JustPaste.it

O zawiści

     Z wszystkich siedmiu grzechów głównych najłatwiej chyba można wybaczyć lenistwo i obżarstwo, a najwięcej szkód i nieszczęść, zbrodni i wojen, jak sobie wyobrażam, przynosi zawiść. Lenistwo wolno nam w różnych okolicznościach okazywać, obżarstwo cudze raczej bardziej nas śmieszy niż gorszy, zawiści jednak nie lubimy wyraźnie ujawniać, chociaż naprawdę, gdy czynimy coś, co jest zawiścią kierowane, nie unikniemy samodemaskacji i widzowie będą dobrze zauważali naszą małość moralną.
     Zawiść jest niemal uniwersalną emocją i żeby jej nie żywić, potrzebna jest szczególna konstytucja moralna; niektórzy ludzi są szczęśliwymi posiadaczami takiej konstytucji, większość jednakże nie jest. Warunki, które zawiść rodzą, też są niemal uniwersalne. Nikt bowiem, choćby nie wiedzieć jak przez los faworyzowany, nie jest faworyzowany pod wszystkimi względami; zawsze będą inni, którym jakichś dóbr pozazdrościć można, a każde dobro cudze może być obiektem zawiści - pieniądze, sława, sukces w tej czy innej dziedzinie, dobre stosunki rodzinne czy przyjacielskie, zdrowie, talenty, powodzenie w życiu seksualnym itd. Gdyby nawet znalazł się ktoś tak nienormalny, kogo niebo, z powodów niepojętych, wyposażyło obficie w te wszystkie dobra, to i tak na grzech zawiści może być wystawiony, bo nie jest możliwe, by nie znaleźli się inni, co pod tym względem będą lepiej zaopatrzeni.
     Emocja zawiści ma dwie strony i obie są swoiście ludzkie, nie zaś ogólnozwierzęce. Jedna strona daje się wyrazić słowami: "ja chcę mieć to samo, co tamten", druga zaś słowami: "ja nie chcę, by tamten miał więcej, niż ja". Różnica między tymi dwiema stronami zawiści jest jasna, obie też zwykle łącznie i nieodróżnialnie się zjawiają. Zwierzęta walczą i współzawodniczą ze sobą o dostęp do różnych dóbr, lecz tylko pod wpływem każdorazowego niedostatku pokarmu albo seksu. Dwa głodne niedźwiedzie mogą się bić o schwytaną rybę, należy jednak sądzić, że gdy niedźwiedź jest nasycony, nie przychodzi mu do głowy, by wydzierać ryby innym niedźwiedziom po to tylko, żeby tamtym nie było za dobrze i by nie zaspokoiły swego głodu. Inaczej jest wszelako u ludzi; ludzkie potrzeby nie mają granic fizjologicznie określonych i widzimy, zwłaszcza u tych przez los wybranych, że nigdy nie mają dosyć: nigdy dość sławy, nigdy dość pieniędzy albo sukcesów, albo uznania. Dzięki tej zdolności do nieograniczonego wzrostu potrzeb ludzie zarówno są twórczy, jak też nieszczęśliwi: niezaspokojenie jest oczywiście źródłem twórczych wysiłków, jak też poczucia upośledzenia.
     Jeżeli jednak to upośledzenie jest tylko bodźcem do dalszych wysileń, nie musi być kojarzone z zawiścią i możemy je pochwalać. Pewnie jednak zawiść bardzo często się wkrada.
