JustPaste.it

Mam władze na Tobą

Ale czy tak naprawdę jesteśmy anonimowi w dzisiejszym świecie?

Mam władze na Tobą

W dzisiejszym świecie niemal wszyscy korzystamy z urządzeń, które w jakiś sposób połączone są z siecią. Mamy smartphony, iPady, laptopy. W prawie każdej restauracji, pubie, uczelni a nawet w autobusach jest dostępne darmowe połączenie. Oczywiście korzystamy z wszystkiego. Logujemy się, sądząc, że nikt nie zauważy naszej obecności w sieci. Ale czy tak naprawdę jesteśmy anonimowi w dzisiejszym świecie? Czy dziś w XXI wieku możemy być pewni, że nikt nie ma nad nami władzy?

hack-813290_960_720_small.jpg

Lemingi na elektronicznej smyczy

Nikt z nas nie lubi być kontrolowanym. Wkurzamy się, kiedy ktoś każe nam coś zrobić lub czegoś nam zabrania. Szczególnie, gdy mamy naście lat. Chcemy być wolni, wyzwoleni, sami podejmować decyzje o sobie. To dlatego młodzież się buntuje i walczy z zasadami. W imię wolności i niezależności. A kilka lat później, gdy już naście dawno za nami, mocno wierzymy w to, że wreszcie tacy jesteśmy, że stanowimy sami o sobie i nikt nie będzie nam mówił, co mamy robić. Ale z drugiej strony, chociaż sami nie zdajemy sobie z tego sprawy, wciąż jesteśmy na smyczy. Długiej, elektronicznej smyczy. Jak małe lemingi robimy to, co nam każą. A raczej robilibyśmy, gdyby wszystko to co nas dotyczyło wyciekło do sieci. Pojęcie lemingów wzięło się z popularnej gry komputerowej, która polegała na ratowaniu tych małych stworzonek. W zamian lemingi szły prosto przed siebie. Dokładnie tak jak im się kazało. Obserwując dzisiejsze społeczeństwo widać podobny trend. Kiedy coś staje się popularne i nagle ma to połowa naszych znajomych i przyjaciół. Cała reszta jak owe lemingi podążają za stadem, nie zastanawiając się zbytnio po co, jak i dlaczego. Stwierdzają, że skoro robi tak reszta, to oni też. Nie chcą być inni, a jednocześnie chcą wyróżnić się z tłumu. Więc decydują się na podążanie za resztą, co wydaje im się idealnym sposobem na zamanifestowanie swojego ego. Problem polega na tym, że kiedy trend każe coś nam zrobić, to zrobimy to. Z chęci poczucia przynależności i strachu, co będzie, gdy okażemy się inni.

