JustPaste.it

Karty perforowane z miłości

Cóż może być romantycznego w tchnących kurzem kartach perforowanych używanych w dawno już przestarzałych komputerach?

Cóż może być romantycznego w tchnących kurzem kartach perforowanych używanych w dawno już przestarzałych komputerach?

 

Przeszklone drzwi kryją za sobą surowe pomieszczenie biurowe z oknem naprzeciwko i jedną boczną ścianą całą ze szkła. Długi blat stołu przedziela je na mniejszą połowę od wejścia i większą z drzwiami w szklanej ścianie. Jest trochę jak sklep, w którym wchodzący są oddzieleni od zaplecza.

                Na tym stole leżą obok siebie różnej grubości pliki kart o wielkości pięciokrotnie większej niż te do gier pospinane gumkami. Tym z lewej strony blatu towarzyszą zwinięte płachty zadrukowanego papieru, gdy te z prawej leżą samotnie. Do blatu przyczepione są dwie kartki z dużymi wykaligrafowanymi literami: "Prace do przeliczenia" i "Prace wyliczone".

                Pod oknem przy biurku siedzi dwudziesto-paroletnia dziewczyna zasłuchana w płynącą z radia piosenkę Anny Jantar "Nic nie może wiecznie trwać". W pewnej chwili dziewczyna wyłącza radio. Wstaje i idzie w kierunku blatu. Biały kitel, w który jest ubrana i długie rozpuszczone włosy podkreślają jej szczupłą sylwetkę. Staje i uważnie przygląda się kartom leżącym na części blatu oznaczonej jako "Prace do przeliczenia". Chwyta jeden z pakiecików, sprawdza jego opis na wierzchu i wychodzi przez drzwi w ścianie ze szkła odsłaniającej sąsiednie pomieszczenie z halą komputera. Natychmiast wdziera się z niego potężny szum wentylatorów. Dziewczyna podchodzi do jednego z urządzeń i umieszcza karty na pochyłym aluminiowym blacie zdejmując z nich gumkę. Jest to jak głosi napis w języku angielskim czytnik kart perforowanych. Następnie unieruchamia karty specjalnym metalowym przyciskiem i wdusza podświetlany klawisz na pulpicie, a urządzenie zaczyna z furkotem połykać karty szybko zmniejszając grubość pakietu z jednej strony i wypluwając na blacie z drugiej strony.  Kiedy już wszystkie karty zostają wczytane bierze plik z kartami jaki utworzył się na drugim blacie i ponownie spina go gumką. Chwilę później rozlega się odgłos przypominający strzały karabinu maszynowego, a szeroka płachta papieru na drukarce zaczyna przewijać się z jednej jego strony na drugą. Dziewczyna podchodzi do niej i próbuje z widocznym trudem czytać wydrukowywaną informację. Po chwili jednak rezygnuje. Dopiero kiedy druk zatrzymuje się odrywa płachtę papieru i składa razem z częścią leżącą na podłodze w harmonikę. Bierze ją pod pachę, a plik kart, który pozostawiła w rękę i wraca do pomieszczenia, które opuściła. Tu znowu siada przy biurku  rozkładając płachtę papieru i oddając się analizowaniu jej. Mimochodem popija herbatę ze szklanki. Chwilę później wyszukuje w pliku z kartami, które jak to teraz wyraźnie widać mają nieregularnie położone prostokątne dziurki, kilka z nich i nie zmieniając ich położenia w pliku wysuwa je nieco. Po czym przesiada się do stojącego obok perforatora z klawiaturą i biorąc w ręce kolejne z zaznaczonych kart stuka na jego klawiaturze.

- Joanno! Co ty wyprawiasz?

                Niespodziewany okrzyk zza pleców wytrąca dziewczynę z równowagi. Zaprzestaje uderzania w klawiaturę i odwraca się do koleżanki, która ją tak zaatakowała:

- Nie rozumiem Mariolko. Czego ode mnie chcesz? Chyba mogę sobie perforować karty kiedy chcę?

- Możesz, ale dlaczego robisz to temu wstrętnemu Mirkowi? Przecież widzisz, że wszyscy mamy już dość tego typa i jego wymiętoszonych kart.

- Właśnie widzę jak chcecie zniszczyć tego chłopaka wczytując jego karty na szarym końcu. A w nim jest tyle pasji i samozaparcia. Przecież przychodzi tu codziennie przed zajęciami i po nich.

