JustPaste.it

Karni Mata i jej świątynia szczurów

 

Jeżeli na bieżąco śledzicie posty umieszczane na moim blogu lub przynajmniej zaczęliście to robić całkiem niedawno, zapewne pamiętacie (a jeśli nie, to bardzo łatwo możecie sprawdzić), że dwie ostatnie historie były ściśle związane z Indiami. Pierwsza z hinduskim miastem Waranasi, a druga z krowimi plackami, również z Waranasi. Powiem szczerze, że właśnie na tych dwóch artykułach przygodę z Indiami chwilowo zamierzałam zakończyć. Moją intencją było przeniesienie się na drugi koniec świata, by przedstawić Wam inne, równie fascynujące miejsca i fakty, ale tym razem prosto z Ameryki Południowej. Los jednak brutalnie ściągnął mnie na ziemię i nakazał wręcz, bym ani na krok nie ruszała się z Indii. A wszystko przez panią M.
Pani M. napisała do mnie zaraz po ukazaniu się postu na temat Waranasi. I, jak się okazało, miała na ten temat wiele do powiedzenia. W Indiach mieszkała okrągły rok, po hindusku mówiła biegle i chyba nie ma takiego miejsca w Indiach, w którym noga by jej nie stanęła lub o którym by nie słyszała. Otóż pani M. stwierdziła, że Waranasi faktycznie może być ciekawe i poniekąd kontrowersyjne dla turysty europejskiego, jednak o wiele bardziej intrygującym i przerażającym miejscem jest świątynia Karni Mata.
Co takiego? - pomyślałam. - A co to jest?
- To świątynia szczurów – odparła.
W gardle mi zaschło. Zasycha mi za każdym razem, kiedy słyszę słowo „szczur”, więc domyślacie się zapewne sami, co jeszcze mogło się ze mną dziać, kiedy usłyszałam to słowo w liczbie mnogiej i na dodatek poprzedzone słowemświątynia. Na początku myślałam, że to jakiś żart. Ale nie. Przeczytałam wiadomość jeden raz, drugi, trzeci. I jak wół widniało świątynia szczurów.
- Znajduje się w Radżastanie, w miejscowości Desznok, 30 kilometrów od Bikaneru – dopisała pani M.
Boże - pomyślałam. Więc to jednak prawda. Więc to nie jest tylko jakaś wyimaginowana świątynia, do której wyznawcy hinduizmu udają się tylko myślami i proszą swoich bogów o ochronę przed tymi szkodnikami.
Uprzejmie podziękowałam za sugestię i rozmowa szybko została zakończona. Po kilku głębszych wdechach z ulgą przeniosłam się do Ameryki Południowej i aż mi ulżyło, kiedy zamiast na szczurach, mogłam skupić się na czymś innym. A przynajmniej tak mi się wydawało. Bardzo szybko zdałam sobie sprawę, że świątynia szczurów ciągle siedziała mi gdzieś z tyłu głowy i za nic na świecie nie chciała stamtąd wyjść. Chyba jesteście w stanie sobie wyobrazić, co to znaczy żyć ze świątynią szczurów uwieszoną z tyłu głowy. Odłożyłam więc na chwilę południowoamerykańskie klimaty, w których było mi tak dobrze, i zrobiłam w tył zwrot. Do Indii.
Powoli i z bardzo dużą dawką ostrożności zaczęłam nieśmiało czytać o Radżastanie, o mieście Desznok i już na tym etapie przechodziłam przez początkowe stadium traumy. Okazało się, że Desznok to miejscowość położona na sporym odludziu, do którego dojazd jest dość skomplikowany.
Całe szczęście – pomyślałam. – Bo co innego mieć świątynię szczurów gdzieś na odludziu, a co innego przy sklepie spożywczym na rogu.
