JustPaste.it

Dzieci Niesiołowskiego i Palikota wchodzą do gry.

Dzieci Niesiołowskiego i Palikota wchodzą do gry - niezalezna.pl
foto: Filip Błażejowski/Gazeta Polska

Kariery polityczne zaczynali, gdy w mediach brylowali autorzy przedsmoleńskiej kampanii nienawiści wymierzonej w śp. prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Podziwiali skuteczność swoich nauczycieli – Stefana Niesiołowskiego czy Janusza Palikota. W czasach rządów PO żyli jak pączki w maśle, z dala od swych rówieśników, nie mając pojęcia o zachodzących wśród nich przemianach. Podczas nieudanego puczu w Sejmie próbowali być jak Palikot i byli szczerze zaskoczeni, że dla młodych są synonimem obciachu. To dzięki nim pucz skończył się jako „ciamajdan” - piszą Piotr Lisiewicz i Grzegorz Wierzchołowski w najnowszym numerze tygodnika „Gazeta Polska”.

Powrót „przemysłu pogardy” w wersji hard, a więc tej stosowanej wobec śp. prezydenta Lecha Kaczyńskiego, był jednym z najważniejszych elementów puczu, który doprowadzić miał do odebrania władzy PiS.

Ten przemysł bardzo różni się od normalnej, także ostrej politycznej krytyki w demokratycznym państwie. Jego istotą było masowe użycie szyderstw odczłowieczających jego ofiarę i wywołujących nienawiść do niej. Ważnym elementem było przekraczanie wszelkich granic etycznych i tabu – wulgarne szydzenie ze śmierci, miłości do najbliższych, przedstawianie ofiary jako psychicznie chorej, „mlaszczącego karła”, jednym słowem osoby, której zniknięcie byłoby ulgą dla wszystkich.

W przypadku śp. Lecha Kaczyńskiego użycie tego repertuaru okazało się skuteczne także po jego śmierci w Smoleńsku. To przemysł pogardy przygotował grunt pod to, że znaczna część Polaków gotowa była pogodzić się z tym, żeby nie dochodzić prawdy o katastrofie.

Kaczyński kazał bić do nieprzytomności

Ostatnie wydarzenia pokazały, że także w tej sprawie Polska przeszła długą drogę i socjotechniki, które działały jeszcze w 2010 r., dziś wywołują odwrotny efekt.

Grupa posłów PO nazwanych przez media „młodymi wilkami” zaczęła uniemożliwiać „dyktatorowi” Jarosławowi Kaczyńskiemu poruszanie się po Sejmie, wykrzykując za nim: „Nie boję się pana!” lub insynuując, że wyrwał posłance Agnieszce Pomasce telefon i rzucił nim o ziemię.

Gdy Jarosław Kaczyński udał się na grób brata, grupa manifestantów próbowała uniemożliwić mu wjazd na Wawel. „Jarosław Kaczyński musi liczyć się z tym, że będzie te formy protestu widział w różnych miejscach. Albo się cofnie, albo będzie miał kłopoty z poruszaniem się po kraju!” – wyjaśniała Pomaska. „Przyznam, że widziałam w oczach Jarosława Kaczyńskiego furię. Nie wiem, czym to było powodowane, czy to było chwilowe, ale nie mam pewności, czy sam Kaczyński wie, co dzisiaj robi” – twierdziła też.

Sławomir Nitras nie tylko przerwał konferencję prasową Kaczyńskiego, lecz także wynosił rzeczy należące do posłów PiS z ich foteli. Chodził po Sejmie „mocno pobudzony”, nagrywając wszystko telefonem komórkowym. Mówił, że „wziął na siebie obowiązki dziennikarskie”.

Kinga Gajewska twierdziła zaś:

„Kaczyński grozi ludziom protestującym pod pałacem prezydenckim. Śmierć swojego brata uczcił jak zwykle wyzwiskami i nienawistnym przesłaniem”.


To samo, tylko w wersji ostrzejszej, powtarzała niewielka grupa manifestantów pod budynkiem Sejmu. Jednocześnie prowokacja z kładzeniem się na ziemi przez manifestanta miała na celu dowiedzenie, że Kaczyński kazał bić demonstrujących do nieprzytomności.