- A ty nie dość, że starasz się umieszczać jego karty przed wszystkimi to jeszcze mu  pomagasz perforując powtórnie te najbardziej zniszczone.

- Wy macie swoją politykę, a ja mam swoją. A co? Nie wolno mi?

- Czekaj no. Niech ja opowiem o tej twojej polityce wszystkim operatorom to już oni zrobią wobec ciebie taką politykę, że ci się odechce.

- Nie proszę cię. Tylko nie mów o tym nikomu - Joanna patrzy błagalnym wzrokiem z dołu w twarz Mariolki.

- A czego się boisz? - złość przechodzi w zaciekawienie.

- Ja nie chcę, żeby sie to rozniosło. Tak szczerze to trochę się wstydzę - Joanna spuszcza głowę.

- To on pewnie o niczym nie wie? - domyśla się Mariolka.

                Odpowiedzią jest spojrzenie  załzawionych oczu Joanny.

- Może powinien się w końcu dowiedzieć, że się tak dla niego narażasz...

- Ani się waż mu mówić. Błagam cię - znowu para załzawionych oczu patrzy błagalnie.

- Ja nie powiem, ale za innych nie ręczę.

- Dzięki ci.

- Cześć dziewczyny - niespodziewanie tubalny głos rozlega się za ich plecami.

- Cześć Romek. Którą z nas chcesz dzisiaj podrywać? - pierwsza odzywa się Mariolka.

- O widzę, że bierzecie cudze karty. Trafiła wam się fucha w pomocy niedouczonym użytkownikom komputera? Któż to taki hojny? - Romek spogląda uważniej na plik kart odczytując nazwisko - A niech was. Zgłupiałyście? Pomagacie temu palantowi Mirkowi? Przecież wiecie, że go nie znoszę. To ty Joanna?

- A co nie można? - odpowiada Joanna hardo.

W tym momencie mina Mariolki mówi "Ja nic nie wiem. To nie moja sprawa".

- A właśnie, że nie można. Gdzie masz napisane, żeby w godzinach służbowych wykonywać prace na rzecz użytkowników?

- Robię to w czasie przerwy śniadaniowej - broni się Joanna.

- A nie wiesz, że tego nie wolno? W czasie przerwy śniadaniowej masz zregenerować siły by lepiej wykonywać dalszą pracę, a nie trzepać fuchy.

- Przecież wszyscy naokoło "trzepią fuchy". A mnie nie wolno?

- Nie wolno i już. Spróbujesz jeszcze raz tknąć karty tego Mirka to jakem kierownik działu eksploatacji dam ci naganę służbową i po premii. To tyle co miałem do powiedzenia.

Romek obraca się na pięcie i wychodzi z pomieszczenia.

Joanna robi wrogą minę i pokazuje język odchodzącemu.

- Może ty niezupełnie podchodzisz do sprawy tak jak powinnaś - z zastanowieniem mówi Mariolka.

- Co masz na myśli?

- Ten chłopak wygląda mi na niezłą fujarę, ale na twoim miejscu spróbowałabym zakręcić się wokół niego. Może jeszcze wyjdzie na ludzi?

- Ja tylko ciekawa jestem skąd się wzięła ta jego pasja. Ale nie odważę się go o to zapytać. Zresztą on wcale nie zwraca na mnie uwagi.

- A może ty nawet nie wiesz, że on jest ciekaw tego samego o Tobie?

 

 

Studia informatyczne w latach siedemdziesiątych nie rozpieszczały studentów informatyki. Rzadko byli dopuszczani przed oblicze komputera, a zwykłą formą komunikacji były papierowe karty perforowane i płachty zadrukowanego papieru. Studenci i inni użytkownicy komputera przynosili pliki z kartami do specjalnego pomieszczenia i zostawiali je na stoliku. Po jakimś czasie, zazwyczaj kilku godzin, ale często wymagało to nawet tygodnia, można było odebrać karty po przeczytaniu ich przez czytnik komputera wraz z powstałym wydrukiem.

Pewnego razu wysoki chłopak zostawił karty na stoliku w pomieszczeniu przeznaczonym do komunikacji z komputerem.  Kiedy wszedł na korytarz, zawahał się i wyjął z torby bułkę, siadł na parapecie i zaczął jeść. Po chwili z tego samego pokoju wyszedł inny student. Taki drobny blondynek z wiecznie zaczerwienionymi oczami. Spojrzał na wysokiego i zapytał:

- Czy jesteś Mirek?

