JustPaste.it

Kapitalizm to nie dzieło Boga.

 

 

Odpowiedź na artykuł Michała Gniadek-Zielińskiego „Kapitalizm – dzieło Boga!”
(„Myśl Konserwatywna” nr X, październik 2016) – artykuł jest pomieszaniem prawd, półprawd i fałszów. Nie zgadzam się z jego przesłaniem, bo „kapitalizm” (jak go potocznie rozumiemy od ponad 150 lat) nie jest ani od Boga, ani ustrojem zgodnym z Bożym planem. Dlaczego? Poniżej wyjaśniam.

 Motto:
„Jedynym źródłem bogactwa jest praca,
bowiem tylko ona posiada zdolność
tworzenia nowych wartości.
Jeśli praca wspomagana jest kapitałem,
jej efektywność wzrasta,
ale nawet bez udziału kapitału
praca zachowuje swoje zdolności twórcze.
Kapitał zaś bez pracy jest martwy i bezużyteczny.”
Krzysztof Dzierżawski (1948-2004)

Bóg dał człowiekowi w pewnym sensie i wędkę, i rybę, bo „darów Bożych” jest wokół nas mnóstwo. Ale przede wszystkim dał Bóg duszę, sumienie, instynkt wspólnotowy i przykazanie miłości bliźniego. Tak, dał też wolną wolę i prowadząc nas przez drogę pełną wyzwań i wyborów – postawił nas przed próbą charakteru. No właśnie…

M. Gniadek-Zieliński (dalej M.G-Z.) pisze: „tylko ten, kto podoła, znajdzie się w Królestwie Niebieskim”. Podoła – czemu? Wysiłkowi pracy? Okiełznaniu swojego egoizmu? Otóż tu widać już jednostronność podejścia Autora do sprawy. Zgadzam się, że jałmużna (dzisiaj zasiłki) to swego rodzaju działanie demobilizujące i demoralizujące. Ale Autor zapomina także o postawach żarłocznej chciwości , manifestującej się w „wyciskaniu pracowników jak cytryny”, oszukiwaniu, niskich płacach, agresywnej walce rynkowej, wrogich przejęciach, szpiegostwie gospodarczym, aż po zabójstwa.

I zgadzam się, że trzeba ludzi wychowywać i motywować do samodzielności, do odpowiedzialności za swoje życie, do wysiłku, pracy, zaradności. Ale to nie koniec. Trzeba im także zaszczepiać odpowiedzialność za rodzinę, społeczność, za wspólnotę, za ojczyznę.

Dlatego nie mogę zgodzić się na stwierdzenie „katolik powinien dążyć do bogactwa”, bo jego nadrzędnym celem jest dążenie do miłości, dawania świadectwa i osiągnięcia stanu ducha, który pozwoli zostać zbawionym. Oczywiście, nie stoi to w sprzeczności z uczciwym bogaceniem się. Ale to zupełnie inna kolejność priorytetów.

W chrześcijaństwie, w naukach Jezusa Chrystusa nie chodzi o to, by być bogatym kapitalistą, paniskiem, które będzie zatrudniać „maluczkich”, lecz o miłość, wspólnotę, wspólnotowość, dzielenie się owocami pracy. W tym kontekście M.G-Z. nieco demagogicznie używa przypowieści o talentach. Pomnażanie talentów nie oznacza, ze robię to dla siebie, wręcz odwrotnie, dla kogoś (dla Pana, gospodarza, wspólnoty). Dlaczego pracownik ma „rozumieć intencje swojego pracodawcy” i – gdy nie rozumie – być „wyrzucanym na zewnątrz – w ciemności”, ale odwrotnie już to ma nie działać?! Tym bardziej, że – jak pisze M.G-Z. – „należy kierować się wzajemnym zyskiem”.

Ten „wzajemny zysk” to jedna z centralnych spraw, o którą toczy się dziejowy bój. Bo przecież – stosując przykazanie miłości i nauki Jezusa – powinniśmy dzielić się owocami pracy, jeżeli razem te owoce wytworzyliśmy. To jest dla mnie najgłębszy sens wspólnoty wytwórczej zgodnej z zasadami Bożymi. Wspólnie wytworzyliśmy – dając pieniądze, pracę, pomysły lub maszyny – wspólnie czerpiemy z wypracowanych owoców lub z przychodów uzyskanych ze sprzedaży tych owoców.

Tu nie ma nic, kompletnie nic z socjalizmu. Zgadam się z M.G-Z., że rozdawnictwo odgórne i zasiłki to socjalizm, który jest przeżytkiem państwa opiekuńczego (właściwie – nadopiekuńczego). Jednak, gdy oddolnie się organizujemy, wytwarzamy razem, to każdemu się należy – nie ma tu żadnego rozdawnictwa ani zasiłku. To jest wspólnota kapitału i pracy, wspólnota, która prowadzi do wspaniałej, zgodnej z Duchem Bożym, „trzeciej drogi” wyśmiewanej przez M.G-Z., który nic o niej chyba nie wie, pisząc „”nie wiadomo czym ma być”. Doskonale bowiem wiadomo, czym ma być!

