JustPaste.it

System szkolnictwa jako niszczenie ludzkiej tożsamości

Tekst pierwotnie został opublikowany na łamach portalu Obiektywizm.pl

Tekst pierwotnie został opublikowany na łamach portalu Obiektywizm.pl

 

System szkolnictwa – aborcja na duchu ludzkim?

Po ukończonej szkole i zdanej maturze młody człowiek staje przed nowymi wyborami życiowymi. I tu wypada zadać sobie pytanie: kim ja właściwie jestem?

Od tego zależy dalsza droga życiowa. Jednak ta wyznaczona jest już znacznie wcześniej: przez sprawdziany, zadania i rozmaite zaliczenia zaburzające zdolności indywidualne każdego człowieka już od wczesnego dzieciństwa. Dziecko, zamiast − przykładowo − poświęcać czas na wybraną dyscyplinę sportową, kształcenie umiejętności plastycznych czy też dążenie do mistrzostwa w jakiejkolwiek innej dziedzinie, zmuszone jest siedzieć w ławce i wbijać sobie do głowy materiał przekazywany przez nauczyciela. Trzeba tu zaznaczyć, że część z tej wiedzy (jak chociażby matematyka) może mieć naprawdę duże znaczenie dla rozwoju intelektualnego. Można też powiedzieć, że dziecko na początku spędza w szkole cztery godziny dziennie, a później i tak ma czas dla siebie… Taka argumentacja napotyka jednak na dwa problemy. Pierwszym problemem jest moralność – niezależnie od tego, ile czasu tam spędzi i co będzie tam robić, zawsze jest to stosowanie przymusu i odgórne wyznaczanie zajęć. Drugi opiera się na ciągłości i problemie z wyznaczeniem granic – pojęcia „tylko” i „aż” są czymś relatywnym, innymi słowy – można nimi zręcznie manipulować i sprawnie przesuwać ich granice, aby powoli zrobić z tego nawet dziesięć godzin. Na każdego może to różnie wpływać. Część osób może nic nie wynieść z takiego trybu nauki − i co wtedy? Wówczas pozostaje marnowanie kilku godzin dziennie, przy czym dokładne znaczenie słowa „kilka” jest systematycznie zwiększane. Jeśli ktoś nie wynosi z takich zajęć kompletnie nic, jego pojęcie „ja” jest spychane w niebyt, gdyż są to po prostu godziny przesiedziane w ławce. Jego umysł, zamiast się rozwijać, jest niszczony jeszcze jako zarodek. Stąd określenie typu morderstwa – aborcja.

Nie będę tu skupiać się na kwestii, czy dzięki państwowemu szkolnictwu obywatelami łatwiej się manipuluje. Nie tego ma dotyczyć artykuł. Dotyczy procesu łamania ludzkiego ducha przez zamykanie go w klatce z fikcyjnymi problemami. Na coraz wyższych etapach edukacji zabierana jest coraz większa ilość czasu. Niektórzy radzą sobie z tym lepiej, inni gorzej. W przypadku tych, którzy radzą sobie gorzej – skąd mamy wiedzieć, ile wśród nich mogło być wybitnych jednostek, których talenty i ambicje zostały stłumione? Lub też ilu z nich poszło drogą niezdecydowanych, niemogących znaleźć swojego miejsca na świecie, studiując po kolei to i owo? Nie wiemy, ile osób stało się niespełnionymi i wiecznie poszukującymi sensu swojego życia właśnie przez rany odniesione wskutek przymusowego systemu edukacji.

Wcale nie oznacza to, że człowiek nie powinien się uczyć. Powinien się uczyć i dążyć do mistrzostwa. Problem w tym, że w dużej mierze szkoła może takie dążenie utrudnić. Swój cenny czas, marnowany na zajęcia szkolne, mógłby przeznaczyć na rozwój swoich pasji. A osoba odcięta od swoich pasji jest osobą odciętą od swojej tożsamości.

Tak, zagubiona tożsamość jest potencjalnym efektem poddawania umysłu ludzkiego działaniom systemu edukacji. Jedni znoszą to lepiej, inni gorzej. Dla tych, którzy znoszą to gorzej, jest to prosta droga w kierunku nijakości i wtopienia się w szary tłum. Ci jednak, którzy stawią opór, mają przed sobą ciężką drogę.

