JustPaste.it

W bardzo ciekawych czasach przyszło nam żyć

 

W bardzo ciekawych czasach przyszło nam żyć. Chyba w historii świata na ziemi nie było takiego przyspieszenia, jak teraz. w jednym pokoleniu zdarzyło się tyle, ile nie zdarzało się na przestrzeni kilku wieków. Pokolenie moich rodziców, ale i moje było w stanie widzieć i doznać takich zmian, takich przeskoków w nauce, że, jak wspomniałem wcześniej było to nieosiągalne.

Czy to naturalna kolei rzeczy? Ja uważam, że nie. Czy to nam służy? Na pewno nie. Zatem po co to wszystko?

Właśnie. Po co? Należałoby się głębiej nad tym zastanowić. Ogromna rzesza ludzi widzi z tego wynikające korzyści. Ja i mnie podobni - niestety jest nas garstka w stosunku do globalnej ilości ludzi na ziemi - widzimy to zupełnie inaczej. Pisałem już o tym w innych miejscach, ale powtórzę. Nie dlatego, że mam sklerozę. Dlatego, żebyś się obudził. Dlatego, abyś zrozumiał. Abyś sobie uświadomił, jakie z tego powodu czekają nas niebezpieczeństwa.

Wystarczy cofnąć się jedno pokolenie do tyłu, czyli moje dzieci. Jak ja ciężko pracowałem, jako dziecko jeszcze, a moje dzieci. A ich dzieci?

Kto dziś myśli o rodzinie?. Kto dziś zastanawia się nad patriotyzmem? Czy najmłodsze pokolenie wie w ogóle, co to jest patriotyzm? Obawiam się, że nie. Kto ich ma tego nauczyć?

Dziewięćdziesiąt ponad procent dorosłego społeczeństwa pędzi gdzieś w pogoni za pieniędzmi. Oczywiście ogromna grupa ze wspomnianych pędzi, aby przetrwać, aby wyżywić rodzinę. Czy jest czas na spotkanie się z ojcem, matką, siostrą, czy bratem? Niestety nie. Nie mają czasu, aby wychować swoje dzieci.

Socjotechniczne ustawienie. Założenie rodziny wiąże się z kupnem, czy wynajęciem mieszkania, czy też domu. Oraz wyposażenie go. Czy wyobraża sobie ktokolwiek, aby nie było w nim telewizora, lodówki, komputera czy wielu jeszcze tym podobnych przedmiotów? Następnym wynalazkiem jest samochód, albo najlepiej dwa, po jednym dla każdego. Ilu lat potrzeba, aby to wszystko mieć? Ile należy zarabiać, aby to wszystko utrzymać?

A gdzie najważniejszy czynnik? Dziecko? o tym nie ma mowy. Bo przecież ta założona rodzina, aby mieć to o czym przed chwilą wspomniałem musiała wziąć przede wszystkim kredyty, które należy spłacać. Dziecko? Nie ma na nie miejsca. Wiąże się to z przerwą w pracy zawodowej matki. Niestety nie wystarczy na opłaty. Załóżmy, że jednak zdecydowali o tym, aby się pojawiło, albo po prostu wpadli. Jest ogromny problem. Urlop macierzyński trwa krótko. i co dalej? Niania? Przedszkole? Jeżeli nieopodal mieszkają rodzice jednej ze stron i jeszcze mają ochotę, aby pomóc - z bogiem sprawa. To jednak rzadkość w naszych CIEKAWYCH CZASACH. Dziecko wychowują wszyscy, tylko nie ci, którzy to robić winni. Rodzice? Etat za etatem. Pogoń za pieniądzem. i tak lecą latka. Dziecko dorasta. Rodzice się starzeją. Powiesz. Przecież to normalne. A gdzie ta normalność? A gdzie więzi rodzinne? z jakich wzorców korzysta Twoje dziecko? Jasne. Przecież szkoła ma go nauczyć tego i owego.

