JustPaste.it

Kochaj i daj się Kochać

 

 

 

 

 

 

Ciężko opowiadać o czymś co się przeżyło albo wydaje się że się przeżyło, chociaż pisać można wszystko. Ostatnich kilka miesięcy było doskonałą lekcją w życiu, bo cóż najważniejszego jest w życiu?

 

Miłość?

Przyjaźń?

Rodzina?

Pieniądze?

A może wszystko razem i wszystko po trochu?

Nie,, najważniejsze w życiu jest samo ŻYCIE !!!

 

Żeby do tego wszystkiego dojść trzeba zacząć od początku, no może ? prawie od początku.

 

Słowo 

(1)   Na początku było Słowo, a Słowo było u Boga, i Bogiem było Słowo. (2) Ono było na początku u Boga. (3) Wszystko przez Nie się stało, a bez Niego nic się nie stało, co się stało. (4) W Nim było życie, a życie było światłością ludzi, (5) a światłość w ciemności świeci i ciemność jej nie ogarnęła.

 

Tymi słowami Jan Ewangelista rozpoczął swoją Dobrą Nowinę.

Czym jest słowo?

Słowo to elementarna część mowy. Jego pisanym odpowiednikiem jest wyraz. Za pomocą słów określamy wszelkie pojęcia rzeczywiste i abstrakcyjne, także myślimy na ogół słowami. Wiele słów składa się na mowę. W Biblii synonim wieczności i Boga. W matematyce punkt.

Słowo to znak języka; zespół dźwięków mowy ludzkiej będący symbolicznym oznaczeniem jakiegoś pojęcia. Słowo to także energia. Energia wzmocniona zespołem innych energii, które same w sobie są potężne.

Energia Oddechu - Słowa wypowiadamy na wydechu

Energia Dźwięku - przy wydechu poruszamy struny głosowe, które wpadają w wibrację

Energia Emocji - bardzo dynamiczna energia pobudzona polem myśli

Energia Myśli - potężna energia, którą już potrafimy zmierzyć pobudzona pracą naszego mózgu. Przed słowami występuje MYŚL. To ona poprzedza nasze słowa.

Przed kilku laty Japończyk Maseru Emoto w wyniku swoich eksperymentów odkrył, że woda reaguje na nasze myśli i słowa oraz że potrafi je odzwierciedlić. Zależnie od tego, jakie wysyłano słowa w kierunku kropli wody, jej kryształki po zamrożeniu ukształtowały się w zupełnie różne formy krystaliczne. Wraz z zespołem naukowym przeprowadził doświadczenie, jak myśli i słowa wpływają na kształt kryształów destylowanej wody. Okazało się, że istnieje duża różnica pomiędzy wykrzyczanym ze złością - "Ty głupku", a powiedzianym przyjaźnie - "Ty głuptasie". Zdecydowano się więc przeprowadzić badania wody poddanej działaniu słowa pisanego. Wodę rozlewano do dwóch takich samych szklanych buteleczek. Potem na jedną z nich naklejano kartkę z wydrukowanym słowem np. "dziękuję". Na drugą butelkę naklejano słowa np. "ty głupcze" i pozostawiano butelki na jedną noc. Następnego dnia wodę zamrażano i fotografowano uformowane kryształy. 
Kryształy powstałe z wody opisanej hasłem "Adolf Hitler" wyglądają podobnie, jak kryształy, które poddane zostały działaniu słów - "Czynisz mnie chorym" i "Zabiję cię". Za każdym razem rezultat badania był taki sam - miedzy dwiema butelkami wykryto zauważalne różnice. Skoro ta energia wpływa na wodę czy jest możliwe aby nie wpływała na nasze umysły? Człowiek oprócz tego że wysyła tę energię także ją odbiera i to doskonale. Wielu z nas zapomniało tej sztuki, uodporniając się w dobie dzisiejszego wszechobecnego kłamstwa, zakłamania, oszustwa i zwykłego strachu przed okazywaniem emocji i uczuć. Wysyłamy różne energie, wprowadzając straszny chaos w ?odbiornikach? naszych słuchaczy, znajomych czy przyjaciół. Myślimy zupełnie co innego niż mówimy, a czynimy jeszcze coś zupełnie innego niż mówimy. Jakże nam przeżyć w takim zgiełku informacji? Nie jest to proste.

            Nie mam zamiaru pisać poradnika, bo nikt za nas naszego życia nie przeżyje, i nikt nie naprawi naszych błędów. Możemy zrobić to tylko my sami. Poradników napisano już dostatecznie wiele, aby się w nich pogubić. Ostatnio wpadła mi w ręce książka napisana przez Colina P. Sissona pt. ? Podróż w Głąb Siebie - kolejny krok ku świadomemu życiu?. Jest to jeden z wielu poradników, tak bardzo popularnych w ostatnich czasach, o ?rozwoju duchowym?. Po przeczytaniu tej książki już wiem dlaczego nie czytam takich poradników. Wszystkie są skierowane w stronę naszego JA. Wszystkie nakazują zachowanie równowagi łamiąc oczywiście tę zasadę i przechylając szalę w jedną stronę. W stronę samego siebie. Do tego wszystkiego jeszcze wrócę, bo bez tego nie da się opisać tego co siedziało we mnie a co pewnie znajdzie ujście w tych słowach.

            Ktoś kiedyś powiedział że słowo rzucone na wiatr wróci do nas burzą. Słowo może uleczyć, albo zranić. Zawsze wywołuje reakcje, prędzej czy później. Jednak dużo gorsze od słowa jest ? milczenie. W szczególności  kontaktach, interakcjach międzyludzkich. Podczas rozmowy z drugim człowiekiem, wszystkie te energie, o których wspomniałem na początku, są odbierane na dwóch poziomach, świadomości i podświadomości. Oprócz słów jest jeszcze komunikacja niewerbalna, tak zwana mowa ciała i to ona w większości wpływa na nasze postrzeganie i zrozumienie rozmówcy. Mowę ciała odbieramy i nadajemy (w większości przypadków) na poziomie podświadomości. Kiedy obydwie te rzeczy nie idą w parze to mówimy, że mamy ?uczucie? lub ? niejasne odczucie? że nasz rozmówca kłamie. Nie potrafimy tego określić, jednak to powoduje utratę zaufania. Podświadomość wygrywa nad świadomością. Niedawno zrobiłem sobie wycieczkę do Gdańska. W drodze powrotnej niestety popełniłem błąd ze strefą czasową i ? samolot wrócił na wyspy beze mnie. Następny miałem dopiero następnego dnia wieczorem. Przebukowałem bilet i korzystając z zapewnień w smsach że u osoby, którą odwiedzałem drzwi są zawsze dla mnie otwarte, wróciłem skruszony.  Nie było to proste, jednak wróciłem. Drzwi zostały mi wprawdzie otwarte i zostałem wpuszczony do środka, ale ? moje odczucia mówiły mi że jestem tam nieproszonym gościem. Jeszcze tego samego dnia wyszedłem i poszukałem sobie noclegu w innym miejscu. Dlaczego? Zwykła komunikacja niewerbalna. Od dawna skończyłem się zastanawiać co rozmówca miał na myśli przez to co powiedział. Słowa w dzisiejszych czasach zatraciły swoje znaczenie do takiego stopnia że zatraciły swoje pierwotne znaczenie. Spójność myśli i wypowiadanych słów jest o tyle ważna że to właśnie powoduje zaufanie, lub jego brak do naszego rozmówcy. A w jakim celu przebywać z kimś kto nie ma do mnie zaufania? To tylko może powodować stany depresyjne i pogłębiać niezrozumienie. Brak szczerej rozmowy jest tak samo zabójcze jak lekceważenie, lub brak okazywania reakcji na słowa rozmówcy.

