JustPaste.it

Legendy miejskie, czyli czarna Wołga, znikająca nerka i gryzonie w kanapkach

W latach 60. i 70. XX wieku po ulicach dużych miast krążyła czarna limuzyna i porywała dzieci. Gdzie indziej do ludzi w barze przysiadał się tajemniczy mężczyzna i proponował drinka, a następnego dnia rano osoba taka budziła się w wannie pełnej lodu, bez nerki. Jeszcze gdzieś indziej dentysta odnajduje szczurzy pazur w podniebieniu osoby, która zjadła kanapkę w znanej sieci restauracji McDonald ‘s. Te wszystkie historie choć na pierwszy rzut oka wydają się dosyć prawdopodobne są tylko legendami miejskimi, wymyślonymi i rozpowszechnionymi na różne sposoby wśród społeczeństwa. Skąd się biorą i jak wpływają na ludzi?

Czarny Gaz-21 Wołga z białymi firankami w oknach i białymi oponami jeździł po ulicach miast 
wyłącznie gdy zapadał zmrok i siał przerażenie wśród ich mieszkańców. Kierowcami samochodu jak
podają różne źródła mieli być księża, zakonnice, Żydzi, SB, wampiry lub sataniści, którzy porywali
dzieci. Następnie mieli spuszczać im krew, która miała być wykorzystywana jako lekarstwo dla
bogatych Niemców umierających na białaczkę, bądź też do odprawiania rytuałów satanistycznych,
a nawet do ratowania życia Leonida Breżniewa. Opowieść ta odnowiła się w latach 90. XX wieku.
Tym razem, przerażającym samochodem miało być czarne BMV lub mercedes z rogami zamiast
lusterek. Kierowca o wyglądzie skinheada miał pytać przechodni o godzinę, która miała być godziną
w której Ci ludzie umierali. Skąd jednak wzięła się ta legenda? Według Przemysława Semczuka,
badacza historii PRL, w tamtym okresie miały miejsce wydarzenia, które zaowocowały tym, że
rodzice zaczęli bardziej martwić się o swoje dzieci i pilnować ich, szczególnie w godzinach
wieczornych. Chodzi głównie o zabójstwo Bohdana Piaseckiego, syna znanego działacza
politycznego, którego sprawy nigdy nie udało się wyjaśnić. Przykładem może być także porwanie
małej dziewczynki Liliany Hencel. Jak podaje portal www.se.pl, 3 kwietnia 1965 roku została ona uprowadzona przez dwie kobiety widziane na rogu ulic Waszyngtona i Grochowskiej na warszawskiej Pradze, gdy wsiadały do taksówki, marki Wołga w kolorze czarnym. Jak się później okazało kobiety do domu wpuściła mama dziewczynki, która uwierzyła w słowa, że są one kuzynkami jej męża. Kobiety nocowały w mieszkaniu, a kiedy matka Liliany wyszła do pracy, wywiozły dziewczynkę. Sprawa została natychmiastowo nagłośniona w mediach między innymi przez Ekspres Wieczorny. Bardzo szybko pojawił się świadek, który widział kobiety wsiadające do wspomnianej taksówki. Cała historia zakończyła się szczęśliwie. Lilianę odnaleziono. Została uprowadzona przez Hannę Szlegiel z Wałbrzycha , która tłumaczyła się tym, że zawsze chciała mieć zdrowe dziecko. Cała historia nie byłaby niczym dziwnym gdyby nie fakt, że policja długo później poszukiwała jeszcze kierowcy czarnej taksówki , jednak nie został on nigdy odnaleziony. Legendę o czarnej Wołdze można nazwać fenomenem, wśród opowieści tego typu. Rzadko zdarza się aby jakakolwiek historia przetrwała tyle pokoleń i za każdym razem wywoływała podobną falę paniki i grozy. Miała ona jednak na pewno jeden dobry skutek – dzieci bardziej uważały na swoje bezpieczeństwo i unikały rozmawiania z obcymi.

Bardzo znane są także legendy o złodziejach organów. Jest kilka wersji tej historii. Jedna z nich
mówi o tajemniczym mężczyźnie, który dosiadał się do samotnych ludzi w barach i oferował im
drinki. Następnego dnia taka osoba budziła się w wannie pełnej lodu a obok znajdowała telefon i
karteczkę z napisem "Zadzwoń po karetkę, bo nie masz nerki". Inna wersja mówi o porywaczach
dzieci z centrum handlowego. Porywacze mieli obcinać dzieciom włosy i zmieniać ubrania, a
następnie wywozić do miejsc gdzie następowało wycinanie organów. Dzieci zostawały później
odstawiane do domu z karteczką "Nie mam nerki". Legendy te były przekazywane ustnie a także za
pośrednictwem portali społecznościowych i drogą mailową. Szybko okazało się że opowieści te były
wywołane kampanią społeczną, która miała na celu przestrzegać ludzi, a w szczególności młode
dziewczyny przed tym aby nie rozmawiały z nieznajomymi na dyskotekach i w klubach.


