JustPaste.it

Nauka kontra ciemnogród? Prawdziwa nauka to dyskusja i walka o prawdę!

 

fot: pixabay.com fot: pixabay.com

Jak wygląda publiczna debata dotycząca systemu szczepień w Polsce? Konfrontuje się lekarzy i naukowców z rodzicami. Dlaczego? Dla sceptycznych przedstawicieli medycyny może być to ryzykowne. Grozi utratą pracy i ostracyzmem w ich środowisku.

Zwykle lekarze występujący w mediach podkreślają, że szczepienia to bezpieczna i skuteczna metoda zapobiegania zachorowaniom na choroby zakaźne. Rodzice opowiadają natomiast o doświadczeniach ze swoimi dziećmi, o obserwacjach popartych naukowymi dowodami, że mogą one wywołać poważne powikłania. Rodzice są na gorszej pozycji, bo historie ich poszkodowanych dzieci są nazywane „dowodem anegdotycznym”. Nie mogą też posłużyć się wyszeptanymi na ucho radami od świadomych ryzyka lekarzy.

Gorące emocje wokół tematu szczepień dzieci w radiowej Jedynce

Dzięki zaproszeniu od autora audycji „Eureka” Artura Wolskiego miałam możliwość wzięcia udziału w rozmowie z dr. Wojciechem Feleszką. Większość szczepień, które stosujemy dzisiaj, przeszła najlepszy test, jaki można sobie wyobrazić, czyli praktykę kliniczną kilkudziesięciu czy kilkuset milionów wstrzyknięć – podkreślił pediatra i immunolog z Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego. W odpowiedzi opisałam, jak daleki od ideału jest system monitorowania powikłań poszczepiennych, o których rodzic nie jest wcześniej informowany. Dla małych pacjentów stanowi to śmiertelne niebezpieczeństwo, o czym wielokrotnie pisałam na stronach „Warszawskiej Gazety”.

O opinię na temat audycji zapytałam kilku rodziców. Byłoby wspaniale, gdyby odniosła się Pani kiedyś do słów red. Artura Wolskiego, skądinąd miłego i kulturalnego, który zapewniał kilkukrotnie, że dr hab. Wojciech Feleszko „reprezentuje środowisko naukowe”. A Pani to niby kogo? „Ciemnogród”? Przypuszczam, że to niezamierzona, mimowolna manipulacja, wynikająca z pewnego przesądu i stereotypu, jakoby nauka była z istoty swej obiektywna i niekontrowersyjna. Moim zdaniem Pan dr hab. Wojciech Feleszko – o ile nie tkwi w żadnym konflikcie interesów – reprezentuje wyłącznie siebie; każde „środowisko naukowe” z całą pewnością wypracowuje i wygłasza najróżnorodniejsze opinie na każdy temat, nie tylko szczepień lub rezygnacji z nich. Prawdziwa Nauka to jedna wielka dyskusja i walka o prawdę, a nie konsensus i oportunizm – tłumaczy Wojciech.

Alicja ironizuje - Taki ciemnogród ze niejednokrotnie musi sie nieźle nagimnastykować żeby uporać sie z zawiłościami prawnymi, medycznymi i brakiem dobrej woli tzw. personelu służby zdrowia.

Anna dodaje -  W różnych "dyskusjach" to zdaje się jedyny argument: "światła nauka" kontra oszołomy. I merytoryczną stroną argumentów już nie trzeba się przejmować.

Rtęć nadal jest w szczepionkach

Sztandarowym argumentem lekarzy próbujących uspokoić rodziców, jest zapewnianie o usunięciu tiomersalu przez producentów ze szczepionek. Posłużył się nim również w rozmowie dr Wojciech Feleszko. Jakie są fakty? Można je znaleźć w Przeglądzie Epidemiologicznym w publikacji Aleksandry Gołoś i Anny Lutyńskiej z 2015 r. pt. Tiomersal w szczepionkach – aktualny stan wiedzy. „Tiomersal i inne organiczne związki rtęci nie są stosowane w żywych szczepionkach z uwagi na ich negatywne oddziaływanie na substancję czynną. Jednakże w szczepionkach inaktywowanych mogą być dodawane podczas niektórych etapów produkcji, takich jak zbiory wirusa z zarodków kurzych lub występować jako zawartość resztkowa w końcowym preparacie pochodząca z etapu inaktywacji niektórych antygenów (np. w pełnokomórkowych lub acelularnych szczepionkach z komponentem krztuścowym).” Australijskie badanie z 2010 roku również wykazało obecność tego związku w tak zachwalanych jako bezpieczne i oczyszczone szczepionkach sześciowalentnych. Czyli zmniejszono zawartość tiomersalu, ale całkowicie usunięto… tylko z ulotek.