 

Konwersacja

Konwersacja - w erystyce: wymiana opinii, czyli jednego z rodzajów wyrażeń niebędących zdaniami w sensie logicznym. Wyrażenia te nie pretendują do miana uzasadnionych. Konwersacja nie polega na przekonaniu dyskutanta do swoich przekonań.

Jeżeli strony konwersacji mają odmienne przekonania i rozpoczynają próby przekonywania do swoich poglądów, to konwersacja przemienia się w dyskusję. Dyskutować też trzeba umieć ale wróćmy do rozmowy. Jak już wcześniej pisałem, w rozmowie ważne jest słowo. Gdyby go nie było nie byłoby rozmowy. Czasami dobrze jest pomilczeć razem z ukochaną osobą lub przyjacielem (pomimo wszystko niewielka różnica pomiędzy tymi określeniami, ale tym zajmę się później), jednak na dłuższą metę bywa męczące. Słowa pozwalają nam poznać się bliżej, poznać swoje myśli, uczucia, czy odczucia co jest niezbędne dla zrozumienia się nawzajem. Dla określenia prostych nastrojów mowa ciała w zupełności wystarczy. Każdy z nas instynktownie jest w stanie określić stan uczuciowy naszego rozmówcy. Jeżeli nam on jest obojętny już wygraliśmy, po prostu  obchodzimy go myślami nie dotykając wrażliwych miejsc i zostawiamy w spokoju. Problem powstaje dopiero wtedy, kiedy nam zależy na naszym konwersarzu. Jak sobie z tym poradzić? Współczucie jest czymś idiotycznym, bo każdy z nas odczuwa te same sprawy inaczej, nawet próg bólu mam różny, a więc możemy tylko sobie wyobrazić jak my byśmy się czuli w takiej sytuacji, nie mając pojęcia jak się czuje nasz ?rozmówca?. I tutaj właśnie jest coś czego wielu z nas powinno się nauczyć. Jasność wyrażania myśli. Asertywność nie jest prosta sprawą, ale możliwą do wyuczenia. Wszystko opiera się na szacunku do samego siebie. Jeżeli będziemy zdawać sobie sprawę z tego jak my nie chcielibyśmy być traktowani (lub jak chcielibyśmy być traktowani), to zdamy sobie sprawę jak nie traktować lub jak traktować innych. Stare powiedzenie ?Nie rób drugiemu co tobie nie miłe? jest proste do zapamiętania. Wiem, wiem, wielu z was pewnie powie że to wszystko łatwo napisać ale trudno to zrobić. Otwartości trzeba się uczyć, nie czuć strachu to głupota, a jedynie pokonanie tego strachu jest bohaterstwem.

            Wiele z naszych odruchów są odruchami nabytymi. Nawykami, które wpoili nam inni ludzie w okresie naszego dzieciństwa, a zwłaszcza rodzice. No właśnie,, dzieciństwo. Wielu z nas zdaje sobie sprawę że nasza interakcja ze światem zewnętrznym zaczyna się w okresie dzieciństwa. Już w łonie matki reagujemy na dźwięki, ton, tembr czy tempo, słuchamy uczuć, a najważniejsze i najdoskonalsze jest to co towarzyszy nam przez 9 pierwszych miesięcy. Bicie serca matki. I pierwszy dźwięk, który my zaczynamy wydawać, to jest bicie naszego serca. Nie raz wsłuchiwałem się w bicie serca moich dzieci, pomimo różnicy w rytmie i wysokości tonów, zawsze zgrywało się z rytmem bicia serca ich matki. Serce reagowało na każdy dźwięk, na każdy dotyk. Sokrates twierdził że rodzimy się jako Tabula Rasa, jednak my już wiemy że Tabula Rasa nie istnieje. Rodzimy się już z bagażem doświadczeń i pewnej wiedzy, odpowiedniej oczywiście do stopnia naszego rozwoju. Taką pierwszą wiedzą jest kod DNA przekazany nam przez rodziców i złożony z dwóch różnych kodów. Dualność naszego świata i efekt tej dualności. Trzy, trójkąt, gdzie jedno wynika z drugiego i nie ma początku ani końca, są tylko zmiany kierunku.

            W wieku dziesięciu, dwunastu lat powinien się w nas skończyć okres dzieciństwa. Powinniśmy już być przygotowani do następnego etapu przez który prowadzi nas droga naszego życia. No właśnie, powinniśmy. Pojawia się to okropne słowo, ale wszystko jest warunkowe, do czego postaram się dojść w dalszych częściach, w szczególności w części o miłości, a która jest najważniejsza w pierwszych etapach naszego życia. Wielu z nas wychowywało się w rodzinach dysfunkcyjnych. Nawet wtedy kiedy wyglądały one na ?porządne?. Rodzice poprzez swoje interakcje przekazują nam pewne zachowania, które zostają na długo w naszej podświadomości. Nawet wtedy, kiedy im się wydawało że my tego nie widzimy, czy nie rozumiemy, myśmy to czuli i wiele spraw odbieraliśmy do siebie.  Sprawy niewyjaśnione, brak rozmowy, utrwalało w nas poczucie winy lub wypychało nas na piedestał. Brak równowagi i szczerej rozmowy tworzyło w nas syndrom dziecka zranionego. Umysł dziecka jest tak bardzo otwarty że bez jego świadomości wchłania wszystkie bodźce z otaczającego go świata i pozostawienie go z tak wielką ilością informacji może wytworzyć chaos, z którym samo będzie musiało sobie kiedy poradzić. Tłamszenie tych bodźców, tworzenie klosza ochronnego wstrzymuje swobodny rozwój umysłu dziecka i nie pozwala na zamknięcie etapów, które każdy z nas powinien przejść. Jeżeli któreś z rodziców ciągle łaknie miłości, której zabrakło mu w dzieciństwie i ciągle jeszcze potrzebuje zewnętrznej aprobaty i potwierdzenia tej miłości, weźmie sobie ją od dziecka, chroniąc je przed tym co sam wyobraża sobie za zagrożenie.

No właśnie,, a gdzie tu miejsce na to że swoją rzeczywistość tworzymy sami? Nie ma na to miejsca.  W związku z tematem tego rozdziału, konwersacją, lub rozmową, co brzmi cieplej i swojsko, chciałbym omówić dziecko zranione, które zostaje w nas na długo, nie pozwalając przejść do następnego etapu. Dziecko szczęśliwe, zamyka swoje drzwi i otwiera następne (czasami zbyt szybko).

