JustPaste.it

Moja żona nimfomanka

Historia Jana opowiedziana w trakcie kilku ze mną spotkań jest wstrząsająca. Mało kto wie, czym jest nimfomania. Seksoholizm wg. specjalistów stanie się największym uzależnieniem.

Historia Jana opowiedziana w trakcie kilku ze mną spotkań jest wstrząsająca. Mało kto wie, czym jest nimfomania. Seksoholizm wg. specjalistów stanie się największym uzależnieniem.

 

Nimfomania to kobiecy szał i stan ustawicznej gotowości seksualnej. To schizofrenia od pasa w dół. Nimfomania jest chorobliwym pragnieniem zbliżeń, rzucającym cień na wszystkie inne dziedziny życia. - Lew Starowicz, słynny polski seksuolog

 

Moja żona - nimfomanka

(Autentyczna historia. Zmienione imiona osób i nazwy miejsc)

 

- Chciałbym pomóc takim jak ja. Nieświadomym. Osiem lat nic nie wiedziałem z kim żyję – mówi Jan na pierwszym ze mną spotkaniu.

Opowiada historię swoją i swojej żony. Mija godzina, dwie. Wyrazista twarz mojego rozmówcy zmienia się podczas narracji. Maluje się na niej wzruszenie, wzburzenie, zamyślenie, ale nigdy zaciętość czy nienawiść. I tym ujmuje mnie najbardziej. Opowiada o byłej żonie - niejeden obrzucił by ją niezliczoną ilością wulgarnych epitetów - jako o osobie chorej, której chciał pomóc.

Jan - Poznałem ją w takich zupełnie zwyczajnych okolicznościach. Byłem sam, bez partnerki. Nie miałem czasu na kobiety, pochłonięty pracą, budową domu. Jeździłem po świecie w sprawach zawodowych – Tajwan, Hong Kong, Japonia. Moja znajoma wspomniała, że jednej z jej koleżanek, Zofii, bardzo się podobam. Wkrótce mi ją przedstawiono. Zaniedbana, otyła, nie przypadła mi do gustu, chociaż mogło mi pochlebić, że była dużo młodsza ode mnie. Jej żyjąca z opieki społecznej rodzina też przedstawiała dużo do życzenia. A jednak zacząłem z Zofią chodzić. Chciałem jej pomóc. Kupiłem mojej dziewczynie – jeszcze nie narzeczonej, nastąpiło to dużo później - dobre ubrania, zasugerowałem zdrowy styl życia, zachęciłem do kontynuowania nauki, którą w połowie finansowałem. Słuchała mnie we wszystkim, jak ojca. Byłem dla niej autorytetem. Starszy od niej, ustawiony, bez nałogów, opiekuńczy. Później zwierzyła się koleżankom, że takiego dobrego człowieka nigdy w życiu nie spotkała. Zanim mnie poznała, miała kompleksy, czuła się odrzucona. Po pół roku znajomości Zofia zmieniła się nie do poznania. Z pulchnej i zaniedbanej przeistoczyła się w szczupłą, zgrabną, elegancką kobietę. Coraz bardziej mi się podobała, ale jeszcze nie planowałem małżeństwa. Wahałem się. Przeszkadzała mi duża różnica wieku.

B.G. - Czy już wtedy zauważyłeś u niej dziwne zachowanie? Czy od razu połączył was seks?

Jan - Otóż nie. To była przyjaźń, sympatia, chęć pomocy. Odkrycie kim była naprawdę zajęło mi 8 lat! Było tak wiele sytuacji, które mogły mnie naprowadzić na właściwy trop, ale zawsze przekonywały mnie jej tłumaczenia. Była mistrzem kłamstwa. A ja jej wierzyłem. Jaki byłem głupi! - Jan zaśmiał się z goryczą. - Byliśmy normalną parą. Kiedy zamieszkaliśmy razem, a potem wzięliśmy ślub, była bardzo dobrą żoną. Nigdy się nie pokłóciliśmy! Pokochałem ją. Może dlatego niczego nie podejrzewałem. Powinienem zwrócić uwagę na pewne zastanawiające sytuacje.

