JustPaste.it

Jałta

     Jeszcze do niedawna ludzie w Polsce starający się uzasadnić trwałość porządku komunistycznego na gruncie praktycznym - i usprawiedliwić własny serwilizm - zwykli posługiwać się hasłem "Jałta". Hasło to znaczyło: "Obowiązuje międzynarodowe porozumienie podpisane ze Stalinem przez mocarstwa zachodnie, to jest przez Churchilla i Roosevelta, według którego Europa Środkowa na zawsze ma pozostać własnością Związku Radzieckiego". Czy ludzie ci czytali kiedykolwiek tekst protokołu jałtańskiego ? Można w to wątpić. Protokół ten nie mówi nic o Polsce jako części bloku sowieckiego, a cóż dopiero o jej faktycznym niesuwerennym statusie. Tekst ten raczej potwierdza niepodległość Polski, domaga się odbudowy instytucji demokratycznych i przewiduje wolne wybory, w których udział miały wziąć wszystkie "demokratyczne" partie.

     Co zatem było złego w jałtańskim porozumieniu? Czy zamiast domagać się unieważnienia Jałty, nie należałoby nalegać raczej na realizację tego porozumienia?

     W końcu nie przeprowadzono w Polsce wolnych wyborów po 1945 r. Może więc źródłem późniejszej sowietyzacji całej Europy Środkowej nie było wprowadzenie w życie ustanowień jałtańskich, ale właśnie brak ich realizacji ? Takie było stanowisko Edwarda R. Stettiniusa jr., sekretarza stanu USA, w jego książce pod tytułem Roosevelt and the Russians: The Yalta Conference. Niektórzy dzisiaj argumentują podobnie. 

     Niezupełnie. Obok tego, że porozumienie jałtańskie zaakceptowało przesuniecie granic Polski na zachód i przystało na aneksję przedwojennych polskich terytoriów na wschodzie przez Związek Radziecki - co zgadzało się z nieznanym jeszcze podówczas tajnym protokołem paktu Ribbentrop-Mołotow z 1939 r. - porozumienie to oznaczało uznanie tymczasowego rządu kontrolowanego przez partię komunistyczną i ludzi, którym Stalin mógł ufać. Rząd polski na uchodźstwie, uznawany dotąd przez większość narodu polskiego i aliantów zachodnich, utracił automatycznie swój legalny status. W ten sposób, nie stwierdzając tego otwarcie, Jałta uznała sowiecką kontrolę nad Polską i dała Stalinowi wolną rękę w decydowaniu, które partie w Polsce, Czechosłowacji i na Węgrzech są "demokratyczne".

     Ale czy ma to znaczenie? Wcielenie na siłę Polski, nominalnie suwerennego sprzymierzeńca, do imperium sowieckiego nie było spowodowane porozumieniem jałtańskim, ale przebiegiem działań wojennych i obecnością Armii Czerwonej na polskiej ziemi. Ponadto alianci nie mieli żadnych środków oprócz wojny, aby zapobiec narzuceniu przez Sowietów ich porządku politycznego na terytoriach, które podbijali, i obróceniu Niemiec Wschodnich na własną bazę wojskową.

     Ale i to nie jest całkiem prawdą. Z pewnością Jałta nie była przyczyną powojennego losu Polski, a mocarstwa zachodnie nie były zdolne zapobiec obecności Armii Czerwonej. Jednak porozumienie to stanowiło dla nienasyconego głodu ziemi Stalina swego rodzaju niejednoznaczne uprawomocnienie.

     Czy było to nieuniknione ? Wcale nie. Aneksja krajów bałtyckich nigdy nie została uznana przez Stany Zjednoczone. Fakt ten nie zmienił dziejów zniewolonych narodów, ale być może, jest w stanie pomóc zmienić ich los obecnie, a ponadto w świetle międzynarodowego prawa oraz w świetle podstawowych zasad uczciwości był istotny.

     W tym sensie nie było rzeczą nieoprawną posługiwanie się przez Polaków słowem "Jałta" jako skrótem dla "zdrady przez Zachód". Pamiętajmy, że porozumienie to nie określało szczegółowo granic zachodnich Polski, wskazywało jednak na linię Curzona na wschodzie; sformułowaniami na ten temat Sowieci lubili szermować, ponieważ nadawały one linii Curzona zachodni "posmak", a tym samy swego rodzaju szacowność. W rzeczywistości propozycja lorda Curzona z roku 1920 dotyczyła linii zawieszenia broni, nie zaś granic państwowych.