     Zawiść, choć jest emocją czysto ludzką, nie jest przecież zwykłym odruchem, jak strach czy głód; pojawiać się jednak zdaje w sposób naturalny i niezamierzony, jakby pod przymusem okoliczności. Jako emocja pojedynczego człowieka nie wymaga żadnej ideologii czy doktryny. Inaczej, kiedy staje się zjawiskiem społecznym, społecznie znaczącym. Wtedy domaga się ideologicznego uzasadnienia. Nazywa się wtedy pragnieniem sprawiedliwości i żądaniem zadośćuczynienia za krzywdy doznane. Uważajmy jednak: gdy tak mówimy, nie powinniśmy podpowiadać, że żądanie sprawiedliwości jest zawsze przykryciem czy przebraniem ideologicznym złoczynnej emocji zawiści. Nie ! Takie żądanie może mieć dobre, a nawet wybitnie dobre uzasadnienie, również gdy wspiera je siła zawiści. Można sądzić, że w społeczeństwach, gdzie było silne i widome, rozpoznawalne zróżnicowanie klasowe, ludzie z klas ubogich, choć widzieli jaskrawe różnice między własnym a bogaczy sposobem życia, przyjmowali to jako część naturalnego porządku, zrządzenie boskie czy niezmienny ład świata; gdyby było inaczej, zapewne buntowaliby się nieustannie. Historia jednak pokazuje, że bunty ubogich przeciw bogaczom w imię sprawiedliwości zdarzały się tylko sporadycznie, w szczególnych okolicznościach. Dziś jednak, gdy prawie wszyscy na świecie wystawieni są na widowiskowe pokazy luksusu, bogactwa i sławy na ekranach telewizyjnych, trudno oczekiwać, by ci, co żyją w prawdziwym niedostatku, uznawali to za składnik przyrodzonego urządzenia. Co zaś jest niedostatkiem niepodobna określić bez odniesienia do psychologicznych, społecznie wyznaczonych sytuacji, chyba że chodzi o życie poniżej fizjologicznej granicy wytrzymałości. Mogę jednak mieć pod dostatkiem żywności dla siebie i swojej rodziny, środki na odzież i ogrzewanie, podstawową przynajmniej opiekę zdrowotną i szkołę dla moich dzieci, a mimo to żyć wściekłą zawiścią względem innych, którzy mają więcej. Niepodobna określić w ogólny sposób, kiedy bieda przekracza dopuszczalne granice, a zawiść i stąd powstałe z zawiścią skojarzone roszczenia mogą być prawomocne i prawdziwie nazwane żądaniem sprawiedliwości, a kiedy są niczym innym, jak niezdolnością do pogodzenia się z tym, że ktokolwiek ma czegokolwiek więcej niż ja, choćby było to najoczywiściej zasłużone.
O nieszczęściach powodowanych przez egalitarne ideologie mówi nam wiele wiedza historyczna, ale kazania religijne przeciwko zawiści są raczej bezskuteczne. Zresztą są one dzisiaj rzadkie, bo Kościół koncentruje się na innych grzechach, łatwiejszych do nazwania, a i w ogóle o grzechu coraz rzadziej mówi. Być może zresztą jest obecne w Kościele poczucie niejakiego zażenowania, w obliczu stylu tych niegdysiejszych papieży i kapłanów, którzy żądali wyraźnie, byśmy uznali wszystkie istniejące nierówności, wszystkie hierarchie i podziały klasowe za boski porządek.
     A jednak, chociaż jest zgodne z dzisiejszym nauczaniem Kościoła piętnować nierówności nieznośne i nędzę uleczalną, wzywać uciśnionych i wzgardzonych przez społeczne warunki, żeby organizowali się dla samoobrony, i wzywać uprzywilejowanych, by przynajmniej nie odwracali oczu od ludzkiej nędzy, to jednak zawiść, powodowane przez nią nieszczęścia i jej nikczemności, nie stała się bynajmniej tematem przestarzałym czy w kategoriach moralnych, czy politycznych. Jak we wszystkich sprawach na świecie, mamy więc i tutaj dwuznaczności trudne do rozwikłania.