            Nasi rodzice nie chcieli nas skrzywdzić czy celowo wypaczyć. Oni nas naprawdę kochali, jednak każde na swój sposób. Byli jednak dziećmi swoich rodziców, którzy dali im to co im się wydawało najpiękniejsze i najlepsze, jednak w większości było to ?dziecko zranione?. My, jeżeli nie odpowiemy sobie na pytanie: dlaczego (?) przekażemy je w takiej samej formie naszym dzieciom w jakiej otrzymaliśmy. Jeżeli ciągle jeszcze obwiniamy naszych rodziców za coś, co zrobili lub czego nie zrobili, zatrzymaliśmy się na etapie ?dziecka zranionego?. Obwinianie innych to punkt widzenia rzeczywistości z poziomu dziecka.

            Zanim skończyliśmy siódmy rok życia już wytworzył się w nas odruch wzorca ofiary. Ciągła manipulacja naszymi zachowaniami, nakazy i nakazy, co wypada a co nie wypada i przesyłanie złej i agresywnej energii przez rodziców za karę, utrwala się w naszych umysłach. Rozmiar i forma urazu, który powstał w ten sposób zależy w znacznym stopniu od naszej świadomości (przemyśleń  i odpowiedzi na pytanie dlaczego - tak, tak, dziecko też takie ma, chociaż nie zadaje pytań, albo zadaje je po czasie kiedy już samo nie może znaleźć odpowiedzi) i od stopnia ingerencji rodziców.

            Dzieci ranione są nie tylko przez uwarunkowania czy wzorce narzucone przez toksycznych rodziców, ale również przez własne wnioski wyciągnięte z przeżyć traumatycznych, albo postrzeganych przez nich jako traumatyczne. Moja babcia zawsze mówiła że każdy ma duże i małe problemy na swoja miarę. Problemy, które dorosłym (innym ludziom) wydają się błahymi dla nas , a w tym wypadku dla dziecka, mogą być problemami nie do przeskoczenia. To właśnie od nas zależy zrozumienie tych problemów i pomoc w znalezieniu odpowiedniej drogi do ich rozwiązania, a nie rozwiązanie ich za dziecko. Kiedy dziecko samo rozwiąże problem zaczyna nabierać pewności siebie, staje się dumne że sobie ?samo? dało radę, jednak zawsze znajdowało się pod ?naszą kontrolą? bez świadomości naszej ingerencji. Jest to pewien sposób manipulacji, jednak powinien być on świadomy i wyważony. Zranione dziecko rozszczepia swoją świadomość, czy jak można to inaczej nazwać ?siebie? i pewna część pozostawia ukrytą w swojej podświadomości, otoczona barierą bezpieczeństwa tak aby reszta mogła się rozwijać i przejść do następnego etapu rozwoju. Jest to naturalny odruch. Chcąc funkcjonować w dzisiejszym świecie dziecko tłumi to zranienie, a w raz z nim jego ?wewnętrzne dziecko? i pamięć o emocjonalnym lub fizycznym urazie. Jest potem tak głęboko schowane że w wieku dorosłym już nie wiemy dlaczego tak a nie inaczej myślimy czy zachowujemy się w danych sytuacjach. 

            Skutkiem wychowania w rodzinie dysfunkcyjnej bywa przypisywanie sobie wszystkich negatywnych uczuć i win rodziców.  Jeżeli w dziecku nie zostanie utrwalone właściwe spojrzenie na rzeczywistość, brak szczerej i otwartej rozmowy i wyjaśnienia problemów, które jak nam się wydaje dotyczą tylko ?dorosłych? i dziecko tego nie zrozumie bo jest za małe (Takie myślenie to wielki błąd ! - dziecko zawsze więcej czuje i rozumie niż nam się wydaje ) dziecko weźmie winę na siebie za wszystko i to się w nim utrwali, schowane gdzieś głęboko w podświadomości. Kiedy dziecko wyciąga wniosek że jest złe, że nie potrafi spełnić oczekiwań lub że jest z nim coś nie tak, wzmacnia swoje pierwotne ograniczające przekonania o sobie samym, co potem procentuje i wypływa w wieku dorosłym. Myślenie dziecka jest proste a co za tym idzie i wnioski wyciągane przez dziecko są proste i bezpośrednie.

             Wcześniej wspominałem o tym że dziecko przechodzi do następnego etapu swojego życia za szybko. Dzieje się to wtedy kiedy rodzice działają z pozycji swojego wewnętrznego dziecka. Wtedy role się odwracają i dziecko staje się ?małym dorosłym?. Zmuszone jest przejąć tę rolę tracąc w ten sposób część swojego dzieciństwa i pomijając wiele ważnych faz w swoim rozwoju. Można powiedzieć że ranione jest zaocznie, poprzez nieobecność w swoim dzieciństwie.

            Całość naszych przeżyć z dzieciństwa wpływa na nasze zachowania w wieku dorosłym. Wielu z nas już nie pamięta swoich przeżyć, jednak zawsze pamięta negatywne odczucia związane z jakąś sytuacją. Sytuacje te wywołują uczucie zagubienia, strachu czy niepokoju, zaczyna się wydzielać adrenalina, która jest hormonem walki ? albo ucieczki. Nasza podświadomość ma już ?bezpieczne? miejsce na nasze negatywne odczucia a nasz umysł dąży do równowagi z otaczającym nas światem tam właśnie chowając wszystko co jest złe i pozwala ?zapomnieć? pamięci. Jest to odruch obronny. Uczucie bólu nie jest samo w sobie uczuciem złym, jest oznaką zagrożenia naszego organizmu, a bez niego przecież nas nie ma.

            To wszystko o czym wspomniałem wychodzi z nas w czasie konwersacji w postaci komunikatów niewerbalnych. Mimika twarzy, skrzyżowane ręce czy nogi, splecione palce dłoni, dotykanie nosa lub karku czy nawet poprawianie okularów. Są to rzeczy na które teoretycznie nie mamy wpływu, a podświadomość naszego rozmówcy je wychwytuje i porównuje z treścią i tonem wypowiadanych słów. Brak spójności w komunikatach werbalnych i niewerbalnych powoduje brak zaufania i nasz rozmówca przyjmuje ten sam sposób wypowiedzi. Zaczynamy oszukiwać siebie nawzajem. Ja wybrałem inny sposób, nie jest on panaceum, nie jest on idealnym rozwiązaniem ale ponieważ jak ktoś mi powiedział, mam bardzo dużo dumy w sobie i wiele szacunku do siebie staram się nie kontynuować konwersacji, jeżeli nie uda mi się doprowadzić poprzez odpowiednie pytania do synchroniczności ciała i umysłu. Wiem że to jest dużo, bo wymagam całej otwartości od swojego rozmówcy (razem z tym że sięgam głęboko w przeżycia) ale jest to kierowane szacunkiem do tej osoby. Tak jak ja chcę być dobrze zrozumiany tak i ja pragnę dobrze zrozumieć mojego rozmówcę. W całej konwersacji najważniejsze jest dobre zrozumienie samego siebie, a bez sięgnięcia do naszego wewnętrznego ?zranionego dziecka? i bez zamknięcia tego etapu naszego życia, to się po prostu nie uda. Czasami wystarczy szczera i otwarta rozmowa najpierw z samym sobą, a potem z naszymi rodzicami (jeżeli oczywiście mamy jeszcze na to szansę). Życie świadome nie polega na znalezieniu odpowiedzi na pytanie JAK (?) a na znalezieniu przyczyny, czyli odpowiedzi na pytanie DLACZEGO (?)