Licznymi legendami obrosła także znana sieć restauracji McDonald's. Każdy z nas słyszał zapewne
historię o kliencie uczulonym na ryby, który przez pomyłkę otrzymał kanapkę Fish Mac. Wytoczył on
korporacji proces w sądzie, jednakże przegrał bo prawnikom koncernu udało się udowodnić, że w
kanapce tej nie ma ryby. Kolejna opowieść mówi o zwierzęcych pozostałościach w kanapkach tej
firmy na przykład o szczurzych pazurach lub zębach. Inna o białej plamce na spodzie fast fooda,
która rzekomo miała być środkiem przeciwwymiotnym, a później okazało się, że jest to po prostu
pozostałość po tym, że bułka była przechowywana w foliowych opakowaniach.


Po Polsce grasuje puma, na nastolatków napada człowiek z hakiem, dilerzy rozprowadzają wśród
dzieci tatuaże nasączone LSD, egzaminator przyjmuje łapówki w walentynkowej kopercie, a w
Warszawie w wietnamskich barach są serwowane potrawy z psiego mięsa. Takich historii można
wymieniać bez liku (szczegółowo zostały one opisane na portalu www.atrapa.net). Wszystkie mają jednak pewne cechy wspólne. Zaliczyć do nich można na pewno to, że nikt dokładnie nie zna prawdziwego  autora legendy, bądź też osoby która przeżyła opisaną w niej sytuację. Najczęściej w legendach takich wymienia się swoich krewnych, znajomych lub "znajomych znajomych". Historia taka jest przekazywana nieformalnie, spontanicznie na przykład w czasie spotkań towarzyskich lub po prostu wtedy gdy spotykamy jakąś znajomą osobę. Najczęściej jest ona prawdopodobna i zawiera liczne szczegóły, które dodatkowo nadają jej realny charakter. Następstwem tego, że legendy takie nie są nigdzie oficjalnie spisane, jest to że często ulegają zmianom i zniekształceniom. Czasami dochodzi nawet do sytuacji, że z jednej plotki rodzi się druga, trzecia, a potem kolejna i w ten sposób mamy kilka wersji historii z taką samą puentą. Ważna jest także tematyka takiej opowieści. Musi ona bowiem poruszać tematy, które są ważne dla danego społeczeństwa, wywołują wśród niego emocje takie jak zdziwienie, niepokój, strach. Tematyka także jest rozległa, ale najbardziej liczne są tematy związane z poczuciem zagrożenia, pieniędzmi, zdrowiem, dziećmi i pożywieniem. Warto zaznaczyć także, że nazwa miejska legenda wywodzi się z faktu, że większość z nich wyrasta na gruncie klimatu wielkich miast. Nie oznacza to jednak, że zjawisko to nie funkcjonuje także na wsi. Przykładem może to, że w wiejskiej wersji legendy o znikającej nerce, zamiast mężczyzny – wabika pojawia się fałszywa karetka pogotowia ratunkowego.


W dobie internetu, miejskie legendy powracają odmienione jako tak zwane łańcuszki. Na portalach
społecznościowych lub forach internetowych co rusz można znaleźć wyrwane z kontekstu
komentarze, których według autora, udostępnienie i rozesłanie znajomym gwarantuje szczęście i
dostatek, a zlekceważenie grozi wiecznym pechem, chorobą a nawet śmiercią. W porównaniu do
tradycyjnych miejskich legend, łańcuszki powstają najczęściej w celach nieetycznych i zarobkowych
i żerują na ludzkiej naiwności.


Podsumowując, można stwierdzić, że jak długo będzie istniał świat, tak długo będą istniały legendy
miejskie. Jest to związane z kulturą, obyczajowością i relacjami interpersonalnymi. Ludzie są
skłonni do powielania informacji, które wywołują w nich radykalne emocje. Pragną także
zainteresować rozmową drugą osobą. Warto jednak zauważyć, że taka legenda może mieć zarówno
pozytywne jak i negatywne skutki. Może jednocześnie pomóc jednej grupie społecznej i skrzywdzić
drugą. Należy więc być ostrożnym i sprawdzać pochodzenie plotek, sensacji zanim przekażemy je
innym osobom.