JustPaste.it

Ukryta prawda. Jak media manipulują ludźmi

 

fot: pixabay.com fot: pixabay.com

Andrea Schulman jest specjalistą od podnoszenia wibracji. Zajmuje się też nauczaniem pozytywnego myślenia. Nie wiem, czy jedno ma z drugim związek. W każdym razie ta była wykładowczyni psychologii wraz z Greggiem Prescotem, a zapewne nie tylko oni jedni, uważają, że wszystko jest w rękach Rothschildów. Wszystko, czyli informacje jakie przekazywane są przez media, też w większości do nich należące: Kiedyś było 88 agencji informacyjnych, ale dziś mamy tylko sześć. Wszystkie sześć agencji wiadomości o tym, co dzieje się w USA i na szerokim świecie, uzyskuje od Reutersa i Associated Press (AP). Więc ten, kto jest właścicielem obu agencji, kontroluje wszystkie światowe newsy. Pod koniec XIX w. kartel bankowy Rothschilda kupił Reutersa, a później Reuters kupił AP. No, takimi informacjami to rzeczywiście można podnieść wibracje, tylko czy przekładają się one na pozytywne myślenie?

Wiemy, czym trudni się pani Schulman, natomiast Gregg Prescot jest ezoterykiem. Nic w tym oczywiście zdrożnego ani obniżającego wiarygodność. Wielu naszych „ezoteryków”, piszących doktoraty i habilitacje o wyższości nad niższością albo o roli płci tam czy owam było, jest i będzie autorytetami w różnych, choć najczęściej we wszystkich, dziedzinach życia. Skoro więc może Magdalena, Kazimiera, Jan (ten od pochwały kazirodztwa), może też Andrea lub Gregg. Tym bardziej że, czego by o nich nie powiedzieć, przynajmniej mają w sobie tyle charakteru, aby płynąć pod prąd wygodnych opinii. Podczas gdy ci pierwsi – mój Boże!

Schulman i Prescot ujawniali na stronie internetowej Humans are Free, jakich sposobów używa mainstream, aby kreować wśród odbiorców postawy zgodne z oczekiwaniami oligarchów, czyli ukrytych, ale rzeczywistych właścicieli Ameryki. Wybierzmy spośród omówionych przez nich taktyk, stosowanych przez macherów od baranienia, kilka najciekawszych, a mówiąc właściwie: najbardziej wrednych, bo zawracających ludziom głowy w interesie sitw i przywołujących poza tym nieodparcie na myśl pytanie – skąd my to znamy?

Jak się wodę mąci

W USA średnia transmisja wiadomości składa się z niecałych 50 minut informacji. Od tego należy odjąć drogie animacje i dżingle, oddzielające audycje od reklam. Na te minuty programu składają się też wspomniane reklamy, pasemka informacyjne i historia podsumowująca całość wydarzeń dnia. Dzięki formule pełnej przepychu i fasadowości, z pozoru zwykły codzienny program informacyjny staje się wyrocznią. A to z kolei tworzy wrażenie, że jeśli nie ma czegoś w wiadomościach wieczornych, to znaczy, że nie ma to znaczenia. Proszę zwrócić uwagę: tu nie chodzi o to, aby manipulować informacją, przekazywać ją w takim czy innym świetle czy najzwyczajniej w świecie, jeśli w tym kontekście można się tak wyrazić, przeczyć faktom – chodzi o to, aby ich rangę spostponować. Jakie – na ten przykład – ma znaczenie fakt, że zdesperowani ludzie w regionie wywieźli na taczkach lokalnego przywódcę partii rządzącej, w porównaniu z tym że jakiś celebryta pochwalił ostatnie posunięcia rządu? Nie ma to żadnego znaczenia – głosi przekaz skierowany do tych, którzy skądinąd dowiedzieli się o nieprzyjemnym dla lokalnego barona wydarzeniu. Po jakimś czasie uwierzą w to również najbardziej zdesperowani, a jeśli nie uwierzą, to dojdą do wniosku, że nawet tak spektakularne protesty nie wpłyną na odmianę ich losu, że jest to orka na ugorze, beznadziejny trud, za podjęcie którego można co najwyżej oberwać pałką od stróża porządku publicznego.

Tak więc najbardziej oczywistym sposobem, w jaki główne media wypaczają obraz rzeczywistości, jest pomijanie tych wydarzeń, które wprawdzie są istotne, ale mogłyby zaszkodzić wizerunkowi nadawców programów informacyjnych oraz zaprzyjaźnionych z nimi polityków.

