JustPaste.it

Komisja Europejska planuje dekarbonizację transportu.

 

 

 

Po sektorze energetyki, na celowniku europejskich biurokratów zajmujących się „ochroną klimatu” znalazły się kolejne sektory gospodarki – budownictwo, ogrzewanie, rolnictwo i transport. W sektorach tych ma zostać ograniczona emisja CO2 do 2030 r. aż o 30%. Komisja Europejska już pracuje nad nowymi regulacjami w sektorze non-ETS.

Wiele osób może się zastanawiać dlaczego akurat transport ma być kolejną ofiarą polityki energetyczno-klimatycznej. Jak wynika z informacji przekazanych przez Europejską Agencję Środowiska, transport odpowiedzialny jest za jedną czwartą emisji gazów cieplarnianych w Unii Europejskiej, gdyż większość sektora transportu opiera się na paliwach kopalnych, czyli ropy naftowej, benzynie i gazie (96,34%). Aby zatem osiągnąć zakładane cele klimatyczne wskazane w Porozumieniu Paryskim z 2015 r. niezbędne będzie ograniczenie emisji w transporcie aż o 94%. Będzie to o tyle trudne, że emisja w tej gałęzi gospodarki wciąż rośnie. Szczególnie narażeni na nowe regulacje prawne będą właściciele ciężarówek, autobusów i autokarów, które emitują najwięcej zanieczyszczeń. Zmiany nie ominą też transportu publicznego.

Jeśli Parlament Europejski i Komisja Europejska przyjmą nowe regulacje prawne, to sektor transportu zostanie poddany olbrzymiej presji na spełnienie kolejnych absurdalnych wymogów uchwalanych pod hasłem „ochrony klimatu”. Uderzy to oczywiście w polskie firmy transportowe, które zostaną zmuszone do inwestycji bądź w nowe środki transportu bądź do ponoszenia „opłat klimatycznych”, pod postacią nowych podatków. Plany te są dziwnie zbieżne z pomysłami niemieckich Zielonych, którzy chcą zakazać rejestracji aut z silnikami diesla czy pomysłami na tzw. samochody autonomiczne. Taka sytuacja jest z pewnością na rękę producentom samochodów z napędem elektrycznym, do których zaliczają się też BMW, Audi, Mercedes i Volkswagen.

Widać, że niemiecki przemysł motoryzacyjny ma już opracowany plan zapewnienia sobie zamówień na najbliższe 10 lat i dłużej. Dublowana jest w ten sposób strategia zastosowana przez niemieckich producentów elektrowni wiatrowych i paneli fotowoltaicznych, którzy dzięki unijnej dyrektywie OZE, zagwarantowali sobie zbyt na własne produkty na długie lata.

Gdyby się ktoś pytał, to nie mamy nic przeciwko samochodom elektrycznym, ani hybrydom. Jeśli kogoś stać na takie przyjemności, to bardzo prosimy, ale za własne pieniądze i bez przymusu ze strony unijnych instytucji. Warto jednak zwrócić uwagę, że pod pretekstem „ochrony klimatu” i „ograniczenia emisji” prowadzona jest bardzo sprytna polityka gospodarcza mająca na celu wspieranie wybranych gałęzi przemysłu, by nie powiedzieć wprost, że konkretnych przedsiębiorstw. Dużą naiwnością byłoby przypuszczenie, że Komisja nie wie, co robi i kto naprawdę korzysta na unijnych regulacjach. Ten sojusz unijnych instytucji oraz globalnych korporacji jest aż nadto widoczny. Najbardziej jednak boli cała ta nieznośna propaganda, którą uzasadnia się nawet najbardziej absurdalne regulacje prawne. Aktualnie eksploatowany jest chwyt marketingowy pn. „realizacja Porozumienia Paryskiego wymaga od nas …”. W ten sposób da się uzasadnić każdy pomysł.

Sadźmy lasy, nie budujmy wiatraków.

http://www.euractiv.com/section/climate-environment/news/europe-urged-to-cut-all-transport-emissions-to-keep-climate-pledge/

 

Autor: stopwiatrakom.eu