Co to jest szkoła? Tam pracują tacy sami ludzie, jak Ty. Zmęczeni, sfrustrowani, z problemami dnia codziennego. Czy oczekujesz, że oni załatwią Twój problem? Zapomnij. Do tego doszło wychowanie bezstresowe. Do tego doszły prawa ucznia. Czy uważasz, że ta osoba, która nazywa się nauczycielem, nauczy Twojego syna, córkę czegoś dobrego? Obwarowana przepisami, zakazami, nakazami? Kolejny raz zapomnij.

Okres dojrzewania Twojego dziecka. Staje się nerwowe, krnąbrne. Zaczynają się problemy. Alkohol, papierosy, używki, dyskoteki. Nieraz zaczyna się problem z prawem i nie tylko. Tym razem już na pewno zapomnij, że coś zmienisz. ZA PÓŹNO. Jednostkom się udaje. Ale tylko jednostkom. Twoje zdrowie zaczyna szwankować. Te kilka etatów, problemy w domu przerastają Cię. Twój wycieńczony organizm zaczyna powoli szwankować. Czy nie za wcześnie? Przecież nie masz jeszcze czterdziestu lat. No może masz, albo troszkę więcej. Ale czy to czas na choroby? Czy to czas na odejście? Tak, ponieważ pędzisz do doktorów, a ci nie pozwolą Ci za długo pożyć. Nie znajdą przyczyny Twojego stanu zdrowia. Nie mają czasu na edukację. Mają dokładnie taki sam problem jak Ty.

Ale przyjmijmy wariant optymistyczny. Przeżyłeś. Jesteś po lekkim udarze. To wielkie szczęście. Twoi koledzy z roku, jak się dowiadujesz, (ponieważ spowolniłeś masz więcej czasu) mają gorsze problemy. Jola ma nowotwór. Franek stwardnienie rozsiane. Ignac jest po wylewie, a Zosia leczona jest w szpitalu z kratami. Nie wytrwała. Przegraliście. A to dopiero powiedzmy połowa Waszego życia. Co dalej? Jesteś na rencie. Twoje pobory spadły diametralnie. Ale czy obniżyły się Twoje wydatki? A skądże. Wzrosły. Poza płaceniem rat za mieszkanie, samochód, masz przecież wspomniany telewizor, komputer, kilka telefonów ect. Za wszystko musisz nadal płacić. Doszły leki. Tych będziesz brał coraz więcej. Jesteś kierowany na konsultację do różnych specjalistów. A ci co mają z Tobą zrobić? Czy uważasz, że zdejmą z Ciebie to, na co zapracowałeś? ONI MAJĄ TEN SAM PROBLEM CO TY. Mogą po prostu przepisać kolejną partię leków (czytaj: TRUCIZNY). Chociaż z tej czynności wpadnie całkiem niezły pieniądz od koncernów farmaceutycznych z którymi podpisali umowę na ich dystrybucję.

Teraz masz problem. Ponieważ od wszystkich specjalistów medycznych dowiadujesz się, że do końca życia musisz brać tabletki na nadciśnienie. Na cholesterol. Na..., na..., na.

Każdy lekarz, do którego dotarłeś, wymądrza się na temat Twojego żywienia, uświadamia Ci, że żadnego tłuszczu. Żadnego czerwonego mięsa. Każe Ci zjadać dziennie pięć razy dziennie warzywa i owoce. Przestrzega Cię przed zjadaniem jajek. Zaleca margarynę i tym podobne świństwa. Ufasz mu oczywiście, ponieważ jest dla Ciebie autorytetem. Jest dla Ciebie ostatnią deką ratunku. Twój problem pogłębia się. On Wprowadził w Twoje ciało kolejne lęki, a Ty nie masz zielonego pojęcia, że on nie ma żadnej w tym kierunku wiedzy. Bo niby skąd. Przecież on nie jest dietetykiem. On nie miał żadnych wykładów dotyczących żywienia. A zresztą gdyby nawet miał? Przecież dietetycy po skończeniu studiów nie wiedzą nic. Nic co by miało Ci pomóc, bądź wesprzeć Twój schorowany i wycieńczony organizm.

