JustPaste.it

Sukces dobrej zmiany.

 

Sukces dobrej zmiany

 

Rok rządów Prawa i Sprawiedliwości stworzył okazję do dyskusji nad „dobrą zmianą” - czy ona dobra, czy też przeciwnie – niedobra. Dyskusja ta w dodatku toczy się w podwyższonej temperaturze, ponieważ Nasza Złota Pani, w nadziei na podreperowanie swej reputacji, nadwątlonej głupstwami popełnionymi przy okazji „wędrówki ludów”, uruchomiła zarówno brukselskich mandarynów, jak i tubylczych starych kiejkutów do działań destabilizujących Polskę, żeby dzięki temu doprowadzić do ostatecznego rozwiązania der polnischen Frage – co może nawet przybrać postać scenariusza rozbiorowego, tym razem w wykonaniu spółki niemiecko-żydowskiej. Dlatego też, chociaż Prawo i Sprawiedliwość uważam za polityczną ekspozyturę Stronnictwa Amerykańsko-Żydowskiego, środowisko żydowskie w Polsce, podobnie jak i poza jej granicami, w sprawie destabilizacji politycznej w Polsce ściśle kolaboruje z Niemcami. W rezultacie swoich starych kiejkutów uruchomiła w Polsce nie tylko niemiecka BND, ale również izraelski Mosad, dzięki czemu w Komitecie Obrony Demokracji biorą udział agentury wszystkich trzech rządzących Polską stronnictw: żydowskiego, pruskiego, a nawet ruskiego, któremu destabilizacja Polski też nie jest obojętna. O ile jednak, na skutek przejścia naszego nieszczęśliwego kraju pod kuratelę amerykańską, Stronnictwo Ruskie spychane jest do głębokiej defensywy, o tyle siłą napędową działań destabilizacyjnych w Polsce jest kolaboracja Stronnictwa Pruskiego z Żydowskim, wzmocniona dodatkowo złością i złotem starego finansowego grandziarza Jerzego Sorosa, który wobec naszego nieszczęśliwego kraju też ma swoje niecne plany. Ta kolaboracja wzmocniona jest dodatkowo koordynacją polityki historycznej żydowskiej z polityką historyczną niemiecką. Niemiecka polityka historyczna nakierowana jest na stopniowe zdejmowanie z Niemiec odpowiedzialności za II wojnę światową, zaś polityka historyczna żydowska – na stopniowe przerzucanie tej odpowiedzialności na winowajcę zastępczego, na którego została wytypowana Polska, by w ten sposób zapewnić żydowskim organizacjom przemysłu holokaustu możliwość dalszego odcinania kuponów od wojennej masakry Żydów przez Rzeszę Niemiecką. Nie ma takiej bramy, której nie przeszedłby osioł obładowany złotem – mawiali starożytni Rzymianie - a ta sentencja sprawdza się zwłaszcza w przypadku Żydów, którzy bardzo chętnie łączą kult Najwyższego z kultem złotego cielca. Skoro tedy między niemiecką i izraelską centralą wywiadowczą istnieje taki foedus, to nic dziwnego, że – podobnie jak inne wydarzenia na wyższych półkach polityki światowej – również i on przekłada się na sytuację w naszym nieszczęśliwym kraju, w którym to rolę pasa transmisyjnego, przekładającego tamte wydarzenia na politykę wewnętrzną, pełnią wysługujące się obydwu centralom stare kiejkuty. Takie jest tło wydarzenia, jakie właśnie zachodzi na naszych oczach, w postaci historycznego kompromisu „Chamów” z „Żydami”.

