JustPaste.it

„Navigare necesse est, vivere non est necesse” - facet i nawigacja.

Nawigacja- wyśniona kochanka żonatego szczęśliwie faceta. Właściwie kochanka- utrzymanka- taka jakiej nigdy nie miał i mieć nie będzie. Marzenie czyste- wyłącznie w sferze fantazji, idealne, zmysłowością niepokalane, platońskie. Nawigacja zatem nie może być za bezcen. Czyż takie marzenie może być tanie i tandetne?  Nawigacja musi być kosztowna- przecież dojrzały mężczyzna nie będzie oszczędzał na marzeniach! W dodatku platońskich. I broń Panie Boże firmowa! Taka kupiona w cenie samochodu i razem z nim sprzęgnięta, byłaby zwykłą dziwką. Prawdziwy macho kupuje auto wypasione, na jakie go stać, ale zawsze z zaślepką w miejscu nawigacji.

            -Nawigacja!- czy to nie brzmi jak imię kochanki? Dulcynei z Toboso? Albo szlachetne zawołanie żeglarzy- odkrywców? „Nawigare necesse est”. Życie już nie bardzo, ale żeglowanie jest konieczne. Bezwzględnie.

            Przed kupnem ideału facet rozgląda się co najmniej przez rok, kaprysi, choć na co dzień je, co mu żona podsunie i to je ze smakiem. Jest wybredny jak angielski lordowski lokaj, choć życie ma nad wyraz zwyczajne i nudne. I w tej akurat sprawie, w najwyższym stopniu zorientowany w temacie- wszak to cecha prawdziwej męskiej dojrzałości. Ogląda strony internetowe, katalogi samochodów i akcesoriów, kupuje branżowe pisma i radzi się kumpli. Jednak już po roku i rozlicznych spotkaniach suto zaprawianych alkoholem okazuje się, że prawdziwy facet nie ma dostatecznie mądrego, doświadczonego,  o wystarczająco wysublimowany guście i poinformowanego przyjaciela. Bo taki istnieć nie może, gdyż operujemy wszak w sferze mrzonek. Decyzja zostaje podjęta samodzielnie, po dogłębnych studiach, rozważaniach, przy uwzględnieniu wszelkich niuansów i zdecydowanie stanowczo. To jeden z tych nielicznych momentów w życiu żonatego szczęśliwie faceta i szczęśliwego żonatego faceta, kiedy żona nie ma absolutnie nic do gadania. Najczęściej nie chce mieć, ale szczęśliwie żonaty lubi myśleć, że przełamuje opór.

­            - I nie mów mi, co mam robić!- wykrzykuje do zdezorientowanej małżonki zaskoczonej nagłym wybuchem, która przecież tylko chciała zapytać, co chciałby na obiad.

Milknie więc posłusznie, jak nigdy i trochę dumna z jego wyprostowanej sylwetki, wypiętej piersi i wciągniętego brzucha, klepie schabowe w wyszukanej panierce z płatków kukurydzianych.

            Pudełko przychodzi kurierem, bo mężczyzna prawdziwy frajerem nie jest, najnowsze technologie z łatwością ogarnia i byle chłamu nie zakupi. Otwarte zostaje jednak dopiero po trzech dniach, kiedy inne sprawy są już zamknięte, a prawdziwy men ma czas dla siebie. Jak stary pies, facet musi tę kość najpierw poniuchać, liznąć dwa razy i odłożyć, żeby zaczęła śmierdzieć. Najczęściej w niedzielę następuje ten czas. Wtedy zwykle nie ma w tym „cholernym domu” nożyczek i trzeba użyć „zasranego noża”. Nóż na szczęście zasrany nie jest, bo mężczyzna zacina się dość mocno w palec. Jednak paczuszkę udaje się w końcu rozpakować z trzech kartonów opasanych czarną taśmą, opatuleń z folii bąbelkowej (dzieci się będą miały czym bawić) także zlepionych- tym razem taśmą przezroczystą, aby trudniej było ją znaleźć,  i osobno zapakowanej instrukcji obsługi.

Oto leży na zakrwawionym niedzielnym poobiednim stole- cudo najnowszej techniki, w świeżutkim kolorowym, pachnącym jak wnętrze Jaguara, kartoniku! Mężczyzna powstrzymuje nagle powracający odruch starego psa i bierze cudeńko do ręki. Zakłada okulary by przeczytać dokładnie napisy- wszystkie napisy…po holendersku. Nie szkodzi, to przecież nie ma żadnego znaczenia- to tylko świadczy o marce, jakości. Holandia to stary protestancki kraj z tradycjami rzetelnej pracy i renomy produktów.