Zastanawiasz się, bo masz na to czas, że nie wystarczy Twojej renty. Co teraz zrobić. Jak sobie poradzić? Zaczyna się kolejny problem. Druga połowa Cię denerwuje, dziecko jeszcze bardziej. Popadasz w depresję.

Do pomocy włączają się rodzice, teściowie. Na dzieci nie masz co liczyć. Przecież w pogoni za materią nie miałeś czasu pokazać im wzorców. Nie nauczyłeś ich szacunku do siebie, do starszych. Miłości do bliźniego, do MATKI NATURY. Zresztą. Kiedy szedłeś na studia Twoi rodzice pomagali jak mogli. Oczekiwali na starość wsparcia od Ciebie. Wierzyli, że jak skończysz studia, to Twoje życie będzie łatwiejsze. Nie będziesz się tak męczył, jak oni. Będziesz lepiej zarabiał. Będziesz miał spokojniejsze życie. Pomożesz im na starość.

Oni harowali na ziemi, jak osły. Tobie chcieli stworzyć lepszy świat. Zresztą cały czas im to wyrzucałeś. Po co się tak męczą. Ta praca na roli to "syzyfowa praca". Twój brat został na gospodarstwie.

Jest od Ciebie starszy. Ma rodzinę. Ma zdrowie. Ale globalizm też pomieszał mu w głowie. Wie, że to się nie opłaca. Zasiał na ogrodzie trawę, którą musi kosić dwa razy w tygodniu, aby ładnie było. Zlikwidował kury, kaczki, świnie. A kto by się tak męczył. Przecież na wsi jest już piąty sklep. Jeden nawet u sąsiada. Po wszystko chodzi właśnie do niego. Od czasu do czasu jedzie do miasta. Robi tam większe zakupy w molochach. Dostaje dopłaty unijne. Jakoś wiąże koniec z końcem. Ziemię obsieje zbożem. Ostatnio doradca rolniczy polecił mu nową odmianę. GMO. Nie wie o co chodzi, ale dowiedział się, że wydajność z hektara jest o czterdzieści procent większa. Zaciera ręce. Nie wie, albo nie chce wiedzieć, jakie to szkodliwe. Czym to grozi. Zasieje, opryska, nawiezie nawozami i kombajn mu zbierze. AMERYKA.

Tylko z tej Ameryki same problemy. Jego zdrowie też zaczyna szwankować.

