JustPaste.it

Jestem Katolikiem - jestem joginem!

Joga od lat budzi ciekawość. Potępiana wśród katolików stała się ciekawym tematem do dyskusji. Jak ją rozgryźć i co zrobić by stała się bardziej przystępna dla ludzi?

Joga od lat budzi ciekawość. Potępiana wśród katolików stała się ciekawym tematem do dyskusji. Jak ją rozgryźć i co zrobić by stała się bardziej przystępna dla ludzi?

 

W encyklopediach, termin joga to określenie jednego z ortodoksyjnych systemów filozofii indyjskiej, zajmujący się związkami między ciałem a umysłem. Skoro na samym początku człowiek spotyka się ze słowem „ortodoksyjny”, trudno dziwić się zwykłemu Kowalskiemu, że joginów uważa za sekciarzy a ich szkoły omija z daleka.

Chcąc pogłębić swoją wiedzę na temat tej starożytnej filozofii można albo odwiedzić bibliotekę, albo zajęcia jogi – teoria przeciwko praktyce. Wybierając drugą opcję i uczestnicząc w takich zajęciach należy uświadomić sobie, że na macie spotkamy ludzi różnych wyznań i poglądów religijnych – od katolików, przez buddystów po ateistów, w związku z czym wystawiona na próbę zostanie nasza tolerancyjność. Co więc zrobić, aby ze spokojnym sumieniem móc zacząć przygodę z jogą bez obawy o zachwianie miłości do naszego Boga? Przede wszystkim uświadomić sobie, że wybierając akurat tą aktywność fizyczną nie jesteśmy do niczego zmuszani. Możemy praktykować pranajamę (ćwiczenia oddechowe), próbować medytacji czy świetnie bawić się przy wykonywaniu asan (pozycji) w głowie odmawiając swoją codzienną modlitwę.

 

 

 

 

 

 

Nowoczesny Watykan

 „Ale przecież medytacja nie jest wskazana w mojej religii!” - brzmi głos biednego katolika, drżącego przed tą metodą pracy nad sobą. Tutaj znaleźć można rozgrzeszenie czytając słowa jednego z najważniejszych włoskich biskupów – jego Ekscelencji Raffaella Martinelliego, który stwierdził, że techniki medytacji (takie jak zen, joga, kontrola oddechu, mantra itd.) inspirowane religiami wschodniochrześcijańskimi i innymi, mogą być odpowiednim środkiem pozwalającym wiernym stanąć duchowo przed obliczem Boga. To zdanie pokazuje, jakie zmiany zachodzą w stolicy chrześcijaństwa. Jej otwartość na inne możliwości pozwala na więcej opcji odnajdywania siebie we własnej religii. Czy w takim razie możemy rzucić się na głębokie wody i medytować niczym rasowy budda? Zdecydowanie możemy próbować, pod warunkiem, że będziemy potrafić łączyć zasady chrześcijańskiej duchowości z tymi wschodnimi technikami. Wtedy nie tylko zrobimy coś dla siebie, ale i dla naszej wiary.

 

Co z tą jogą?

Wielu ludzi zadaje sobie pytanie o to, czym tak naprawdę jest joga. Czy jest filozofią, religią, gimnastyką czy może jeszcze czymś innym? „Joga nie jest gimnastyką, nawet sama praktyka asan nie mieści się w obszarze pojęciowym kultury fizycznej. Nie jest też religią, ponieważ nie ma doktryny, dogmatów, kultu, nie manifestuje się w sferze organizacyjno-społecznej” – mówi Maciej Wielobób, nauczyciel jogi, autor wielu książek i publikacji na ten temat. „Jeżeli ktoś naucza jogi, która posiada którąś z wymienionych cech religii to to nie jest joga, tylko kult” – dodaje. Czym więc zatem jest? Jest przede wszystkim filozofią, która głosi dobro, zachęca do wnikania w głąb siebie i pracę z własnym „ja” która nierzadko sprawia najwięcej problemów. Właśnie ów praca może nie tylko pomóc nam udoskonalić siebie, ale także odnaleźć drogę do Boga, którą często gubimy zabiegani w codziennym życiu a odnajdujemy zwalniając podczas ćwiczenia jogi.

 

Mamo, tato, ćwiczę jogę! 

„Joga to sekta, uważaj bo nie wiesz na co się piszesz!” – te słowa można usłyszeć od bliskich i znajomych, którzy dowiedzą się o naszym nowym zainteresowaniu. Czy próbować ich przeciągać na swoją drogę czy może od razu wywiesić białą flagę i odpuścić wszelkie próby argumentacji? Ciężki to wybór, zwłaszcza, jeśli bliscy nie chcą lub nie dopuszczają do świadomości naszych słów święcie upierając się przy swoim staroświeckim myśleniu. W takim wypadku najrozsądniejszym wyborem byłoby poproszenie ich o wspólne uczestnictwo w zajęciach – w końcu nic tak nie przekonuje jak doświadczanie na własnym ciele. Przyjemna atmosfera po przekroczeniu progu sali ćwiczeń. Uśmiechnięte i życzliwe twarze. Chwila na zwolnienie w codziennej gonitwie. Czas na relaks i skupienie się na sobie. Czy można pozwolić sobie na coś takiego uczestnicząc w zajęciach zumby czy aerobiku? Niekoniecznie. Hałas i chaos, przeciwko ciszy i błogiemu spokojowi – wybór zależy od osobistych preferencji i potrzeb.

 

Pora na mszę

Po opuszczeniu szkoły jogi przychodzi czas na powrót do codzienności. Czy z czystym sumieniem możemy udać się na niedzielną eucharystię bez konieczności wcześniejszej spowiedzi z grzechu uprawiania tej wschodniej koncepcji samorozwoju? Odpowiedź na to pytanie będzie różna, jak różni są ludzie i różne jest ich myślenie. Jedni zachwyceni nową perspektywą oddalą się od swoich dotychczasowych wierzeń, inni jeszcze bardziej je pogłębią. Grunt to zachować czysty umysł i pozostać sobą – w końcu wewnętrzne ja jest najważniejsze a zachwyty mijają jak każde emocje.