Czytałam więc dalej i chcąc nie chcąc, dotarłam w końcu do samej świątyni, która jest poświęcona historycznej postaci Karni Mata, uważanej za wcielenie wojowniczej bogini Durgi. O postaci tej krąży wiele legend, z których jedna mówi, że Karni Mata próbowała nakłonić boga śmierci Yama do wskrzeszenia swego zmarłego przyrodniego syna. Jako że ten pozostał głuchy na jej prośby, wskrzesiła go sama pod postacią szczura. Później wskrzeszała również pozostałych członków swojego plemienia. Natychmiast odradzali się pod postacią szczurów, by w ten sposób nigdy nie trafić do piekła i nie stanąć przed obliczem boga śmierci Yama.
Karni Mata współplemieńców miała jednak wielu. Każdy z nich w końcu musiał umrzeć, zamienić się w szczura, a następnie gdzieś się podziać. Wszystkich ich zatem umieszczano w świątyni powstałej na początku XX wieku dzięki Maharadży Ganga Singh z Bikaner. Tam nie tylko byli bezpieczni i regularnie karmieni przez nadal żyjących członków plemienia, ale również wielbieni. Czczeni. Podniesieni do najwyższej możliwej rangi, czyli rangi świętości. Świątynia w Deshnok nie jest więc tylko zwykłą świątynią szczurów, ale świątynią świętych szczurów.
Po przeczytaniu czegoś takiego, nie miałam wyjścia. Musiałam pozostać w Indiach i przerobić temat od początku od końca. W tym celu nie mogłam jednak zadowolić się tym, co oferowały krótkie informacje z netu. Musiałam zrobić coś więcej. Musiałam spotkać się z panią M., żeby uzyskać informacje z pierwszej ręki.     
- Co te szczury tam robią? – zapytałam.
- Biegają sobie – wyjaśniła, spokojnie popijając cytrynowy napój. – Jak to szczury. Biegają, jedzą, gryzą, skaczą i piszczą.
Nic dziwnego. Każdy szczur robiłby na ich miejscu to samo, gdyby nie musiał walczyć o przetrwanie. Bo o walce o przetrwanie w świątyni szczurów nie ma mowy. Są one regularnie karmione przez specjalnie zatrudniony personel, który gotuje dla nich przysmaki z cukru, kokosu i sezamu. W całej świątyni poustawiano ogromne misy wypełnione mlekiem, do których szczury podbiegają, zanurzają pyski, przejedzone i przepite chlipią od niechcenia, a potem znowu biegają w tę i z powrotem. Dane o liczbie szczurów są bardzo rozbieżne. Jedni mówią, że jest ich tam dwa tysiące, inni że dwadzieścia tysięcy, a jeszcze inni że dwieście tysięcy. Ale umówmy się... To już chyba naprawdę nie ma takiego znaczenia. Bo każde miejsce, w którym pałęta się więcej niż jeden szczur woła o pomstę do nieba!
O pomstę do nieba nie wołają jednak wyznawcy hinduizmu, dla których biegające po świątyni szczury są istotami świętymi. Prawdziwym zaszczytem jest dla nich to, że jakiś szczur przebiegnie im po nodze, a już ogromne błogosławieństwo spotyka ich wtedy, kiedy któryś zdecyduje się usiąść im na głowie lub przyczepić do pleców. Największym jednak szczęściem, zapewniającym łaskę i dobrobyt do końca życia jest spotkanie szczura białego. Takich jest w świątyni podobno tylko pięć i są one wcieleniem samej Karni Mata. Jeżeli komukolwiek (przez przypadek lub nie) zdarzy się zabić jednego ze świętych szczurów mieszkających na terenie świątyni, musi ten czyn zrekompensować. A rekompensatą jest w tym przypadku złota figurka przedstawiająca zabitego gryzonia i posiadająca jego oryginalne proporcje. Zrobienie takiej figurki należy komuś zlecić, a następnie za nią zapłacić. Więc albo udajecie się do świątyni z pełnymi kieszeniami nie biorąc odpowiedzialności za własne instynkty, albo nie odrywacie wzroku od podłogi i patrzycie, po czym stąpacie, albo w ogóle tam nie jedziecie i szczury oglądacie tylko w okolicznych śmietnikach. (Tyle tylko że te tutejsze nie przyniosą Wam łask ani bogactwa.)     
