JustPaste.it

I tylko wspomnienia zostają

Bez wspomnień jak wiosna bez kwiatow

Bez wspomnień jak wiosna bez kwiatow

 

n
Przeszłość ,godna ,albo nienawistna,liryczna i romantycznie we wspomnieniach naszych trwa Nad Brzezinką Z Głębokiego płynęła, zataczała półkole, przed włościami dziedzica spiętrzała się, koło młyńskie obracała i potem spokojnie przez łąki torfowe na północ zmierzała ku granicy litewskiej, po drodze rozdziela wioski, czasami wychodziła z brzegów, zalewa pola, porywała stogi siana i znosiła drewniane mosty, w dnie pogodne srebrzyła eis rybami, w śród nich widziałem swoją twarz i brzózki w bialutkich sukienkach, płynęły z nimi ku granicy. Nad jej brzegiem dziadek za cara Mikołaja mieszkał, czterech synów miał, po hektarze ziemi im dał, pomógł założyć zagrody. Starszy Andrzej w obronie cara kulkę od czekisty dostał, młodszy Jerzy ochotnik legionista z szablą wrócił,świeciła chwałą ,ale chleba na życie nie dawali,zbudował kuźnie i koni podkuwał, wieczorami pod oknem piętnastoletniej ślicznotki grał na harmoszce i opiewał,a kiedy ujrzałem świat,to ponuć i nogą z rado sci przytupywał. Z kołyski wylazłem,na podwórku śród kur raczkowałem,a nad rzeczką świat dziecka poznawałem. . Ludzie tam , oddaleni od miasteczka złą drogą byli zdani tylko na swoje prawo. Za miedzę zaoraną orczykami walili w łeb , z nahajkami na zabawę szli , samogon animuszu dodawał, za dziewuchę zazdrośni kindżał w bok rywalom wbijali, poharatanych znachorki leczyli, ubitych na górce grzebano obiecując zemstę . Bolszewicy ich uspokoili , z cerkwi i kościołów domy kultury zrobili, do kołchozów zapędzili,ale cmentarz drutem kolczastym nadal rozdzielał prawosławnych od katolików, bez krzyży, pod płotem niechrzczone bachory leżały ,o północy ponoć wołały "tato, mam ochrzcijcie nas" Pamiętam z tamtych czasów też wychodek za stodołą , muchy bzykały , sikać przeszkadzały, boso chodziłem tam do późnej jesieni. Brudasa mama myła w drewnianym korytku, tatarakiem szorowała . Latem w rzece kąpała ,woda pachniała rybami i tatarakiem , Od jesieni do lata na piecu glinianym spałem, w szparkach pluskwy wielgachne gnieździły, na plecy właziły, w kuchni kury gdakały i kogut piał ,a braciszek wołał”mamo chleba daj”– trudno było usnąć. W dzień błotem nogi paćkał, a po tyłku ja dostawałem. Nie było sprawiedliwości! Późno z sierpem na plecach wracali . U dziedzica długi odpracowywała, nie wydojona krowa ryczała , braciszek płakał, a w izbie ciemno jak w kominie,a biesy jakby z belki na podłogę skakali . Zapałała gromnicę i mówiła to nie biesy,a wiatr, dawała kromkę chleba i zmęczona kładła się do łózka. Na niebie gwiaździstym księżyc wędrował,kiedy tato uwroci z Łotwy pytałem go w myślach? I tak mijały miesiące ., kiedy ojciec z zarobkowa wrócił-,na stole kiełbasa pojawiła.,a puki co ciocia z koszykiem żurawin i wędzonką nie raz przyszła z odległej wsi . Było strasznie zimą, śnieżyca szakala, , wiatr wył w kominie , braciszek szeptał to biesy .To tylko wiatr synku pocieszała mama ,modliła się z nami o powrót ojca i zmęczonym,smutnym głosem śpiewała kołysanki do snu. Latem w stodole spałem ,pod strzechą ptaszki śpiewały,a przez szparki słonko zaglądało, ryby koszykiem łowiłem, srebrzyły się w zasięgu ręki,a głupia Frania wronę tam udawała i krakała, fornalom tyłek pokazywała , aż bękarta powiła ,a jesienią w nurty wrzuciła,, sowieci ją potem gdzieś wywieli,ryby łowiłem bez krakania. Po sześćdziesięciu latach odwiedziłem rodzinne strony , wody mętne niosła rzeczka , na ugorach wiatr roznosił kąkole, zniknęły moczary,zagajniki nasza zagroda,został ino kamień znajomy ,usiadłem na nim ze łzami w oczach i jakby we śnię tamte lata ujrzałem , poczułem zapach czeremchy, słyszałem szczebiot ptaków i kumkanie żab , ,płynąłem łodzią, rozlegały trwożne krzyki żurawi. Rzeka skręcała w ich kierunku. To wielkie i ostrożne ptaki szepnął ojciec. Leząc na dnie łodzi dotarliśmy pod rosochatą wierzbę , za nią, szare z długimi szyjami baraszkowały,nieostrożny plusk wiosła spłoszył ich, czarna czapla patrzyła na naszą łódź ze stoickim spokojem . . Słońce rozlewało wokół błogosławione ciepło, motyle i pszczoły. baraszkowały środ kwiatów, skowronek piosnkę nad nami dzwonił,a łódź mknęła pod las dziedzica.Tato kocham ciebie.!Ja tez synku- Jesienią tu - barwny dywan z liści ,a borowiki same do koszyka skoczą , ,to wielkie szczęście , ripostowałem . Za parę miesięcy czołgi z czerwonymi gwiazdami stanęły nad Brzezinką zgniotły lodź., zawisła groźba Syberii, ojciec ukrywał się w znajomych nam miejscach nad jej brzegami . . Widzę samotną matkę ze snopkiem żyta i ojca słowa słyszę " pilnuj mamy, bóg da,a znów popłyniemy lodżią . Najbardziej brakuje rodziców na starość, ...Tego pojąc młody nigdy nie potrafi,trzeba mieć osiemdziesiąt lat by usłyszeć krzyk tamtych żurawi .Wspomnienia, dzieciństwa, jak zielony listek, wiosną pachną z daleka