JustPaste.it

To tylko gra...

* Oświadczam, że zapoznałem się z regulaminem i akceptuję jego treść, bo innego wyjścia nie miałem.

* Oświadczam, że zapoznałem się z regulaminem i akceptuję jego treść, bo innego wyjścia nie miałem.

 

- Można?


- Witaj! Kim jesteś?


- Powiedzmy, że strudzonym wędrowcem...


- Nie wiedziałem, że można zawędrować aż tutaj – przygląda mu się badawczo, - no cóż, siadaj, odpocznij. Może zagrasz ze mną? – pytaniu towarzyszy wymowny ruch w kierunku drugiego yoisticka.


Przybysz kręci przecząco głową.


- Nie, dziękuję. Nie wiem czy znam zasady…


- O, przepraszam – gospodarz sięga pod blat małego stolika i wyciąga stamtąd wielką grubą księgę ewidentnie nadgryzioną zębem czasu i najwyraźniej wielokrotnie kartkowaną. – Przejrzyj, poczytaj. To taki skrócony przewodnik, scenariusz i spis zasad. Szczerze mówiąc można je zmieniać w trakcie gry, byle nie za często, bo bohaterowie wtedy trochę… jakby tu rzec… głupieją. Generalnie im dłużej zasada obowiązuje tym łatwiej się nimi steruje.


- To po co w ogóle zmieniać zasady?


- Bardzo dobre pytanie! – wykrzyknął – Sam sobie je zadawałem. Bardzo długo tkwiłem w przekonaniu, że zmiana zasad może narobić więcej złego niż dobrego, ale awatary rozwijają się w miarę zaangażowania w grę. No cóż… czasem mam wrażenie jakby zaczynały żyć własnym życiem. I wtedy okazuje się, że aby wejść na następny poziom trzeba trochę zmienić zasady.


- Zmienić, czyli nagiąć?


Zamyśla się odruchowo głaszcząc brodę, robi to tak, jakby przeciągał ręką po grzbiecie kota: powolnym ruchem, który ma sprawić przyjemność obu stronom…


- Nagiąć? Chyba nie... Gdybym się przyznał do naginania zasad okazałbym słabość, tak?


- Niekoniecznie, może rozsądek. Kiedy się pisze grę trudno wszystko przewidzieć, a jeśli się upieramy przy pierwotnej, niedopracowanej wersji użytkownicy zwyczajnie się buntują i albo piszą komentarze z pretensjami, albo wylogowują się i nigdy nie wracają…


- No tak… coś w tym jest. To właśnie miałem na myśli, kiedy mówiłem, że zaczynają żyć własnym życiem. Próbowałem tych z pretensjami jakoś przekonać: urozmaicałem im grę, żeby ją bardziej docenili, niektórzy zwyczajnie się poddawali, jakby dawali mi do zrozumienia, że za bardzo podniosłem poprzeczkę i wracali na łatwiejszy poziom, a wtedy nic ciekawego się nie działo. No dobrze, powiem ci coś w tajemnicy: prawda jest taka, że wolę tych użytkowników, którzy zmuszają swoich bohaterów do zachowań, których nie przewidziałem. O tak! Wtedy każdy dzień staje się taki ekscytujący!


- Próbuję cię zrozumieć, ale to niełatwe. Chcesz powiedzieć, że użytkownicy łamią reguły, a ty jesteś gotów zmieniać je na stałe, żeby ich nie stracić? Tworzysz postaci, użytkownicy czynią je awatarami, te zaczynają żyć własnym życiem, zmieniają reguły rządzące światem, który zastały, a ty nie masz nic przeciwko temu?!


- Dlaczego miałbym mieć?


Przybysz kręci głową z niedowierzaniem.


- A gdzie uznanie twoich zasług? Gdzie prawa autorskie?! Gdzie zaczyna się, a gdzie kończy twoja odpowiedzialność za przebieg gry? Przecież to twoja gra! Gdyby nie twoja wyobraźnia, praca, poświęcenie nigdy by ich tu nie było! Czy oni mają tego świadomość? – przygląda mu się uważnie – Czy ty aby nie robisz tego wszystkiego za darmo?


Gospodarz śmieje się serdecznie. Odchyla głowę do tyłu i aż się z tego śmiechu krztusi. Broda podnosi się jakby próbowała zrównoważyć ten ruch i podskakuje razem z właścicielem.


- Nie martw się, - poważnieje - nie robię tego za darmo, choć faktem jest, że taki miałem zamiar. Jestem społecznikiem, chciałem zwyczajnie dać coś światu, wypełnić jakąś pustkę, ale w którymś momencie (naprawdę nie pamiętam jak to się zaczęło) użytkownicy sami zaproponowali mi pewne profity. Myślę, że chcieli mieć pewność, że nie odejdę z dnia na dzień. Kiedy system zaczyna nawalać są przekonani, że tylko ja mam właściwe klucze, że jestem jedynym, który potrafi ten bałagan ogarnąć.


- „Są przekonani”? To znaczy, że tak nie jest?


- Różnie bywa. Pamiętaj, że nie mogę naruszyć kontinuum gry, to byłaby zupełna porażka, wstydziłbym się do końca świata. Muszę więc działać bardzo ostrożnie: czasem czyszczę listę wyjątkowo niepokornych użytkowników, żeby inni mieli się na baczności, czasem wymuszam powrót do wcześniejszych akcji, żeby mieli świadomość, że każdy zdobyty punkt można stracić w najdziwniejszych okolicznościach i że historia nie musi, ale może się powtarzać. W szczególnie trudnych sytuacjach jestem zmuszony wprowadzić własnego awatara o bardzo dużych, ale dyskretnych kompetencjach. Oni nie mogą się zorientować, że jest tak kiepsko, że sięgam po ostateczne rozwiązanie…


- Często to robiłeś?


- Parę razy, ale tylko raz się połapali. Szkoda, lubiłem tę postać. Chyba się nawet zaangażowałem w grę. Śmieszne, co?


- Wręcz przeciwnie, to najlepszy dowód, że gra jest dobra. Toczy się od dawna, a jej twórca wciąż się w nią angażuje, nagina – przepraszam – zmienia zasady, bo szanuje potrzeby użytkowników, a nawet fascynuje się tym co jeszcze wymyślą… No no, jestem pełen podziwu!


Siwobrody gospodarz patrzy z nadzieją.


- To może jednak zagrasz? Chociaż spróbuj, wprowadzę cię w zasady w trakcie gry! Mam tylko jeden warunek: obiecaj, że nie będziesz się zrażał i rezygnował jak dziecko, bo coś poszło nie po twojej myśli.


- Dobrze, zagrajmy, ale nie będę ci nic obiecywał.


Gospodarz wpatruje się uważnie w swojego gościa, jakby chciał go przeszyć na wylot, albo jakby usiłował sobie przypomnieć skąd go zna.


- Na dobry początek dam ci fory: będziesz miał duży potencjał umysłowy i nie tylko – uśmiecha się figlarnie. - Powiedz mi jeszcze jak cię zwą, żebym wiedział jakie imię nadać twojemu awatarowi.


- Na imię mi Hiob. Hiob z krainy Us. Przetestuj mnie. Zdziwisz się jaki jestem twardy…