           

Dlaczego musimy uwolnić nasze wewnętrzne zranione dziecko?

- blokuje nas ono przed pełnym doświadczaniem naszej witalności, radości, spontaniczności i naturalnych talentów

- oddziela nas od nas samych, innych ludzi i naszego Źródła, wspierając w ten sposób nasze ograniczenia psychiczne (bariery), których nie potrafimy przekroczyć

- oddziela nas od naszych uczuć, nie pozwala wyrazić miłości i bezbronnej otwartości

- sprawia, że czujemy się bezsilni, czujemy się ofiarą, która potrzebuje obrony i opieki

Uwalniając nasze wewnętrzne zranione dziecko możemy w końcu pozbyć się lęków, mechanizmów obronnych i wzorców unikania.

 

"Zaprawdę powiadam wam: Kto nie przyjmie królestwa Bożego jak dziecko ten nie wejdzie do niego" (Mk 10, 15)

 

 

 

Przyjaźń i Miłość        

 

?Cisza przy­jacielu, roz­dziela bar­dziej niż przes­trzeń. Cisza przy­jacielu nie przy­nosi słów, cisza za­bija na­wet myśli. ?

                                                                                              Halina Poświatowska

 

Następnym etapem naszego rozwoju emocjonalnego jest uczucie przyjaźni. O przyjaźni napisano wiele książek, wierszy czy pieśni. Anna Frankowska napisała:

?I trze­ba być wiel­kim przy­jacielem i moc­nym przy­jacielem, żeby przyjść i prze­sie­dzieć z kimś całe po­połud­nie tyl­ko po to, żeby nie czuł się sa­mot­ny. Odłożyć swo­je ważne spra­wy i całe po­połud­nie poświęcić na trzy­manie ko­goś za rękę.?

 

Według Arystotelesa, przyjaźń to jedna z cnót, chociaż, w przeciwieństwie do cnót kardynalnych, nie jest ona cnotą normatywną. Filozof ten twierdził także, że istnieje kilka rodzajów przyjaźni: idealna (teleia philia, będąca wartością samą w sobie), oraz takie, z których każda ma spełniać pewien cel (przyjemność lub użyteczność).

Większość ludzi uważa, że ich przyjaciele dobrze ich znają. Jednak badania wykazały, że w większości przypadków jest to złudzenie związane z chęcią poprawy samooceny. Wierząc, że przyjaciołom zależy na nas, budujemy poczucie własnej wartości.

Przyjaźń w kontekście socjologicznym jest silnie związana z nieprzyjaźnią. Wspólny wróg bardzo skutecznie cementuje więzi między przyjaciółmi, a jednym z narzędzi służących do tego jest plotka. Przyjaciele mają tendencję do wyolbrzymiania negatywnych cech swych nieprzyjaciół i pomijania ich cech pozytywnych. Jest to w pewnym stopniu związane z nami samymi. Potrzebą akceptacji, potrzebą wypełnienia luki, które zostawia w nas nasze własne ?dziecko zranione?. Popierając zdanie przyjaciela, na pewno zdobędziemy jego akceptację, tym bardziej że jest podobne do naszych odczuć. O sprawach, które mogą się nie spodobać naszemu ?przyjacielowi? po prostu nie wspominamy, obłudnie mówiąc samemu sobie że nie chcemy go skrzywdzić, a de facto boimy się utracić tej przyjaźni. Wróg powie ci prawdę, ?przyjaciel? ją pominie.

Zawieranie przyjaźni odbywa się w różny sposób, zależnie od kultury i powiązań religijnych. Niektóre przyjaźnie są zawierane poprzez zapytanie: "Czy chciałbyś/chciałabyś zostać moim przyjacielem" lub w inny podobny sposób, czasem towarzyszą temu obietnice i przysięgi. Coraz rzadziej spotykana jest formuła braterstwa krwi.

Z badań wynika również, że przyjaźń może mieć tło genetyczne: najsilniejsze więzy łączą nas z ludźmi genetycznie do nas podobnymi. Może to jednocześnie tłumaczyć istnienie uprzedzeń rasowych i innych form ksenofobii.

Sam akt nawiązywania przyjaźni ma również podłoże biologiczne ? jest ściśle związany z tzw. pierwszym wrażeniem. Z badań wynika, że nieświadomą decyzję o chęci bliższego poznania danej osoby podejmujemy w ciągu zaledwie 10 minut od pierwszego z nią kontaktu. To właśnie w tym czasie zachodzą w naszych organizmach reakcje chemiczne, które określają naszą świadomość w danym miejscu i czasie, oraz wpływają na nasze następne reakcje. To wszystko dzieje się za sprawą energii i jej pola, którą każdy z nas posiada czy chce tego czy nie i wysyła ją w przestrzeń nas otaczającą.

            Około dwunastego, trzynastego roku naszego życia wkraczamy w wiek młodzieńczy w naturalnym procesie dojrzewania. W idealnej sytuacji ten okres jest mostem łączącym czas dzieciństwa a dorosłością. Jest to czas, który przygotowuje nas do w pełni świadomego życia. Czas na popełnianie błędów i wyciąganie z nich wniosków. To jest czas, w którym już podejmujemy nasze własne decyzje i ponosimy ich konsekwencje. Wielu z nas w ten okres przeniosło swoje ?zranione dziecko? i zaczynają się schody. Ponieważ każdy z nas w okresie dzieciństwa miał wpojone inne zasady w procesie ?manipulacji? nagłe zderzenie z różnicami powoduje trudności ze znalezieniem własnego miejsca. Każdy z nas ma inne oczekiwania, inaczej widzi świat nas otaczający, zupełnie inaczej go czuje.  Dla większości z nas był to okres największego zamętu i zamieszania, a to dlatego, że wchodząc w ten okres fizycznie byliśmy nastolatkiem, intelektualnie próbowaliśmy być dorosłym, a emocjonalnie zostaliśmy jeszcze dzieckiem. Próbowaliśmy być trzema różnymi osobami w zależności od potrzeb, nie rozumiejąc żadnej z nich. Prawdziwe JA nastolatka pragnie spójności, jednak jego niezamknięty rozdział dzieciństwa popycha go do buntu, powoduje konflikty wewnętrzne i zewnętrzne tworząc wielki zamęt. Chęć bycia ?dorosłym? i zachowywać się jak ?dorosły? a co najważniejsze bycia traktowanym jak ?dorosły? ściera się z prostym dziecięcym strachem. Te dwie przeciwstawne siły nie pozwalają w pełni odkryć w sobie swojej młodzieńczości a co za tym idzie znacznie utrudniają, a czasami wręcz zatrzymują proces uczenia się i przyswajania wiedzy o samym sobie.

