JustPaste.it

KOD u bram – straszy nas wciąż duch „Okrągłego Stołu”…

 

 

barykody-01„Okrągły Stół” w roku 1989 był dla Polaków próbą wyjścia z impasu. Wszyscy oczekiwali, pełni optymizmu, że znienawidzona „komuna” zreformowała się na tyle, iż władzę odda i zaczniemy wszystko budować od nowa – na modłę kapitalistyczną. Zwolennicy „Okrągłego Stołu” są przekonani, że umożliwił on rozpoczęcie pokojowego i ewolucyjnego procesu demokratyzacji Polski. Często dają tu przykład krwawego scenariusza rumuńskiej rewolucji grudniowej z 1989 roku, nie chcąc słuchać argumentów o zasadniczej odmienności reżimów Jaruzelskiego i Ceausescu, który był faktycznym zbrodniarzem i nie wahał się użyć wojska oraz służb specjalnych do tłumienia protestów w Timisoarze. Niezadowolenie i wściekłość rozlały się wtedy na cały kraj. Cały tydzień pomiędzy 16. i 27. grudnia 1989 roku, lud walczył i protestował, obalając z bronią dyktatora, Nicolae Ceausescu.

Podczas gdy lud wykrwawiał się na barykadach, system opresji naprędce przepoczwarzał się, by już za moment stać się „demokratycznymi wybawcami”. Naprędce został zorganizowany zamach stanu, pozbyto się niedobitków, broniących starego reżimu a podczas pokazowego, wojskowego sądu dyktatora i jego żonę skazano na śmierć. Rumuni nie poczuli ani chwili wolności, stara władza sterów nie oddała.

Tymczasem dziś widać, że wiele przemawia za tym, iż model „Okrągłego Stołu” nie był alternatywą dla szykowanej naprędce krwawej łaźni – system gnił od środka i rozpadał się po kawałku. „Okrągły Stół” był zdradą, kroplówką dla stetryczałych towarzyszy partyjnych, którzy w ostatniej chwili dostali szansę na przeżycie. Opozycja powinna dać partyjnemu betonowi przetrwać trochę dłużej, ale ich ostateczne odejście pozbawione byłoby dwuznaczności, jaką stworzył „Okrągły Stół”. Piotr Wierzbicki opublikował w „Tygodniku Solidarność” artykuł pod tytułem „Familia, świta, dwór”, gdzie opisał istnienie trzech ośrodków w obozie solidarnościowym – grupy skupionej wokół Geremka, Kuronia i Michnika – intelektualistów z „familii”, „świty” premiera Mazowieckiego oraz „dworu” z najbliższego otoczenia Lecha Wałęsy. To oni rozgrywali karty i szykowali komunistom drugą szansę. Nie wszyscy klaskali. Była już wtedy silna opozycja wśród środowisk KPN, Solidarności Walczącej i PPS, które coraz częściej zaczęły mówić o tajnych obradach w Magdalence i używać „Okrągłego Stołu” jako symbolu zdrady narodowej. Również anarchiści brali udział w gorących protestach przeciwko tej „aksamitnej rewolucji”. 15. lutego 1989 roku „Pomarańczowa Alternatywa” w proteście anty-okrągłostołowym wyszła na ulice Łodzi. „Wszystko jest jasne” – pod takim hasłem odbyła się ta manifestacja. Happening pod hasłem „Wszystko jest jasne” przeprowadziło kilkunastu członków „Pomarańczowej Alternatywy” z Krzysztofem Skibą na czele. Ubrani na biało aktywiści szli główną ulicą Łodzi – Piotrkowską, trzymali w rękach białe transparenty bez napisów. Następnie uczestnicy happeningu zaczęli bandażować drzewa, budynki, a nawet przechodniów, wykrzykując przy tym hasło: „Rzeczywistość jest chora”. Nie był to jednak koniec akcji. Kolejnym elementem happeningu było dosłowne wybielanie – za pomocą białej farby – podręczników do historii. W ten sposób aktywiści realizowali swój postulat „Więcej białych plam”. „Wszystko w naszym kraju powoli staje się jasne. Im więcej konferencji prasowych i wywiadów z przedstawicielami rządu i opozycji, tym jaśniej. (…) Jest jasno, a będzie jeszcze jaśniej. Ilość białych plam w polskiej historii napawa optymizmem” – mówił Skiba z dachu kiosku „Ruchu”, by następnie rzucić w słuchający go tłum zgniłe jabłko – jak powiedział „zgniły owoc porozumienia narodowego”.

