JustPaste.it

Nie rzucajcie swych pereł przed wieprze i nie dawajcie psom tego, co święte

Rys o dyskusjach współczesnych i argumentach "ad personam".

Rys o dyskusjach współczesnych i argumentach "ad personam".

 

Jakże często spotykane i zatrważające jest, zjawisko braku kultury i rzeczowości w prowadzonych rozmowach. Przez rozmowy rozumiem zwłaszcza wpisy, komentarze tutaj na Facebooku. Na nich też chciałbym się skupić. Chodzi mi mianowicie o to, że zauważam nagminne używanie do granic ordynarnych (w formie jawnej lub sprytnie zakamuflowanej) argumentów "ad personam" względem partnera/przeciwnika w dyskusji. NB. To odnosi się także do dyskusji prowadzonych w polskim Sejmie. Jak wytłumaczyć to zjawisko? W mojej ocenie diagnoza jest prosta, a w znacznej mierze postawił ją filozof Arthur Schopenhauer w krótkim dziele "Die eristische Dialektitik". Cokolwiek myśleć o całości nauki samego filozofa, w tej materii - jak mi się wydaje - należy przyznać mu rację.
Jeżeli się spostrzega w prowadzonej dyskusji, że przeciwnik jest silniejszy, że w końcu okaże się, iż nie ma się racji, to atakuje się go w sposób osobisty, obraźliwy, grubiański. Polega to na tym, że (mając i tak już sprawę przegraną) porzuca się przedmiot samego sporu i zamiast tego atakuje się osobę samego przeciwnika w jakikolwiek sposób. Wypada się zgodzić, że takie natarcie na osobę przeciwnika jest dlań krzywdzące, złośliwe, obraźliwe. Jest to odwołanie - rzekłbym - od sił duchowych do sił cielesnych i zwierzęcych. Z reguły tej korzysta się chętnie, bo każdy jest zdolny do jej zastosowania, toteż używa się jej nader często. Gdy kończą się przeciwnikowi rzeczowe argumenty, porzuca dyskusję w temacie i pisze np: "Pana morda przypomina pysk wieprza" czy "Doprawdy pojąć nie mogę, jak państwo możecie dawać wiarę temu idiocie?". Oto typowe argumenty "ad personam".
Powstaje teraz pytanie, jaką regułą ma się wtedy posługiwać druga strona? Jeżeli bowiem postąpi tak samo, to wyniknie z tego bijatyka słowna (albo i nie tylko), albo proces o obrazę. Bardzo by się mylił ten, kto by myślał, że wystarczy samemu nie atakować osobiście. Bo jeśli się komuś spokojnie wykazuje, że nie ma racji, i że zatem sądzi i myśli fałszywie, co ma miejsce przy każdym dialektycznym zwycięstwie na słowa, to drażni go to bardziej (ów spokój), niż jakieś grubiańskie, obraźliwe wyrażenie. A dlaczego? Dlatego, że jak mówi Hobbes w "De cive, cap. I.5." :"Omnis animi voluptas, omnisque alacritas in eo sita est, quod quis habeat, quibuscum conferens se, possit magnifice sentire de se ipso" (co tłumaczę jako: "Dobre samopoczucie człowieka polega na tym, by móc być przekonanym o swoich walorach dobrego zdania przy porównaniu z kimkolwiek innym").
Dla człowieka nie ma nic droższego niż dogodzenie jego próżności i żadna rana nie boli takiego bardziej niż rana zadana właśnie próżności. Z tego też pochodzą takie zwroty, jak: "Honor jest droższy, niż życie" etc.). Dogodzenie próżności powstaje głównie przy porównywaniu siebie z innymi pod wszelkim względem, szczególnie zaś pod względem sił umysłowych. Zachodzi to szczególnie jaskrawo w dyskusji. Wynika stąd rozgoryczenie u zwyciężonego, pomimo, że przecież nie został skrzywdzony, i dlatego też sięga on do ostatniego środka, do tego ostatniego sposobu, którego nie da się uniknąć, choćby druga strona zachowywała się grzecznie. Zimna krew może - jak uważam - i tutaj być pomocna; a mianowicie na osobiste ataki przeciwnika odpowiadamy spokojnie, że to, co powiedział nie należy do tematu; do tego tematu natychmiast zaś wracamy dowodząc mu w dalszym ciągu, że nie ma racji i nie zważając na jego obraźliwe zachowanie. W tym sensie mówi Temistokles: "Bij, ale wysłuchaj". Nie każdy jednak to potrafi. Najlepszą radą jest zatem ta, którą podaje już Arystoteles w ostatnim rozdziale "Topik" : "Nie dyskutować z pierwszym lepszym, tylko z takimi, których znamy i o których wiemy, że mają dość rozumu, by nie prawić takich absurdów, których sami muszą się potem wstydzić. Należy dyskutować za pomocą argumentów, nie zaś za pomocą apodyktycznych wypowiedzi, należy argumentów tych także wysłuchiwać i w nie wnikać. Należy wreszcie dyskutować z ludźmi, którzy cenią prawdę, lubią słyszeć słuszne argumenty także z ust przeciwnika i są dość sprawiedliwi, aby móc znieść świadomość, że nie mają racji, jeżeli prawda jest po drugiej stronie". Wynika stąd, że wśród setki ludzi, znajdzie się może jeden, z którym warto podyskutować. Reszta niech mówi, co chce, bowiem "decipere est juris gentium" ("Ludzie mają prawo być głupimi").
W istocie rzeczy dyskusja, jako gimnastyka myśli daje często obopólną korzyść, służąc sprawdzeniu własnego rozumowania, a także powstawaniu nowych poglądów. Jednakże obaj dyskutanci muszą być mniej więcej równi sobie pod względem erudycji i inteligencji. Jeżeli jednemu z nich brakuje pierwszej, to nie zrozumie wszystkiego, nie będzie "au niveau" (na poziomie). Brak inteligencji natomiast doprowadzi do rozgoryczenia, które go skłoni do nieuczciwości i do podstępów, w końcu zaś do obrażania i grubiaństwa.
Do zaniechania rozmowy i dyskusji z osobami prostackimi wzywa na gruncie chrześcijaństwa także Chrystus: Ewangelia wg św. Mateusza 7,6: "Nie dawajcie psom świętego, ani miećcie pereł waszych przed wieprze, by ich snadź nie podeptali nogami swemi, i obróciwszy się, aby was nie roztargali." - Biblia ks. Wujka (cytuję właśnie ją z powodu piękna języka, w jakim autor ją przełożył).