            Z piramidy potrzeb człowieka opracowanej przez Abrahama Masłowa wynika pięć najważniejszych potrzeb człowieka z tym że każda może zostać zaspokojona po zaspokojeniu poprzedniej. Na samym dole tej piramidy znajdują się potrzeby fizjologiczne a na samym szczycie potrzeby samorealizacji. W okresie dzieciństwa zaspokajaliśmy potrzeby fizjologiczne i potrzeby bezpieczeństwa. Uczyliśmy się ich i je poznawaliśmy. A właściwie powinniśmy się ich uczyć i poznawać. Zanim zaczniemy biegać musimy się nauczyć chodzić. Tak tez i jest z naszymi potrzebami. Jeżeli równowaga w nich zostanie zachwiana to bardzo trudno nam przejść na następny poziom. Pozostaniemy ?zranionym dzieckiem?.

            Okres młodzieńczy przygotowuje nas i zarazem uczy jak spełnić kolejne nasze potrzeby. Potrzebę miłości i przynależności, oraz potrzebę szacunku i uznania. Przyjaźń jest takim łącznikiem, który przeprowadzi nas poprzez te potrzeby. 

 

 piramida-maslowa.jpg

 

Starożytni Grecy określali przyjaźń jednym z czterech słów określających miłość. Philia. Już samo to świadczy o tym gdzie przyjaźń ma swoje miejsce. Ucząc się przyjaźni uczymy się dawać siebie. Są to już uczucia wyższe, uczucia czerpania przyjemności z dawania. Uczucia odpowiedzialności za drugiego człowieka., a jednocześnie czerpanie przyjemności z brania (czego nauczyliśmy się już jako dzieci). Wszystko to w tym samym czasie.

 

Miłość

Każdy kocha inaczej, miłość miłości nierówna. Niektórzy zachowują się jak ogarnięci szałem, inni nie odczuwają tak silnego pobudzenia emocjonalnego. Skąd te różnice?

Organizm każdego z nas wytwarza inne dawki hormonów miłosnych i dlatego na miłość reagujemy tak różnie. Stężenie i współpraca hormonów zmieniają się też w miarę, jak przeżywamy wzloty i upadki miłości.

Miłość: hormony i feromony

Dzięki "miłosnym hormonom" masz zaróżowione policzki, gładką cerę, błyszczące oczy i większe źrenice. Zdarza się, że spotykasz kogoś przypadkiem i już wiesz, że to ten (ta) albo żaden (żadna). Są tacy, którzy wierzą, że to feromony ? bezwonne sygnały wysyłane i odbierane poza naszą świadomością. Inni twierdzą, że to szósty zmysł albo wierzą, że miłość jest darem boskim. Naukowcy natomiast wiedzą na pewno jedno ? miłość ? odwieczne natchnienie poetów ? jest tylko grą hormonów. Stan zakochania wywołują substancje chemiczne, które działają na mózg (a nie na serce!) jak narkotyk. Dlatego dużo prawdy jest w starym powiedzeniu, że gdy budzi się miłość, zasypia rozum.

Miłość: burza w mózgu

Narodziny miłości są dla organizmu prawdziwym szokiem. Serce bije szybciej, podwyższa się ciśnienie krwi, ręce drżą i się pocą ? to oznacza, że wpadliśmy sobie w oko. Teraz wszystko dzieje się z szybkością błyskawicy. Gdy między dwojgiem ludzi zaiskrzy, w ich mózgu dochodzi do chemicznej burzy. Zaczyna się produkcja pewnych neuroprzekaźników (to hormony odpowiadające za przekazywanie sygnałów między komórkami nerwowymi). Niektórych mózg nie wytwarzał wcześniej wcale, inne produkował, ale np. w mniejszej ilości. Przestrojenie hormonalne winduje nas na coraz wyższe piętro miłosnych uniesień i sprawia, że zachowujemy się jak opętani. Przyjrzyjmy się bliżej sprawcom tego zamętu.

Miłość: cały świat twój

Jesteś w stanie przenosić góry. Czujesz, że cały świat należy do ciebie. Nie dostrzegasz problemów, które jeszcze do niedawna wydawały się nie do rozwiązania. Zakochanego po uszy rozpiera szczęście, chce mu się żyć ? tańczyć, śpiewać, krzyczeć z radości! Czuje się jak "na haju". Taki stan euforii zawdzięczasz fenyloetyloaminie (w skrócie PEA). Działa ona jak narkotyk, ale nie jest szkodliwa dla organizmu, a niektórzy fizjolodzy uważają jej skład za chemiczną formułę miłości. Wystarczy spojrzenie osoby, którą kochasz, dotyk, a nawet sama myśl o obiekcie uczuć, a już dostajesz nową "działkę" narkotyku. To dzięki temu możesz nie zmrużyć oka przez całą noc, a następnego dnia nie czujesz zmęczenia, nawet masz więcej sił witalnych niż zwykle.

Miłość: różowe okulary

Z czasem nie możesz od ukochanej osoby oderwać myśli. Gdy nie ma jej przy tobie, czujesz bolesną tęsknotę. Pragniecie każdą wolną chwilę spędzać razem, patrząc sobie w oczy, trzymając się za ręce i całując. To wzrost w mózgu poziomu dopaminy, hormonu spokrewnionego z amfetaminą, który sprawia, że na obiekt swoich uczuć patrzysz bezkrytycznie, a jego wady wydają ci się urocze. Odkrywacie w sobie podobieństwa, pragniecie tego samego. Chodzisz z nim na basen, mimo że nie umiesz pływać i boisz się wody. Towarzyszysz jej w zakupach, choć tego nie cierpisz. Przypływ aktywności, bezsenność, utrata apetytu, drżenie rąk, kołatanie serca, przyśpieszony oddech, ekstaza, ale także niepokój oraz strach przed utratą ukochanej osoby to również wpływ dopaminy.

Miłość: jak na rauszu

Kolejny hormon odgrywający ważną rolę w budzącej się miłości to noradrenalina. Działa podobnie jak adrenalina i jak ona jest swoistym środkiem dopingującym. Wywołuje euforię i niezwykły przypływ energii. Sprawia, że chodzisz jak na lekkim rauszu. To dzięki niej pamiętasz najdrobniejsze szczegóły zachowania kochanej osoby i wspólnie spędzonych chwil.