B.G. - Jakie to sytuacje?

Jan - Było ich bardzo dużo, między innymi na stacjach benzynowych. A oto jedna z nich. Żona siedzi w samochodzie z naszym synkiem, a ja nalewam benzynę. Po zatankowaniu idę zapłacić i czekam w kolejce do kasy, ale przez okno zauważyłem, jak moja żona rozmawia z kierowcą, który też tankuje paliwo. Potem kierowca idzie zapłacić, ja wracam do samochodu, wymieniamy się z żoną i ona idzie do toalety. Nie mogłem wtedy połączyć tych dwóch wydarzeń, tak jak nigdy nie odgadłem, w jakim celu tak często odwiedzała toalety. Tłumaczyła, że to choroba, wada pęcherza. Że nie można tego wyleczyć. Jak zwykle uwierzyłem. Nawet, gdy raz byłem świadkiem, kiedy wychodziła z męskiej WC. „Pomyliłam się.” – I takie tłumaczenie uznałem za normalne.

Gdy byliśmy w sklepach, często wychodziła wcześniej i wtedy zaczepiała mężczyzn na parkingach. Nigdy jej nie złapałem „na gorąco”, robiła „to” (seks oralny) bardzo szybko. Pamiętam jedną wizytę w sklepie z materiałami budowlanymi. Czekałem na rachunek, a ona już kręciła się po sklepie i magazynach. Zauważyłem błędy w rachunku, czekałem na następny. Żony przy mnie nie było. Wreszcie zapłaciłem, wychodzimy już razem przed sklep, a tu ktoś spuścił mi powietrze w kole. Zofia rzuciła się z pomocą, wskazała punkt na terenie magazynu, gdzie mogłem napompować koło. Poszedłem, a ona została. Teraz wiem, że była to zmowa kilku pracowników tego sklepu. Pewnie każdy z nich chciał się załapać.

Pracowałem przy renowacjach domów. Czasami w kilku na raz. Była bardzo ciekawa tych miejsc. Jeździła razem ze mną, a mi było miło, że interesuje ją moja praca. Teraz wiem, że to nie miejsca, ale mężczyźni w nich pracujący. Malarze, stolarze, kierownicy, właściciele domów. Podobnie pracownicy restauracji, robotnicy na budowach – również oni byli jej … no właśnie, jak ich określić? Nie klientami, bo robiła to za darmo, nie ofiarami, gdyż przystawali na to z ochotą…? Byli też policjanci, dentyści, fryzjerzy, sprzedawcy w sklepach, mechanicy samochodowi, ksiądz. Wśród nich znalazło się wielu moich znajomych. Nikt mi nic nie powiedział. Pewnie woleli nie rezygnować z darmowego seksu. Jeden z nich skorzystał z „usługi” Zofii na moim z nią ślubie. Wiek mężczyzn nie odgrywał znaczenia. Byli osiemdziesięcioletni staruszkowie i młodzi chłopcy.

Raz pojechaliśmy na wycieczkę do wodospadu Niagara. W jednym miejscu były bardzo dobre lody. Zatrzymywałem się w kilku restauracjach, kawiarniach, gdyż jak zwykle Zofia chciała iść do toalety. Później wspominałem, jakie w Niagarze były dobre lody, a ona potakiwała z uśmiechem – „tak, tam były wspaniałe lody!” Teraz wiem, co miała na myśli.

Oprócz tego, że odwiedzała tak często toalety, co ponoć było związane z jej chorobą dróg moczowych, skarżyła się często na ból gardła. Żartowałem wtedy, że pewnie jadła za dużo lodów. Nie przypuszczałem, ile w tym było okrutnej prawdy. Miejscami jej „pracy” były też warsztaty samochodowe, myjnie, sklepy, zakłady dentystyczne. Były też zakłady fryzjerskie. Pamiętam taką sytuację. Siedzę na fotelu, a moja żona prosi fryzjera o wskazanie jej WC. Fryzjer wskazuje ręką, ale nie idzie za nią. Po jakimś czasie żona wychodzi z zakładu. Fryzjera odwołuje jego znajomy, który ma sklep obok. Po chwili fryzjer wraca i kontynuuje strzyżenie. Kiedy skończył, moja żona nadal jest w sąsiednim sklepie. Po prostu była „towarzyska”. U dentysty była podobna sytuacja.

