JustPaste.it

Korporacje kryminalne w przemyśle farmaceutycznym.

Korporacje kryminalne w przemyśle farmaceutycznym

 

Na początku lat 1980. stworzono nowy paradygmat w medycynie. Paradygmat ten polegał na negowaniu doświadczenia osobistego lekarzy, a opieraniu się tylko na pracach doświadczalnych wykonywanych wg pewnych reguł, zasad przez tzw. odpowiednie ośrodki. Nazwano to medycyną opartą na dowodach – MOND. Wbrew oczekiwaniom chodziło po prostu o stworzenie monopolu na prawdę. Niestety jak zwykle podano to w rękawiczkach i większość naukowców i lekarzy kupiła ten paradygmat. Oczywiście wywodziło się to z typowych zasad cywilizacji azjatyckich tj. było oparte na masach. Jeżeli coś pomogło jednemu człowiekowi a powtórzyliśmy to np. 100 razy to znaczy, że będzie pomagało wszystkim następnym chorym. Paradygmat ten został szeroko reklamowany i „wciskany” na siłę do uczelni medycznych.
973093a1e982379c1afee06ce03e7cd6.jpg
Ciekawe czy za parę lat nie będą chcieli małżeństw zawierać na zasadzie; w pierwszym szeregu kobiety w drugim mężczyźni i po kłopocie z całą tą miłością. Życie zweryfikowało to negatywnie. Jeszcze raz okazało sie, że Bozia stworzyła to lepiej aniżeli móżdżek sprzedawcy mógł wykombinować.

Pamiętam starych przedwojennych chirurgów, którzy zawsze tłumaczyli, że najlepsza jest ta metoda operacji, którą dany chirurg najlepiej opanował. Ta prawda uległa całkowitej zmianie. Miała zaistnieć urawniłowka. Wszyscy mieli robić to samo i tak samo ponieważ ktoś, najczęściej nieznany z nazwiska powiedział, że to najlepsza metoda. Podam kilka przykładów. W 1986 roku wprowadzono powiększanie silikonowe piersi u kobiet. Oczywiście nikt nie mógł przewidzieć jak organizm – skóra, zareaguje na takie ciężarki. Po kilku latach okazało się, że skóra rozciąga się i nie będę opisywał co się dzieje z biustami. Efektem były kolejne operacje co widać u aktorek np. Agelica Jolie reklamującej się kolejnymi okrągłościami i operacjami a 10 000 dolarów. Widać wyraźnie na tym przykładzie, że metody wprowadzane pod pretekstem „dowodów medycznych” miały tylko jeden cel stwarzanie przewlekłych pacjentów czyli finansowe perpetuum mobile. A fizycy twierdzą, że coś takiego jak perpetuum mobile nie istnieje. Paradygmat ten MOND, może i mógłby być zastosowany gdyby: niestety tych gdyby jest bardzo dużo.

Po pierwsze; poziom edukacji powinien wzrastać systematycznie. Jak to pokazał PT J. Wieczorek (10.12.2013, PClub) czym wyższe wykształcenie tym większe ogłupienie. Zgadzam się z tym całkowicie. Po tzw. przemianach, nastąpił w Polsce kolosalny wzrost liczby wyższych uczelni a niestety nie mieliśmy kadry do prowadzenia takowych. Czyli marksistowska „ilość” wcale nie przeszła w „jakość”. Rezultatem było nawet w seminariach duchownych prowadzenie wykładów przez świeżo upieczonych magistrów. Skutkiem jest fakt, że nasza innowacyjność jest niższa aniżeli Mołdawii co nie przeszkadza, że liczbom profesrów górujemy nad Niemcami. Rząd rozdaje te „stanowiska” tak jak Zagłoba Niderlandy. Już prof.F.Koneczny udowodnił, że to nauka musi iść przed oświatą a nie odwrotnie, jeżeli kraj ma się rozwijać. Nie wspominam tutaj o klanach rodzinnych na uczelniach.