             Wybór głosu nawigacji był jedną z podstawowych kwestii rozważanych przed zakupem. Zazwyczaj głosy nawigacyjne są damskie, ale jest też Hołowczyc! Najmilszy byłby dojrzały głos kobiecy. Dojrzały jak ociekający sokiem owoc. Czubaszek na przykład… Ale jednak… „ Skręć w prawo” nie może przecież brzmieć jak „ O północy żaby wychodzą na żer”. Poza tym- od razu uśpiłby nastrój poobiedniej sjesty… Dlatego ranking wygrywa ostatecznie Hołek, co jest jeszcze jednym dowodem na platońskość tej miłości. „ Ze mną dojedziesz na pewno!” rozbrzmiewa w aucie pewnie i niezawodnie. No i bezpiecznie.

             Mimo głosu Hołowczyca, nawigacja pozostaje kurtyzaną spełniająca męskie fantazje za pieniądze. Tylko wtedy, gdy kosztuje należytą sumę, nie trzeba jej słuchać. Z głosem utrzymanki nie trzeba się liczyć i posiadanie jej nie jest żadnym zobowiązaniem na wieczność. „Aż do śmierci’ jest jednym z najbardziej znienawidzonych przez mężczyznę zdań. Hołowczyc mówi :” Skręć w prawo”, ale przecież niekoniecznie trzeba tak zrobić! Można przecież i w lewo i prosto, a nawet zawrócić… I to jest piękne. Nie będzie gderania, gorzkich skarg i straszenia, że wróci do matki. Może sobie powtarzać do znudzenia :”Jesteś poza trasą! Zawróć!” No i co? Jajco! Można się na nią wściekać, wyzywać, można nawet roztrzaskać o przednią szybę. I co? Jajco! .Hołowczyc nie ma repertuarze „Głowa mnie boli”, „Jestem zmęczona”, „ Daj spokój”, „Czemu udziwniasz?”.” Jesteś poza trasą”- to szczyt sprzeciwu. A i tak niekoniecznie należy się zgodzić. W długiej trasie zawsze następuje ten moment, kiedy wbrew logice i temu co słyszysz, masz ochotę jechać gdzieś daleko, w nieodgadnioną dal i jak powiedziałby macho: „W pizdu”. Zboczyć z ustalonej ścieżki i choćby przez moment mieć wszystko gdzieś. Gdzieś daleko, w nierozpoznanym i tajemniczym obszarze. Macho powiedziałby…

             Ustawianie nawigacji… No cóż… Czy maszyna może sprostać wymogom męskiej, wysublimowanej inteligencji wyższej? A w każdym razie ponadprzeciętnej? Bo czyż jest taka opcja, że część trasy jedziesz autostradami, a część nie- bo za drogo? Najkrócej wcale nie znaczy najtaniej przecież, a i odwrotnie. Jeśli bujasz się za traktorem po wertepach, to czasem więcej spalisz niż płacąc za autostradę. Tego żadna żona nie zrozumie, a i Hołowczyc, ten w roli nawigacji przynajmniej- nie. Dlatego nawigacji nawet nie należy bezkrytycznie słuchać! Należy zadecydować! A potem jechać wykrotami w upale w pizdu godzinę dłużej. Dlatego dobrze jest mieć na boku nawigację i móc się na nią wywrzeszczeć przy żonie. Taki układ idealny.

- Jakie, k… w prawo?! Debilu jeden! Tutaj? Tu nawet drogi nie ma! No to już szczyt wszystkiego!

Droga jest i jegomość o tym doskonale wie, jest za następne 50 metrów, ale przecież żona o tym nie wie… I wiedzieć nie musi, prawda? Prawdziwy mężczyzna uwielbia skręcać za wcześnie.

            - To już tu? Tu? Ten skręt już?- pada pytanie przy 160 kilometrach na godzinie, kiedy już jest za późno na zmianę pasa.