Rada Sanitarno-Epidemiologiczna w 2009 roku wydała opinię w sprawie stosowania tiomersalu składającego się w połowie z rtęci jako środka konserwującego szczepionki: „Tiomersal jest substancją zawierającą związek rtęci, który może kumulować się w tkance nerwowej, wywołując, po przekroczeniu pewnych stężeń, efekty toksyczne. Dlatego, nie mając możliwości przewidzenia późniejszej akumulacji związków rtęci w organizmie (np. spowodowanej dietą), rozsądne jest unikanie stosowania związków rtęci pod każdą postacią. (…) W perspektywie do dwóch lat należy zastąpić preparaty równoważnymi lub skuteczniejszymi szczepionkami niezawierającymi związków rtęci.” Stało się inaczej.

Zdrowie indywidualne czy publiczne?

Pod koniec audycji prowadzący zapytał gości o pomysły na rozwiązanie problemów. Dr Wojciech Feleszko przyznał, że sankcje za rezygnacje ze szczepień mogą zostać zniesione, ale pod pewnym warunkiem – Należy karać tych co rozpowszechniają fałszywe opinie o szczepieniach zagrażające zdrowiu publicznemu. Skomentowała to Alicja - No to trzeba się będzie dokształcić pielęgniarkom i lekarzom – mając ma myśli miernej jakości, marketingowe informacje przekazywane rodzicom przez medyków.  

Czym właściwie jest zdrowie publiczne, któremu zagraża otwarta debata dotycząca ryzyka szczepień? Zgodnie z paradygmatem Lalonda, opartym o 40-letnie kanadyjskie badania i rozwijanym później przez wielu naukowców, stan zdrowia zarówno jednostki jak i społeczeństwa tylko w 10-15% zależy od świadczeń medycznych, ich jakości i dostępności. Obecny nacisk na poddawanie się procedurom medycznym (w tym szczepieniom) i wmawianie ludziom, ze w ten sposób zyskają lub zabezpieczą zdrowie, służy jedynie interesom podmiotów oferujących szeroko rozumiane usługi i produkty nazywane zdrowotnymi, nie służy natomiast rzeczywistej poprawie, czy zachowaniu zdrowia przez indywidualne osoby czy nawet społeczeństwo. Pomijanie 85-90 % czynników mających decydujący wpływ na stan zdrowia, jest zakłamaniem. Na stan zdrowia kluczowy wpływ ma styl życia i środowisko w którym żyjemy.

Zdrowie, według definicji ogłoszonej przez Światową Organizację Zdrowia w 1946 roku to „całkowity fizyczny, psychiczny i społeczny dobrostan człowieka”, a nie tylko brak choroby lub niedomagania. Dobrostan człowieka, a nie społeczeństwa. Zdrowie jest najcenniejszą wartością indywidualną każdego człowieka.

Środowiskom usługodawców oraz przedstawicielom przemysłu farmaceutycznego zależy na braku informacji o rzeczywistych czynnikach kształtujących zdrowie, gdyż powszechna świadomość ograniczyłaby zapotrzebowanie na usługi związane z opieką medyczną. A nie zapominajmy, ze jest to bardzo rozwinięta i wpływowa dziedzina gospodarki światowej, kreowana przez potężne koncerny.

Polska: Kraj chorych dzieci. Plagą są choroby przewlekłe

Alarmowała czytelników Gazeta Prawna dwa lata temu. „Już 20 proc. dzieci cierpi na choroby przewlekłe. W tej grupie najwięcej, bo aż 27 proc., zapadło na alergie, 18 proc. ma zniekształcenia kręgosłupa, 13 proc. – choroby oczu, a 5 proc. – zaburzenia rozwoju. Jak wynika z danych NFZ, w ubiegłym roku najwięcej porad ambulatoryjnych udzielono dzieciom w zakresie alergologii dziecięcej, chirurgii dziecięcej i kardiologii dziecięcej.” Pora zadać pytania o przyczyny.

Wstęp Petycji o indywidualny program szczepień dla dzieci umieszczonej przez „STOP NOP” na stronie CitizenGO stawia tezę i apeluje o podjęcie bardzo ważnej debaty. „My, rodzice dzieci, które doświadczyły powikłań poszczepiennych oraz wszystkie osoby, które mają na względzie ich dobro, w celu ich ochrony, apelujemy o podjęcie uchwały o potrzebie stworzenia indywidualnego programu szczepień oraz szerokiej debaty na temat obecnego i ciągle poszerzanego kalendarza szczepień. Stan zdrowia polskich dzieci jest coraz gorszy. Świadczą o tym alarmujące statystyki zachorowań i dramatycznie rosnąca liczba hospitalizacji dzieci, co jest bezpośrednio zbieżne czasowo z rozszerzaniem obowiązkowego kalendarza szczepień, wzrostem realizacji nowych szczepień zalecanych i użycia nowych szczepionek wieloskładnikowych (szczególnie u coraz intensywniej szczepionych niemowląt).”

 

Autor: Justyna Socha