Kolejnym problemem jest sprawa podręczników i piśmiennictwa naukowego. Otóż całość sprowadza się ponownie do monopolu.O ile jeszcze w latach 70 mieliśmy ok. 2000 tytułów naukowych z ok. 10 000 000 egzemplarzy to w chwili obecnej praktycznie wyeliminowano piśmiennictwo polskie i w zamian mamy monopolistę Elsever. Wydawnictwo kontroluje ponad 2400 tytułów naukowych na całym świecie. Sprawa stała się głośna w przypadku przygotowania tzw. afery dr A. Wakefielda. Okazało się, że ci sami ludzie siedzieli w radach nadzorczych jak i byli ekspertami oceniającymi dane publikacje naukowe. Oczywiście o druku decydował wydział marketingu danego tytułu, a nie wartość pracy. Generalnie drukowano 37 z 38 prac popierających dany projekt ale tylko kilka procent oceniających dany projekt, czy lek negatywnie. I proszę zauważyć tej całek kadrze profesórów to wyeliminowanie piśmiennictwa polskiego zupełnie nie przeszkadzało. Nikt nie protestował. Możesz więc podumać Szanowny Czytelniku czy byli to polscy profesorowie, czy też nie wiedzieli co się dzieje, czy…?

Na porządku dziennym było fałszowanie wyników badań naukowych. Powstała nawet specjalna grupa Cohrane Libery mająca dokonywać oceny wydanych prac. Pomimo monopolu wydawniczego liczba prac udowadniających skuteczność szczepionek jest tak mała, i są tak źle robione metodologicznie, ze nic się udowodnić nie daje. Konkretnie np. publikacje wydrukowane w tym monopolu wydawniczym dotyczące skuteczności szczepionki przeciw grypie dowodziły, że mycie rak jest tak samo skuteczne jak szczepionka przeciwko grypie ale znacznie tańsze i nie powodujące powikłań. Pomimo tego w Polsce w „Medycyna Praktyczna” – sponsor główny firmy produkujące szczepionki Novarix, GSK. Sanofil etc. cały czas dosłownie wciska lekarzom, że szczepionki są skuteczne. Powstał nawet specjalny miesięcznik dla pediatrów pt. „Szczepienia”. Oczywiście nie tylko o żadnych powikłaniach ale nawet o składzie szczepionek pediatrzynie się nic nie dowiedzą. W jaki więc sposób przeciętny lekarz pierwszego kontaktu, czy pediatra ma znać toksyczność szczepionek? Ministerstwo nie spełnia swojej roli kontrolnej, a publikacje są reklamówkami Wielkiej Farmacji.

Prawie 30 lat temu ukazała się książka pt.: „Kryminalne korporacje w przemyśle farmakologicznym” autorstwa p. Braithwaite. Jak sam autor przyznaje chciał zwrócić uwagę na problem aby go skutecznie usunąć. Niestety przyznaje obecnie, że zamiast poprawy nastąpiło pogorszenie prac naukowych. Wydaje więc kolejną książkę pt: „Korporacje, przestępczość leków”. W latach 1970. w kryminalnych produktach brało udział 19 z 20 dużych korporacji farmakologicznych. W żadnej innej branży nie było takiego fałszowania. Przykładem jest „kariera” Donalda Rumsfelda. Będąc dyrektorem GD Searle dopuścił do fałszowania eksperymentów polegającym na reinkarnacji szczurów używanych do doświadczeń. To znaczy, jak szczur padł to szybko wkładano do klatki drugiego, nic nie wspominając w protokole o padaniu zwierząt pod wpływem leków. Jeśli doświadczenie wskazywało, że lek nie działa to tak długo je powtarzano aż „zadziałał”. Zresztą wszystko wskazuje, że ten pan jest człowiekiem do zadań specjalnych, ale o tym innym razem. Autor pesymistycznie ocenia możliwość poprawy sytuacji. Większość firm przejęły tzw. Grupy Kapitałowe, a one nie są zainteresowane jakością produktu tylko zyskiem. Stąd taki nacisk na coś co się nazywa Zdrowiem Publicznym. Można bowiem pod pretekstem ochrony zdrowia, na podstawie tych fałszowanych prac skubać podatnika.

