JustPaste.it

Rocznica, ból, wspomnienie – czyli Smoleńsk 2010

Każdego 10 dnia miesiąca przypomina się to, co wydarzyło się 10 kwietnia 2010 roku.

Każdego 10 dnia miesiąca przypomina się to, co wydarzyło się 10 kwietnia 2010 roku.

 

Większość opinii
publicznej nie przejdzie obojętnie wobec nawet najmniejszej informacji, która przybliża do rozwikłania
ostatecznych przyczyn tej historycznej tragedii, która wstrząsnęła całym współczesnym światem.

W ciszy byłoby spokojniej


Nikt nie mógł przypuszczać, że uroczystości 70. lecia wydarzeń katyńskich skończą się tak dramatycznie.
Uczczenie tamtych wydarzeń zostało, skutkiem nieustającego konfliktu interesu politycznego, podzielona
na dwie oddzielne wizyty najwyższych władz państwowych w Polsce.


Teraz tego typu dywagacje nie są na miejscu i nie mają też stosownego sensu. Aktualnie odbywa sie walka
na siłę argumentów oraz przerzucania sie odpowiedzialnością za to, ile osób zginęło. Na smoleńskiej
ziemi straciło życie 96 osób, ofiar katastrofy samolotowej, które zasługuje na pamięć o nich. Niezależnie
od tego, z której nacji politycznej pochodzili.


Moskiewskie podchody


Rosjanie, kilka razy w kluczowych momentach, które miały wyjaśnić przyczyny katastrofy, naciskali
guziczek z napisem "rozjuszyć Polaków". Raz podczas show Tatiany Anodiny "Publikacja raportu MAK",
który cieszył się niewątpliwym powodzeniem na całym świecie. Przy drugim sequelu tamtego widowiska
nie było wcale lepiej. Te same kłamstwa, te same tezy, te same oszczerstwa, te same przemilczenia.
Rosja przez takie właśnie ruchy, chce wywołać określaną, jednostronną reakcję i chyba pod tym względem
nigdy nie zawiodła. Ze strony rządu i samego premiera nie było ani jednego stanowczego zdania, bowiem
Donald Tusk nie przestał być niewolnikiem Rosji. Na kolanach przyjęliśmy warunki, jakie dyktuje nam
Rosja. Nie tylko w tej kwestii! Prokuratorzy są zaprogramowani przez polityków, a to byłby ewidentny błąd.
Śledztwo posuwa się do przodu w zawrotnym tempie żółwia albo ślimaka. Każdy kolejny trop przynosi
dziwne rozstrzygnięcia. Każdy kolejny ruch odsłania kolejne spięcia na linii Polska – Rosja. Jedyny ostry
głos oburzenia zabiera, i w tym przypadku całkiem, słusznie opozycja.

Słowa krytyki i wrzenia długo pewnie
jeszcze nie ucichnie. Bo tak na prawdę ucichnąć nie mogą. Wybuchnie na nowo nieobliczalny wewnętrzny
chaos.


Opisując tą sytuację, nie można wykreować sztucznej, mało realnej równości między rządem a
opozycją.Moskwa skutecznie potrafi rozstrajać nastroje panujące w Polsce, ze słusznym oburzeniem
włącznie. Czy właśnie na tym ma polegać tragizm całej tej sytuacji? Twórcy drugiej części
prześmiewczego aktu skorzystali ze znanych już trików z części pierwszej.Reaktywacja raportu
prokuratorów rosyjskich miała na celu przypomnienie światu też z Raportu MAK. Oba były tak samo
tendencyjne. Było, jak zwykle, o presji gen Błasika, niedoszkolonych pilotach - samobójcach i kontrolerów,
którzy działali bez zarzutu. Bo zamiast ich mogła tam siedzieć nawet małpa czy szympans.Rosja w ich
mniemaniu jest przecież czyściutka jak łza. Bo po, co zajmować sie wadami lotniska, niesprawnymi
radiolatarniami, zacięta taśma zapisu z wierzy?


Nasz raport w porównaniu z ich jest jak kino tylko dla wytrwałych.Rozmowy o wspólnym polsko - rosyjskim
raporcie już nie będzie. Polska strona już o to nie zabiega. Rosjanie skończyli właściwie prace nad swoim
raportem. Zapewne było to spowodowane brutalną nagonką na pilotów.Jak można atakować kogoś, kto już
teraz obronić się nie może? Tylko zakłócamy spokój ich dusz.


Nasi prokuratorzy nie mają żadnych wątpliwości - załoga z wierzy kontroli lotów w Smoleńsku również
ponosi odpowiedzialność za katastrofę. Według naszych ekspertów - to manipulowanie opinią publiczną
dla pomniejszenia roli błędów rosyjskich kontrolerów.


