JustPaste.it

Siatkówka - drugie dno?

Miała być naszym pierwszoplanowym sportem narodowym po tym, jak polscy piłkarze nie wykorzystujążadnych szans na właściwą odbudowę pokładanych w nich nadziei.

Miała być naszym pierwszoplanowym sportem narodowym po tym, jak polscy piłkarze nie wykorzystujążadnych szans na właściwą odbudowę pokładanych w nich nadziei.

 

Piłka siatkowa pojawiła się nagle i szybko przeistoczyła się w malutką iskierkę, która potrafiła dać całą kaskadę radości. O istnieniu drużyny siatkarskiej dowiedziałam się w liceum, a to za sprawą niespełnionej
miłości koleżanki do Murka. Dawida Murka. Wtedy również siatkarze odnosili spektakularne sukcesy.


Byli wymagający rywale. Rozgrywki na wysokim poziomie. Komentatorzy sportowi wciąż podkreślają, że
kibice zafascynowali grą przy siatce to najlepszy typ fanów wszystkich dyscyplin sportu. To oni najpiękniej
potrafią zagrzewać do walki biało - czerwonych. Bez niepotrzebnych zgrzytów na linii różnic klubowych.
Są przyjaźni i życzliwie nastawieni, a ich promienne uśmiechy rozświetlają każdą sportową halę.
Siatkarze to przecież fajni, rośli, przystojni panowie, a małe potknięcie nie może być przyczyną tego, aby
miłość do nich zelżała jak śnieg podczas pierwszych silniejszych promieni słonecznych. Silna zagrywka
musi się przełożyć na realizację założeń technicznych. Samym atakiem się nie zwycięży.

Sukcesy naszych siatkarzy układają się sinusoidalnie. Przy optymalnych warunkach i odpowiednio
wysokim poziomie przygotowań mają naprawdę szanse na zajęcie miejsca w czołówce.
A teraz coś, co wymyśliłam sama, choć mogłoby się to zdawać mało prawdopodobne. A jednak. Z
obserwacji faz grupowych poszczególnych rozgrywek wynika jedna tylko prawidłowość. Nie opłaca się
wychodzić z pierwszej fazy do dalszych etapów gry z pięknym, okrągłym kompletem punktów.
To, co przychodzi potem, przywdziewa najgłębsze formy ludzkiego rozczarowania. I te pytania typu - jak to
się stało? Dlaczego właśnie w takim momencie?


Moja zasada mówi o tym, żeby nie szaleć w pierwszych meczach, bo później nie ma sił dla bardziej
wymagającego rywala. Wiadomym jest, że człowiek nie jest stalowym pershingiem, a jego fizyczne siły
wyczerpują się szybciej niż myślimy.


Chłopaki sami muszą odreagować i bez blasku fleszy uświadomić sobie, co poszło nie tak. Zbyt mocny
przeciwnik? Niewłaściwie przygotowane boisko? Za śliskie? Za mokre? Za suche? Bo odkleja się co
moment wykładzina? Tak, doskonale znamy to też z innych dyscyplin...


Zawsze żal mi tego, który prowadzi daną drużynę. Oczywiście najlepiej do zwycięstwa. Gorzej jest, jak
pod jego skrzydłami powinie im się noga. Scenariusz jest znany. Trener uczciwie podchodzący do swej
pracy oddaje się wtedy do dyspozycji wyższych sportowych władz. Ale czy słusznie? I czy zawsze jest to
obowiązującym kanonem?


Nie ja jestem od krytykowania, inni robią to stokroć lepiej. Ja tylko mam odwagę przedstawić coś inaczej.