JustPaste.it

Co przydarzyło się Doñi Carmen

  

Wielkie historie o miłości zazwyczaj kończą się dobrze. Są jednak i takie, które kończą się mniej szczęśliwie, a także takie, które kończą się tragicznie. Jak się zapewne domyślacie, dzisiaj opowiem wam jedną z nich. Podpowiem tylko tyle, że nie jest to miłość z kategorii pierwszej. I nie jest też z drugiej. Przed przeczytaniem historii nic więcej ze mnie nie wyciągniecie.

A historię przeczytać warto. Ma ona bowiem tyle wątków, że o każdym z nich można by było pisać z osobna. My jednak skupimy się na tym, co najważniejsze. Na miłości.

Miłości, jaką żywiła piękna Doña Carmen (córka chciwego, porywczego i bezwzględnego człowieka) do pełnego wdzięku i równie mocno kochającego ją młodzieńca o wyjątkowo pasującym do tego typu historii imieniu - Don Luis. Zakochani, jak to w życiu bywa, zostali nakryci, co zakończyło się fatalnie dla pięknej Doñi Carmen, którą ojciec zamknął w jej własnym pokoju i zabronił wychodzenia gdziekolwiek. Jakby tego było mało, postanowił ją wydać za sędziwego, lecz zamożnego szlachcica pochodzenia hiszpańskiego, który oprócz uszczęśliwieniem córki, miał się zająć podreperowaniem domowego budżetu.

Doña Carmen, istota posłuszna i szanująca decyzję ojca, zamknięta w pokoju gorzko szlochała w towarzystwie Doñi Brígidy, swojej towarzyszki i powierniczki. Obie modliły się, jak na niewiasty przystały, o natchnienie i radę, w jaki sposób problem ten rozwiązać. Modlitwy najwyraźniej okazały się skuteczne, gdyż niedługo potem Doña Brígida stwierdziła, iż Don Luis powinien przynajmniej otrzymać wyjaśnienie, a co za tym idzie, Doña Carmen powinna napisać do niego list. List więc napisała.

Przejęta tą jakże niepokojącą sytuacją Doña Brígida zaniosła list zrozpaczonemu kochankowi, który na wieść o rychłej utracie swojej wybranki, walczył ze swoimi myślami. Tysiące pomysłów przychodziło mu do głowy, w jaki sposób nie dopuścić do ślubu, który miał ich rozdzielić na zawsze. Don Luis myślał, myślał... Aż w końcu wymyślił (jak na zdesperowanego kochanka przystało).

Jako że okno pokoju Doñi Carmen wychodziło na alejkę tak małą i tak wąską, że niemalże stykało się z sąsiednim budynkiem, pomysłowy Don Luis postanowił kupić dom znajdujący się po drugiej stronie alejki. Tak, aby wychodząc na balkon, mógł jedynie uderzyć kilka razy w ścianę, by jego piękna ukochana również wyszła na balkon i by w blasku księżyca razem mogli snuć plany na wspólną przyszłość.

I tak rzeczywiście się stało. Don Luis wydał majątek na zakup upragnionego domu, a Doña Carmen nie mogła uwierzyć własnym oczom, widząc ukochanego stojącego zaledwie kilka metrów od niej. I znowu wszystko było jak dawniej. Ich miłość kwitła na stykających się niemalże balkonach, usytuowanych ponad wąską alejką. Potajemne spotkania ukochanych trwały jednak do czasu.

Do czasu, kiedy na balkonie pojawił się również ktoś inny - przepełniony furią ojciec Doñi Carmen, który wtargnął do jej pokoju siłą, odrzucając wręcz na bok walczącą zaciekle Doñię Brígida, starając się powstrzymać go przed wejściem do środka. Niestety, jej starania nie przyniosły oczekiwanego rezultatu. Rozwścieczony ojciec wtargnął najpierw do pokoju, a po chwili znalazł się również na balkonie ze sztyletem w ręku. Ze sztyletem, którym bez zastanowienia zaatakował Doñę Carmen, jednym zaledwie szturchnięciem pozbawiając jej życia.

Dziewczyna opadła na ziemię, dłoń swoją nieustannie trzymając w dłoni ukochanego. Przerażony Don Luis czuł, jak z jego wybranki uchodziło życie. A kiedy w końcu uszło, zdołał jedynie złożyć pocałunek na jej zimnej, nieruchomej dłoni. I aby upamiętnić ten jakże tragiczny w swojej wymowie gest Don Luisa, znajdującą się pod balkonami alejkę nazwano Alejką Pocałunku. Można ją oglądać po dziś dzień w miejscowości Guanajuato, w środkowym Meksyku. 

O miłość trzeba walczyć do końca. I wy też walczcie. Bo w głębi duszy żadna kobieta nie chciałaby poślubić sędziwego szlachcica pochodzenia hiszpańskiego.

Podobne historie znajdziecie na: www.isabelfuentesguerra.com Wpadnijcie.