Od euforii do rozpaczy

Jeśli ukochana osoba regularnie do ciebie dzwoni, wysyła sms-y albo spędza z tobą dużo czasu, świat jest piękny. Ale wystarczy, że spóźni się, a w jednej chwili ogarnia cię apatia, przygnębienie, nie możesz się na niczym skoncentrować. Pogrążasz się w czarnych myślach. Może już mnie nie kocha? Zamartwiasz się, dopóki nie usłyszysz w słuchawce ukochanego głosu. Wówczas znowu ogarnia cię wielkie szczęście. Rozmaitość nastrojów oraz obsesyjne myśli na temat ukochanej osoby to wina gwałtownego spadku poziomu serotoniny w mózgu, który powoduje totalny chaos w komunikacji komórek nerwowych. Mniej serotoniny to większy niepokój. I gdy coś się nie układa, popadasz w stany depresyjne.

Spokój po burzy

Po 1,5?4 latach substancje narkotyczne przestają działać. Oznacza to koniec namiętności, koniec szaleństwa i koniec wielkiej miłości. Ci, którzy się od niej uzależnili, szukają nowego obiektu uczuć ? dlatego właśnie po 2?3 latach wiele par się rozpada. Jednak większość po etapie zakochania potrafi zbudować trwały związek. Pomagają w tym endorfiny, działające podobnie do morfiny. Wywołują uczucie szczęścia, spokoju i bezpieczeństwa, wystarczy obecność partnera. Jeśli nie wzrośnie poziom endorfin, bliska osoba staje się nam obojętna. Jest też oksytocyna, dzięki której potrzebujemy czułości, bliskości i ciepła partnera. Pojawia się podczas seksu i... karmienia piersią, odpowiada za rozkosz i wzmacnia instynkt macierzyński. Jej poziom maleje, gdy żyjemy w stresie, smutku i gdy się kłócimy.

Apetyt na seks

W czasie burzy hormonalnej w mózgu produkcja hormonów płciowych ? męskiego testosteronu i żeńskich estrogenów ? sięga zenitu. Decydują one o tym, ile możemy dać i ile czerpać z kontaktu intymnego, dlatego w okresie największych uniesień mamy nieustanny apetyt na seks i najchętniej nie wychodzilibyśmy z łóżka. Gdy hormony wracają do równowagi, wyciszeniu ulega też szał ciał. Ale seks wciąż odgrywa w związku ważną rolę, bo cementuje bliskość. A stopień tej bliskości wpływa na jakość intymnych zbliżeń. Dlatego wiele par, które czas pierwszych uniesień mają już za sobą, nadal pała do siebie gorącym pożądaniem. Jak im się to udaje? Unikają rutyny, która jest zgubna dla związku i namiętności, za to wciąż odkrywają siebie na nowo.

Skoro już wiemy co się dzieje w naszych ciałach warto również spojrzeć na ducha. Greccy filozofowie twierdzili że wszystko się zmienia i nic nie ma stałego. ?Panta Rhei? rzekł Pan Tarei, a właściwie są to słowa Heraklita. Wszystko płynie. Miłość czy Przyjaźń może trwać całe życie tylko od czasu do czasu zmieniając formę. Swoich przyjaciół z lat młodzieńczych każdy z nas pamięta, a pamięta dlatego że ta pamięć związana jest z uczuciami (pewnie dlatego również kobiety pamiętają większość spraw znacznie dłużej niż mężczyźni, bo u nich wszystko jest powiązane z emocjami). Czasami zastanawiałem się co jest lepsze w związku dwojga ludzi, Miłość czy przyjaźń, ale doszedłem do wniosku że nie ma lepsze-gorsze. Wszystko jest dobre jeżeli partnerzy są szczęśliwi. Przyjaźń i Miłość to jedna i ta sama energia tylko w innej formie.

            Wielu z was pewnie powie : Ja nie mam przyjaciół, ja mam tylko znajomych i nigdy nie miałam/em, i żadnego nie potrzebuję. To takie oszukiwanie samego siebie. To ?zranione dziecko? się w nas odzywa. To są potrzeby nie załatwione i nie spełnione jeszcze z dzieciństwa, gdy wpajano nam do głów ?prawdy? że damy radę, że nikogo nie potrzebujemy, że musimy sobie sami poradzić bo nikt nam nie pomoże, wzbogacone o nasze własne przeżycia z wieku młodzieńczego. Pierwsze zawiedzione miłości, pierwsze zawody na ?przyjaciołach? gdzie nie rozumieliśmy jeszcze o co chodzi w przyjaźni ale ciągle pragnęliśmy mieć kogoś takiego od serca. Te złe przeżycia znów nasz ?opiekuńczy? umysł ukrył w podświadomości, w strefie bezpieczeństwa, pozostawiając tylko mgliste wrażenie ?Trzymaj się od tego z daleka?.

            Nie dawno usłyszałem o przyjaźni bezwarunkowej. Przepraszam, ale śmiać mi się zachciało. Tak jak tu na naszej kochanej matce ziemi nie ma ?miłości bezwarunkowej? tak i nie ma przyjaźni bezwarunkowej. Dlaczego? Z prostej przyczyny. Miłość i przyjaźń jest umiejętnością dawania i brania jednocześnie, w tym samym czasie. Kiedyś, ktoś ładnie powiedział

            ? Jeżeli rzucisz w stado ptaków kamieniem, rozpierzchnie się

              Jeżeli rzucisz łzy przyjaciela, utracisz go?

I jeszcze jedne słowa

?Aniołowi Kościoła w Laodycei napisz: To mówi Amen, Świadek wierny i prawdomówny, Początek stworzenia Bożego: Znam twoje czyny, że ani zimny, ani gorący nie jesteś. Obyś był zimny albo gorący! A tak, skoro jesteś letni i ani gorący, ani zimny, chcę cię wyrzucić z mych ust? (Ap 3,14-16).

Czyż to nie są warunki? A to że "Zaprawdę, zaprawdę, powiadam ci, jeśli się kto nie narodzi na nowo, nie może ujrzeć Królestwa Bożego."(...J 3:3) albo "Musicie się na nowo narodzić"(...J 3:7). Takich warunków jest wiele nie wspominając o ostrzeżeniach że prędzej wielbłąd przejdzie przez ucho igielne niż bogaty dostanie się do królestwa.

            Jak już wcześniej pisałem, nie chce pisać poradnika typu jak żyć, a postaram się pomóc zrozumieć słowo ?Dlaczego?. Sami musicie dokonać wyboru.

Usiądźcie teraz przez chwilę i sięgnijcie w głąb swojej pamięci. Zapytajcie się swojego ?zranionego dziecka? ilu ludzi było blisko was właśnie wtedy kiedy tego potrzebowaliście? Nie szukajcie ich tam gdzie najjaśniej. Oni zawsze będą gdzieś w cieniu, który pozostał po ?blasku? tych, co najgłośniej krzyczeli. Pewnie znalazło się kilku, albo nawet i cała lista. A teraz pomyślcie o tych osobach i zastanówcie się przy ilu Wy byliście, kiedy tak naprawdę Was potrzebowali? Wnioski nasuną się same.

