JustPaste.it

Posłuchajcie, proszę...(indywidualizm, ślepa wiara, i fałszywe autorytety)

Czemu nie potrafiliśmy znaleźć czasu i pomyśleć w ciszy, wtedy umielibyśmy dojść do wniosku, że świat nie jest ani czarny, ani biały – tylko kolorowy.

Czemu nie potrafiliśmy znaleźć czasu i pomyśleć w ciszy, wtedy umielibyśmy dojść do wniosku, że świat nie jest ani czarny, ani biały – tylko kolorowy.

 

rapacki-018_small.jpg

 

Mamy piękne lato. Tłumy ludzi w parkach, na dworcach, czy autostradach. W planach urlopy, studenckie przeprowadzki, spotkania ze znajomymi, zwiedzanie, imprezy.
Żyjemy w niepodległej, silnej Polsce, gdzie stare kamienice się odnawia, a w tramwajach montuje się klimatyzację. Nasze uczelnie stają się coraz lepsze, w podstawówkach sprzedaje się tylko zdrowe  jedzenie, a dzieci bawią się na bezpiecznych placach zabaw, pod czujnym okiem kamer, które widzą wszystko.
Trwają lata pokoju – no, może niezupełnie, ale wojna jest daleko. Od wojny dzieli nas prawie 80 lat i ok. 1300 kilometrów na wschód. Przesiedlenia to równie odległa przeszłość. Dotyczyły nas one całe dekady temu. Dotyczyłyby, gdybyśmy mieszkali trochę bardziej na zachód.
Żywioły natury też za bardzo nam nie grożą. Czasem zaleje, czasem coś się powróci. Ale potem można odbudować, a to co leży – ktoś ostatecznie i tak podniesie.

 

I tak wędrujemy, prawie pewni, że jesteśmy szczęśliwi. Bo czego mogłoby nam do szczęścia brakować? 

 

Czasami brakuje nam tylko czasu i ciszy. Czas, sam w sobie jest mało istotny, bo może zachęcać do bierności, nihilizmu wręcz. Niebezpieczną kombinację tworzy on dopiero w związku z ciszą – ale musi być to cisza prawdziwa: niezagłuszona telewizorem, radiem, głosem innych ludzi.
Niektórzy z nas potrafią osiągnąć stan, będący syntezą dwóch tych czynników – wtedy nie powinno brakować już niczego, by można było powiedzieć: TAK, JESTEM SZCZĘŚLIWY!

 

Siadamy uśmiechnięci w fotelu i wpatrujemy się w przyszłość, teraźniejszość, a czasem nawet i w przeszłość. Mamy pełny ogląd sytuacji. Wspominamy, decydujemy i planujemy. Z entuzjazmem, bo przecież przewodzi nam szczęście!
Zamykamy na chwilę oczy i kontemplujemy ciszę. To chyba najwspanialszy sposób na modlitwę.  

<myślimy>
<……>
<……>
<……>

I nagle dochodzimy do wniosku, że twierdzenie sugerujące modlitewny charakter kontemplacji ciszy jest błędne/ słuszne. Myślimy o ludziach, którzy mogliby z taką opinią się zgodzić, myślimy o potencjalnych oponentach. Uśmiech zaczyna znikać bo przypominamy sobie, że część z nich popiera znienawidzony przez nas PIS/ KOD. Zaczynamy się denerwować bo przecież oni się nie godzą/ godzą na związki partnerskie. Zdenerwowanie przeradza się we wściekłość gdy wspomnimy o swobodzie/ braku swobody przy decydowaniu w kwestiach aborcyjnych.

 

Otwieramy oczy, bo już mamy dość tego spokoju i tych myśli. Mamy dość przeciwników, więc nie chcemy o nich myśleć, nie chcemy z nimi utrzymywać kontaktu. Szczęście prysło – przez nich.
Jak odpowiemy na ich haniebne czyny? Pozwolimy im na to, bo przejęli nasze szczęście? Oddamy nasz uśmiech bez walki?

