SB wydaje Gazetę Wyborczą
W lutym 1989 roku Krzysztof Majchrowski, dyrektor Departamentu III MSW (kierował on w ramach Służby Bezpieczeństwa walką z opozycją), napisał ściśle tajną notatkę do Wojciecha Jaruzelskiego na temat Okrągłego Stołu. Według Majchrowskiego, głównymi architektami polityki podczas obrad są Bronisław Geremek i Adam Michnik.
Dwa miesiące później, w kwietniu 1989 roku, zapadła decyzja o wydaniu gazety przed wyborami do Sejmu. Dziennik miał się nazywać „Gazeta Codzienna”, ale ostatecznie przyjął tytuł „Gazeta Wyborcza”. Lech Wałęsa na redaktora naczelnego wyznaczył Michnika.
W maju 1989 roku na mocy okrągłostołowych porozumień „Gazeta” dostaje niskooprocentowane, potężne kredyty i przydział papieru. Francuski lewicowy dziennik „Liberation” przedrukowuje cały numer „GW” z 10 maja, przeznaczając dla „Gazety” część dochodu ze sprzedaży tego dnia (200 tys. nakładu, cena ok. 3 franki francuskie).
Pierwsze numery „Gazety” wzbudzają ogromną radość. Mimo wciąż panującej cenzury jest ona symbolem wolności, głosem solidarnościowej opozycji. Młodzi ludzie za darmo zajmują się jej kolportażem, przekonani, że jest to jedyny dziennik niezwiązany ze znienawi dzonym systemem. Szybko okazuje się, że to przekonanie jest zwykłą ułudą, a gazeta pozostała jego częścią.
„Chorzy z nienawiści” - to jedno z ulubionych określeń publicystów „GW” w stosunku do przeciwników politycznych. Diametral nie przeciwny stosunek miał redaktor naczelny do ludzi, którzy byli strażnikami zniewolenia Polaków. 27 kwietnia 1990 roku na posie dzeniu Sejmu poseł Michnik bronił przywilejów emerytalnych bezpieczniaków, ubolewając nad ich ciężkim losem w wypadku, gdyby doszło do zrównania ich praw emerytalnych z naszymi i głosował przeciwko ustawie.
13 grudnia 1991 roku na tamach „GW” Michnik pisał wprost:
Zwracam się do Posłów, by uznając w imię prawdy stan wojenny za nielegalny, uchwalili ustawę abolicyjną dla jego architektów, którzy byli zarazem architektami Okrągłego Stołu.
Dziesięć lat później Michnik nazwie Kiszczaka i Jaruzelskiego „ludźmi honoru’.
Z okazji 10. rocznicy wprowadzenia stanu wojennego Michnik bierze udział w wielogodzinnej audycji w Polskim Radiu razem z Jerzym Urbanem, w czasie której broni Urbana przed zarzutami. Program TV „Reflex” Jacka Kursldego i Piotra Semki pokazał, jak dzień wcześniej Michnik wsiadał do samochodu razem z Moniką Olejnik i właśnie z Urbanem. Mieli jechać na imieniny Aleksandra Kwaśniewskiego (według dokumentów SB był on zarejestrowany jako TW „Alek”).
W 1992 roku, po wprowadzeniu uchwały lustracyjnej, „GW” zamieszcza na okładce wiersz Wisławy Szymborskiej „Nienawiść”, a lustrację nazywa „aferą teczkową”. Wykonujący uchwałę Antoni Macierewicz, minister spraw wewnętrznych w rządzie Jana Olszewskiego, zostaje okrzyknięty przez środowisko Michnika „człowiekiem chorym z nienawiści”. Michnik, który w okresie od 12 kwietnia do 27 czerwca 1990 roku jako jeden z nielicznych miał dostęp do archiwów bezpieki i mógł przejrzeć teczki czołowych opozycjonistów, zdecydowanie opowiada się przeciwko lustracji.
Przypomnijmy, że na wniosek ówczesnego ministra edukacji prof. Henryka Samsonowicza premier Mazowiecki wyraził zgodę na powołanie komisji, która dowiedziałaby się, co jest w archiwach bezpieki, a minister spraw wewnętrznych Krzysztof Kozłowski zezwolił na wpuszczenie jej do archiwów. Widocznie Michnik się dowiedział.
W roku 1999 - podczas przygotowywania materiałów archiwalnych -w teczce dotyczącej Michnika (SOR „Wir”) stwierdzono brak kart 62-75 i 23353.