Następny incydent - wchodzimy do rosyjskiego, małego sklepu, ja stoję w kolejce, a ona zaczepiła obsługę rozładowującą towar i zostaje na zewnątrz. Po jakimś czasie ktoś odwołuje ekspedientkę. Czekam, niecierpliwię się. Ekspedientka wraca po dłuższej chwili, przeprasza. Wreszcie mnie obsługuje. Wychodzę ze sklepu i spotykam żonę. Teraz wiem, że była na zapleczu i „obsłużyła” kilku pracowników. Dlatego odwołali sprzedawczynię, żeby mieć więcej czasu.

 

  1. G. - Czy naprawdę żadna z tych sytuacji nie naprowadziła cię na właściwy trop?

Jan - Kiedy byłem z żoną w Polsce i odwiedziliśmy moją rodzinę na wsi, zaczepiła sąsiada, starszego człowieka z prośbą o skorzystanie z toalety. Oboje zniknęli w jego domu. Sąsiad wyszedł pierwszy i podszedł do mnie. – „Pana żona to jakaś psychiczna”- uśmiechnął się znacząco. Wtedy aż zatkało mnie z oburzenia.

Dwa razy byłem blisko odkrycia jej choroby. Wracam do domu o innej niż zazwyczaj porze, a drzwi są zamknięte na łańcuch. Nigdy żona tak się nie zamykała. W środku zastaję ją prawie nagą, chociaż to było południe. Zauważyłem za oknem przemykającego się mężczyznę. Ale wystarczyło mi tłumaczenie Zofii, że źle się czuła, a o mężczyźnie nic nie wie. Innym razem wiedziała, że wracam z pracy i nawet dzwoniła, aby upewnić się, o której. Byłem już blisko naszego bloku i widzę, jak obcy mężczyzna stoi na naszym patio – mieszkaliśmy na parterze i koło naszego tarasu była grządka z pomidorami. Podchodzę bliżej, mężczyzna odchodzi, a na patio stoi Zofia. „Co chciał ten facet?” – pytam podejrzliwie. - „Oglądał pomidory” – odpowiedziała.

Teraz zdaję sobie sprawę, że ją podniecało niebezpieczeństwo. O tym też pisze literatura poświęcona nimfomankom. Nie czują przyjemności podczas seksu, podnieca je samo polowanie i ryzyko z tym związane. W wielu sytuacjach byłem tuż, tuż od złapania jej na gorącym uczynku. Ratowały ją dosłownie sekundy. Nie zastanowiło mnie też, ale trochę zdziwiło, że kiedy urodziła naszego synka i do domu miała przyjść pomoc ze szpitala, domagała się, żeby to była koniecznie kobieta. Widocznie zdawała sobie sprawę, że przy mężczyźnie mogłaby nie wytrzymać.

Kiedy byliśmy jeszcze w Polsce, na początku naszej znajomości, siostra Zofii krzyknęła na nią – „Ty nimfomanko!” Wydawało mi się, że tak po prostu nazwała ją w złości.

  1. G. - Czyli rodzina wiedziała o chorobie Zofii?

Jan - Teraz jestem tego prawie pewien. Często podkreślali, jakie to Zośka ma szczęście, że znalazła takiego człowieka, jak ja. Może mieli nadzieję, że przy mnie się zmieni?

  1. G. - Nikt ze znajomych nie powiedział czegoś, co cię zastanowiło?

Jan - Pojechałem sam do Polski, a moja żona została, gdyż nie miała jeszcze pobytu stałego w Kanadzie, a ponadto była w ciąży i podróż mogła jej zaszkodzić. Po moim powrocie znajomy opowiedział mi, że pojechał na polowanie z kolegą i dziewczynami. Jedna była w ciąży. Zadał mi takie żartobliwe pytanie, czy moja żona dobrze „robi lody”? Potraktowałem to jako zwyczajną, męską rozmowę. Inny kolega z kolei wspomniał, że miał seks z żonatą Polką. Nie przyszło mi do głowy, że to była moja żona. Teraz wydaje mi się to niemożliwe, że byłem tak naiwny, ale ona była mistrzem kłamstwa. Gdy później przeanalizowałem wszystkie sytuacje i jej wiarygodne wytłumaczenia, muszę przyznać, że robiła to fantastycznie.