Kontynuując temat dlaczego coś takiego jak „medycyna oparta na dowodach” nie ma prawa istnieć należy stwierdzić, że grupy kapitałowe posiadają odpowiednie środki aby zakładać i utrzymywać bazy danych. Oczywiście w tych bazach danych czytelnik może znaleźć tylko te „prawdziwe” prace. Prac negatywnych nie publikuje się, a nawet jak się wydrukuje to nie umieszcza w komputerowych bazach danych. Komputerowe bazy danych nie zawierają materiałów z konferencji naukowych. Materiały z konferencji naukowych organizowanych przez towarzystwa naukowe mają dużo większą wagę i wiarygodność aniżeli te drukowane w tzw. czasopismach naukowych. Nie ma takiej cenzury poprawności politycznej przy przyjmowaniu do druku. Przemysł farmaceutyczny przejął cały system wydawniczy w związku z tym może w dowolnym momencie, poprzez nasilenie ilości prac na damy temat, stworzyć wrażenie, że dana metoda jest powszechnie akceptowana. Nie jest to takie trudne z powodu braku czasu poszczególnych lekarzy oraz kosztów zakupów czasopism.

Podam kilka przykładów z ostatnich lat. Wmówiono lekarzom, że aspiryna zapobiega zawałom. Oczywiście jest to wierutna bzdura. Problem dla firm powstał ok. roku 1980 kiedy to pediatrzy zabronili podawania aspiryny dzieciom do 12 roku życia. Wiadomo, że w przypadku katarku, czy temperatury natychmiast dziecku matka sama podawała aspirynę. Już w 4 lata potem nagle zaczęła pojawiać się cała masa publikacji podających jako rzekome fakty, że po 50 roku profilaktycznie trzeba brać aspirynę aby zapobiec zawałowi czyli jak potocznie mówią pacjenci aby rozrzedzić krew. Jest to ewidentną nieprawdą i aspiryna nie zapobiega zawalom. Ale rynek chronicznych pacjentów jest dostatecznie duży i straty zostały odrobione.

Podobnie postąpiono w połowie lat 1980. okazało się, że makrocykliny nie są takie dobre jak to reklama mówiła, wymyślono, że są najlepszym lekiem na wrzody żołądka, rzekomo z powodu obecności bakterii helicobacter pylorii, która te owrzodzenia powoduje. Problem polegał na tym, że choroba wrzodowa w przebiegu naturalnym tj. bez leczenia zawsze nasilała się na wiosnę i na jesień. Skąd bakteria siedząca w żołądku miała wiedzieć , że przyszła wiosna lub jesień tego mądrzy inaczej nie wyjaśniali. Pranie mózgu szczególnie po 2000 roku było tak skuteczne, że młode roczniki lekarzy o niczym innym nie wiedza tylko podają makrocyklinę. A jeszcze do końca lat 1970. leczono w klinikach akademickich ostre dolegliwości bólowe związane z zaostrzeniem choroby wrzodowej żołądka 50 gramami spirytusu, skuteczność była 100%, a koszt ok. 20 złotych. Obecnie koszt wynosi ponad 150 zł i trzeba kuracje systematycznie kilka razy do roku powtarzać.

Anglicy opublikowali inny problem. Częstotliwość artroskopowej wymiany stawu kolanowego była w latach 80 stosunkowo mała. Odpowiednia reklama spowodowała, że w 15 lat później wzrosła z 3 na 100 000 do 48 przypadków. Innymi słowy zanotowano nagły 1600% wzrost wskazań. Wymiana stawu to ok. 20 000 zł. proszę to sobie obliczyć ; ile zarobił przemysł a o ile zubożono podatnika. Drobna część tej kwoty przypadła lekarzom. O nadużywaniu samego badania artroskopowego mogę powiedzieć z własnego przypadku. Na wszelki wypadek poprosiłem kilku kolegów o konsultację mojej nogi po wypadku. Niby wszystko się pokrywało z moją diagnozą. Ale narzucone procedury wymagały wykonania dodatkowego: TH, MRI, artroskopii, podawania heparyny przez co najmniej 3 miesiące itd. Oczywiście moje doświadczenie mówiło mi co innego i z wyjątkiem MRI potrzebnego ubezpieczeniu, żadnych badań nie robiłem a chodzę.