Rozwój własnych zainteresowań jest uwarunkowany czasem wolnym. Czyli czasem tylko dla siebie, który może być spożytkowany na podróż w głąb własnej duszy. Tam, gdzie możliwe jest przemyślenie swojej egzystencji. Brak takiej możliwości oznacza brak możliwości uchwycenia samego siebie, zrozumienia i określenia własnych dążeń. W przypadku szkoły głównym celem jest zdanie matury. Aby jednak do tego doszło, uczeń musi być do niej dopuszczony. Aby został do niej dopuszczony, musi ukończyć klasę maturalną. Już w tym zawierają się przedmioty niezwiązane z maturą, a więc tuż przed maturą uczeń musi przyszykować się z rzeczy mniej ważnych. Już na etapie wewnątrzszkolnym następuje więc zaburzenie hierarchii celów – zamiast skupić się na ostatecznym celu, ofiara zmuszana jest do spełnienia wymagań niemających żadnego znaczenia. Jest to także przyzwyczajanie do bezsensownych działań mających spełnić wymogi biurokratyczne. A opisane procesy odnoszą się przecież także do wszystkich wcześniejszych lat „nauki”. Za każdym razem ten sam schemat – uczeń, zamiast skupić się na tym, co dla niego ważne, jest przymuszany do wielu dziedzin, kompletnie niezwiązanych z jego zainteresowaniami (do czego jeszcze nawiążę). Zależnie od różnych czynników, może to wywrzeć odmienny wpływ na różnych uczniów. Te czynniki to własne nastawienie oraz takie zdolności jak umiejętność dostosowania się do środowiska czy skupienie. Różne osoby podążają różnymi drogami. Są osoby, które potrafią dostosować się do systemu szkolnego i jednocześnie rozwijać własne ambicje, dla innych materiał szkolny po prostu pokrywa się z zainteresowaniami. Jeszcze inni nawet przy ogromnych ambicjach mogą nie dawać rady z takich przyczyn jak ogromne ambicje, tyle że zorientowane na zupełnie inne cele niż owinięty w schematy szkolny materiał. Jest jeszcze grupa śmieszków – osób, które z góry nie zamierzają się wysilać nad obieraniem drogi życiowej. Preferują chodzenie do szkoły w celu spotkania z podobnymi im ludźmi, aby później pójść z nimi na imprezy, a szkołę skończyć – z racji różnic w umiejętnościach intelektualnych – z różnymi wynikami, później brnąć zaś przez życie jako nijakie jednostki. Podział ten jest dość luźny, bo w rzeczywistości mamy do czynienia raczej z pewnym kontinuum niż z jasno zarysowanym podziałem. Myślę, że osobowość trzeciego typu tkwi mniej lub bardziej w większości osób. Nie wszystkim jednak pasuje płynięcie pod prąd; wraz z wiekiem ich dążenia, w które mogliby włożyć ogromną energię zostają albo zepchnięte w niebyt na rzecz bycia pilnym uczniem − albo zamienione na imprezy. Choć na pewno są osoby, którym szkoła nie przeszkadza w rozwoju.

Miałem nawiązać do zajęć niezwiązanych z zainteresowaniami. Otóż pojawia się tu podobny problem, co we wspomnianym wcześniej zaburzaniu hierarchii celów. Mamy tu do czynienia nie z wewnątrzszkolnym zaburzaniem, lecz z ostatecznym daniem takiej ofierze sygnału, że szkoła ma być dla niej najważniejsza. Oczywiście, jak się ładnie powiada: ma czas na rozwój zainteresowań po lekcjach, kiedy wszystko ma już na następny dzień przygotowane. Aha, czyli jednak własne dążenia taka jednostka ma mimo wszystko spychać na bok i realizować się po godzinach. Jak już wcześniej wspomniałem, osoba odcięta od rozwoju własnych pasji jest faktycznie odcięta od swojej tożsamości. Jest to coś gorszego niż często wypominane zabijanie kreatywności, ponieważ sięga znacznie głębiej – do czegoś, co można by określić jako relacje z samym sobą. Nie twierdzę przy tym też, że szkoły kreatywności nie psują ani też że to dobrze, ale że jest to jedynie część szkód, jakie mogą wyrządzić.