  1. G. - Kiedy odkryłeś prawdziwą naturę żony?

Jan - Po ośmiu latach bycia razem. Zofia wyszła na spektakl w Place des Arts i wróciła bardzo późno. Nie weszła do sypialni, tylko siadła do komputera. Gdy zbliżyłem się do niej, szybko go wyłączyła. Zacząłem ją wypytywać, co robi, a ona, że pisze do jakiegoś mężczyzny, aby zdać relację z przedstawienia. Wtedy mnie to poruszyło. „Po nocach piszesz do obcego mężczyzny”? Zaczęła też plątać się w zeznaniach, jak wróciła, czy metrem, czy z tym facetem.

Następnego dnia udało mi się wejść na forum i przeczytać jej korespondencję - nie zdążyła wykasować wszystkiego. Odkryłem również, że dwóch mężczyzn, z którymi utrzymywała kontakt, zlikwidowało swoje konta. To bardzo mnie zdziwiło. Przyznała, że wypisała się z forum i również skasowała swoje konto. Przez kolejne dni, przypominając sobie różne podejrzane sytuacje, zacząłem dociekać całej prawdy. Nie od razu mi ją wyjawiła. Tym razem ja byłem mądrzejszy niż ona. Potrafiłem metodą pytań krzyżowych, z udawanym spokojem, z kunsztem dobrego psychologa wydobyć z niej zeznania. Kiedy doszło do rozpadu naszego małżeństwa, Zofia miała do mnie pretensje, że tak dała się podejść.

Początkowo miałem nadzieję, że chorobę żony – tak od razu ją zdiagnozowałem, da się wyleczyć. Znaleźliśmy terapeutkę, umówiliśmy się na wizytę. Zofia zgodziła się na spotkanie, podczas którego opowiedziała mały fragment swojej historii. Byłem przy tym i zorientowałem się, że pani psycholog jest niezbyt doświadczona w problemie nimfomanii. Na drugą sesję żona już nie chciała pójść. Zajęło mi rok, żeby poznać prawie całą prawdę o niej, ale proces uświadamiania sobie ogromu problemu zajęła mi 3 lata. Studiowałem fachową literaturę, spotykałem się z psychologami, między innymi z Lwem Starowiczem. Chciałem zrozumieć naturę tej choroby i jej potencjalny wpływ na naszego syna. Docierałem do beneficjentów żony, rozmawiałem z nimi. Ustalałem ich pełną liczbę. W ciągu ośmiu lat w „dobre dni” zaliczała do siedmiu mężczyzn, w „gorsze” tylko jednego. Razem około kilku tysięcy. A ilu miała przed naszym związkiem?! Całe szczęście, że poznawanie całości okrutnej prawdy przebiegało tak powoli. Gdybym dowiedział się wszystkiego od razu, chyba by mnie to zabiło.

B.G. - Co poczułeś, gdy dotarła do ciebie cała, naga prawda?

Jan - Już nie współczucie, czy litość. Po prostu wstręt, obrzydzenie. Zwłaszcza, że nie widziałem u żony wstydu, chęci leczenia. Postanowiłem z Zofią zerwać. Na początku błagała mnie, żeby mogła ze mną zostać. Bała się, że nie poradzi sobie sama. W Kanadzie nigdy nie pracowała. Pomogłem znaleźć jej zarobkowe zajęcie i oczywiście dawałem pieniądze na dziecko. Później otrzymała również zasiłek. Wyprowadziła się. Myślałem początkowo, że będziemy dzielić obowiązki rodzicielskie pół na pół. Nie chciałem walczyć o zabranie jej praw rodzicielskich, gdyż wtedy myślałem, że synek powinien też mieć kontakt z matką. Dopiero, kiedy wystąpiła o wyłączne prawa do dziecka i coraz częściej były sytuacje, że nie pozwalała mi go zabierać, ja też wniosłem pozew o wyłączne prawa do syna. Nie kierowałem się chęcią odwetu, ale chciałem dobra dziecka. Gdy odwoziłem synka do matki, płakał. Żeby mieć dowód w sądzie, sfilmowałem tę sytuację.