Ile zawiści żyje w społeczeństwie, tego, rzecz jasna, wyrachować niepodobna, wątpliwe jest także by można było tak skonstruować badanie opinii publicznej w tych sprawach, żeby otrzymać wiarygodne wyniki. Niemniej zdroworozsądkowe obserwacje nie są niedozwolone. Jakiś pisarz może wpaść w szał, gdy inny pisarz zrobił mu takie świństwo, że dostał Nagrodę Nobla. Są w tych sprawach rożne tendencje. Społeczeństwo amerykańskie, powstałe bez hierarchii klasowych w europejskim znaczeniu, bez arystokracji i przywilejów, gdzie więc różnice między ludźmi są głównie ilościowe, obliczalne w pieniądzach, jest bodaj mniej wystawione na demona zawiści. Polska, wedle takich zdroworozsądkowych spostrzeżeń, jest dla tej emocji nadzwyczaj urodzajnym miejscem. Amerykański biznesmen, zgodnie z tamtejszym obyczajem, musi jeździć kosztownym i nowym samochodem, który ukazuje innym jego zdrową kondycję finansową. Jest to więc część kosztów własnych; ktoś z akademickiej profesji może jeździć zużytym gratem i ani mu to ujmy nie przynosi, ani reputacji nie szkodzi. Zawiść też jest oczywiście najwyższa w stosunku do ludzi z bliskiego kręgu. Skoro sam nie jestem aktorem, mogę nie żywić zawiści do wielkich i sławnych aktorów, skoro jestem malarzem mało udanym, to zawiść wobec innych malarzy, cieszących się znacznym sukcesem, może być bardzo silna.
     Powtarzam jednak: samo dążenie do dorównania innym, którzy odnieśli jakiś sukces, nie jest niszczące i złe - o ile podnieca do większego wysiłku; jest niszczące i złe, kiedy chodzi mi o to, by nikomu nie wiodło się lepiej, i kiedy mój wysiłek kieruje się ku temu, by temu innemu, bardziej skutecznemu, zaszkodzić w nadziei, że w ten sposób sprowadzę go do mojego poziomu i będziemy "równi". Widzimy te rzeczy codziennie. "Niech nie śpią tak spokojnie, gdy ja spać nie mogę", by zacytować wiersz Staffa.
     Wolno zapytać: czy zawiść daje się zwalczać? Myślę, że jest to zadanie beznadziejne, jeżeli chodzi o zawiść, która stała się ruchem społecznym; można starać się ją rozładowywać, wszystko jedno czy jest oparta na roszczeniach prawomocnych, czy nie, ale jako zawiść pewno nie może być zniszczona. Zawiść jednostkowa natomiast daje się być może osłabiać przez rozum czy inteligencję, ale inteligencja jest tu potrzebna.
    Chodzi o to: nienawiść - jednostkowa czy zbiorowa, etniczna czy klasowa - łatwo przystraja się w ideologie, które mają pozory prawomocności; przecież inni - np. Niemcy albo Rosjanie, albo Ukraińcy, albo Żydzi, albo Polacy - wyrządzili nam tak straszne krzywdy. Albo: ten oto człowiek tak strasznie mnie skrzywdził. Krzywdy mogą być rzeczywiste albo urojone, dobrze opisane, albo ogromnie przesadzone, ale dają nienawiściom pozory prawomocności. Sama zawiść zaś, w odróżnieniu od nienawiści z innych źródeł biegnącej, jest czymś wstydliwym, czymś, czego na pokaz wystawiać nie należy. Tymczasem, jak powiedziałem, zatajać zawiść jest trudno, i zawistnicy, gdy swoje emocje produkują, odsłaniają swoją marność nadzwyczaj skutecznie, chociaż ślepota nie pozwala im tego przeważnie zauważyć. Kto jednak tę prostą rzecz przejrzał, może powstrzymać się od okazywania zawiści, a gdy to potrafi (ale, powtarzam, inteligencja jest konieczna), samą emocję jakoś tłumi.
     Zawiść nie bardzo szkodzi temu, przeciw komu jest skierowana, ten bowiem może łatwo ją zlekceważyć, a widzi przecież, że zawistnik sam się ośmiesza. Szkodzi jednak samemu zawistnemu i przyprawia go o męki. Jak powiada porzekadło niemieckie nieznanego mi autorstwa: "Einferucht ist Leidenschaft, die mit Eifer such was Leiden schaft", zawiść jest pasją, która gorliwie goni za tym, co sprawia cierpienie. Zawistnicy tedy z własnej winy są nieszczęśliwi. Jak Antystenes cynik mawiał: własny charakter tak ich pożera, jak rdza żelazo. Jeżeli żyją w tej emocji głupiej, nigdy nie dostąpią tego wina życia, o które im chodzi.