 

Nie mamy już ochoty wykorzystywać naszego wolnego czasu na przemyślenia:  zakłóca to szczęście. A raz przegraliśmy już z tymi cholernymi wrogami, z tymi wcielonymi w ludzką skórę diabłami.

 

Ale zaraz! Są przecież ludzie, których nazywa się "autorytetami". Ludzie, którzy są władni, by utrudnić życie tym złym, tym zdrajcom. Są jednostki, które ukarzą tych obłudników za brak szacunku  dla papieża/ redaktora. Możemy to wykorzystać! Tym bardziej, że tak naprawdę – to oni nas poszukują. My musimy tylko wyjść im naprzeciw. Wspólnie uwolnimy się od piekielnej obecność  tych głupszych.

 

Spotykamy się i nagle zauważamy, że takich jak my – jest o wiele więcej. Nawet jeżeli na początku nie byliśmy do tego przekonani, zaczynamy rozumieć, że inni poświęcili się bezgranicznie by pomóc Autorytetowi w walce ze złem. My też musimy. Najpierw oddajemy mu ręce. On wkłada nam w nie kije, na których powiewają flagi i transparenty. Dajemy też gardła – bo gdy zaczniemy wspólnie krzyczeć – będziemy jak dzikie zwierzęta dające oczywisty znak, że to one rządzą na tym terenie. Nóg też już nie potrzebujemy – chcemy przecież podążać za Autorytetem. W końcu zdajemy sobie sprawę, że serce też nam nie jest potrzebne, bo za kilkadziesiąt lat i tak nic z niego nie zostanie, a ideały żyją wiecznie. Zostaje nam tylko mózg, który zbytnio się nie przydaje – bo kieruje już jedynie trawieniem i tak naprawdę – tylko taki z niego pożytek. Rację ma przecież i tak Autorytet i siła masy, która za nim podąża.


Zapominamy o nas samych. Nie myślimy o tym, że kiedyś byliśmy Jednostką. Teraz, staliśmy się jedynie klonami, wiernie podążającymi za szalonym Doktorem, który stworzył z nas tak silną armię.

 

Kto nie jest z nami – jest przeciwko nam. Jeszcze nie wiemy, że Śpiewak, o którym słyszeliśmy u Kaczmarskiego, „także został już sam”. Póki co podążamy wiernie za Autorytetem, wykonujemy jego polecenia i pozwalamy mu dojść na szczyt. O to, przecież od początku walczyliśmy. Gdy on będzie na szczycie, zniszczy naszego wroga. Zniszczy tego podłego reakcjonistę, o którym tak często wspomina.

 

Następuje moment gdy musimy z własnych ciał utworzyć most, po którym przejdzie Wódz. Po drugiej stronie głębokiego urwiska jest jego panowanie. Triumf nas wszystkich! Łapiemy się za kostki. Jeden chwyta drugiego. Tworzymy splot ciał. To my maszerowaliśmy najbliżej Jego, więc to nam przypadnie zaszczyt tworzenia owej przeprawy. Niektórzy spadają już w przepaść. Płaczemy, a łzy leją się nam po policzkach.

 

Wódz krzyczy, że Ci byli najsłabsi, a przez smutki, most nie będzie trwały.
Ostatecznie się nam udaje. Droga skończona. Autorytet, wśród braw stojących na brzegu przekracza głęboką przeszkodę. Za nim, przebiega tłum tych, którzy maszerowali najkrócej, mowa tu o tych, z samego końca. Ostatni z nich zeskakuje z konstrukcji, a my – w tym samym momencie spadamy.

 

W tej chwili widzimy otoczonego tłumem zwolenników Króla. Mianuje nowych pomocników. Potem jest już ciemność. Na sekundę przed uderzeniem, zastanawiamy się – czemu nie potrafiliśmy znaleźć czasu i pomyśleć w ciszy, wtedy umielibyśmy dojść do wniosku, że świat nie jest ani czarny, ani biały – tylko kolorowy.