Kim są ludzie, których użyto do reaktywacji przemysłu pogardy? Jeśli coś różni „młode wilki” PO od Niesiołowskiego czy Palikota, to plastikowe, konformistyczne, bezbarwne, przeważnie bliźniaczo podobne życiorysy. Najczęściej wywodzą się bądź z komunistycznych rodzin, bądź z uprzywilejowanych warstw III RP. Ich wizerunek jako „młodych wilków” walczących z zacofanym PiS jest tylko produktem PR-owców.

Budka – syn działacza PZPR i Samoobrony

Młody poseł Borys Budka to syn Józefa Budki, w czasach komunizmu działacza PZPR, w III RP działającego w Samoobronie, a obecnie szefa powiatowych struktur PSL. Takie było środowisko, w którym wyrastał Budka, od 2002 r. najmłodszy przewodniczący Rady Miasta w Polsce, którą to funkcję pełnił w Zabrzu. Gdy Budka junior został ministrem sprawiedliwości w rządzie PO–PSL, „Newsweek” pisał:

„Nieżyczliwi mówią, że ojcem chrzestnym małżeństwa Budków był Jerzy G., prezydent Zabrza od 2002 roku. Były działacz komitetu miejskiego PZPR, naukowiec, erudyta, SLD-owiec. Jego rzeczniczką jest Katarzyna Kuczyńska, była dziennikarka. Jeden z przyjaciół Budki: – Tam się poznali, w urzędzie. Borys i Kasia. Oboje w tym czasie mieli własne związki, poprzednie małżeństwa. Dziś Kasia pracuje u wojewody. Pobudowali się w Gliwicach, mają córkę.

W listopadzie 2009 r. były już wówczas prezydent zostaje aresztowany pod zarzutem zabójstwa Lecha Frydrychowskiego. Biznesmen zginął w 2008 r., bandyci skrępowali go i podcięli mu gardło. Według prokuratury zleceniodawcą był właśnie Jerzy G. Sprawa jest mocno zawikłana, poszlakowa. Jerzy G. dostaje 25 lat więzienia, dziś jego proces zaczyna się od nowa z powodu uchybień w pierwszej instancji. Pełnomocnikiem prawnym G. zostaje poseł Borys Budka. Nie broni go w sądzie, nie jest adwokatem. Załatwia sprawy związane z eksmisją żony. Za darmo. – Nawet za cenę złośliwych komentarzy warto być po prostu człowiekiem – ucina Budka”.


Ojciec Kierwińskiego powiernikiem największych sowieckich tajemnic

Ojca najwyżej umocowanego w komunistycznym reżimie ma poseł Marcin Kierwiński. Co ciekawe, w mediach nazywał on PiS partią „skrajnie komunistyczną” w sprawach gospodarczych, a także taką, która „mówi językiem propagandy PRL-owskiej”.

Jego ojciec, generał Andrzej Kierwiński, od 1979 r. pracował w Sekretariacie Komitetu Obrony Kraju, w oddziale zajmującym się tzw. obiektami specjalnymi, w tym sowieckimi silosami atomowymi. – Jeżeli ktoś sprawował funkcje w Sekretariacie KOK, był jego oficerem, to poddawany był tak silnemu prześwietleniu, jak to ma miejsce w przypadku najwyższej rangi służb specjalnych. A ujawnienie czegokolwiek o sowieckich silosach oznaczało wyrok śmierci – mówił o nim w „Gazecie Polskiej” historyk, dr Lech Kowalski.

Kierwiński senior, zajmując przez lata kolejne funkcje w Sekretariacie KOK, potwierdzał swoje zdyscyplinowanie i sumienność, za co był wielokrotnie wyróżniany przez przełożonych. Przez 20 lat był też zaangażowanym działaczem PZPR – członkiem egzekutywy POP partii i przewodniczącym jednej z partyjnych komisji.

W 1980 r. został wysłany do ZSRS na kurs specjalistyczny. Jak wskazuje dr Kowalski, każdy oficer Sekretariatu KOK kierowany był co jakiś czas na szkolenia do Moskwy. Kierwiński realizował oczekiwania wierchuszki, sprawdził się w okresie stanu wojennego i w Sekretariacie KOK pozostał do upadku systemu w 1989 r. Po tej dacie jego awanse w wojsku nie ustawały. W latach 90. kierował m.in. Biurem Spraw Obronnych w Urzędzie Rady Ministrów.