Jan pokazuje mi na Ipadzie film. Widzę zapłakaną buzię i słyszę urywane słowa. - „Nie chcę jechać do mamy. Tatuś, zabierz mnie do siebie.” – Te dwa zdania są powtarzane wielokrotnie, a małe rączki ścierają z twarzy łzy. Łzy pojawiają się w oczach Jana. Teraz rozumiem, dlaczego chce opowiedzieć swoją historię. Człowiek dorosły może wiele wytrzymać, ale gdy cierpi przy tym dziecko?

Jan - Mogłem wywalczyć wyłączne prawa do dziecka, gdybym przedstawił dwóch świadków. Niestety, z tych mężczyzn, którzy się przyznali, żaden nie chciał zeznawać. W końcu udało mi się namówić dwóch. Jeden z nich zrezygnował w ostatniej chwili. Jego żona mu nie pozwoliła. Sąd przyznał dzielenie obowiązków rodzicielskich pół na pół.

 

Druga wizyta Jana. Tym razem przywozi ze sobą książki i artykuły. Rozmawiamy znowu kilka godzin.

B.G. - Na tylu mężczyzn, o których wspomniałeś, jak myślisz, ilu odmówiło?

Jan - Może kilka procent? A i tak, wśród nich byli tacy, którzy nie zdecydowali się nie ze względów moralnych, ale bali się ryzyka.

B.G. - Czy spotkałeś się z takim, który odmówił?

Jan - Nie, ale przypomniałem sobie, że gdy remontowałem jeden dom, to właściciel podszedł do mnie i pokręcił przecząco głową. Wtedy nie wiem, co to oznaczało. Ale teraz jest to dla mnie jasne. To ona zaproponowała mu seks, a on jej odmówił. Może myślał, że jestem stręczycielem? Aż mi niedobrze się robi, co o mnie myśleli jej wszyscy klienci. Przecież często działo się to prawie w mojej obecności. Podobno to najbardziej podnieca seksoholików. Ryzyko, polowanie. Są przy tym niezwykle sprytni, przebiegli. Często są to osoby bardzo inteligentne. Taka była ona, moja żona. Wśród jej książek znalazłem takie, które mówiły o sztuce perswazji. Potrafiła mną świetnie manipulować, a ja dawałem się wykorzystywać i oszukiwać. Byłem jej ofiarą. Bawiła się ze mną jak kot z myszą. Wielokrotnie celowo chciała mnie naprowadzić na właściwy trop, jednocześnie z tym się kryjąc. Dlatego podejrzewam, że jest psychopatką. Teraz, gdy już nie może mnie okłamywać, wyszła na wierzch jej prawdziwa natura. To wyrachowana i bezwzględna kobieta. Utrudnia mi kontakt z synem. Gdy chciałem płacić za prywatną szkołę, dodatkowe zajęcia, zabierać na wycieczki – zawsze stawiała opór. Mam żal do tutejszych sądów, że prawie zawsze stają po stronie matki. Nawet takiej jak ona.

 

Jan odjechał. Zostałam z książkami - głównie po angielsku. Już ich tytuły są wymowne – „Przeciwieństwo miłości”, „Wyjście z cienia - zrozumienie seksoholizmu”, „Nie nazywaj tego miłością – uzdrowienie z uzależnienia od seksu”, „Kliniczne postepowanie w uzależnieniach od seksu”, „Od nałogu do miłości.”

Zatapiam się w lekturze książek, artykułów i ogarnia mnie przerażenie. Liczby mówią same za siebie. 97% - seksoholików to ofiary przemocy emocjonalnej, 81% - seksualnej, 72% - fizycznej, 17% popełnia samobójstwa, 72% o nich obsesyjnie myśli, 50 % leczy się na depresję, 97% ma poczucie braku własnej wartości, 94% to ludzie osamotnieni, 91% ma ekstremalne poczucie przegranej. Ostatnia liczba zmienia kompletnie moje dotychczasowe spojrzenie na seksoholików – 90% z nich postępuje wbrew swoim zasadom moralnym. Wyobrażam sobie, w jakim muszą żyć „wewnętrznym piekle”, zdając sobie ciągle sprawę ze swojego złego, amoralnego postępowania.

