JustPaste.it

Przeoczenie

Wiele dziś widziałam. Wczoraj też zobaczyłam niemało i jutro z pewnością coś zauważę. Korzystamy z tak wielu kanałów, by podzielić się obrazami. Co nas do tego motywuje?

Wiele dziś widziałam. Wczoraj też zobaczyłam niemało i jutro z pewnością coś zauważę. Korzystamy z tak wielu kanałów, by podzielić się obrazami. Co nas do tego motywuje?

 

Wiele dziś widziałam. Wczoraj też zobaczyłam niemało i jutro z pewnością coś zauważę. Korzystamy z tak wielu kanałów, by podzielić się obrazami. Facebook, Instagram, Snapchat, MMS-y... Pokazujemy swoją rzeczywistość, ale też oglądamy obcą. Zastanawiam się nad tym, co nas motywuje do produkcji i odbioru wizualnej reprezentacji codzienności naszych i cudzych.

Może robimy to po to, by zapewniać innym przyjemność z konsumowania obrazów. Czasami przeglądam foto- i videoblogi, których autorzy na codzienność patrzą w sposób niecodzienny i tym samym otwierają moje oczy na to, co dotychczas było nieuchwytne. Takie fotografie czy filmy cieszą oko i działają niby terapia dla zmęczonego szarą rzeczywistością człowieka. Podczas konferencji TED niezależny filmowiec Vincent Moon powiedział kilka słów o współczesnym obrazowaniu1. Zwrócił uwagę na to, że kino uczy nas patrzeć, a sposób w jaki pokazujemy świat wpływa na to, jak świat ten jest postrzegany. Być może gimnazjalista z małego miasta nie dotrze ze swoim przekazem do mas, ale może uda mu się zwrócić uwagę na coś, czego nie dostrzegali jego koledzy.

Z drugiej strony jednak portretowanie swojego życia codziennego może prowadzić do tego, że ktoś będzie się z nami porównywał. Faktycznie dostrzeże to, czego dotąd nie zauważał, nie będzie to bynajmniej powodem do radości. A może nam właśnie o to chodzi i pragniemy pokazywać, jakie wspaniałe życie wiedziemy?

A Snapchat? Z założenia nie służy do kompletowania wspomnień. Chodzi raczej o pokazywanie chwili z zachowaniem jej ulotności podczas oglądania. Szukam w tym głębszego sensu. Być może tutaj chodzi tylko o dobrą zabawę? A może jednak o zwrócenie uwagi na samego siebie? Żadnej z tych rzeczy nie krytykuję, choć nie ukrywam, że czasami trudno jest znaleźć komentarz do zdjęcia przedstawiającego znajomą, która zmywa lakier z paznokci czy też do filmu, na którym kolega pochłania kanapki.

A może jednak więzi? Przecież współcześnie wielu z nas prowadzi nieustanne rozmowy z przyjaciółmi, opisując im każdą rzecz, którą zrobimy albo o której pomyślimy. Za pomocą obrazu jesteśmy w stanie przekazać więcej niż 1000 słów. Żyjemy szybko, może więc o to chodzi, by i naszych znajomych szybko informować?

Zaspokajamy tak swoje potrzeby. Obrazy od zawsze towarzyszą ludzkości. Człowiek zawsze mógł się za ich pomocą wyrazić. Komunikacja taka budzi dziś moje zdziwienie prawdopodobnie ze względu na swoje rozmiary rosnące wprost proporcjonalnie do postępu technologicznego. Obrazy się spiętrzają, a my powoli zdajemy sobie sprawę z tego, że żyjemy w świecie, w którym panuje kultura wizualna, którą z chęcią współtworzymy. Jednak czy jako kreatorzy przekazu zawsze korzystamy?

Trafiłam ostatnio w sieci na komiks autorstwa Kristiana Nygårda2 złożony z czterech obrazków, przedstawiający krótką historię dziecka, które odkąd przyszło na świat, było przez rodziców fotografowane smartfonami w każdej chwili swojego życia. W końcu dziecko tworzy portret rodzinny, na którym mama i tata zamiast głów mają... smartfony. To zwraca moją uwagę na pewien problem. Problem polegający na tym, że zaczynamy częściej chyba gromadzić wspomnienia, niż rzeczywiście staramy się doznawać rzeczywistości. Coś przeoczyliśmy i powoli upodabniamy się do zorganizowanej grupy z aparatami na wycieczce przez życie. Zdaje się, że nie ma nic złego w dzieleniu się obrazami, dopóki chcąc przekazać innym odbicie naszej rzeczywistości, nie zaczniemy tracić jej esencji.

 

1Źródło:
Video thumb
, dostęp 18.05.2016