Synem działacza partii postkomunistycznej jest też poseł PO Paweł Olszewski. Jego ojciec Wiesław Cezary Olszewski był w latach 1994–1997 wojewodą bydgoskim z nadania SLD.

Pomaska kontra procesja Bożego Ciała

Z Palikotem wielu spośród nich łączy pasująca klimatem do „Nie” Urbana niechęć do Kościoła katolickiego, manifestowana w sposób dla większości obywateli groteskowy. W święto Bożego Ciała w 2013 r. posłanka Agnieszka Pomaska stała się bohaterką tabloidów po tym, jak wrzuciła na Twittera zdjęcie, z którego wynikało, że jej rodzinie poruszającej się ścieżką rowerową nagle drogę zagrodził ołtarz.

„Ołtarz na środku drogi rowerowej... Z przyczepką i dwójką maluchów w środku byliśmy bez szans, hm...” – napisała posłanka pod zdjęciem. Posłankę PO wsparł Mariusz Grzegorczyk z SLD, przedstawiający się na Twitterze jako „członek Rady Programowej TVP Wrocław”. „Współczuję i klnę na sektę, której się wydaje, że jej wszystko wolno. Dzięki za wywołanie tematu. Podzwonię dzisiaj po komendach w terenie” – napisał.

Ta historyjka pokazuje, że pomyłka posła Arkadiusza Myrchy, prawnika z Torunia, który ogłosił, że jednym z Trzech Króli był Belzebub, nie była przypadkowa. Po prostu analfabetyzm w kwestiach religii wynika z klimatu panującego w tym środowisku, w którym rechot jest najbardziej oczywistą reakcją na praktykowanie wiary przez chrześcijan.

Gajewska – złote dziecko PO

„Misie, zostało jeszcze 8 miejsc na dzisiejszego Lisa z Premierem. 20.30 warszawa (…) Przywitamy tak PDT, że PiS-owi szczeka opadnie:)” – napisała na Facebooku Kinga Gajewska, przewodnicząca warszawskiego Stowarzyszenia „Młodzi Demokraci” we wrześniu 2014 r. „Spontaniczne” odśpiewanie nowo wybranemu „prezydentowi Europy” „Sto lat” w programie Tomasza Lisa stało się synonimem obciachu propagandy PO w tamtym czasie, tym bardziej że po nim gospodarz poprosił publiczność o przytaknięcie, że to nie on zainscenizował piosenkę.

Życiorys Gajewskiej typowy jest dla owych „złotych dzieci PO”. Do partii Gajewska wstąpiła już w wieku 18 lat, w latach 2011–2012 była stypendystką Wolnego Uniwersytetu Berlina, ukończyła także Szkołę Liderów Politycznych. W 2012 r. – mając zaledwie 22 lata – trafiła do Ministerstwa Sprawiedliwości, a dokładniej do Departamentu Strategii i Deregulacji. W 2014 r. została radną i kandydowała w wyborach do Parlamentu Europejskiego.

Z jej kampanii zapamiętana została głównie koszmarna wpadka – jej plakat z hasłem „POkolenie młodych szans” umieszczono na płocie całodobowej agencji towarzyskiej, tuż obok szyldu „Klub Oaza 24h”. W tym samym roku Gajewska poleciała na staż do ONZ w Nowym Jorku. Twierdziła, że sama pokrywała koszty zakwaterowania, wyżywienia i przelotów.

Dziennik „Polska The Times” pisał w 2015 r. o Gajewskiej:

„Jako radna, w grudniu 2014 roku złożyła oświadczenie majątkowe, z którego wynika, że udało jej się zgromadzić majątek w wysokości 164 tys. zł, jest także posiadaczką dwóch samochodów – Audi A3 z 2011 roku i BMW 118 Cabrio również z 2011 roku. Gajewska w oświadczeniu nie podaje ich wartości, ale udało nam się ustalić, że łącznie oba auta są warte ok. 100 tys. zł. Informacji o źródle poważnego dorobku 24-latki nie przynosi dalsza część oświadczenia”.

Gazeta zauważała również:

„Skupiona na studiach i partyjnej karierze Kinga Gajewska od co najmniej dwóch lat nie pracuje i nie wykazuje dochodów. Bez kredytu jest w stanie finansować dwie kampanie wyborcze, staż w USA i poświęcać się swojej pasji – drogim sportom motocyklowym”.

 

Autor: Piotr Lisiewicz, Grzegorz Wierzchołowski