Ten przytaknął z pełnymi ustami. Odpowiedź blondyna spowodowała, że Mirek o mało się nie udławił:

- Już drugi raz widzę, jak karty z twoim nazwiskiem są zabierane z pominięciem wszystkich innych i przenoszone do pomieszczenia komputera. Masz tu jakieś chody? Opłacasz kogoś? Zdradź mi! Też bym tak chciał.

Udało mu się wreszcie złapać oddech, a blondyn stał i tylko wlepiał w niego te swoje zaczerwienione oczka. Mirkowi zrobiło się głupio.

- Nic o tym nie wiem. Zapewniam cię.

- Hej, a może ta szczupła brunetka to twoja dziewczyna. Przecież jest w naszym wieku - wystrzelił nagle domyślnie.

- Ja nie mam dziewczyny - zaczerwieniłem się po tym swoim niespodziewanie szczerym wyznaniu.

- Wiesz co? Ja na twoim miejscu bym się tą dziewczyną zainteresował. Grzechu warta! A jeśli wpadłeś jej w oko, to kto wie, co możesz z nią osiągnąć – blondyn skończył wesołym mrugnięciem i poleciał dalej.

Mirkowi zaczęło się coś układać w głowie. Już kilka razy zauważył, że jego wyniki są gotowe do odbioru, a koledzy, którzy oddawali równo ze mną, jeszcze ich nie mieli. Za to dziewczyny po prostu nie znał. Jakoś nigdy nie przyszło mu do głowy, żeby ją zagadnąć. Jeszcze trochę też trwało zanim się zdecydował i zeskoczył z parapetu. Wszedł do pokoju oddawania i odbioru prac, rozglądając się.

- Nie widziała pani mojego zadania? - zapytał zgrabną blondynkę popijającą herbatę przy stoliku pod oknem.

- A jak się pan nazywa? – zapytała, patrząc na niego swoimi niebieskimi oczami. Nawet mu się spodobała.

Odpowiedział.

- O proszę, są tutaj - dziewczyna uśmiechnęła się przyjaźnie.

- O, jak szybko. Dziękuję. A pani tak od rana pracuje?

- Tak, ale zaraz kończę. Nareszcie będę mogła pospacerować na dworze - odpowiedziała.

- To może się do pani przyłączę? – Zdecydował się na desperacki krok.

- Niestety. Wolę spacerować samotnie - dziewczyna odpowiedziała, niepodziewanie dla niego, mrożącym głosem.

Jej zachowanie wydawało się Mirkowi na tyle dziwne, że następnego dnia odszukał tego blondyna, który mu doradził zainteresowanie się dziewczyną i zaczął z pretensją:

- Wpuściłeś mnie w jakieś maliny. Tylko sam nie wiem, co chciałeś osiągnąć - zaczął.

Kazał mu opowiedzieć o spotkaniu z dziewczyną. W pewnej chwili zaczął się śmiać.

- Ach, ty palancie. Przecież ci mówiłem, że to brunetka. Zająłeś się jej koleżanką. Ale musiała się zdziwić.

Zrobiło mu się strasznie głupio. Teraz dziwne zachowanie dziewczyny stało się dla niego zupełnie zrozumiałe.  Dopadło go uczucie wstydu i zakłopotania. Postanowił jednak nie chować głowy w piasek i przy okazji oddawania kart perforowanych zagadał do brunetki:

- Nie wie pani, kiedy będą gotowe wyniki z moich kart?

- A bardzo panu zależy na czasie?

- Prawdę mówiąc bardziej mam ochotę na kino...

- To proszę iść na film, a po powrocie karty będą gotowe.

- Ale ja myślałem o pójściu do kina z panią.

Dziewczyna zarumieniła się zakłopotana.

- Ale ja kończę dopiero o szóstej - wyszeptała.

- W takim razie będę o szóstej czekał tu na korytarzu przed pokojem.