Ważne też jest kontrolowanie debaty w mediach. A tu z kolei najistotniejszy staje się dobór dyskutantów. Muszą to być tzw. liderzy opinii, znani eksperci i komentatorzy. Każdy z nich ma określoną reputację i wpływ na określoną grupę społeczną, którą ma za zadanie „urobić” podczas „żywiołowej” dyskusji. Nie liczy się swobodna wymiana opinii, ale właśnie ten cel – każdy z gości w studio ma trafić do swoich odbiorców i ukształtować ich opinię zgodnie z interesem oligarchów. Duża liczba rozmówców tworzy wrażenie różnorodności pomysłów i propozycji, które w gruncie rzeczy są sformatowane i służą umacnianiu pozycji decydentów. Dziennikarze, liderzy opinii i komentatorzy nie chcą utracić swych miejsc pracy i pozycji, wiedząc, że zastąpią ich inni, podobni im „liderzy” i „fachowcy”, stąd mają pełną świadomość tego, jaka jest ich rola – wykonywanie cudzych poleceń oraz uzasadnianie „słuszności” takiej czy innej polityki, a nie służba społeczeństwu.

Jednym z najbardziej perfidnych sposobów homogenizacji ludzkich myśli jest skrypt wiadomości tworzony w jednym ośrodku, a później przesyłany do ośrodków lokalnych. Oficjalnie ma to obniżyć koszty zbierania informacji przez korespondentów (poprzez zmniejszenie ich ilości), w rzeczywistości jest kluczowym elementem strategii osiągnięcia zgodności wśród ludzi z różnych środowisk i interesów. Dlatego sytuacja, w której jednego dnia mamy klangor pod nieboskłon na jakiś temat, wieści o jakimś wydarzeniu atakują nas ze wszystkich mediów – i lewicowych, i prawicowych, i nijakich, a parę dni później wszystko pochłania czeluść zapomnienia – taka sytuacja dzieje się nie tylko u nas w kraju, w Ameryce też. Z dokładnie tych samych, cytowanych wyżej, powodów.

Wszystko jest polityką

Kolejnym sposobem, aby zaprząc obywateli do jarzma, w którym mieląc mąkę dla rządzących nimi, będą się na dodatek wzajemnie gryźć, jest upolitycznienie wszystkich dziedzin ludzkiej aktywności – zwracają uwagę Schulman i Prescot. Media próbują narzucić nam myślenie w kategoriach wygodnych dla polityków. Wszystkie zjawiska, nawet odległe od polityki, musimy ujmować w kategoriach politycznych: konserwatyści – liberałowie, republikanie – demokraci. Prawicowy – lewicowy. Dobry – zły, prawy – lewy. Prawo wobec bezprawia, Biały wobec Czarnego. Kobieta wobec mężczyzny. A wiemy przecież, że pomysły, opinie, idee koncepcje naukowe, artystyczne, literackie są bardzo różne, jak płatki śniegu czy ziarnka piasku na plaży – czytamy. I bardzo często idą w poprzek poglądów politycznych, ideologii, płci, a nawet „orientacji”. Jednak media celowo tworzą wygodne dla siebie wzory według paradygmatu: prawy – lewy, konserwatywny – liberalny, aby łatwiej utrzymać w ryzach ludzką myśl i nią manipulować.

Niekonwencjonalne pomysły czy punkty widzenia są niebezpieczne, nie dlatego że mogłyby pociągać za sobą jakiej straszne konsekwencje społeczne, ale dlatego że wyłamują się ze schematu, wymykają z sideł manipulacji. Mainstream ustawia nasze myślenie w kategoriach – z nami albo przeciw nam. Ludzie są w ten sposób zmuszani do rezygnacji z wielu wartościowych poglądów i wątpliwości, ze słusznej krytyki posunięć „swoich” polityków, bowiem wiedzą, że osłabią one szanse „naszego zespołu” w walce z przeciwnikiem. W ten sposób tracone są możliwości prawdziwego rozwoju, a ludzie, zamiast działać na rzecz podniesienia poziomu kulturalnego i cywilizacyjnego, zgadzają się na aktywność korzystną dla elit.

