszechne. Prezentuje je Najwyższy Trybunał Islamski (Islamic Supreme Court), Rada Stosunków Amerykańsko-Islamskich (CAIR) oraz Wikipedia. Po islamskie teksty sięga się rzadko. Niewielu autorów wczytuje się w Hadisy, niektórzy tylko powołują się na Koran. Najczęściej cytowanym fragmentem jest sura 4:29, mówiąca: „Nie zabijajcie się!”.

Nie jest to jednak do końca jasna kwestia. Wydaje się, że przytoczona sura oznacza nakaz, aby „nie zabijać się”. Interpretacja tego fragmentu zależy od tłumaczenia słowa anfusakum, które można tłumaczyć jako „siebie”. Jednakże, równie przekonujący jest argument, że tłumaczenie to powinno brzmieć: „innych, sobie podobnych”. Rozbieżności w tłumaczeniu sury 4:29 widoczne są np. w języku angielskim, gdzie w trzech najbardziej znanych przekładach Koranu proponowane są wersje: „do not kill one another” [„nie zabijajcie jeden drugiego” – tłumaczenie Ahmeda Razy Khana], „kill not one another” [„nie zabijajcie jeden drugiego – u Marmaduke’a Pickthala] oraz „nor kill (or destroy) yourselves” [„nie zabijajcie – lub nie niszczcie – siebie (samych)]. Do wersji stwierdzającej, iż częste powoływanie się na zakaz popełniania samobójstwa w islamie wynika z błędu w tłumaczeniu, przychylił się arabski uczony, Franz Rosenthal, który w 1946 r. podkreślił, iż pomyłka związana jest z niewłaściwym użyciem zaimka zwrotnego.

Mimo tego twierdzenie, że „islam zakazuje popełniania samobójstwa” pojawia się w tej czy innej formie w pracach wielu słynnych analityków, zajmujących się atakami samobójczymi. Nawet tacy badacze, jak Bruce Hoffman (autor książki pt. „Oblicza terroryzmu”), Assaf Moghadam („Globalization of martyrdom” – Globalizacja męczeństwa) czy Daniel Pipes (w jednym z artykułów z 1986 r.), choć dostrzegają zależność pomiędzy religią a samobójczymi zamachami terrorystycznymi i nie starają się oddzielić tych ostatnich od islamu, zgodnie powołują się na surę 4:29, powtarzając stwierdzenie, że „islam zakazuje odbierania sobie życia”.

Ostatnimi czasy obecny przywódca Al-Kaidy, urodzony w Egipcie Ajman az-Zawahiri, poprzez retoryczne zacieranie granicy pomiędzy samobójstwem a męczeństwem stał się jednym z wiodących teoretyków terrorystycznych ataków samobójczych. W eseju zatytułowanym „Dżihad, męczeństwo i zabijanie niewinnych” Zawahiri wprowadza rozróżnienie między samobójstwem a męczeństwem na podstawie intencji. Odebranie sobie życia „z powodu depresji i rozpaczy” jest samobójstwem, ale już dokonanie tego „w służbie islamu” jest aktem męczeństwa. Podobną linię argumentacji obrali ideolodzy Hezbollahu (Fadhalla i Nasrallah) oraz Hamasu (Yassin i Rantisi).

Koran okazuje się bardzo pomocny również w przypadku drugiej części planu Chomeiniego – próby przekonania muzułmanów, że śmierć nie jest śmiercią. Oprócz cytowanych wielokrotnie wersetów miecza, niektóre fragmenty Koranu utrzymują, że muzułmanie, którzy polegli w walce z wrogiem, nie są tak naprawdę martwi. Podkreślają to zarówno werset 2:154 („I nie mówcie na tych, którzy zostali zabici na drodze Boga: ‘Umarli!’), jak i 3:169 („I nie uważaj tych, którzy zostali zabici na drodze Boga, za umarłych. Przeciwnie, oni są żyjący!”). Inne fragmenty z kolei opierają się na obietnicy odwołującej się do wizji „ogromnej nagrody” (4:74), czy też „Ogrodu”, czekających na poległych w walce.