Twoje życie na Fejsie

Dziennie publikujemy ponad pół miliarda zdjęć. 500 milionów. Pół miliarda zdjęć! Gdzie je zamieszczamy? Głównie na portale społecznościowe, czyli np. Facebooka lub Instagrama. Jakie zdjęcia zamieszczamy? Każde. Chwalimy się niemal wszystkim – nowymi zakupami, psem, kotem, wakacjami w ciepłych krajach, dzieckiem, które zjadło obiadek czy selfie, jakie zrobiliśmy na zakrapianym grillu u wujka Zdziśka. Pokazujemy wszystko. Naprawdę wszystko. Z własnego doświadczenia – a raczej czystej ciekawości, gdy przeglądam zdjęcia na Facebooku – wiem, że ludzie czasami wrzucają coś, co wcale nie jest, ani w ogóle nie powinno być, interesujące dla całej reszty. Szczególnie, gdy są to zdjęcia upokarzające, obraźliwe czy zwyczajnie mało śmieszne. Jednak można to krótko podsumować. Dzielimy się każdym fragmentem naszego życia. Nikogo już nie dziwi, że podczas ważnego wydarzenia czy imprezy, część uczestniczących musi zrobić zdjęcie, które potem wrzuci na Instagram w myśl zasady ,,jak nie udowodnię, że byłem, to się nie liczy”. Bez tego przecież, nikt nie powie im, że kłamali. Wyjdą na wiarygodnych. Wiarygodnych, którzy sami zakładają sobie pętle na szyje. A właściwie smycz. Tak! Tę długą i elektroniczną. Przecież nie zostawimy telefonu czy tableta w domu. Jednocześnie cały czas wydaje się nam, że nasze konto na Instagramie, Snapchatie jest anonimowe. W końcu mamy supertajny pseudonim i jeszczebardziejsupertajne hasło. Nikt nie dowie się, że Kicia1234 z hasłem Wojtus2010 to sąsiadka Ania. Tak, ta która mieszka dwa piętra niżej i ma 6letniego synka. Czujemy się anonimowi, niewidzialni. Dlaczego? Najłatwiej być anonimowym. Tylko wtedy możemy pisać, robić co chcemy.  Nikt nas nie oceni, nikt nie skrytykuje. Czujemy się bezpiecznie, gdy nikt nas nie zna. Wtedy możemy wyrazić swoje żale i pretensje. Nie rzadko krzywdząc innych. Wydaje nam się, że to coś błahego. Że skoro piszemy pod pseudonimem lub z anonimowego konta, to nikt nie może nas wyśledzić. Uwaga! To NIEPRAWDA! Niestety, ale anonimowi byliśmy na początkach Internetu. Teraz każdy z użytkowników musi liczyć się z możliwością bycia wyśledzonym. Każde słowo, zdanie, zdjęcie czy filmik zostaje. Na zawsze. I nawet, jeżeli je usuniemy, to mogą się pojawić w najbardziej nieodpowiednim momencie. Przykładem może być jedna z mniej znanych Youtuberek. Jej widzowie, a właściwie hejterzy, na pewnym forum stworzyli obrażający jej wątek. Ich zabawa skończyła się w momencie, kiedy skierowała ona sprawę do swojego adwokata, który zajął się sprawą. Wątek ucichł, bo piszący tam ludzie zrozumieli, że nie są anonimowi. Bo nie jesteśmy.

Widzą Nas cały czas

To nie kłamstwo, ani bajka. Jesteśmy monitorowani i obserwowani przez prawie cały czas. Wszędzie jest monitoring, a każdy telefon łatwo namierzyć. Jeżeli ktoś się postara, a zdolnych hakerów jest dużo, zdobycie wszystkich informacji na nasz temat wcale nie jest takie trudne. Zwłaszcza, że wiele z tych ważniejszych (np. okolica, w której mieszkamy)sami udostępniamy. Już 90% Polaków korzysta z telefonów komórkowych. Daje to wynik ok. 60 milionów czyli jakieś 1,5 telefonu na osobę. Więc, niektórych z nas, można namierzyć przez więcej niż jeden sprzęt. Każde logowanie, podłączenie się do sieci, rejestruje naszą obecność, którą można później wykryć. Podobnie z obserwowaniem nas. To wcale nie jest mit. Kamery są wszędzie i śledzą każdy nasz ruch. Słuchając tego, co dzieje się w obecnym świecie i zwracając szczególną uwagę na co raz większą popularność dronów, mam wrażenie, że wizja świata przedstawiona w 1984 wcale nie jest abstrakcją. Jesteśmy obserwowani, a pokusiłabym się nawet o stwierdzenie, że inwigilowani. Może nie w jakimś wielkim stopniu i na dużą skalę, ale jesteśmy. Ktoś może powiedzieć, że to bzdura. Jasne. Ale zastanówmy się. W każdej chwili można nas namierzyć, jesteśmy na wszystkich kamerach monitoringu, bez względu na to czy nam się to podoba czy nie, każda akcja w Internecie jest resorowana i nawet po usunięciu historii dalej istnieje. Po co to komu? Takie informacje są olewane czy może służą do sprawowania kontroli nad tłumem? I wszystko jest ok do momentu, kiedy ktoś dobierze się do tych danych. A to zdarza się co raz częściej. Szansa, że możemy zostać zhakowani przez Anonymus jest może mała, ale to nie jedyni hakerzy na świecie. Być może podpadliśmy komuś i ten ktoś postanowi się zemścić. A nie ma nic lepszego niż słodka, internetowa zemsta.