Najważniejszym miejscem w świątyni jest ołtarz, przed którym ustawia się długa kolejka turystów. To tam znajduje się posąg bogini w otoczeniu najświętszych szczurów, które leniwie krążą wokół niego i co jakiś czas liżą rzucane im smakołyki. Takie polizane smakołyki turyści natychmiast biorą do ust i przełykają z wielką czcią. Szczurza ślina jest bowiem oznaką wielkiej łaski i często wprowadza ich w stan euforii.
- Pewnie co drugi turysta kończy w szpitalu – powiedziałam do pani M.
- Nie – odparła. – Szczury żyjące w świątyni są zadbane. W niczym nie przypominają naszych brudnych, śmietniskowych szczurów. Tamte są w miarę czyste, nieagresywne i przyzwyczajone do widoku człowieka. Oprócz tego, są dosyć małe – dodała, rozstawiając palce wskazujące w odległości około 20 centymetrów.
Gigantyczne – pomyślałam.
- Z ogonem takie – dodała, a odległość między jej palcami zwiększyła się dwukrotnie.
I wtedy zaczęłam się zastanawiać, jakim cudem te bestie mieszczą się w dziesiątkach podobno niewielkich otworów wykutych w ścianach i w wąskich kanałach stworzonych specjalnie w celu przemieszczania się. Przed tymi otworami Hindusi z namaszczeniem kładą słodkie kuleczki, ale szczury nie zawsze wykazują nimi  zainteresowanie. Czasem tylko od niechcenia potrącają je nosami.
- Jak dużo czasu potrzeba, aby otrząsnąć się z traumy po wizycie w tym miejscu? – zapytałam panią M.?
- Nie wiem – odparła. – Ja lubię szczury.
No cóż... Gdyby ktoś z Was, podobnie jak pani M., czuł szczególną więź z tymi gryzoniami i planował odwiedziny w świątyni szczurów, to główne obrzędy sprawowane są dwa razy w roku. Wtedy do Deshnoku przybywa najwięcej pielgrzymów z okolic Radżastanu (nie będziecie czuć się samotni!). W większości docierają do tego miejsca pieszo, przez piach pustyni. Turyści natomiast mogą tu dojechać autobusem lub taksówką kursującą na terenie całego stanu. Dla chcącego nic trudnego. Jeżeli będziecie zdeterminowani, żadna świątynia się przed Wami nie ukryje. A już na pewno nie świątynia z tysiącami szczurów wewnątrz.
Przez dość długi czas zastanawiałam się, czy w tym poście umieszczać jakiekolwiek zdjęcia. Po długim i trudnym procesie myślenia, stwierdziłam, że nie będę ryzykować. Ja już przez swoją traumę przeszłam. Na potrzeby tego artykułu obejrzałam chyba wszystkie dostępne filmy dokumentalne na temat tego miejsca. I to, co zobaczyłam, w zupełności przekonało mnie, aby podobnych widoków oszczędzić innym. Gdyby jednak ktoś z Was chciał zobaczyć świątynię szczurów w całej swej okazałości, poniżej znajduje się video, które możecie sobie obejrzeć :D I jeżeli później będziecie mieli ochotę podzielić się swoimi komentarzami, to ja chętnie je przeczytam.
Mniej odważnym dziękuję za to, że dobrnęli do końca artykułu, a bardziej odważnym życzę przyjemnej kontynuacji w postaci postaci poniższego video. Nie jest ono takie straszne, wybrałam jedno z wielu i to akurat takie w wersji light. Ja przeżywałam katusze, ale po tych wszystkich doznaniach chyba nawet wyleczyłam się ze szczurzej traumy. Jak skomentowała pani M., święte szczury z Deshnoku mają też moc uzdrawiającą :) Przekonajcie się sami.

Po więcej wrażeń zapraszam na www.isabelfuentesguerra.com