Gdzieś w latach 90. XX w. media przestały używać pojęcia „obywatel”, a zastąpiły je słowem „konsument”. Jak wiemy, obywatelem jest ten, kto interesuje się światem społecznym i chce mieć na niego wpływ. Natomiast konsument to ten, kto może wybrać lub odrzucić taki czy inny towar, ale nie miesza się do sposobu jego produkcji. Jest właśnie biernym konsumentem politycznego „towaru”, tworzonego bez jego udziału i dostarczanego mu odgórnie przez mainstreamowe media i „naszych” polityków. Trochę jak w kołchozowej stołówce – może jeść albo nie.

Wszyscy, a Czytelnicy niniejszego cyklu zwłaszcza, słyszeli o „teoriach spiskowych”. Jest to najbardziej popularna etykieta, przylepiana poglądom niekorzystnym dla mediów głównego nurtu i reprezentowanym przez nie interesom. Jeśli ktoś zadaje niewygodne pytania, chce prezentacji faktów w sposób logiczny czy domaga się sprawiedliwości, a wszystko to nie jest korzystne dla głównego nurtu opinii i interesów najważniejszych graczy, określa się go pejoratywnym pojęciem „teoretyka spisku” czy wyznawcy „spiskowych teorii dziejów”. Są to etykiety równie mocne, jak te podkreślające negatywny wpływ koloru skóry, kraju pochodzenia, wyznania, pochodzenia społecznego na poglądy lub działania.

My, rybki z akwarium karmione planktonem

Wspólną strategią mediów jest szybkie usuwanie z dyskursu publicznego spraw drażliwych, niewygodnych dla rządzących elit. Jak się okazuje, nie tylko w naszym kraju, ale też w Ameryce „konsumenci” newsów mają pamięć akwariowej rybki. Ta „krótkoterminowa pamięć” utrwalana jest poprzez metodologię przechodzenia z szybkością pioruna od tematu do tematu, bez zatrzymywania się nad żadnym dłużej. W takiej sytuacji bardzo łatwo chronić polityka, zapomnieć ludobójstwo czy ignorowanie długoterminowych skutków ratowania banków komercyjnych. Każda wypowiedź domagająca się drążenia jakiegoś tematu bądź powrotu do dawnych kwestii traktowana jest jako głos „ekstremisty” bądź (u nas) „oszołoma”.

Serwisy informacyjne niewiele uwagi zwracają na ważne decyzje podejmowane codziennie przez potężnych ludzi, które mają olbrzymi wpływ na nasze życie. Zamieniają się one w źródła informacji plotkarskich, epatują tragediami ludzkimi, aktami przemocy, zbrodni, pokazywaniem wypadków samochodowych, katastrof. Mają one za zadanie utrzymać społeczeństwo z dala od rzeczywistych problemów, którymi zajmują się elity. Zdezorientowany widz ma skupiać swoją uwagę na gaworzeniach celebrytów, wydarzeniach sportowych, rozrywkowych. Informacyjny plankton. Marihuana zastosowana w celach leczniczych, dzięki czemu można prawie bezboleśnie zoperować nasze zmysły.

Gdy już wszystkie metody manipulacji zawodzą, media uciekają się do zwykłych, ordynarnych kłamstw. Wprawdzie Internet daje duże możliwości weryfikacji danych, ale zalew informacji powoduje, że właściwie na każdą wersję wydarzeń można znaleźć odpowiednią ilość „faktów”. Na opinię jednego wybitnego specjalisty można znaleźć przeciwstawną innego, równie szacownego. Natomiast profesjonaliści potrafią tak dobrać informacje i fakty je „potwierdzające”, aby było to zgodne z interesem sił wyższych. Kłamstwo ma to do siebie, że jest atrakcyjniejsze od prawdy. A im większe kłamstwo, tym jego atrakcyjność wzrasta.

To jest właśnie cecha nowej ery informacyjnej – zamiast zatrudniać rzetelnych żurnalistów i prawdziwych „dziennikarzy prawdy”, mainstream inwestuje w grafików, którzy projektują każdą klatkę taśmy filmowej z informacjami, tak aby powstał z tego dynamiczny kolaż czy po prostu szum informacyjny, w którym mózg topi się od nadmiaru danych.

Chodzi o to, by wyczerpać umysł nadmierną stymulacją, tak żeby mózg nie mógł działać metodycznie i analizować problemów, ograniczając się do przetwarzania powierzchownych danych. Ten stan równy jest hipnozie lub kontroli umysłu. Wszystko to wywołuje w nas uczucie rozdrażnienia, zmęczenie, podział. Na tym zaś bazuje ukryty porządek świata.

