JustPaste.it

Współczesny dziki zachód

 

Być tym najszybszym ... to cel by przetrwać w tym świecie.

Odkąd sięgam pamięcią, zawsze wstawałem nim kur zapiał, a przynajmniej poranne słońce nie miało ze mną szans.

Czarna kawa o poranku i koszula wpuszczona w spodnie ... czego trzeba więcej?

Uwielbiałem te poranki - przeważnie sam jeden na środku ulicy ... tylko ja i ... no właśnie ... czasem ten skurwiel który zawsze atakuje zza pleców ... brakuje mu jaj, nie ma odwagi stanąć oko w oko ... nienawidzę tego wiatru przeszywającego mnie niczym kula wystrzelona z rewolweru.

W saloonie żywego ducha ... w domach zamknięte okiennice ... bank zaryglowany jakby spodziewali się napadu.

Jest jeszcze ktoś, kto czyha na moje, na nasze życie ... to Czas. Pozbawił mnie konia i pasa z Coltami. Nie mam nawet lassa ani bata ... zabrał mi wszystko. Pod nos podsunął czterokołowca i śmiejąc się w pysk, wręczył mi jedynie torbę ze stertą śmieci.

Do dziś nie wiem, po co mi torba z długopisami, kalendarzami, notatnikami i żarciem, smakującym jak podeszwa buta starego wieśniaka. Oddał bym co mam za puszkę fasoli, dobrą whisky i suszoną wołowinę. Ostatnią butelkę wypiłem, gdy po raz pierwszy zdałem sobie sprawę, że już nigdy nie będę gnał na koniu przez prerię, lecz dożywotnio z konieczności przetnę niejedną przecznicę swoim pojazdem.

Bycie najszybszym zobowiązuje ... jak na koniu tak i w samochodzie lejce pociągnąłem, ostrygi wbiłem ile sił i gnałem przed siebie ... wprost do krainy szczurów.

Tam nie było skrupułów ... kto pierwszy ... ten żywy ... niczym w Rio Bravo

Tutaj jednak nie refleks w dobywaniu broni się liczy ... nawet celne oko i pewna dłoń nie mają większego znaczenia.

Szybko musiałem się nauczyć, że przetrwanie zależy od tego, co się powie lub zrobi.

Było to sprzeczne z moja naturą ... dzielenie się słowami czy gestami ... nie, to nie ja!

Tak jak czas i wiatr drwią ze mnie, tak sam już dawno temu zdeptałem samego siebie.

Ale żyję ... bez colta, konia i ... whisky wykradanej z pobliskich saloonów ... ale żyję.

Jak mawiali Indianie - tylko słowa twarde jak stal charakteryzują prawdziwego mężczyznę ... nawet tego się pozbyłem.

Perfidny los nauczył mnie, że kłamstwo powtarzane setki razy staje się prawdą ... gdybym miał jedną kulę i broń chociaż na sekundę ... dopadłbym drania, który pierwszy to wypowiedział.

Jeden z mędrców wyjaśnił mi czym jest manipulacja ... i choć nigdy nie dałbym sobie wmówić, że pustynia to puszcza, tak dziś niczego pewny już nie jestem ...

Kiedyś, będąc najszybszym ... po prostu najlepszym ... ścigało się bandytów. Zgarnięte nagrody za ich parszywe głowy wystarczały na spokojne życie. Ale te czasy się skończyły. Monotonia, lawiranctwo i ciągłe ściganie się na kłamliwe słowa ... to moja robota. Wypłacana forsa sprawia ból, jakbym po twarzy dostał. Co za rynsztok ... najgorsza melina byłaby rajem ... tam chociaż byłaby whisky.

Dokąd wracam?

Do domu ... nigdy go nie miałem. Przydrożna skała, przydrożny krzak ... to było moje schronienie. Ognisko, żucie wołowiny, zaciągnięty kapelusz i fajka ... mój dom ... moja wolność.

A dziś?

Dom ... obskurne ściany, dziwne urządzenia i zamknięte na cztery zamki drzwi ... jakbym się czegoś bał ... ale żyję.

DO JUTRA AMIGO!