            Wielu z nas, a między innymi i ja, nie lubi prosić. Nasze ?zranione dziecko? kiedy wydawało mu się że zostało samo z problemami wykształciło w sobie siłę w słowach ? Ja MUSZĘ? i rzeczywiście w większości sytuacji to działa. Ale .. nie .. TY NIC NIE MUSISZ A WSZYSTKO MOŻESZ. Wystarczy tylko chcieć. To nie jest łatwe do zrozumienia, ale jeżeli ma się świadomość bliskości przyjaciela, już sama ta myśl wystarczy.

            Pozwolicie że opowiem wam historię pewnego wróbelka. Nie jest to historia grzeczna i ?polityczna? ale mi osobiście bardzo uzmysłowiła wartości przyjaźni i wrogości.

?Leciał sobie wróbelek, ale było tak zimno że skostniał biedaczek i spadł na drogę. Przechodził obok niego koń, nagle podniósł ogon i ? coś ciężkiego, i ciepłego spadło na wróbelka. Temu się ciepło zrobiło, zaczął się ruszać, chcąc wydostać się z tego czegoś. Jego wysiłki dojrzał kot. Szybko zaoferował się z pomocą i wyciągnął biednego wróbelka. Wróbelek otrzepał  piórka, oczyścił się,  i zamierzał podziękować kotu za pomoc, gdy ten nagle skoczył na wróbelka i go schrupał.?

Zdaję sobie sprawę że ta opowieść nie dość że jest obrzydliwa i prostacka, to jeszcze nie dla wszystkich się nadaje, ale cóż dokładnie i w prosty sposób opisuje przyjaźń. Pewnie zapytacie co z niej wynika. Wynikają z niej dwa wnioski.

  1. Nie każdy jest twoim wrogiem, kto na ciebie nasra
  2. Nie każdy jest twoim przyjacielem, kto cię z gówna wyciągnie.

Jest jeszcze trzeci, ale na potrzeby moich wynurzeń te dwa wystarczą.

No właśnie.

O przyjaźni w Biblii jest dużo, od przypowieści o człowieku, który się potknął a drugi pomógł mu wstać, do słów Jezusa ?Gdzie dwóch lub trzech gromadzi się w imię Moje, tam Ja jestem?, ale najbardziej dosadnie mówi o tym księga Mądrość Syracha rozdz. 6.

Jest to jedna z ksiąg dydaktycznych (mądrościowych), zaliczanych przez Kościół katolicki i prawosławny do ksiąg deuterokanonicznych Starego Testamentu. Jest to jedna z nielicznych ksiąg Starego Testamentu, w której pojawia się imię autora: Jezus, syn Syracha.

5 Miła mowa pomnaża przyjaciół, a język uprzejmy pomnaża miłe pozdrowienia.
6 Żyjących z tobą w pokoju może być wielu, ale gdy idzie o doradców, [niech będzie] jeden z tysiąca!
7 Jeżeli chcesz mieć przyjaciela, posiądź go po próbie, a niezbyt szybko mu zaufaj!
8 Bywa bowiem przyjaciel, ale tylko na czas jemu dogodny, nie pozostanie nim w dzień twego ucisku.

9 Bywa przyjaciel, który przechodzi do nieprzyjaźni i wyjawia wasz spór na twoją hańbę.

10 Bywa przyjaciel, ale tylko jako towarzysz stołu, nie wytrwa on w dniu twego ucisku.
11 W powodzeniu twoim będzie jak [drugi] ty, z domownikami twymi będzie w zażyłości.
12 Jeśli zaś zostaniesz poniżony, stanie przeciw tobie i skryje się przed twym obliczem.
13 Od nieprzyjaciół bądź z daleka i miej się na baczności przed twymi przyjaciółmi.
14 Wierny bowiem przyjaciel potężną obroną, kto go znalazł, skarb znalazł.
15 Za wiernego przyjaciela nie ma odpłaty ani równej wagi za wielką jego wartość.
16 Wierny przyjaciel jest lekarstwem życia; znajdą go bojący się Pana.

Wszystkie te opowieści patrzą na przyjaźń czy miłość z pozycji świata materialnego, bo przecież w takim żyjemy. Czy kiedyś miłość w związkach miała znaczenie? Miłości uczymy się dopiero od niedawna. Dawniej, w wielu kulturach, miłość nie miała znaczenia, podobno przychodziła z czasem. Związki małżeńskie były zawierane na zasadzie kontraktów, tak aby w jak najlepszy sposób zabezpieczyć swoją pociechę w życiu. To rodzice decydowali kto z kim spędzi całe życie. Przyjaźń natomiast była ?od zawsze? (daj Boże żeby nie braterska, Kaina i Abla, pierwszych braci, o których wspomina Biblia).

Ech, ta miłość. Wielu z nas spędziła sen z powiek. Jednym radość innym łzy przynosząc. Wiemy już co tak naprawdę powoduje że odczuwamy to co odczuwamy. Ale tak naprawdę to dopiero początek. Dobry początek, a jak się to wszystko zakończy zależy tylko od NAS. Tak, tak, od NAS, nie ODE MNIE, ani nie od CIEBIE, zależy OD NAS. Jak mówiła mądra piosenka - Bo w tym cały jest ambaras żeby dwoje chciało na raz. Miłość i jej skutki nie zależą tylko od nas. My możemy tylko ją pielęgnować, lub ? zabić w sobie. Kiedyś, jak byłem młodym chłopcem, raziło mnie stwierdzenie - Zakochałem się, lub zakochaliśmy się w sobie - zawsze dodawałem - Ty w sobie ona w sobie. Kochać a zakochać się było dla mnie wielką różnicą. Moją maksymą, która pokutuje za mą od wczesnych lat młodzieńczych, kiedy to jeszcze jako młody Hippies i zwolennik wolnej miłości wyryłem na ławce w szkole, a potem na spodniach :

Urodziłem się po to żeby kochać

Kocham po to żeby żyć

Żyję po to żeby umrzeć

Teraz, już jako dorosły i chyba mogę powiedzieć o sobie dojrzały człowiek, wiem jak bardzo się myliłem, i jak trudno jest spełnić tych kilka słów. Myliłem się w jednym. Każda miłość musi być odrobinę samolubna. Nie nauczymy się kochać innego człowieka jeżeli nie umiemy kochać samych siebie. Jakże możemy poznać kogoś nie spędzając z nim wiele godzin na rozmowach, na wymianach myśli i poglądów? Każdy z nas jest inny, każdy z nas ma inny bagaż doświadczeń życiowych, każdy z nas ma swoje ?zranione dziecko?, które czegoś innego oczekuje. W tym wszystkim najważniejsze jest ZAUFANIE. Bez tego nie może powstać dobry związek. A zaufanie, niestety, możemy zdobyć tylko pokonując w sobie samego siebie, własne ?zranione dziecko?. Już słyszę te pytania; Ileż razy można? Za każdym razem jak zaufam zawsze obracało się to przeciwko mnie. A ja odpowiadam tyle razy ile będzie trzeba. Moja obrona przed tym jest jak ja to nazywam ?wyrywanie chwasta?. Na czym to polega? Na zrywaniu wszelkich kontaktów, po trzeciej próbie okłamania mnie czy prostym nadwyrężeniu mojego zaufania. To jest z szacunku do mnie samego. Ostatnio znalazłem takie zdjęcie, gdzie było napisane : ?Jeżeli ktoś ci sprawia więcej bólu niż radości, nie ważne jak bardzo go kochasz, pozwól mu odejść?. I to są piękne słowa. Moje ?wyrywanie chwasta? bardzo boli, ale trwa znacznie krócej niż ciągłe karmienie ?mojego zranionego dziecka? i ciągłe rozdzieranie ran.

