JustPaste.it

Ludzie książki piszą

"Co z tym życiem" - wspomnienia

"Co z tym życiem" - wspomnienia

 

Moi drodzy nie zgadniecie gdzie można było ją kiedyś zakupić. Księgarnia? Empik? Internet? To na pewno. Ja natomiast wyszperałam ją jak w second handzie w naszej poczciwej Biedronce! O czym to świadczy? O tym, że autorkom zależało na dotarciu do jak największej rzeszy ludzi, ze szczególnym uwzględniłem kobiet.

Stylizacja książki wyjątkowo kobieca, nawet powiedziałabym, że cukierkowa z bardzo naturalną i o dziwo! ładną Kingą Rusin na okładce. Muszę przyznać, że bardzo przyjemnie się z nią obcuje, estetycznie i apetycznie. Nieco gorsza jest treść w środku. Ot tak babska, lekka lektura na jeden wieczór. Nie porywa tak jak bym mogła się tego spodziewać. Taka przyjacielska paplanina o wszystkim, co ważne w życiu. Nie zabrakło też wątków o mężczyznach, ulubionym temacie podczas babskich spotkań.

Każdy kolejny rozdział rozpoczyna króciutki list – mejl (pisownia używana w książce), który staje się motywem przewodnim do dalszego tematycznego dialogu. Pomysł jak najbardziej ciekawy i trafiony.

Po traumatycznych życiowych perypetiach potrzebna była oczyszczająca terapia w postaci serii rozmów na każdy niemal temat. W rozmaitych warunkach, o różnych porach. Wypłakane, wyszeptane ciemną nocą, czy z uśmiechem przy kawie, przy winie. Dzięki temu powstało coś, co pokazuje kobietom, że mimo trudności warto wałczyć o swoje życie.

Ciekawym dodatkiem są rysunki by Flanela w kolorze bialo-czarno-czerwonej prezentujące zawsze kobietę i mężczyznę w różnym wieku. Niestety nie udało mi się jeszcze rozszyfrować, co znaczą te czerwone kwiatuszki, co wydawało mi się dziecinnym zagospodarowaniem pustego marginesu.

Już w wydawnictwie wiedzą, że to absolutny bestseller. Mało kto decyduje się na jego otwartą krytykę. Jak na razie znalazło się tylko dwóch śmiałków – dziennikarze Dorota Wellman oraz Jarosław Kuźniar. Bo zawsze znajdzie się łyżka dziegciu w całej beczce miodu. Bo złośliwości nigdy dość!

Osobiście przeraża mnie taka multi uniwersalność osób medialnych. Nie to żebym była zazdrosna. Każdy robi wszystko, by utrzymać się na medialnej fali. Śpiewa, tańczy, recytuje, gra w serialu, i rapuje. Taka jest dewiza większości celebrytów. Po prostu człowiek orkiestra.

Zamienia w złoto wszystko, czego się dotknie. Pozazdrościć! To się chyba nazywa parcie na medialne szkło, czy jakoś tak. Zastanawiam się tylko, czy trzeba aż psychoterapeuty, żeby tak totalnie się otworzyć. Dlatego zawsze mam obawy przed różnego typu psycholożek. Szkoda moich myśli nieuczesanych.

A ja? Cały czas będę żyła w cieniu swoich starszych "idoli". Zawsze trudno będzie się przecież przebić. Przecież nie mam aż tylu talentów, ale cieszę się, że tu jestem. Bez obaw, książki nie uda mi się wydać, ani tym bardziej napisać.