Rosyjscy prokuratorzy, którzy zaraz po wystąpieniu naszych śledczych zorganizowali własną konferencje,
nie dali żadnych złudzeń, w jakim kierunku idzie to ich śledztwo. Poprzedni raport MAK obwiniał za
katastrofę wyłącznie polskich pilotów z pominięciem odpowiedzialności kontrolerów. Rosjanie oświadczyli
też, że Polska sama zrezygnowała z obecności lidera, czyli rosyjskiego opiekuna lotu. Już nie mówiąc o
tym, że Moskwa odmówiła nam tego.Najważniejsze zostanie ustalenie, kto w Moskwie podjął decyzje o
zezwoleniu polskiej załodze na lądowanie, choć wiadomo było, że wiązało to się z dużym ryzykiem
katastrofy.


Wiele jest takich niedomówień, które rozdzierają i tak bolesne rany, które jeszcze się długo nie zabliźnią.
Na pewno nie w takiej, jak ta atmosferze.


Znikające czarne skrzynki


Nadal nie wiadomo, kiedy Rosjanie przekażą stronie polskiej oryginały rejestratorów lotu Tupolewa. Prosto
- czarnych skrzynek. Do tej pory otrzymaliśmy jedynie 3 kopie nagrań.

Nasi już wrócili


Dwutygodniowa moskiewska misja wojskowych prokuratorów miała dwa główne cele. Po pierwsze
przesłuchanie kontrolerów, że smoleńskiego lotniska. Mniej mówi się o drugim powodzie, dla którego
dwóch śledczych wybrało się w 20 - godzinną podroż do stolicy Rosji. Dlaczego akurat pociągiem? Bo
samoloty spadają mieli tak mówić współpracownikom prokuratorzy. Czyżby czegoś się obawiali? Czy
Rosjanie mają więcej dokumentów? Przekazywanie materiałów z polskich urzędów do prokuratury trwało
bardzo długo, bo kilka miesięcy. Zasadne w tej sytuacji są pytania, czy ktoś selekcjonował dokumenty
przed ich przekazaniem. Prokuratora ma też wątpliwości, co do dat sporządzenia dokumentów
przekazywanych przez rządowe instytucje.


Jedyna jednostka, do której prokuratorzy dotarli, by zabezpieczyć materiały jest 36. Spec pułk. Wojskowi
musieli je wydać natychmiast, i to od razu po katastrofie. Dlatego śledczy szybko ustalili, że wizytę
premiera przygotowano dokładniej, a druga cześć obchodów potraktowano po macoszemu.
Istnieją duże spekulacje o tym, że skompletowanie całej załogi na sobotę 10 kwietnia odbyła się dopiero
dzień przed lotem. W przypadku wizyty premiera byli dobrani dużo wcześniej. Przed uroczystościami
prezydenckimi w pułku de facto była chaotyczną łapanką. To ogromne zaniedbanie.


Z całą mocą wróci zapewne kwestia nieobecności na pokładzie maszyny powietrznej z prezydentem
rosyjskiego lidera - nawigatora pomagającego lądować na słabo wyposażonym wojskowym lotnisku.
Dowództwo spec pułku zrezygnowało z niego 31 marca. Wówczas na pokładzie znajdował się dodatkowy
technik, specjalista od podzespołów TU 154 kpt. Poświata.


Co jeszcze różniło organizacje lotów 7 i 10 kwietnia? Pomoc rosyjska w zabezpieczeniu lotu premiera i jej
brak trzy dni później. Jest na to dowód. Perfekcyjnie zaplanowany lot Tupolewa z premierem odbywał się
w czystym korytarzu powietrznym i był dodatkowo pilnowany przez służby rosyjskie.

Nie porozumieli się. Bo coraz częściej mówiło się też o kwietniowych planach prezydenta, jako wizycie
prywatnej. Problem w tym, że rekonesansu w najważniejszym miejscu, czyli na lotnisku w ogóle nie było. Polskie
służby nie zostały wpuszczone na Siwiernyj. Mimo to 10 kwietnia wysłano tam Tupolewa z prezydentem i
całą generalicją na pokładzie.


Mak - u nigdy dość


Odbiorcy nie mają już chęci ani czasu na przedzieranie się przez setki danych, informacji i tez. Tylko
opowieść będzie w stanie przykuć uwagę i wywołać określoną reakcje. Prezentacja multimedialna nie
okazała się bardzo dokładna. Jednak skupiała się na jednym - na głównym przekazie. Pomijane nieistotne
kwestie albo takie, które znacznie utrudniają ich przyswajanie.
Rosjanie, gdy mieli zabrać się za formułowanie ostatecznego raportu wiedzieli, że:
- rozbił się samolot, na którego pokładzie znajdował się prezydent, a on sam przedstawiany był przez
światowe środki masowego przekazu w niezbyt jasnych odcieniach
- Polacy przodują w okazywaniu sprzeciwu na zaistniałe prawo i nagminnie strajkują
- niezależnie od pory dnia piją alkohol
- aż trzy razy powtarzano, jaka była zawartość alkoholu u jednego z pasażerów.
To wszystko miało swój cel. Do wywołania zakładanego efektu trzeba zaatakować wszystkie dostępne
zmysły. Rosjanom wystarczył zmysł słuchu i wzroku, aby wywołać niemałe przerażenie. Przyczyny zostały
wyjaśnione, przekazane, odsłuchane.
Raport MAK odkąd tylko się ukazał budzi poważne wątpliwości. Faktów nie znamy, pozostały jedynie
domysły, przeczucia, igranie z ludzkimi uczuciami. Wrak samolotu został źle zabezpieczony, co może
świadczyć o technicznych przyczynach katastrofy, które zostały zbagatelizowane. Polska strona pokpiła
sobie trochę sprawę. Zabrakło kontroli publicznej nad śledztwem. Katastrofa smoleńska siłą rzeczy jest
sprawą polityczną.