***

Jest rok 2016, 16. grudnia. Sejm odbywał ważne posiedzenie, gdzie większość parlamentarna „Prawa i Sprawiedliwości” miała zamiar przegłosować budżet na rok kolejny i przepchnąć ustawę dezubekizacyjną. Opozycja była bardzo zniecierpliwiona, do mównicy podchodzili kolejno parlamentarzyści „Platformy…”, nie wypowiadając się zupełnie na temat, a powtarzając wciąż slogany o łamaniu swobód mediów, które od nowego roku mają mieć ograniczony dostęp do posłów i senatorów (po postanowieniu marszałka Sejmu VIII kadencji). O tym, iż była to zorganizowana akcja, świadczą chociażby przygotowane wcześniej karki z napisami #wolneMedia. Kancelaria Sejmu chce, aby dostęp do głównego sejmowego holu miało tylko do dwóch dziennikarzy z jednej redakcji. Jak się dziś okazuje, problem ten został odsunięty przez mediacje z samymi zainteresowanymi, którą zaproponował Jarosław Kaczyński. Po zakłócaniu obrad poseł „Platformy Obywatelskiej” Michał Szczerba został wykluczony z posiedzenia. Był to sygnał do działania dla całej opozycji, jaka pod pozorem walki o wolność słowa chciała w Sejmie, jak i na ulicach, dokonać przymiarki pod „nocną zmianę”, jaka dokonała się w roku 1992, kiedy obalono rząd Olszewskiego. Również ten rząd ma być obalony, mimo że – o dziwo – jest to rząd, mający absolutną większość w parlamencie, a połączona opozycja nie osiąga progu poparcia dla „Prawa i Sprawiedliwości”. „Opozycja totalna” na ulicy chce rozegrać pokojowo – lub mniej pokojowo – swoje interesy i interesy grupy „trzymającej władzę” od roku 1989. Dziś strach padł na środowiska uprzywilejowane – od „Gazety Wyborczej”, stojącej na progu bankructwa, po byłych funkcjonariuszy WSI – na co dzień zajmujących się dziś działalnością przestępczą, przemytem czy handlem bronią. Komisja śledcza ws. „Amber Gold” pokazała, iż nie będzie litości dla sędziów na telefon, prokuratura zajęła się przestępcami w togach z Krakowa, wraca sprawa willi Kwaśniewskich – wszystkie te wydarzenia powodują panikę w obozie neoliberałów. Oni już zrozumieli, że to nie przelewki i że do odpowiedzialności zostaną pociągnięci ci, którym wydawało się, iż są panami życia i śmierci, że są nietykalni, bo za nimi stoi najwyższa kasta nietykalnych, potrafiących zamieść pod dywan każde śledztwo a nawet uciszyć wicepremiera Andrzeja Leppera.

Akcja w Sejmie była skoordynowana z działaniami Komitetu Obrony Demokracji na ulicy. Dziś już wiadomo, iż akurat na ten szczególny czas KOD uzyskał pozwolenie, by demonstrować 17.12.2016 przed Kancelarią Prezesa Rady Ministrów. 15. grudnia, w czwartek, prezydent Warszawy Hanna Gronkiewicz-Waltz wprowadziła w Warszawie dzień komunikacji miejskiej za darmo, z możliwością przedłużenia na następne dni (co uczyniono) – podobno z powodu smogu nad Warszawą. Smog pojawił się tego dnia dopiero późnym popołudniem a największy był w piątek wieczorem i w sobotę rano. Czy nie chodziło o to, aby możliwie jak największą ilość manifestantów ściągnąć w każdej możliwej chwili w dowolne miejsce Warszawy? I to „za darmo” (przecież ktoś zapłacił za te dni luzu komunikacyjnego), bez zbędnych kosztów i kłopotów w logistyce? A jak było w innych miastach? Media przekazały informacje, że była to akcja spontaniczna, zawiązana na komunikatorze FB. Czy wraz z nią „spontanicznie” udało się w kilka godzin zorganizować scenę, nagłośnienie, dziesiątki bannerów i obsługę logistyczną? Czy jednak „opozycja totalna” czeka na swój moment? (cdn.)

 

Autor: Roman Boryczko