JustPaste.it

X jubileuszowy zjazd rodu Kostów i rodzin spokrewnionych w Leśniewie

30 sierpnia, a więc z dużym wyprzedzeniem, dostałem zaproszenie na X jubileuszowy zjazd Rodu Kostków i rodzin spokrewnionych w dniach 9 – 11 października w Leśniewie

30 sierpnia, a więc z dużym wyprzedzeniem, dostałem zaproszenie na X jubileuszowy zjazd Rodu Kostków i rodzin spokrewnionych w dniach 9 – 11 października w Leśniewie

 

Ponieważ byliśmy na IX Zjeździe rodu Kostków (także w Leśniewie) w, z którego zresztą napisałam artykuł: IX zjazd rodu Kostków w Leśniewie, pierwszą moją decyzją było, nie jedziemy. Chociaż uwielbiamy wycieczki turystyczne połączone z jakąś imprezą okolicznościową, ale jeżeli już, to chcielibyśmy zobaczyć coś nowego, poznać nowe miejsca i nowych ludzi.

Nie chciałem też jechać z tego powodu, że, zamiast zająć się uzupełnieniem rodowodu naszej rodziny i wywiedzeniem związku Kostków lubelskich z Kostkami z Rostowa, zająłem się remontem swojego jachtu pełnomorskiego. Jak siostra zwracała mi uwagę, abym zajął się poważnie rodowodem, śmiałem się, że widocznie Jan Kostka podczas przygotowywania tekstu i podpisania aktu Unii Lubelskiej (której był sygnatariuszem) w  1569 r, spłodził i zostawił swoich potomków w Lublinie (lub ściągnął do Lublina swoich krewnych).

Co prawda bardziej prawdopodobne jest, że to Elżbieta Zofia Kostka i córka jej brata Franciszka - Joanna Sternberg-Kostka, żony Zygmunta Aleksandra Tarły i Piotra Aleksandra Tarły (wojewody lubelskiego), właścicieli zamku w Janowcu, ściągnęły tu swoich krewniaków Kostków, którzy osiedlili się w tej okolicy na stałe. Możliwe jest też, że syn Stanisława Młodzianowskiego (herbu Dąbrowa), który z małżeństwa z Aleksandrą Czyżowską miał syna Stanisława Kostkę (odrzucił część nazwiska i pozostał przy Stanisławie Kostce). Jego siostra Helena, została żoną Franciszka Tarły, kasztelana lubelskiego (sic!).

Siostra namawiała mnie do zmiany decyzji, kusiła zwiedzaniem nowych miejscowości. W końcu gościnność i serdeczność pary gospodarzy zjazdu: Kasi i Kazimierza Grothów, przeważyła i zgłosiliśmy nasz udział (mieliśmy też nadzieję na poznanie nowych Kostków).

Ponieważ, mieszkamy w Szczecinie, wybraliśmy się na zjazd już w piątek rano, mając w planach odbicie na południowy wschód i zwiedzenie Malborka. Mieliśmy też miedzy postój i zwiedzanie Szczecinka. Zajechaliśmy do Malborka po 14:00, a zwiedzanie było tylko do godz.: 15 tej. Ale dołączyliśmy do wycieczki z Wrocławia i udało się nam zwiedzić twierdzę Malbork. Z Malborka pojechaliśmy już prosto do Leśniewa.

6b1c6971fd75c4953753c0a804504975.jpg

Zakwaterowaliśmy się w sąsiedniej Agroturystyce i pojechaliśmy na kolację do gospodarzy zjazdu Katarzyny i Kazimierza Groth. Okazało się, że oprócz nas jeszcze nikt z gości nie dojechał, że czekamy na Wiktora Adama Kostkę z Białowieży, dzięki zgłoszeniu którego (z rodziną) oraz Rity i Leonarda Kostka zjazd się odbędzie. A  według gospodarzy było już niewesoło: mało zgłoszeń, zajęta remiza strażacka, ale potem wszystko się odmieniło i zjazd mógł dojść do skutku.

W sobotę o 10:00 poszliśmy na śniadanie do gospodarzy zjazdu. Dotarli już pierwsi goście zjazdu: Wiktor Adam Kostka (jednak bez rodziny), Jerzy i Cecylia Kostka, Michalina Kostka, Kazimierz Kostka, Teresa i Grzegorz Kostka, Maria Furtek, a nieco później dotarli Rita i Leonard Kostka. Po śniadaniu odbyło się Walne Zgromadzenie Członków (w drugim terminie), podczas którego zadzwonił do Jerzego (vice prezesa) prezes zarządu: Paweł Kostka de Sztemberg z Francji. Goście zostali przy stole do mszy św. w intencji rodzin uczestników zjazdu do godz. 16:00, a my z Michaliną Kostką pojechaliśmy zwiedzić Puck. 