Taki to właśnie obraz polskiej wsi dzisiaj widzę. Nie mogę powiedzieć, że tylko taki. Wiem, że normalne gospodarstwa też istnieją. Jest ich co prawda coraz mniej, ale są. Parę dni temu udałem się właśnie do takiego. Położone na końcu świata. Pod granicą białoruską. Piękne. Jej właściciel Pan Mirek, zapalony wariat nie przymierzając jak ja. Oj, Boże... żeby takich wariatów było coraz więcej. Tylko dzięki takim ludziom możemy przetrwać. Człowiek ten do którego nabrałem wielkiego szacunku tworzy, a może podtrzymuje tradycje polskiej wsi. Jak twierdzi jego ziemia nie widziała od lat żadnego nawozu. Nie widziała od lat żadnych oprysków. Chwała Ci Boże, że na naszej polskiej wsi są jeszcze tacy ludzie. Na siedemnastu hektarach, założył ogród biologiczny. Czego tam nie ma. Wszystkie zioła z całego świata. No, może prawie całego. Jak sam twierdzi jeżeli jakieś zioło przez dwa kolejne lata nie przetrwa zimy, to rezygnuje z jego upraw. Na pozostałej ziemi uprawia zioła i inne produkty potrzebne w jego gospodarstwie. Ma wiele zwierząt gospodarskich. Kury, kaczki, kozy. Czego tam nie ma? Zakupuje z różnych rejonów polski stare drewniane domy. Sprowadza je na swoje tereny. Składa. To bajka. Bardzo się cieszę, że Bóg pozwolił mi poznać tego człowieka. Ma gospodarstwo agroturystyczne. Przyjmuje gości i karmi ich produktami ze swojej ziemi, ze swoich hodowli. Tam trzeba być, aby to zobaczyć. Ponieważ znalazłem się w jego gospodarstwie w dniu zakończenia roku szkolnego, miałem przyjemność uczestniczyć w prezentacji ogrodu, ponieważ przyjechała tam grupa nauczycieli autokarem na wypoczynek po zakończeniu roku szkolnego. Gospodarz oprowadzał nas po gospodarstwie i omawiał pochodzenie niektórych ziół oraz korzyści wynikające z ich stosowania. Przy okazji odkryłem jeszcze jedną jego cechę. Jest wspaniałym mówcą. z jaką pasją opowiada o tym wszystkim. Jaką posiada wiedzę. Tylko ludzie z pasją mogą tak robić. Mogą osiągać takie wyniki. Im się opłaca. Nie narzekają. Nie lamentują. Jak sam powiedział nie podpada pod żaden z wariantów pomocy unijnej. Dlaczego? Pytam dlaczego? Przecież to właśnie takim ludziom należą się właśnie takie dopłaty. Oni tego nie skonsumują. Oni to pomnożą. Ale czy o to chodzi władcom tego globu? Jasne, że nie. Ten swoisty skansen żyje i bez ich jałmużny. Nawet władze gminne, czy powiatowe nie wspierają go. Temu ja się nie dziwię. On radzi sobie sam. Daje zatrudnienie wielu ludziom z okolicy. To miejsce szczególnie uduchowione. Ale poza tym co tam jest, jest jeszcze jedno. Człowiek ten założył przed laty firmę.DARY NATURY. Skupuje od okolicznych rolników zioła przez nich uprawiane w gospodarstwach ekologicznych. Skupuje również zbierane przez okolicznych ludzi dobrodziejstwa natury rosnące naturalnie. Suszy. Przygotowuje je w różnych proporcjach jako herbatki, przyprawy, czy wreszcie kompozycje do szlachetnych nalewek, za pomocą których możemy pozbyć się, albo ustrzec przed różnymi chorobami.

To trzeba zobaczyć. Tego należy nauczyć się od tego człowieka.

Pasja. Ona pozwoli czynić cuda. Polecam wam szanowni rolnicy, którzy posialiście trawę w waszych ogródkach. Którzy zlikwidowaliście swoje hodowle. BO SIĘ NIE OPŁACA. Jedźcie tam. Zobaczcie. Zaraźcie się tą chorobą. Zacznijcie czynić dobro dla pokoleń następnych. Nie wyniszczajcie się. Nie wyniszczajcie natury, swoich bliskich, którzy z konieczności muszą kupić gotowy produkt. Wracajcie z powrotem na wieś, jak ją zostawiliście, a na niej swoich starych rodziców. Bo to się opłaca. Dla Was i potomnych, których zostawicie. Może jeszcze nie jest za późno, abyście wrócił do zdrowia. Abyście stworzyli dobre relację z własnymi dziećmi. Abyście w końcu nie musieli co miesiąc wydawać ogromnych kwot na opłacenie kawałka mieszkania, a pieniądze zainwestujcie w ziemię. MATKĘ ZIEMIĘ. Nieskończoną rodzicielkę. Ona Wam za to sowicie wynagrodzi. Da Wam zdrowie, szczęście i miłość, których tak bardzo nam dziś potrzeba. A praca na niej da kondycję, spokój wewnętrzny i harmonię z Bogiem.

 

Autor: Bonifacy Czerniak