Wspomniałem też, że w rzeczywistości mamy do czynienia bardziej z kontinuum, aniżeli z jasno zarysowanym podziałem na typy uczniów. Stwierdziłem tak dlatego, że każdy jakieś dążenia jednak ma − niezależnie od tego, że przed rozpoczęciem szkoły dzieci mogą się dzielić na bardziej i mniej ambitne czy też zorientowane bardziej na spędzanie czasu z resztą społeczeństwa bądź w samotności. W połączeniu z wymienianymi wcześniej czynnikami następuje przesunięcie w stronę któregoś z wymienionych typów. Nawet jeśli zostanie świetnym uczniem, umiejącym równolegle rozwijać swoje ambicje, to zawsze mógłby mieć na nie jeszcze więcej czasu, gdyby nie obowiązki szkolne. Ze względu na różny stopień odporności na czynniki zewnętrzne części łatwiej jest się przebić. Inna część, płynąca pod prąd, będzie nadrabiać straty ogromnym samozaparciem (które oczywiście zawsze jest potrzebne, lecz w wypadku osób bardziej okaleczonych systemem szkolnym, ze względu na dłuższy czas tłumienia umiejętności bądź większą konieczność realizowania ich po godzinach, jest jeszcze bardziej wymagane).

Dlaczego taka osoba nie miałaby rozwijać swoich umiejętności, tak by jak najszybciej móc zarabiać na swoich pasjach? Czy jednostka musi być skazana na zagubienie intelektualne przez dwanaście bezowocnych lat, przypominających bardziej kontrolę znajomości schematów przez biurokratę niemogącego znaleźć lepszej pracy aniżeli polepszanie swoich talentów pod okiem prawdziwego mistrza?

Interesującym problemem jest fakt powtarzania klasy za zbyt niską frekwencję. Przykładowo: uczeń notorycznie nieobecny na lekcjach biologii może przez to nie skończyć szkoły w ogóle, mimo że ani biologia go nie interesuje, ani też kompletnie nie ma zamiaru zdawać matury z tego przedmiotu. Znowu chodzi o to, aby wyrzec się własnego czasu, własnych poszukiwań − na rzecz przymusowego siedzenia w ławce.

Faktem jest, że jeden tryb nauczania jest niemożliwy do dostosowania do wszystkich osób. Nie chodzi już tylko o różnice intelektualne między poszczególnymi jednostkami. Jednym z ważnych elementów jest chociażby umiejętność pracy w grupie. Ktoś może powiedzieć: „Zaraz, ale jeśli ktoś nie będzie uczył się działania w zespole, to co będzie później, jeśli będzie się tego od niego wymagać w pracy?”. Otóż mamy tu do czynienia z niewiadomą: uczeń być może nauczy się pracy w grupie, ale równie dobrze może też (przy nastawieniu z góry negatywnym) jedynie się do niej zniechęcić, bo nie wyniesie nic pożytecznego z czegoś, co chce jedynie jak najszybciej zakończyć. To, że coś wyniesionego ze szkoły może pomóc w późniejszym życiu, nie jest jeszcze usprawiedliwieniem – właśnie dlatego, że może pomóc, ale również może przeszkodzić, ze względu na indywidualny odbiór rzeczywistości u każdego z osobna oraz indywidualną preferencję sposobów nauki czy też tolerancję na bodźce zewnętrzne. Owa niewiadoma czyni system niepewnym w skutkach.

Ktoś może powiedzieć, że jest to histeryzowanie, że znajdując się w przypadkowej grupie (np. w pracy) każdy może być na to skazany – ale zaraz, czy uczeń nie chodzi do szkoły właśnie dla siebie, po to, żeby z założenia właśnie jemu samemu było lepiej? Szkoła nie powinna służyć dokonywaniu eksperymentów na uczniu. Wtrącanie go do niewydajnej i działającej na jego szkodę instytucji jest zaprzeczeniem tezy o polepszaniu bytu ucznia.

Życie ludzkie jest procesem ciągłego poszukiwania sensu istnienia i polepszania swojego bytu. Te ciągłe poszukiwania zostają mocno zaburzone przez taki system, przez zmuszanie człowieka do walki z fikcyjnymi problemami.

Oczywiście, jak też wcześniej pisałem, należy unikać generalizowania. Nie można zakładać, że absolutnie żadne zajęcia szkolne nie rozwiną człowieka w jakikolwiek sposób. Jednak prawda jest taka, że w systemie szkolnym (przynajmniej na obecnych zasadach), w którym jednostka jest zamknięta w schematy, nieustannie szufladkowana i mająca do dyspozycji od razu cały pakiet bez wyboru niczego z osobna − uczeń staje się skazany na zagubienie własnej tożsamości.

Paweł Tałajczyk

 

Źródło: http://www.obiektywizm.pl/system-szkolnictwa-podejscie-drugie/