Kilka uwag Stefana Gardnera

Stefan Gardner przez dziesięć lat, do 2015 r., był zatrudniony w sieci informacyjnej kanału Business News Network w Kanadzie, zajmującego się sprawami finansowymi. Natomiast od 2011 r. pracował w nieistniejącym już kanale Sun News Network. Gardner podkreślał, że bardzo ważną sprawą dla każdego, kto chce zachować dystans, tak potrzebny w analizowaniu danych, jest zakwestionowanie autorytetu „gadających głów”. Bowiem swój prestiż, a co za tym idzie wpływy i tantiemy, „gadające głowy” zawdzięczają mediom, których przetrwanie uzależnione jest od pozyskania i utrzymania uwagi odbiorcy – telewidza, słuchacza bądź czytelnika. A ponieważ, jak już wcześniej powiedzieliśmy, prawda nie zawsze się dobrze sprzedaje, więc aby podkręcić oglądalność, słuchalność czy poczytność, należy przedstawiać nie tylko szczerą prawdę. W końcu jest tyle jej rodzajów!

Telewizja nie jest bezstronna wobec tych, którzy ją finansują – ujawnia tajemnice „alkowy” Gardner. Bardzo często było tak, że musieliśmy ograniczyć nadawanie jakiejś reklamy, wyciąć jakąś historię albo usunąć ją ze strony internetowej, bowiem zażądał tego reklamodawca, a przecież od niego zależało nasze funkcjonowanie. Telewizja jest dosłownie na łasce tych, którzy ją finansują. Bo to jest biznes – zapewnia Stefan Gardner, niczym nasz Max Kolonko.

Telewizja nie ma innych sposobów na przetrwanie, niż tylko dochody z reklam. W efekcie wiadomości dnia to narzędzie marketingowe dla reklamodawców, a treść informacji czasem jest tak zaprojektowana, aby pasowała do produktu, który za chwilę będzie reklamowany. Jeśli – na przykład – będzie to produkt firmy znanej z tego, że szyje ubrania dla homoseksualistów, to w wiadomościach nigdy nie pojawi się informacja, że banda pederastów zakłóciła przebieg liturgii w kościele.

Druga sprawa: fakt dostosowania się mediów do gustu swoich odbiorców. Oznacza to po prostu tyle, że media dobierają treści informacji w zależności od tego, czy ich głównym odbiorcą jest konserwatysta, demokrata, wolnorynkowiec czy etatysta. Ta sama historia może zostać opowiedziana w zupełnie różny sposób. A z tego wynika, że pojęcie „media bezstronne” jest w dzisiejszych czasach pustym słowem. Bezstronność trzeba było odrzucić, również dlatego, że reklamujące się firmy są powiązane z partiami, które wynajęły je właśnie po to, aby pomogły im w wyborczym zwycięstwie i utrzymaniu wpływów w społeczeństwie.

Wiadomości przestały być wiadomościami. Są narzędziem promocyjnym dla polityków i korporacji, chcących kupić głosy wyborców poprzez strach lub ogłupianie. Nie zliczę już, ile razy widziałem, jak transmitowaliśmy jedna za drugą historie o tym, jak wiele rzeczy idzie źle na tym świecie, po to tylko, aby polityk danej partii mógł zestresowanym problemem widzom powiedzieć, jaki to genialny sposób ma jego partia na zlikwidowanie tego problemu – przekonuje Gardner. Innymi słowy, najpierw media wykreują sprawę, a następnie polityk powie, że ma na nią odpowiednie remedium. Na rozwiązywanie rzeczywistych problemów zabraknie już miejsca i czasu. I oto też chodzi: nie tak trudno wygrać wybory, jeśli ugruntowałeś wśród ludzi przekonanie, że problem, na który wskazujesz, jest istotny, a ty masz receptę na jego rozwiązanie.

Kolejną chorobą dzisiejszych mediów są sensacje i nagłówki, które antagonizują odbiorców. Nie podaje się rzetelnych faktów, tylko spreparowane, mające wzbudzić sensację i zaciekawienie oraz zwiększyć podziały między ludźmi. Później ewentualnie przeprasza się za „nieścisłości”. Informacja znika, ale podział między obywatelami zostaje.

Uwierz w siebie!