I nieważne, że nawigacja informowała: „Skręt w lewo za 500 metrów”. Pięćset? Ile to jest  pięćset przy 160 km/h? Dlatego należy skręcić wcześniej. I nieważne, że żona nieco posiniała. To był przecież kontrolowany szybki skręt przez podwójną ciągłą. A, że wkrótce odezwie się:” Jesteś poza trasą, zawróć!”- to już inna kwestia. Że żona zzieleniała całkiem, też. No i trzeba zawrócić na autostradę… A to zazwyczaj od 10 do nawet 70 km…W dodatku za wcześnie, więc nikt zawracania nie przewidział… No… Ale jest nawigacja i można się na nią wykrzyczeć... Dobrze, że jest…

            Montowanie nawigacji- jak już wspomnieliśmy, nigdy nie kupujemy firmowej nawigacji. Takiej stabilnej wmontowanej w deskę rozdzielczą. Jest tam tylko zaślepka. Próbujemy ją usunąć, ale się nie daje, więc przyssywamy naszą nawigację ze specjalną podstawką przyssawaną. I wtedy właśnie zaślepka  puszcza. Nawigacja na długim kabelku, podłączona sprytnym urządzeniem do zapalniczki przez usb, ląduje na kolanach małżonki po raz pierwszy. Pierwsza wiązka przekleństw i nerwowe ruchy kierownicą, przy próbie złapania jej w locie, są usprawiedliwione, nieprawdaż? A zazwyczaj zaślepka puszcza w najmniej przewidywalnym momencie, przy dużej szybkości i w upale. Czerwona dla odmiany żona siedzi wytrzeszczona przed siebie z nawigacją na kolanach. Kontrolka trakcji pika non stop.

            - Może byś mi, do cholery, pomogła z tym ustrojstwem?- pada w kierunku żony, przy kolejnym już nerwowym powrocie na pas.

I wtedy następuje moment jedyny w swoim rodzaju- żona trzęsącymi się rękami instaluje nawigację. Żona! Najpierw ją, zgodnie z instrukcją męża czule poślinia, odblokowuje ssak i odpiąwszy się z pasów, pochylona prawie do szyby- przyczepia. Za szóstym razem… Wyłączając ją przy tym, oczywiście…

            - I co zrobiłaś? Teraz muszę, k… stanąć i załadować od nowa!

Okazuje się, że żona też potrafi nieźle kląć. Długo i soczyście. Nauczyła się. Nawet ma niezły, bardzo kobiecy tembr głosu, lepszy niż Krystyna Czubaszek.  

- No i wystarczyłoby teraz lekko tylko na hamulec… -mężczyzna sam rozdmuchuje dymek z marzeniami nad własną głową.

- Nie da rady- czas ochłonąć!- decyduje stanowczo.

Można się zatrzymać, wypalić papieroska, wysikać przydrożnie i zająć kochanką. Można też teraz zmienić opcje- no bo jeśli już jesteśmy poza autostradą… Godzina w plecy. Ale wreszcie dalej ruszamy na poszukiwanie przygód. Żona zdążyła wrócić do w miarę naturalnych kolorów. Jednak...po trzech kilometrach nawigacja znów się odkleja i tym razem połowica łapie ją odruchowo w locie. Spokojnie, bez pytania odpina pasy i ponawia wcześniej wyuczone czynności.

- Układ idealny- myśli mężczyzna idealny- choć właśnie narasta w nim zniecierpliwienie, gdyż od dwudziestu kilometrów jadą bocznymi drogami pełnymi zakrętów, kocich łbów i traktorów. Nudno jednak długo nie jest, gdyż urządzenie znów się z lekkim mlaśnięciem odkleja i tym razem ląduje między udami mężczyzny tak głęboko, że tylko kabelek wystaje. Samochód nagle przyspiesza, silnik wyje na złym biegu, a facet miast cieszyć się realizacją jednego z najskrytszych erotycznych marzeń, wyklina na czym świat stoi. Żona ani drgnie wbita przeciążeniem w fotel, a tu nagły zakręt w prawo.

- Skręć w prawo!.- dochodzi ponaglające  gdzieś „ stamtąd”.

Słowa, które teraz padają są nie do przytoczenia. Synchronizacja ruchów -pedał gazu-skrzynia biegów- hamulec-kierownica-  perfekcyjnie i jak na macho przystało- jedną ręką- zostaje szczęśliwie opanowana, a machina wyciągnięta z odmętów. Żona bez przypominania i z wprawą znów ślini przyssawkę. Hołek wciąż dopomina się o zakręt, więc chyba  była tym razem ostrożniejsza. Jednak nie- kabelek się odpiął…

             Dlatego też, już na następnej wyprawie, sprawiająca zawód nawigacja, niewdzięczna, krnąbrna i harda, zostaje wymieniona na najnowszy model smartfona z najnowszą aplikacją. Żona, po raz kolejny, sprawdziła się i pozostała ta sama.