I teraz muszę wrócić do początku, do Słowa. To ono właśnie jest najważniejsze. Rozmowy o wszystkim i o niczym pozwalają nam poznać się bliżej, wyrównać różnice w widzeniu świata, który nas otacza, pomiędzy kobietą a mężczyzną. Żeby słuchać tego słowa (czytaj ZROZUMIEĆ) i je wypowiadać niezbędne jest zaufanie. Żeby dać i zdobyć zaufanie niezbędna jest nasza wewnętrzna zgoda (nasze CHCĘ).

W miłości czy w przyjaźni możemy robić wszystko, wszystko .. pod jednym warunkiem PRIMUM NON NECERE i życie będzie piękne.

 

Czy ja napisałem że ?Miłość Bezwarunkowa? nie istnieje? Oj ja głupi, głupi. Oczywiście że istnieje. Oprócz tej naszej codziennej miłości, tej ze łzami szczęścia i radości, z rozdygotanym sercem, z zazdrościami i zdradami, które pomimo ciężkiej pracy trudno ukryć bo wypisują czarnym atramentem na twarzy słowa niewypowiedziane - istnieje jeszcze jedna. Grecy nazywali ją AGAPE. Z tą miłością jest tak jak z punktem G. Wszyscy o nim słyszeli, wielu go szuka, niewielu się wydaje że go znaleźli a żadno go nie doświadczyło. Na imię jej JESTEM, a właściwie JESTEM KTÓRY/RA JESTEM. Ta Miłość przez duże M nie ma płci, pragnień, oczekiwań, dążeń, pożądania, cierpliwości ale też nie można powiedzieć że ją ma. ONA po prostu JEST. O tej Miłości pisał Paweł z Tarsu w liście do Koryntian

1 Gdybym mówił językami ludzi i aniołów,

a miłości bym nie miał,

stałbym się jak miedź brzęcząca

albo cymbał brzmiący.

2 Gdybym też miał dar prorokowania

i znał wszystkie tajemnice,

i posiadał wszelką wiedzę,

i wszelką [możliwą] wiarę, tak iżbym góry przenosił.

a miłości bym nie miał,

byłbym niczym.

3 I gdybym rozdał na jałmużnę całą majętność moją,

a ciało wystawił na spalenie,

lecz miłości bym nie miał,

nic bym nie zyskał.

4 Miłość cierpliwa jest,

łaskawa jest.

Miłość nie zazdrości,

nie szuka poklasku,

nie unosi się pychą;

5 nie dopuszcza się bezwstydu,

nie szuka swego,

nie unosi się gniewem,

nie pamięta złego;

6 nie cieszy się z niesprawiedliwości,

lecz współweseli się z prawdą.

7 Wszystko znosi,

wszystkiemu wierzy,

we wszystkim pokłada nadzieję,

wszystko przetrzyma.

8 Miłość nigdy nie ustaje,

[nie jest] jak proroctwa, które się skończą,

albo jak dar języków, który zniknie,

lub jak wiedza, której zabraknie.

9 Po części bowiem tylko poznajemy,

po części prorokujemy.

10 Gdy zaś przyjdzie to, co jest doskonałe,

zniknie to, co jest tylko częściowe.

11 Gdy byłem dzieckiem,

mówiłem jak dziecko,

czułem jak dziecko,

myślałem jak dziecko.

Kiedy zaś stałem się mężem,

wyzbyłem się tego, co dziecięce.

12 Teraz widzimy jakby w zwierciadle, niejasno;

wtedy zaś [zobaczymy] twarzą w twarz:

Teraz poznaję po części,

wtedy zaś poznam tak, jak i zostałem poznany.

13 Tak więc trwają wiara, nadzieja, miłość - te trzy:

z nich zaś największa jest miłość.

 

Jak już wcześniej pisałem, miłości się dopiero uczymy, chociaż jest z nami od samego początku. To jest tak jak z matematyką. To że umiemy dodawać i odejmować, a niektórzy z nas znają jeszcze tabliczkę mnożenia wcale nie oznacza że umiemy liczyć. Przed nami jeszcze długa droga poprzez ułamki, trygonometrię, logikę aż do rachunku prawdopodobieństwa, a i to będzie mało. Jak mamy kochać innych skoro nie kochamy siebie? Ba, nie dość że nie kochamy to nawet nie akceptujemy. Miłość, o której wspomina Paweł, to BÓG, wiara - to Duch Święty, a Jezus to nadzieja. W ewangelii wg Świętego Jana w rozdziale 17 czytamy :

(14) Ja im przekazałem Twoje słowo, a świat ich znienawidził za to, że nie są ze świata, jak i Ja nie jestem ze świata. (15) Nie proszę, abyś ich zabrał ze świata, ale byś ich ustrzegł od złego. (16) Oni nie są ze świata, jak i Ja nie jestem ze świata.

Również w ewangelii wg Marii Magdaleny czytamy

1. Opuściłam świat z pomocą innego świata;

2. pewien wzorzec został wymazany

3. dzięki wyższemu wzorcowi.

4. Odtąd wędruję ku Wytchnieniu,

5. gdzie czas spoczywa w Wieczności (Czasu);

6. teraz zaś wchodzę w Milczenie??.

7. Powiedziawszy to, Maria zamilkła,

Ten nasz świat, w którym jesteśmy i żyjemy a wielu wydaje się że żyje, to następna, kolejna przystań w naszej wędrówce poprzez Wszechświat. Jednak nie wypełniając warunków, nie zdając egzaminów nie możemy wypłynąć w następny rejs. I wielu nie wypłynie, zarzucając tutaj kotwicę.

            Z życiem jest tak jak z młodą kobietą, która pierwszy raz oddała się mężczyźnie i jeszcze zanim to zrobiła już marzyła o wielkim orgazmie i wybuchu fajerwerków, a po wszystkim czuje się strasznie zawiedziona że tego nie doznała. Tego po prostu trzeba się nauczyć. Nauczmy się akceptacji samych siebie, potem akceptacji innych, następnie otaczającego nas świata. Najpiękniej i najprościej opisują to słowa:

            ? Żyj i daj Żyć innym?

W nich jest wszystko zawarte. Parafrazując, można powiedzieć

? Kochaj i daj się Kochać innym?

Jak tego się nauczymy to ta Miłość , przez wielkie M sama przyjdzie.

 

 

 



 

 





 

 

 

 

 

 

 

Autor: Andrzej Puchalski