Na czym polega kryzys medycyny opartej na dowodach?

Po pierwsze, dowody są reglamentowane przez firmy zainteresowane sprzedażą. Innymi słowy nie ma dowodów.

Po drugie; powstał monopol tzw. ekspertów, bardzo często są to duchy podpisujące odpowiednie publikacje za odpowiednim wynagrodzeniem. Znany, nagłośniony przypadek lekarza z Gdańska, który w okresie 2 lat zarobił na takich pracach ok. 40 milionów złotych. Co tu więcej tłumaczyć. Nikt się tym nie zainteresował.

Po trzecie; tzw. statystyczne korzyści tak naprawdę mogą być klinicznie nieistotne. Szeroko reklamowany lek przeciwwirusowy Tamiflu i inne podobne, skracają okres infekcji grypowej o 12 godzin. Jest to zupełnie niezauważalne w praktyce. Tamiflu kosztował ok. 200 złotych a standardowe leczenie kosztowało ok. 20 złotych. Różnica szła nie tylko do kieszeni ekspertów.

Po czwarte; masowe fałszowanie wyników badań. Takim koronnym przykładem jest lek o nazwie Cox, reklamowany jako najbardziej skuteczny lek p. bólowy. Okazało się, że ten facet, trudno go nazwać lekarzem, opublikował 16 prac z sufitu biorąc za to ponad milion dolarów. Podobny przypadkiem jest inny ”naukowiec” który opracował tzw. duńskie badania o braku związku pomiędzy szczepieniami a autyzmem. Już chyba „siedzi” ponieważ zdefraudował ponad milion dolarów fałszując wyniki . Oczywiście „polska” prasa o tym nie informowała. A w Polsce nadal powołują się rozmaitej maści eksperci na wyniki raportu duńskiego. Nagminne jest fałszowanie wyników eksperymentów z lekami tzw. przeciwdepresyjnymi okazało się, że nie publikuje się wcale wyników badań dających negatywne efekty. Nie publikuje się powikłań i nagminnie nie publikuje się wyników odległych np. co dzieje się z chorym po 4-6 latach. Na ogół zawsze publikuje się jako rewelacje tzw. wstępne lub wczesne wyniki leczenia tj. jest okres 3-6 miesięcy. Czas to pieniądz i dłuższe obserwacje powodują większe koszty. A w jakim celu? Żadne ze szczepionek nie posiadają badań tzw. odległych czyli co się dzieje np. po 10 latach z dziećmi szczepionymi i nieszczepionymi. Czy wstrzykiwane środki chemiczne powodują raka czy też nie. Przemysł szczepionkowy „załatwił” sobie zwolnienie z badań.

Po piąte; lawinowo rośnie produkcja tzw. wytycznych prokurowanych przez rozmaitego rodzaju urzędników, którzy za wszelką cenę chcą uzasadnić swoje istnienie. Jak stwierdzono w czasie jednego dyżuru przyjmując 18 chorych należało zapoznać się z 3679 stronami procedur. Samo przeczytanie ich zajęłoby 122 godziny. Jak wiadomo doba ma 24 godziny i tyle wynosi czas dyżuru.

Po szóste; najczęściej nie ma chorego z jedna chorobą. A wszelkie badania są wykonywane dla jednej choroby. Innymi słowy chory biorąc preparat X może zaszkodzić sobie. Konkretnie takie sytuacje bardzo często występują w przypadku dolegliwości bólowych stawów i pobierania leków z grupy niesterydowych przeciwzapalnych. Z kolei branie jako osłony leków z grupy blokerów receptorów H-2 – omeprazol i podobne, powoduje zahamowanie wchłaniania wapna i nasila osteoporozę. Leczenie osteoporozy podawaniem wapna i witaminy D -3 z kolei nasila tworzenie się blaszek miażdżycowych i kamieni w nerkach. Jak do tej pory ortopedzi nie wiedzą, że podając witaminę D-3 trzeba podawać witaminę K-2 i nie wolno podawać wapnia.