Z nimfomanii jest niezwykle trudno się wyleczyć. W terapii trzeba dojść do źródeł choroby, którym jest w przeważającej mierze molestowanie seksualne w dzieciństwie. Często za tym kryją się członkowie rodziny i wtedy pacjenci nie chcą o tym mówić. Tak było z żoną Jana. Przyznała się do bycia molestowaną, ale możliwe, że podała fikcyjnego sprawcę. Nie potrafiła wyjaśnić, dlaczego darzy taką niechęcią dwóch mężczyzn ze swojej rodziny.

Nimfomania nie jest dostatecznie napiętnowana przez społeczeństwo, szczególnie przez jego męską część. Gdy mężczyzna wchodzi do toalety kobiet – któraś z nich zadzwoni na policję, zanim zacznie kogokolwiek nagabywać. W sytuacji, kiedy kobieta wchodzi do męskiej – nikt tego nie uczyni, a amator jej usług zawsze się znajdzie. Który z nich potem się przyzna? Wielu mężczyzn uważa, że nimfomanka to kobieta idealna. Po prostu chce świadczyć darmowe, seksualne usługi. Panowie nie chcą przyjąć do wiadomości, że za zachowaniem takiej kobiety kryje się choroba, a z nią związane cierpienie jej i jej rodziny.

Czy są więc dla nimfomanek szanse na zmianę życia? Są, chociaż seksoholizm jest najtrudniejszym nałogiem do leczenia. W krajach europejskich i Ameryce od dawna są grupy i ośrodki zajmujące się uzależnieniami od seksu. Są też ośrodki zamknięte. W Polsce jest jeden ośrodek w Szklarskiej Porębie, który działa od niedawna.

Do decyzji o leczeniu dochodzi często w tragicznych okolicznościach – odejście partnerów, zabrane dzieci. To właśnie dzieci są tym najsilniejszym bodźcem dla nimfomanek. To dla nich są w stanie wykonać maksymalny wysiłek i zerwać z nałogiem. Do seksoholizmu zaczynają się przyznawać znane postacie. To pomaga innym zdecydować się na leczenie.

Niestety, w niektórych krajach (w tym w Polsce) uzależnienie od seksu wciąż oficjalnie nie jest uznane za jednostkę chorobową, chociaż wkrótce może się stać nałogiem numer 1. Tak twierdzi Patrick Carnes, amerykański lekarz zajmujący się seksoholizmem, autor książki "Od nałogu do miłości - jak wyzwolić się z uzależnienia od seksu i odnaleźć prawdziwe uczucie", nazywanej przez pacjentów biblią erotomanów.

 

Jan opowiedział swoją historię, by przestrzec innych. Może panowie zastanowią się, gdy do nich podejdzie atrakcyjna kobieta i zaproponuje im szybki seks. Może jej odmówią, wiedząc, że jest to osoba ciężko chora psychicznie, często na skraju załamania nerwowego. Że po „szybkim numerku” odejdzie upokorzona, bezsilna, wyczerpana, bardzo często z wielkim poczuciem wstydu. Że ta kobieta to czyjaś córka, siostra, żona, matka i za jej nieszczęściem kryją się cierpienia wielu osób.

 

Beata Gołembiowska – www.beatagolembiowska.studiobim.ca

http://www.gazetagazeta.com/2016/09/moja-zona-nimfomanka/

 

Bibliografia

Seksuologia sądowa – Lech Starowicz

Co czują nimfomanki – Wysokie obcasy, Agnieszka Urazińska

Contrary to Love – Helping the Sexual Addict – Patric Carnes

Out of the Shadows – Patric Carnes

Don’t Call It LoveRecovery From Sexual Addiction – Patric Carnes

Od nałogu do miłości – Patric Carnes