Ale Polacy byli bardziej zmotywowani do obiektywnego ujęcia sprawy. W Biblii powiedziane, ze nie ma
takiego grzechu, którego nie można wybaczyć. Potrzeba jedynie skruchy. Kto pierwszy poszedł z
Chrystusem do raju? Dobry Łotr.


Ulica Batorego 5 w Warszawie - to właśnie tam w gmachu Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i
Administracji od kwietnia 2010 roku pracuje 34 - osobowa Komisja Badania Wypadków Lotniczych
Lotnictwa Państwowego (KBWLLP) wyjaśniająca okoliczności katastrofy rządowego TU - 154 M. Przed
kilka godzin dziennie kierowani przez ministra Jerzego Millera eksperci badają dokumenty, piszą
cząstkowe raporty, a także starają się rozwiewać pojawiające się podczas prac wątpliwości w czasie
rozmów z zaproszonymi gośćmi. Sama komisja swoje działania prowadzi z zachowaniem poufności, a jej
członkowie mają zakaz wypowiadania się w przekazach medialnych.


Drobne uszkodzenie wyświetlacza Tupolewa, na którym miał być przepracowany eksperyment
pokazujący, co w ostatnich sekundach przed tragedią działo się w kokpicie maszyny odsuwało w czasie
zakończenie raportu. Komisja twierdzi, ze podczas eksperymentu samolot musi być w pełni sprawny.
Ostatecznie o sposobie i czasie upublicznienia raportu zdecyduje premier Donald Tusk.
Regularne łamanie procedur i przepisów obowiązujących w lotnictwie wojskowym oraz podczas lotów
oznaczonych statusem "HEAD" załoga zdecydowała wystartować, mimo, ze nie posiadała niezbędnych
danych o pogodzie w Smoleńsku, a jedno z lotnisk zapasowych - w Witebsku - było w ten dzień
zamknięte.


Na konto 36 SPLT należy też zapisać rezygnacje z tzw. lidera, rosyjskiego nawigatora. Miał on pomagać
pilotom TU - 154 M podczas ładowania na tak trudnym lotnisku jak Siewiernyj. Komisja ma wskazać na
wątpliwości wokół szkoleń dla pilotów organizowanych przez 36. pułk oraz wybór do lotu z prezydentem
niedoświadczonej załogi.


W polskich uwagach do raportu MAK polscy eksperci wskazywali na błędne wyliczenie przez Rosjan
wylatanych przez załogę godzin. Według ustaleń komisji mjr Arkadiusz Protasiuk miał na koncie 492
godziny lotu, jako dowódca załogi TU -154 M (3531 h ogólnego nalotu). Tymczasem kpt. Robert Grzywna,
drugi pilot, spędził w powietrzu 191 godzin, jako drugi pilot na tutkach (1909 h ogólnego nalotu).
Wspomniana decyzja o wylocie z warszawskiego Okęcia, mimo braku niezbędnych informacji
pogodowych. Jednak kluczowe dla określenia bezpośredniej odpowiedzialności pilotów są ostatnie
sekundy lotu. To właśnie opis podejmowanych wówczas przez załogę decyzji będzie bardzo istotną
częścią raportu. Lotnisko było przykryte mgłą i bardzo prymitywne, bez precyzyjnego systemu
naprowadzania samolotów (ILS). Był jedynie system radiolatarni.


Jednak największe emocje oraz polityczne komentarze na pewno wzbudzi watek opisujący sprawę
domniemanych nacisków, jakie na załogę mieli wywołać podróżujący samolotem wysocy rangą urzędnicy.
Sprawa podejmowanych przez rząd decyzji dotyczących sposobu badania katastrofy budziła bardzo duże
kontrowersje. Politycy opozycji wielokrotnie zarzucali szefowi rządu lekkomyślne oddanie śledztwa i
inicjatywy wyjaśnienia okoliczności tragedii stronie rosyjskiej.


POST SCRIPTUM


To wielki cios dla polityki całej Europy. Trzeba mieć świadomość, że taka elita Państwa, jaka zginęła w
Smoleńsku, kształtuje się przez dziesięciolecia. Trudno w to uwierzyć, że Polska elita tak po prostu
zginęła, gdy poznajemy okoliczności tego tragicznego wydarzenia.
Niekończące się pytania, czy 36 SPLT powinien zostać zlikwidowany, rozwiązany? Jakie doświadczenie
będą musieli posiadać piloci, aby zasiąść za sterami samolotu z prezydentem czy premierem na
pokładzie? Ilu Vipów będzie mogło podróżować jedną maszyną? Takich pytań można by postawić wiele.
Ale czy kiedykolwiek uzyskamy na nie jasną, jednoznaczną odpowiedz