Zawahiri zagadnienie męczeństwa ujmuje w następujący sposób: „Męczennik jest dla Allaha kimś szczególnym. Wybaczone mu jest wszystko począwszy od pierwszej kropli krwi [którą przelał]. Czeka na niego tron w Raju, gdzie przyozdobiony zostanie ornamentami wiary. Poślubi on zmysłowe dziewice i nie pozna, co to smutek. Współżył będzie z 72 dziewicami i będzie mógł się wstawić za 70 spośród swoich krewnych”.

Liczba badaczy, którzy zwyczajnie odrzucają islamską koncepcję szahidy (męczeństwa) jest niepokojąca. Niektórzy, tacy jak Joyce M. Davis, tak kurczowo trzymają się twierdzenia, że islam zabrania popełniania samobójstwa, iż wysuwają tak bezzasadne i uproszczone wnioski, jak ten, że zamachowcy z 11 września byli „terrorystami wypaczającymi prawdziwe nauki swojej wiary (…), a nie męczennikami”. Bardzo często gloryfikuje się te „prawdziwe nauki”, ale rzadko wprowadza je w życie. Każdy z 19 terrorystów postrzegał siebie jako męczennika.

 

Badacze, którzy ignorują sposób wykorzystywania islamskiej tradycji do rekrutacji, promowania, usprawiedliwiania, wychwalania czy mitologizowania samospaleń i męczeństwa, muszą być ślepi na mnóstwo dowodów, aby stwierdzać, że „odejście od zmysłów [terrorystów z 11 września] niekoniecznie było konsekwencją ich przekonań religijnych” albo, że „najważniejsze interpretacje islamskich tekstów nie usprawiedliwiają ich działań”.

Ignorując niektóre dowody badacze ci zapewniają, że wszystko mogło być przyczyną samobójczych ataków terrorystycznych – wszystko oprócz islamu. Niektórzy w swej pokrętnej argumentacji posuwają się tak daleko, jak Navid Kermani, niemiecki pisarz i badacz islamu, który chcąc zrozumieć zamachy z 11 września zachęca do lektury Nietzschego, a nie Koranu. Inny przykład to antropolog Scott Atran utrzymujący, że „islam i religijne ideologie same w sobie nie są główną przyczyną samobójczych ataków terrorystycznych w dzisiejszym świecie – przynajmniej nie w większym stopniu niż piłka nożna, przyjaźń, czy nadzieja na lepszą przyszłość”.

Manipulacja liczbami

Jednym z najbardziej popularnych sposobów na przedstawienie islamizmu jako drugorzędnego, czy wręcz nieistotnego czynnika w kontekście samobójczych aktów terrorystycznych, jest przywoływanie nieislamskich samobójców. Argument ten ma oddzielić islam od samobójczych zamachów terrorystycznych. W ramach tego podejścia przytacza się przykłady samobójczych ataków w przednowoczesnych i przedislamskich kulturach (np. żydowskich zelotów czy hinduskich thugów). Nawet XIII-wieczni muzułmańscy asasyni prezentowani są zazwyczaj jako odrębna gałąź islamu. Nie postrzega się ich jako prawdziwie muzułmańskich, a z pewnością nie jako szyitów, którzy zabijają sunnitów w ramach bratobójczej, wewnątrzreligijnej walki.

Najbardziej śmiałą postawę prezentuje w tej kwestii amerykański politolog Robert A. Pape, który w badaniach nad terroryzmem stosuje metody statystyczne. Chcąc za wszelką cenę nakreślić obraz kulturowej i religijnej różnorodności w miejscach, gdzie żadna w z nich nie występuje, Pape w książce pt. „Dying to win” (Zginąć, żeby zwyciężyć) pisze, że „domniemane powiązanie pomiędzy samobójczymi atakami a islamskim fundamentalizmem jest mylące”, ponieważ „dane pokazują, iż istnieje pomiędzy nimi niewielka zależność”. 