     Nikt jednak nie wie, do czego by doszło, gdyby Wielka Brytania i Stany Zjednoczone trzymały się zasad uczciwości i odmówiły uznania nowego kolonialnego ładu. Można by przypuszczać - nigdy bowiem nie będzie można tego udowodnić - że Stalin wziął poważnie nie protokół jałtański ze wszystkimi jego dwuznacznościami, ale groteskową rozmowę z Churchillem, przeprowadzoną kilka miesięcy wcześniej na temat "stosunków procentowych" wpływów, które Zachód i Związek Radziecki miałby uzyskać w poszczególnych krajach. Stalin miał całkiem dobre powody przypuszczać, że dano mu wolną rękę w Polsce, i nie wsparł powstania komunistycznego w Grecji oraz nie dokonał inwazji Jugosławii w roku 1948.

     Nie mam specjalnych kompetencji, aby dyskutować na temat statusu prawnego porozumienia jałtańskiego. Twierdzę jednak, jako prawnik, że nie był to traktat międzynarodowy, ale tylko deklaracja intencji i dlatego też nie ma mocy prawnie obowiązującej. Fakt ten jednak nie zdejmuje wcale hańby z jego sygnatariuszy. Ponieważ porozumienie to zostało osiągnięte bez konsultacji z którymkolwiek z państw Europy Środkowej, nie było rzeczą błędną uważać je za stalinowski ukaz potwierdzony przez Roosevelta i Churchilla - przez tego pierwszego z zapałem, z nieco mniejszym przez drugiego.

      Jakikolwiek byłby jednak status Jałty, trwa od dawna proces "wychodzenia z Jałty" - to jest odzyskiwania przez państwa środkowoeuropejskie suwerenności i zrzucania przez nie sowieckiej imperialnej władzy. 

     Jest jednak pewna część "spadku jałtańskiego", którego zmiana byłaby rzeczą bardzo nierozważną: powojenne granice europejskie, zwłaszcza granice Polski. Związek Radziecki dokonał aneksji części terytoriów niemal wszystkich swoich sąsiadów: Finlandii, Polski, Czechosłowacji, Rumunii, Japonii i Niemiec. Nowa geografia Polski - jej granica z Niemcami Wschodnimi na zachodzie i z Ukrainą, Białorusią i Litwą na wschodzie - jest bez wątpienia najważniejszą nowością w powojennej Europie i jest wiele powodów, dla których te granice, powinny zostać takie, jakie są. Nie dlatego, że są "sprawiedliwe" według prawnych, etnicznych czy historycznych kryteriów razem wziętych.

     Prawdą jest, że granice środkowej i wschodniej Europy zostały określone mocą arbitralnych dekretów stalinowskich przy akceptacji ze strony aliantów i bez porozumienia z jakimikolwiek reprezentantami zainteresowanych stron. Prawdą jest też, że nigdy nie pytano mieszkańców zajętych ziem, w którym kraju życzą sobie mieszkać; że byli deportowani całymi milionami w okolicznościach niewypowiedzianego okrucieństwa i poniżenia; że nie było formalnie traktatu o zakończeniu wojny.

     Wszystko to prawda, ale argumenty na rzecz uznania trwałości istniejących już granic wydają mi się silniejsze, niż powody ich zmiany. Ponieważ kryteria prawne, historyczne i etniczne pozostają we wzajemnej sprzeczności, nie ma żadnego sposobu na to, aby stwierdzić co należy do kogo zgodnie z prawem, jak też nie ma sposobu na zmianę obecnej geografii w drodze pokojowej. Ci, którzy mówią, że można to zrobić na drodze "negocjacji bez przemocy", oszukują nas i siebie samych !

     Wszelka zmiana granic oznacza wojnę. W takiej zaś wojnie żaden agresor nie uzyskałby międzynarodowego poparcia bez względu na to, jakimi dysponowałby argumentami na rzecz swych poczynań. Wszelka próba uzyskania nowych czy odzyskania starych terytoriów spotkałaby się z międzynarodowym potępieniem. Obecne granice istnieją od dziesiątków lat i na obszarach, które mogłyby być kwestionowane, wyrasta już trzecie/czwarte pokolenie. Można się spodziewać, że po rozpadzie komunizmu (jak to się stało), w lepiej zjednoczonej Europie, z otwartymi granicami i odbudowanymi instytucjami demokratycznymi, istniejące jeszcze obecnie resentymenty i uśpione (albo i nie uśpione) zamiary agresywne ucichną wreszcie i zniknie prześladowanie mniejszości narodowych. Jakiekolwiek żądania zmian mogłyby sprowadzić nieszczęścia takich rozmiarów, że narzucony przez Stalina porządek jałtański wydałby się nam rajem.

     W tym sensie proces "wychodzenia z Jałty" przypuszczalnie nigdy się nie zakończy. Część tego dziedzictwa pozostanie, jak to zawsze miało miejsce w Europie po każdej wielkiej wojnie. Żaden cud nie zdoła przywrócić porządku europejskiego z roku 1938. I nikt z nas nie będzie młodszy o 71 lat. Niestety.