Po obaleniu rządu Olszewskiego Michnik pisze w „GW”, że państwo było w niebezpieczeństwie i dobrze, że prezydent zadziałał szybko. Lustracja zostaje pogrzebana aż na sześć lat - do ustanowienia urzędu Rzecznika Interesu Publicznego i mianowania na tę funkcję sędziego Bogusława Nizieńskiego.
Wojciech Kwiatek, krytyk literacki, cytuje odpowiedź Piotra Skórzyńskiego na pytanie, dlaczego w pozostałych demoludach lustracja była możliwa, a w Polsce nie: „Bo oni nie mieli swojego Adama Mich n i k a ”.
Przez cale lata szefowania „Gazecie”Adam Michnik był blisko władzy związanej z postkomunistami. Tak było w czasie, gdy sam był posłem, tak było za rządów, które tworzyła Unia Wolności, SLD, a teraz PO. Kontakty z SLD zakończyły się aferą Rywina - potężnym skandalem ujawniającym patologiczny system władzy.
Po tym wydarzeniu „GW” straciła pozycję monopolisty tym bardziej że na rynku pojawiły się nowe gazety Głośnym echem odbił się też przywołany już wcześniej wywiad z Michałem Cichym, byłym dziennikarzem „GW”, który w 2009 roku ukazał się w „Dzienniku”. Czołowych dziennikarzy „Gazety” Cichy nazywał „cynglami”, nie oszczędził też swoich szefów Powiedział, że Michnik stworzył wokół siebie „środowisko wiernych i wpatrzonych w niego wyznawców”.
Praw Adama Michnika, „Gazety” i Agory - koncernu, który wydaje „GW” - broni radca prawny Piotr Rogowski, były sędzia orzekający w warszawskim sądzie. W pierwszej połowie lat 90., po przejściu Rogowskiego do Agory, do sądów zaczęły płynąć kolejne pozwy koncernu.
Jedną z pierwszych takich spraw było pozwanie w 1994 roku przez Agorę wydawcy łódzkiego „Głosu Porannego” za sugestię, iż krytyczny artykuł o Nicoli Grauso autorstwa Anny Bikont i Pawła Kocięby-Zabskiego miał związek z faktem, że o koncesję na ogólnopolską telewizję prywatną starają się osoby powiązane z „Gazetą Wyborczą” oraz że należące do Grauso „Życie Warszawy” jest konkurencją (ostatecznie koncesję uzyskał Zygmunt Solorz).
Od tego momentu Michnik zwalcza przeciwników, masowo pozywając ich lub strasząc pozwami. Jak wynika z „Raportu o zagrożeniu wolności słowa w Polsce w latach 2010-2011” Stowarzyszenia Polska Jest Najważniejsza, w ciągu jednego roku do sądów wpłynęło w sumie ponad 20 pozwów Agory, redaktorów „GW” lub Adama Michnika.
Ostatnim pozwem, który wystosował „obrońca wolności” i bywalec procesów o naruszenie swoich dóbr osobistych, było pismo skierowane w sierpniu 2012 roku do Rafała Ziemkiewicza. Tym razem Michnik stwierdził, że jego dobra osobiste naruszyło stwierdzenie, iż terroryzuje on swoich krytyków pozwami sądowymi - i dlatego wystosował pozew sądowy...
Przypomina się tutaj rozmowa z Michnikiem, którą przytoczył Krzysztof Leski :
Nagle trochę się ożywił i zwrócił się do mnie niemal ciepło, po ojcow sku: - K-k-krzysiu, jeśli ty-ty-ty chcesz tu robić wo-wolną gazetę, to-to-to-to po moim trupie.
Nie groził mi, nie był agresywny ani złośliwy, ani też fałszywie zatroskany. Po prostu mnie informował o sytuacji. Uświadomił mi, że nie jestem gotów, by w walce o wolność słowa w «Wyborczej» posunąć się do morderstw .
A kto się upierał, ten nie miał prawa istnieć. Piotr Skórzyński wspominał, że odchodząc już w 1989 roku z „Wyborczej” usłyszał od Michnika:
Ty Skórzyński nie istniejesz, i nigdy nie zaistniejesz.
Atmosferę i stosunki panujące w „GW” dobrze oddaje krążąca po Warszawie anegdota:
Kierownictwo „Gazety” zwróciło się do renomowanej zachodniej kancelarii prawnej o przeprowadzenie audytu firmy. Przesłała odpowiednie dokumenty, w tym całą historię „GW”. Odpowiedź kancelarii była krótka: Przepraszamy, ale sekt nie obsługujemy.
Autor: Archiwa IPN