Media często komplikują obraz rzeczywistości, przerysowują istniejące zagrożenia, aby tym bardziej grać na naszych uczuciach. Jeśli odrzucisz wszystkie odgórnie serwowane ci obrazy i sugerowane oceny, zobaczysz, że świat jest prostszy i bezpieczniejszy, niż się ci do tej pory wydawało. Widziałem nie raz, jak media potrafią łatwo wmówić ludziom, aby potępiali siebie nawzajem. Widząc, słysząc czy czytając o czymś wiele razy, w końcu zaczynasz wierzyć, że tak właśnie jest – stwierdza Gardner. Natomiast prawdą jest to, że jeśli odrzucimy narzucane nam sądy, będziemy zdolni do ponownego odzyskania ciekawości świata, do poznawania jego wielobarwnej natury, zamiast ciągłego samopotępienia i resentymentów skierowanych w stronę innych ludzi i świata.

Często ludzie występujący w roli ekspertów są tak naprawdę ludźmi niespełnionymi. Stanowisko komentatora i doradcy traktują jako namiastkę życia, które, z różnych powodów, choć najczęściej z ich własnej winy, przeciekło im przez palce: „Gadające głowy”, które nienawidzą swojego życia, nie mają żadnego interesu, aby innym ludziom uczynić je lepszym. Kto nie robi tego, co naprawdę kocha i chce robić, zawsze będzie oszukiwał.

Stefan Gardner zadaje ważne pytanie, bowiem jest w nim recepta na wyzwolenie się spod wpływu narzucających swoje opinie frustratów: Dlaczego zwracasz uwagę na ludzi, którzy tak naprawdę nie mają żadnych dobrych doświadczeń do przekazania? Przecież to jest tak, jakby pójść do dziesięciokrotnego rozwodnika, prosząc o radę, jak uratować swoje małżeństwo.

I jest jeszcze jedna opinia Stefana Gardnera, którą warto zapamiętać, bo podobnie jak cytowane wyżej retoryczne pytanie, pomaga w uwolnieniu się od wpływu przekaziorów: Media rzadko kiedy są ważne w twoim życiu. Z całą szczerością – co życie Jian Ghomeshi, na przykład, ma wspólnego z tobą? Czy naprawdę ważna jest informacja, że Miley Cyrus zamieszkała z nowym chłopakiem? Czy tego typu informacje uczynią twoje życie lepszym? Jedna rzecz jest dla ciebie ważna, bo przynosząca sukces – mniej interesuj się życiem innych, z wyjątkiem tych, na których opinii ci zależy. Jesteś zbyt zajęty troską o ich pozytywne oceny, żeby zawracać sobie głowę tymi, którym twój los i samopoczucie są obojętne.

Stefan Dobra Rada

Na koniec Stefan Gardner udziela kilku rad czytelnikom. Wśród nich jest ta nakazująca wydobywanie z pierwszych stron gazet tylko faktów, bez towarzyszących im emocji i komentarzy: Powstrzyma cię to od akceptacji poglądów osoby, której życie być może jest gorsze niż twoje. Nigdy nie przyjmuj jednej opinii za całą prawdę, wysłuchaj drugiej strony, a jeśli to możliwe, sam sprawdź, co tak naprawdę się wydarzyło. Poza tym: Zwróć uwagę na to, co naprawdę dla ciebie ważne. Zacznij tworzyć swoje własne wieczorne wiadomości z informacjami, co tego dnia osiągnąłeś. Jak też: Skup uwagę na sobie i swoich doświadczeniach, jakie zdobyłeś tu na tej planecie i w czasie danym tobie. Jest to jedyna droga, abyś utrzymał się przy zdrowych zmysłach i nie wpadł w szpony tych, którzy chcą tobą manipulować w swoim własnym interesie.

I jeszcze dwie, równie niezgorsze: Zwracaj uwagę tylko na to, co ciebie inspiruje i pomaga żyć oraz spełniać się w twoim powołaniu. To jest twój wybór – przyjąć za swój świat, który jest wykoślawiony i rozwichrzony przez rozwichrzonych ludzi, czy też angażować się w tworzenie świata, który będzie dla ciebie inspiracją do działania w nim. Świat ma swoje problemy, wady i słabości, ale to wcale nie znaczy, że nie ma w nim dla ciebie miejsca i roli do odegrania.

Nic dodać, nic ująć. Pamiętajcie, Państwo, o radach doświadczonego dziennikarza Stefana Gardnera. Również wtedy, gdy zbłądzicie pod strzechę moich komentarzy. Bierzcie z nich tylko to, co może Wam życie ułatwić, poczuć się lepiej, zmobilizować. Resztę odrzućcie. Nawet gdyby tą „resztą” miał być cały artykuł.

 

Autor: Robert Kościelny