Na mszy było nas jeszcze tylko 20-tu (plus dzieci), a po mszy złożyliśmy kwiaty i zapaliliśmy znicze na grobach rodziny gospodarzy zjazdu. W remizie czekali na nas kolejni goście i można było powitać szampanem już ok. 50 gości. Tym razem ozdobą zjazdu była Rita Kostka ubrana w strój regionalny i Agnieszka Lemke (córka gospodarzy), siła organizacyjna i sprawcza zjazdu, miss foto (i miss rodu) ubrana w strój sympatycznie nowoczesny. Z mężczyzn najbardziej kontaktowym rozmówcą i doskonałym tancerzem (w mundurze leśnika), okazał się Wiktor Adam Kostka, który obtańcował chyba wszystkie panie.

Zaczęliśmy jak na poprzednim zjeździe od szampana i wspólnych tańców w kółeczku, sutego posiłku, napoi i alkoholi. Jednak tym razem przy stole obok nas mieliśmy 3 krzesła puste, i zabrakło mi sąsiadów - grupy młodzieży, która podczas poprzedniego zjazdu nie pozwoliła abym miał pusty kieliszek. Polak (Kościuch), żeby się dobrze bawić musi się napić, więc tym razem to mąż siostry Elżbiety (który aby się dobrze bawić, musi być stosunkowo  trzeźwy) reprezentował nas w dziedzinie tańców wystarczająco. Tym bardziej że do tańca porwała go przedstawicielka młodej generacji rodu (młodzież zwracała się do nas sympatycznie: ciociu i wujku) strasznie miła, „szalona” Ania. Okazało się, że młodzi, mieli niezwykłe poczucie humoru (mocne głowy), byli bardzo bezpośredni i towarzyscy. 

Jedzenie na zjeździe było jak zwykle wyśmienite, nie byliśmy w stanie skosztować każdej potrawy (alkohole we własnym zakresie). Ponieważ na zjeździe, pokazało się kilka nowych osób (Kostków), udostępniono im mikrofon, aby mogli przedstawić się zebranym. Pierwszy przedstawił się mgr Wiktor Adam Kostka emerytowany nauczyciel dyplomowany Zespołu Szkół Leśnych w Białowieży, przewodnik licencjonowany po terenie Puszczy Białowieskiej, zapraszając jednocześnie zebranych na XV zjazd rodu Kostków do Białowieży.

Następnie przedstawili się Leonard Kostka – mgr inż. leśnik, który przeczytał ze starego sztambucha, co ma zapisane o swoich przodkach Kostkach, oraz Rita Kostka mgr pedagogiki opowiedziała o Hubertówce Ognisku Kultury Rodzinnej Św. Huberta w Gietrzwałd. Skłoniła nas też do wspólnego zaśpiewania Roty: „Nie rzucim ziemi skąd nasz ród”. Kolejnymi Kostkami, którzy się przedstawili byli Teresa i Grzegorz Kostka i jego siostra Furtek Maria. I to właśnie Maria opowiedziała o tragicznych losach ich rodziny.

Aby odstresować towarzystwo, musiała znowu zabrzmieć muzyka i poniewczasie (po północy) przypomniano sobie o wspólnym zdjęciu (gdy cześć starszych gości poszła już spać). Ponieważ nie piliśmy zbyt dużo (a może podkład był wystarczająco syty), bez problemu doczekaliśmy do "kto w styczniu - grudniu urodzony", dzielenia tortu a nawet orzeźwiającego barszczu. Jednak o 1:30 nogi mieliśmy już jak z waty, a powieki trzeba było podtrzymywać zapałkami, więc poszliśmy grzecznie spać.

W niedzielę większość gości poszła na Mszę Św. o 9:30, tylko kilku niezorientowanych gości czekało pod remizą już o 10:00 na pożegnalne śniadanie (w tym niestety my, spakowani już do wyjazdu). Była okazja, żeby pogadać w mniejszym towarzystwie, obejrzeć na laptopie zdjęcia zrobione przez córkę Agnieszki, wymienić się wizytówkami, pożegnać i rozjechać we wszystkich kierunkach. My jak zwykle korzystając z okazji, pojechaliśmy na Hel, gdzie m/in spotkaliśmy nurków, którzy odnaleźli wrak Wodnopłatowca Lublin R-VIII.