Sami się o to prosicie

Część osób zhakowanych czy okradzionych przez Internet, same się o to proszą. Zapominanie wylogowania się z obcych urządzeń w miejscach publicznych, to jeden z najczęściej popełnianych błędów. Wydaje się nam, że komputer na uczelni, w kafejce czy pracy jest bezpieczny i śmiało możemy się logować na konto w banku. I tak usuną historię. Niestety mało osób wie, że zainstalowanie na komputerze programu typu keylogger. Jest to prosty program, który zapisuje KAŻDE kliknięcie w klawiaturę. Następnie zapisuje je w formie pliku tekstowego, który może wysłać nawet na drugi koniec świata. Uwierzcie mi, że analiza takiego tekstu i wyciągnięcie z niego loginu i hasła, wcale nie jest takie trudne. A potem dziwią się, że pieniążki znikają w

 

magiczny sposób. To nie magia, to głupota. Taka sama jak klikanie w nieznane linki, a co gorsza ściąganie nieznanych plików. Kto wie, a może ściągając najnowszy, jeszcze nie publikowany, odcinek naszego ukochanego serialu, ściągamy też mały złośliwy program, który będzie rejestrował wszystkie nasze ruchy na komputerze? A potem wyśle je do nieodpowiednich osób. Albo od razu zawirusuje nam komputer.  Czy nie prościej jest poczekać dwa dni i cieszyć się świętym spokojem? Pewnie tak, ale niektórzy o tym zapominają i wierzą, że nikt nie zrobi im krzywdy. A szczególnie, gdy wysyła do nich e-maila z prośba o podanie danych. Nikt normalny nie poda hasła obcemu, ale co jak ten obcy podaje się za administratora i ma służbowy e-mail? Wielu gimnazjalistów, paradoks, nabrało się na to i podało swoje dane np. do Steama. A potem się dziwili, że konta nie ma. W końcu sami otwarli złodziejowi drzwi. Choć najgorsze w tym wszystkim jest to, że dalej są osoby, które mają PIN do karty zapisany na karcie lub w portfelu. Widocznie lubią ryzyko.

Czy to jest bezpieczne?

Niestety tego nie wie nikt. Nikt nie może Nam zagwarantować, że nasze dane, te które wrzucamy do sieci – na Instagram, Facebooka, Twittera czy nawet na nasze konto bankowe – nie zostaną wykorzystane za 5,10 czy 20 lat. Nie wiemy, czy ktoś celowo nas nie obserwuje przez 24 h na dobę. A jeżeli tak, to co zrobisz w przypadku, gdy wszystkie Twoje intymne i prywatne informacje, zdjęcia czy wideo dostaną się w ręce sprytnego hakera, który postanowi Cię szantażować? Czy ulegniesz w obawie przed upokorzeniem? A może postawisz twarde granice, wiedząc, że nie publikowałeś niczego szkodliwego? Warto pamiętać, że nie musimy nic publikować. W momencie zhakowania naszego konta ktoś, nawet z drugiego końca świata, będzie miał łatwy dostęp do naszego komputera, telefonu, a nawet kamer z monitoringu w naszym domu. Nie unikniemy tego. Dzisiejsze społeczeństwo i świat jest tak skomputeryzowany, że nie cofniemy się. Warto jednak nauczyć się podstawowych zasad bezpieczeństwa i uświadomić sobie, że wrzucanie każdego zdjęcia na portale, to nie zawsze jest dobry pomysł. A więc zastanów się, czy ktoś właśnie Cię nie obserwuje i nie próbuje zniszczyć Twojego życia.