Chamy” i „Żydy” były to frakcje w PZPR, powstałe po śmierci Józefa Stalina, kiedy to najpierw w Związku Sowieckim, a potem w innych „bratnich” krajach pojawiło się pytanie, na kogo zwalić ogrom zbrodni okresu stalinowskiego. Wiadomo było, że Stalin wszystkich ofiar osobiście nie zamordował, że ktoś musiał mu pomagać w eksterminacji milionów. Kto to będzie, na kogo wskaże nieubłagany palec? „Żydy”, jako sprytniejsze od „Chamów”, natychmiast przybrały kostium liberalny („zgoda, ja mogę być leberał, tylko wy o tem mnie powiedzcie”) i chociaż spod płaszcza Konrada widać im było ubeckie cholewy, to nieubłaganym palcem wskazały na „Chamów”, jako winowajców wszystkich nieprawości. Na takie dictum „Chamy” nie posiadały się z oburzenia: owszem – przyznawały – mordowaliśmy i łamaliśmy kości – ale przecież to wy, „Żydy”, wydawaliście nam rozkazy! Na to „Żydy” zareagowały oskarżeniem „Chamów” o „antysemityzm”, na które w roku 1968 „Chamy” odpowiedziały nawoływaniem „syjonistów”, by wyjechali „do Syjamu”. W rezultacie tego antagonizmu powstał jeden z dwóch nurtów demokratycznej opozycji w postaci „lewicy laickiej”. Skupiała ona dawnych stalinowców w pierwszym, albo i drugim pokoleniu. Drugim nurtem opozycji demokratycznej była „ekstrema”, to znaczy osoby i środowiska występujące przeciwko komunie w duchu niepodległościowej tradycji II RP i nawiązujące do tradycji Armii Krajowej, wskutek czego między „lewicą laicką” i „ekstremą” panowało napięcie i brak zaufania, ponieważ „ekstrema” doskonale pamiętała, jak w latach 40-tych i 50-tych „lewica laicka” ja mordowała i prześladowała na wszystkie możliwe sposoby. Z tego powodu w roku 1986 wybitny przedstawiciel „lewicy laickiej” Jacek Kuroń, za pośrednictwem płk Służby Bezpieczeństwa Jana Lesiaka, przekazał ówczesnej władzy, to znaczy – starym kiejkutom, czyli wywiadowi wojskowemu polityczną ofertę. Jeśli wywiad wojskowy dyskretnie pomoże „lewicy laickiej” w wyeliminowaniu „ekstremy” z podziemnych struktur, to „lewica” w rewanżu udzieli starym kiejkutom gwarancji zachowania pozycji społecznej w nowych warunkach ustrojowych i zachowania tego, co właśnie zaczynają sobie rozkradać z państwowego majątku. Oferta ta szalenie się starym kiejkutom spodobała, bo wiedziały one, że „lewica laicka”, chociaż się zbisurmaniła, to przecież serce ma, jak się należy, po lewej stronie, podczas gdy „ekstrema” nie ma serca ani po lewej, ani po prawej stronie, więc trzeba ją wymiksować. I tak się stało, dzięki czemu przy „okrągłym stole” i w Magdalence zasiedli już wybrańcy, do których generał Kiszczak miał pełne zaufanie i viribus unitis przeprowadzili sławną transformację ustrojową, w ramach której dokonano wiele zmian, by wszystko pozostało po staremu. Jednak, chociaż druga generacja „Żydów” podjęła kolaborację z drugą generacją „Chamów”, to obydwie strony starannie unikały ostentacji, między innymi dlatego, by mniej wartościowy naród tubylczy nie zorientował się w sytuacji i myślał, że z tą transformacją ustrojową, to wszystko naprawdę. Dlatego też do historycznego kompromisu między „Żydami” i „Chamami” wtedy jeszcze nie doszło. I dopóki nasz nieszczęśliwy kraj pozostawał pod kuratelą strategicznych partnerów, to znaczy – Niemiec i Rosji – to nie trzeba było niczego zmieniać. Potrzeba zmiany pojawiła się w roku 2013, gdy prezydent Obama, pod wpływem zawodu doznanego w Syrii, wrócił do aktywnej polityki w Europie Środkowo-Wschodniej, wskutek czego Polska ponownie trafiła pod amerykańską kuratelę, co wymagało ukształtowania sceny politycznej pod kątem potrzeb amerykańskiej polityki w tym zakątku Europy. W rezultacie polityczna ekspozytura Stronnictwa Pruskiego utraciła pozycję lidera politycznej sceny, na czele której wysforowała się polityczna ekspozytura Stronnictwa Amerykańsko-Żydowskiego z programem „dobrej zmiany” w charakterze makagigi. Ponieważ jednak Amerykanie w roku 2015 wciągnęli również starych kiejkutów na listę „naszych sukinsynów”, na co wskazuje polityczna wojna destabilizująca nasz nieszczęśliwy kraj, polityczne ekspozytury Stronnictwa Pruskiego w taktycznym sojuszu z Żydami, zjednoczyły się pod szyldem „obrony demokracji”. W ten sposób prezesowi Jarosławowi Kaczyńskiemu udało się doprowadzić do historycznego kompromisu „Chamów” z „Żydami”, co niewątpliwie można uznać za sukces „dobrej zmiany”.

 

Autor: Stanisław Michalkiewicz