Tak jak się umówili, zabrał ją do najbliższego kina. Idąc, usiłował chwycić ją za rękę, ale szybko ją cofnęła.  Jednak, choć blado, uśmiechnęła się do niego. Widział, że jest strasznie spięta. Po kinie odprowadził ją pod jej dom. Mieszkała w kilkurodzinnym domku sprzed wojny. Weszli na werandę na półpiętrze. Wyciągnęła rękę, żeby się z nim pożegnać, ale Mirek przycisnął dziewczynę całym ciałem do drzwi, zmuszając do pocałunku. W końcu dziewczyna wyrwała się i usiłowała z drżeniem rąk trafić kluczem w otwór zamka. Poczuł się winowajcą i rzucił krótkie:

-  No, to cześć.

Dziewczyna nie odpowiedziała i zniknęła za drzwiami wejściowymi.

Następnego dnia, jeszcze przed szóstą, siadł na parapecie przed pomieszczeniem do zostawiania i odbioru prac komputerowych. Joanna, bo tak miała na imię dziewczyna,  zauważyła go, uśmiechnęła się i podeszła.

- Czekasz na kogoś? - zapytała.

- Chciałem cię zabrać na lody - odpowiedział.

- To w którą stronę idziemy? - zapytała.

- A ty gdzie byś chciała?

- Do Horteksu, oczywiście!

Poszli więc na lody. W trakcie rozmowy zainteresowała się jego płytą Pink Floyd "Dark side of the Moon", więc zaprosił ją do siebie, aby mogła jej posłuchać. W pokoju naprzeciw głośników zestawu stereofonicznego stała jedynie kanapa, więc nie miała wyboru i musiała na niej usiąść, tuż obok niego. Słuchali muzyki z jego czarnej płyty, bo tylko takie wtedy były, a ona z zainteresowaniem oglądała okładkę. Kiedy kończyła się pierwsza strona płyty przełożył ją na drugą, która rozpoczynała się brzękiem monet w utworze "Money". Wtedy zbliżył się do niej i pocałował. Tym razem nie wyrywała się zbyt mocno, a ledwie próbowała zachować pozory. Czuł jednak jak drży, nie mogąc opanować emocji. Kiedy płyta kończyła się utworem "Eclipse", ona już leżała na kanapie, a ja przyciskałem ją do niej swym ciałem, namiętnie całując. Jeszcze tej nocy przekonał się, że jest dziewicą. Było już po północy, kiedy odprowadził ją pod dom, kończąc spotkanie krótkim pocałunkiem. Następnego dnia znowu się spotkali. W trakcie spaceru po parku, nagle zdecydowanym głosem powiedziała:

- Muszę ci się do czegoś przyznać.

- Jesteś zamężna i masz trójkę dzieci - zażartował.

- Nie żartuj - nie uśmiechnęła się nawet, lecz poważnym tonem kontynuowała. - Już dawno zwróciłam uwagę na ciebie i twoją  pasję do komputerów. Bardzo mnie bolało, kiedy moje koleżanki i koledzy starali się twoje karty wprowadzać na samym końcu...

- Czemu mnie tak dyskryminowali? - przerwał jej gwałtownie.

- Nie podobało im się, że bywasz troszkę niechlujny i twoje karty były takie wymęczone - odpowiedziała z wahaniem, patrząc mu w oczy.

Spuścił głowę.

- Ja jednak postanowiłam się przeciwstawić tej zmowie i przy każdej okazji twoje karty wczytywałam do komputera najszybciej jak tylko było można. I trochę mi głupio wobec ciebie i twoich kolegów, że tak manipulowałam - zakończyła.

- Zorientowałem się w tym, że mi pomagasz - powiedział.

- To dlatego zacząłeś się ze mną spotykać? Chciałeś mnie wykorzystać? - wykrzyknęła gwałtownie.

Zamurowało go, a ona odwróciła się na pięcie i uciekła z parku. Nie chciała z  ronimzmawiać.

Musiał kilka razy próbować spotkania z nią w miejscu jej pracy i pod jej domem, zanim jej uprzedzenie minęło. Był jednak uparty i konsekwentny i w końcu przekonał ją do siebie. A od kiedy ją poznał nie chciał być już z żadną inną dziewczyną. Wkrótce pobrali się, a historia z przekładaniem kart perforowanych to stały temat anegdot w rodzinie. A ponieważ minęło już tyle czasu, dzisiaj trudno zrozumieć młodemu pokoleniu, jaką rolę odgrywały karty perforowane w świecie komputerów, na biurkach, w domu, w teczkach, a nawet w kieszeniach, gotowych nie tylko na kliknięcie w klawisze, ale nawet subtelne muśnięcie ekranu i reagujące zależnie od tego jak było czułe.