Kwestia świeckości, religijności i kultu

Innym środkiem, mającym na celu odwrócenie uwagi od islamu jako przyczyny ataków, jest nazywanie ugrupowań biorących udział w samobójczych atakach „świeckimi” oraz podzielanie poglądu, że to świeckie ugrupowania posuwają się do samobójczych aktów terroru. Kanadyjska badaczka Mia Bloom zapewnia, że „błędne jest założenie, że tylko religijne ugrupowania posuwają się do ataków samobójczych. Wiele innych ugrupowań, zaangażowanych w równie śmiercionośne kampanie, ma zdecydowanie świecki charakter”.

„Niechęć do przyznania, że islam i islamizm mają bezpośredni związek z zamachami, doprowadziła do powstania nieprawdopodobnych teorii, które zacierają prawdziwy obraz popełnionych czynów oraz obciążają winą ofiary,”

Niestety większość autorów przedstawia „religijne” i „świeckie” ugrupowania jako dwie totalnie sprzeczne i jedyne możliwe opcje w terrorystycznej ideologii. Świecki status może być jednak mylący. Ze względu na fakt, że Jasir Arafat uważany był za przeciwnika Hamasu i Hezbollahu – a w związku z tym za osobę świecką – każde związane z nim ugrupowanie: Fatah, Organizacja Wyzwolenia Palestyny (OWP), Tanzim, Force 17, nawet Brygady Męczenników Al-Aksy, traktowane jest powszechnie jako niereligijne. Tymczasem Arafat był gorliwym muzułmaninem, w młodości związanym z Bractwem Muzułmańskim, podobnie jak większość ojców założycieli Fatahu, najbardziej wpływowej komórki OWP. I nawet jeśli nowe pokolenie przywódców Fatahu zdaje się być mniej religijne, przygotowali oni projekt konstytucji potencjalnego państwa palestyńskiego, w której zaznaczono, że „islam jest religią państwową” w Palestynie, a szariat (islamskie prawo) „stanowi główne źródło ustawodawstwa”. Brygady Męczenników Al-Aksa, których symbol zawiera fragment z Koranu (9:14) wzywający muzułmanów do walki z wrogami Boga, również nie mają w sobie nic ze świeckości. W samej nazwie ugrupowania oprócz rzeczownika „brygady” znajdują się wyrazy o konotacjach religijnych ( „męczennicy” i „Al-Aksa”). Niemniej jednak najczęściej pisze się o tym, że „ideologia ugrupowania opiera się na palestyńskim nacjonalizmie, a nie na politycznym islamie”.

W podobny sposób organizacja Human Rights Watch za ugrupowanie świeckie uznaje Ludowy Front Wyzwolenia Palestyny (LFWP), ponieważ „wzywa on do utworzenia państwa palestyńskiego obejmującego Izrael, nie będącego jednak państwem islamskim”. Być może w 1968 r., kiedy posługujący się marksistowską retoryką George Habash zakładał organizację, była ona prawdziwie świeckim ugrupowaniem terrorystycznym. Jednakże kiedy LFWP, już jako Brygady Abu Aliego Mustafy, zaczął rekrutować i wysyłać terrorystów-samobójców, by przeprowadzać ataki samobójcze, a później wychwalać ich sprawców jako islamskich męczenników zabijających Żydów w „okupowanej Jerozolimie”, zdecydowanie przestał mieć jakikolwiek świecki charakter.

Inną organizacją uznawaną za świecką jest Partia Pracujących Kurdystanu (PKK), która dokonała do tej pory 14 samobójczych ataków terrorystycznych. Na potwierdzenie jej świeckości przytacza się wykorzystywaną przez nią marksistowską retorykę, choć przywódcy ugrupowania wychwalali szwadron swych terrorystów-samobójców jako męczenników, którzy trafią do raju. Kiedy zatrzymano lidera PKK, Abdullaha Ocalana, wezwał on organizację do zakończenia działalności terrorystycznej. Ataki rzeczywiście ustały, choć niektórzy przygnębieni członkowie popełnili samobójstwo, tym razem zabijając tylko siebie samych.

