JustPaste.it

Tajemnicza wizja Helen Martins i jej Dom Sowy

W swoim domu każdy może robić to, na co ma ochotę. Może wymienić meble, przemalować sufit, udekorować ściany wedle własnego gustu albo pozbyć się tego, co jego zdaniem do niczego w środku nie pasuje. Tej teorii trzymała się również Helen Martins, mieszkanka Nieu-Bethesda – miejscowości położonej na Wschodnim Przylądku RPA. Ale to, co ona zrobiła ze swoim domem, raczej niewielu zdoła pomieścić się w głowie. Mnie się jakoś pomieściło, chociaż co jakiś czas nadal wychodzi uszami. 

Wszystko zaczęło się od tego, że umarli jej rodzice. A w zasadzie od tego, że odziedziczyła po nich dom, w którym nareszcie mogła zacząć dokonywać zmian, o których marzyła. Rozpoczęła wówczas serię wielkich transformacji zarówno wewnątrz domu, jak i w przylegającym do niego ogrodzie. Ten ostatni stał się zjawiskiem, na widok którego szczęka powoli zaczyna przesuwać się do dołu i bardzo często w takiej pozycji już pozostaje.

Na dobry początek Helen Martins zajęła się pokojem, w którym umarł jej ojciec. Był on człowiekiem ekscentrycznym, wymagającym i raczej agresywnym. Mieszkał poza domem, w pomieszczeniu wykutym z kamienia, w którym znajdowało się zaledwie jedno łóżko. Gdy Pieter Jakobus Martins umarł na raka żołądka w 1945 roku, Helen  przemalowała jego „kryjówkę” na czarno, zabarykadowała okna, a na zewnątrz umieściła tabliczkę z napisem „Jaskinia lwa”.

Wewnątrz i na zewnątrz domu stworzyła z kolei wizję świata, w który wierzyła i który do niej przemawiał. Okna i lustra zastąpiła kolorowymi szybami matowymi. Dekorowała nimi również ściany, sufit i podłogę. Ten rodzaj szyby, nie mówiąc już o jaskrawych kolorach, które wybierała, jest dla oka wyjątkowo drażniący. Nic więc dziwnego, że z biegiem czasu Helen zaczęła mieć poważne problemy ze wzrokiem. Ten z kolei doprowadził ją do próby samobójczej 6 sierpnia 1976 roku.

Pomimo że w domu dokonała wielkich zmian, to tak naprawdę ogród jest miejscem, w którym odzwierciedliła prawdziwą siebie. Stworzyła w nim około 300 statuetek przedstawiających wielbłądy, sowy, pawie, piramidy oraz ludzi czasami w bardzo dziwnych pozycjach. Inspirację czerpała z tekstów biblijnych, z fascynacji Mekką oraz kulturą orientalną.    

Ze względu na dużą ilość statuetek przedstawiających sowy, dom jej nazwano „The Owl House”, czyli „Dom Sowy”. Po śmierci Helen niczego w nim nie zmieniano. W stanie nietkniętym przekształcił się w muzeum, które funkcjonuje do dziś. Pamiętajcie: RPA, Wschodni Przylądek, miejscowość Nieu-Bethesda.

Poniżej przedstawiam kilka zdjęć, na wypadek gdyby ktoś z Was poszukiwał inspiracji przed najbliższym remontem.

Po więcej wrażeń zapraszam na www.isabelfuentesguerra.com