Ten strzał był na zupełny chybił trafił. Wzięłam pierwsza rzucająca się w oczy książkę. Okazała się całkiem gruba cegła, lecz też całkiem lekka jak na pozycje o jej gabarytach.
Osobiście lubię takie puchate, lecz lekkie wagowo książki. Zawsze wolę słowo napisane od ekranizacji na jej podstawie. "Ranczo" czyta się dużo lżej niż ogląda mający wielomilionową oglądalność serial telewizyjny na jej podstawie.
Nie przepadam za tą produkcją, ale jako niepohamowany pożeracz wszystkiego co się książką zwie "Ranczo" też pochłonęłam.
Fabuła szybko się rozkręca, aby za chwilę znów prędzej zmienić dalszy bieg sfabularyzowanej akcji. Może nie z rumieńcami na twarzy, ale lektura zaliczona.
Staram się żadnej książki nie pozostawiam nie doczytanej. Najwyżej nie wracam do niej przez dłuższy czas, albo też i nigdy.