Wiele osób zwraca uwagę na związek pomiędzy atakami samobójczymi i kultem jednostki. Podobnie jak w przypadku Ocalana, gdy w 2009 r. Velupillai Prabhakaran, przywódca Tygrysów Wyzwolenia Tamilskiego Ilamu (LTTE) został zamordowany, pozbawiona lidera organizacja zaprzestała działalności. Choć wielu posługuje się tym argumentem, żeby odrzucić powiązania między islamem i samobójczymi zamachami, te same dowody sugerują, że islamiści przejawiają silny kult jednostki.

Być może radykalny islam najłatwiej zrozumieć właśnie przez pryzmat kultu. To wyjaśniałoby wspólne cechy charakteryzujące wszystkich terrorystów-samobójców: przymus, kulturowe przyzwolenie i przekonanie, że samobójstwo nie jest końcem, lecz początkiem. Millenaryzm, utopijne wizje i narracje eschatologiczne są istotną częścią zarówno rozmaitych kultów, jak i islamizmu. Różnica polega na tym, że islamiści – zamiast zabijać samych siebie – zdołali wykorzystać własną śmierć jako broń realizującą cele swoich przywódców: Chomeiniego, Ocalana, Yassina czy bin Ladena.

Kwestia zdrowia psychicznego

Większości teorii z zakresu psychologii zajmujących się samobójczymi atakami terrorystycznymi skoncentrowana jest na aspekcie samobójstwa, pomijając rolę terroryzmu i islamizmu. Nawet profesor prawa karnego Adam Lankford, autor książki pt. „The myth of martyrdom” (Mit męczeństwa), obala pogląd sugerujący, że zamachowcy-samobójcy są normalnymi ludźmi, wolnymi od „osobistych patologii i psychologicznych zaburzeń”, które stanowią przyczynę większości prób samobójczych, bagatelizując rolę religii w samobójczych atakach terrorystycznych. Choć amerykański naukowiec walczy z krótkowzrocznością wielu analityków (takich jak Scott Atran, Robert Pape, James Feldman, Riaz Hassan, Robert Brym, Mohammed Hafez, Ellen Townsend, Larry Pastor i Jerrold Post) – spośród których wszyscy uważają, że zamachowcy-samobójcy „nie cierpią na żadną poważną chorobę psychiczną”, i że „przypominają oni zwykłych żołnierzy wykazujących silne poczucie obowiązku i wyrażających gotowość do poświęceń dla dobra wspólnego” – sam także zdradza swoje ograniczenia.

Analizując przykład muzułmańskiego terrorysty-samobójcy, Lankford twierdzi, że „islamski fundamentalizm stał się nośnikiem jego gniewu i samobójczych skłonności” i nawet gdyby ten nigdy nie trafił na tę ścieżkę, to jego samobójstwo lub chęć wyrządzenia krzywdy innym byłoby tylko kwestią czasu. Badacz, twierdząc, że „śmierć zamachowców nie zwiększa prawdopodobieństwa sukcesu ani oczekiwanego wymiaru zniszczeń”, zdaje się nie rozumieć roli, jaką ataki samobójcze odgrywają w wojnie prowadzonej przez organizacje terrorystyczne. Założenia Lankforda są mylne. Pojedynczy zamachowcy-samobójcy pełnią funkcję broni z systemem precyzyjnego naprowadzania, a ponadto nie są tak drodzy, jak nowoczesne, inteligentne rodzaje broni. Lankford opiera się na założeniu, że „sprawa terrorystów może potencjalnie ucierpieć z powodu śmierci zamachowców, ponieważ po wykonanej misji nie mogą oni wrócić do walki”. Jednak daleki jest od prawdy. Żaden z przywódców, żadna z osób odpowiedzialnych za rekrutację czy wysyłanie w teren terrorystów-samobójców nie postrzega ich jako cennych zasobów, które należy zachować. Ludzie ci są tanią bronią, którą można swobodnie manipulować, a ich śmierć potwierdza bezkarność organizacji.

 

Autor: euroislam.pl