Po siódme; prace najczęściej posługują się jężykiem potocznym bez definiowania naukowego produktów, tak dla przykładu; badań wpływ konsumpcji mleka na osteoporozę. Problem polega na tym, że od ćwierć wieku normalny pacjent nie pije mleka a ten produkt z kartoników, który nawet nie leżał koło mleka. Podobnie jedzenie kiełbas, czyli mięsa w sytuacji kiedy to tylko ok. 5 do 10% masy kiełbasy stanowi mięso a resztę najczęściej genetycznie modyfikowana soja. Trudno nazwać to konsumpcją białka zwierzęcego. Zdecydowana większość serów „żółtych” sprzedawanych w supermarketach nie jest wytworem naturalnym ale utwardzonym produktem z olejów. Trudno więc doradzać chorym z osteoporoza aby jedli sery.

Po ósme; sztuczne ustawienie tzw. gradacji wartości naukowej czasopism czyli rozmaitego rodzaju listy np. filadelfijska. Listy te stworzono na potrzeby wywiadu gospodarczego. Jeżeli naukowiec jest promowany na podstawie ilości zdobytych punktów to wiadomo, że będzie starał się umieścić byle co byle w czasopiśmie o wysokim IF. Jest to system promujący piszące duchy o których wspomniałem wyżej. Czasopisma żyją z reklam i reklamodawca zastrzega sobie pierwszeństwo druku swoich publikacji. Dodatkowo system deprecjonuje czasopisma krajowe. Przykładowo wartość IF listy filadelfijskiej wynosi 10 a polskiej 0.1. Można to bezpośrednio powiązać z faktem, że Polska jest „52 Stanem USA”. Doszło do takich paradoksów, że tłumaczenie pracy zagranicznej jest bardziej cenione w oczach i punktach urzędniczych aniżeli samodzielna praca naukowa.

Podsumowując trzeba stwierdzić jednoznacznie, że paradygmat medycyny opartej na dowodach upadł śmiercią naturalną. Z założenia był pretekstem do wymuszania w teorii tzw. naukowych podstaw a w praktyce sprzedaży towaru i usług które lekarzom zlecono.

Coraz więcej myślących naukowców publikuje swoje prace w internecie uważając, słusznie, że tylko publiczna dyskusja może posunąć naukę do przodu. Można popełniać błędy przeprowadzając doświadczenia ale w czasie dyskusji można taki błąd szybko zauważyć. Przypomnę, że w II połowie XIX wieku najwięcej patentów publikowano w cesarstwie pruskim. W cesarstwie pruskim każdy opatentowany produkt nie posiadał już właściciel i każdy kto miał ochotę mógł go produkować. Pomimo tego aż 90% wszystkich światowych patentów powstawało w Niemczech. Patenty nie po to wymyślono aby chronić własność intelektualną ale by mieć monopol na daną produkcję, poprzez np. zakup patentów konkurencji. Ale tego w Polsce jeszcze nie rozumieją.

Ukazała się nowa agitka dotycząca szczepień „Gazety Wyborczej”, która jest gazetą żydowską dla Polaków, jak twierdzi p. S. Michalkiewicz. Agitka jak agitka, takich jest pełno, ale przy okazji udowodniono po raz kolejny to o czym piszę od dawna. Nie po to istnieje internet, abyś Ty Czytelniku się czegoś dowiedział. „Gazeta Wyborcza” reklamuje dwa blogi. No wiadomo, że tego się nie robi za darmo, tylko w jakimś celu. Tak więc od razu widać kto jest kim. Po drugie udowodniono w tej agitce, że wszelkie teksty propagandowe – sponsorowane są dostępne w całości a teksty inne za dodatkową opłatą. Czyli już wiesz Szanowny Czytelniku, jak „Gazeta Wyborcza” puszcza cały tekst, to jest to agitka.

Dawniej lekarze wymieniali swoje uwagi w czasopismach medycznych ale niestety od 20 lat już nie mogą, z powodu braku takich czasopism.

Autorstwo: dr Jerzy Jaśkowski

 

Autor: Dr Jerzy Jaśkowski