Trzecia droga ma być wspólnotową, eliminująca wyzysk (w jedną czy drugą stronę – ani pracownicy nie powinni wyzyskiwać pracodawcy, ani odwrotnie) organizacją procesu wytwórczego, w wyniku których następuje podział owoców pracy pomiędzy wszystkich (aktywnych) współuczestników tego procesu. To jest wspólnota w imię Boga, gdzie respektuje się wkład każdego – bez rozdawnictwa, bez demoralizacji, bez nadopiekuńczości, bez socjalizmu. Piszę o tym od kilku lat – patrz np. moja e-książka „Wyzwolenie pracy. Nowa ekonomia postkapitalistyczna” (do ściągnięcia ze stronywww.korreus.pl). To jest ten kierunek, w którym idzie nauka społeczna Kościoła. To nie żaden korporacjonizm, to nie socjalizm, to nie interwencjonizm ani, tym bardziej, kolektywizacja. M.G-Z. raczej nie rozumie różnic pomiędzy pojęciami i za bardzo jest zapatrzony w „kapitalizm”, który – bez ram i zasad – staje się terenem eksploracji żarłocznych globalnych korporacji, niszczenia konkurencji i małego biznesu, a w efekcie prowadzi do fetyszyzacji pieniądza, zysku, aż po spekulację i kryzysy, które się wokół nas rozgrywają.

Ale zapytajmy najpierw, czymże jest ten, tak chwalony przez M.G-Z., kapitalizm. Kapitalizm, jaki znamy przez ostatnie półtora wieku, można scharakteryzować czterema cechami:

  • Najemnictwo (forma nowoczesnego uzależnienia ludzi pracy od kapitału martwego, tj. od pieniądza i maszyn, współczesne niewolnictwo i system kontroli)
  • Dążenie do zysku finansowego i jego maksymalizacji (gloryfikowanie egoistycznych postaw „biznesowych”)
  • Koncentracja dóbr na skalę globalną (nierówności, napięcia, przepaść bogaci a biedni, podważenie demokracji i zgodnego współżycia, wyeliminowanie ludzi pracy z podziału owoców pracy)
  • Rywalizacja, czyli wyniszczająca walka (z wyjątkiem sytuacji zmowy monopolistycznej lub tp.) zwana konkurencją na wolnym rynku, a de facto będąca KONTRA-kurencją na ograniczonym przez wielkich pseudo-rynku (walka przeciw – zamiast współpracy).

Te cztery istotne cechy kapitalizmu odcisnęły już mocno swoje piętno na społeczeństwach naszego globu. Jesteśmy zmęczeni:

  • ciągłą walką o przeżycie, wiązanie końca z końcem, płacenie rachunków,
  • ciągłym szukaniem lub utrzymywaniem „miejsca pracy”,
  • spłacaniem długów, kredytów,
  • inflacją, kryzysami,
  • egoizmami grupowymi, poczuciem wykorzystania, wyciskania nas „jak cytryny”,
  • brakiem poszanowania i partnerstwa.

Ale temu można zaradzić, tworząc zręby nowego ustroju, właśnie owej „trzeciej drogi”, wprowadzając:

  • Zniesienie NAJEMNICTWA: likwidacja bismarckowskiego ETATU; każdy obywatel = podmiot gospodarczy; nowe prawo cywilne
  • Zniesienie ZYSKU z piedestału: wprowadzenie „bilansu dobra wspólnego”; silne preferencje dla wspólnotowych form gospodarowania (akcjonariat prac., spółdzielnia, kooperatywa, spółka właścicielsko-pracownicza, spółka pracownicza); pieniądz bez-odsetkowy (!)
  • DEKONCENTRACJĘ dóbr w skali globalnej i lokalnej: reset długów (!); podział owoców pracy między wszystkich interesariuszy; instytucje ekonomii dobra wspólnego: banki komunalne i spółdzielcze, TUW-y, obywatelskie kasy chorych, bon oświatowy; nakaz non-profit w oświacie, służbie zdrowia i innych sektorach publicznych)
  • Zastąpienie RYWALIZACJI: partnerskie stosunki pracy, samorząd gosp. regulujący zachowania nieetyczne; umowy wspólnie kontrolowane; konglomeraty o integracji pionowej; preferencje dla firm lokalnych itd.

Na koniec swojego tekstu M.G-Z. pisze, nieco mało wiarygodnie: „kapitalista powinien oczywiście szanować pracownika i dbać o niego” – tu pełna zgoda, ale dlaczego tak jednostronnie? To jest jakiś lepszy pan – kapitalista – który ma dbać o durnych maluczkich? Tu mamy podział na klasy zadekretowany niejako odgórnie – a tym samym podzwonne marksizmu! Kto dał komukolwiek prawo do dzielenia ludzi na lepszych i „gorszych”, tj. ważniejszych i tych „nieważnych”, co to – „jak mu źle” (M.G-Z.), to może odejść”?! Aż wreszcie, z rozbrajającą dziecinnością M.G-Z. przyznaje, że kapitalizm to „nie system idealny. Idealnie będzie w Niebie”. Śmiać się chce na taką pseudo-argumentację, którą można by nazwać „zamiataniem spraw do Nieba”.

Podsumowując, mam wrażenie, że szanowny Autor patrzy naiwnie i zero-jedynkowo na kapitalizm. A przecież kapitalizm pochodzi od łacińskiego słowa „capita”, co znaczy „głowa”. Zatem, kapitał to bogactwo wiedzy i umiejętności ludzkich, a dopiero potem finanse. Zgodnie z duchem motto niniejszego artykułu, to praca i człowiek powinny mieć prymat przed pieniądzem. A dalej – niech będzie wolny rynek, konkurencja, ale też i wspólnota, która świadomie się rozwija, a – jeżeli trzeba – dogaduje się np. w sprawie dużej inwestycji, której poza państwem nikt by nie sfinansował, i która jest poza wolnym rynkiem, bo np. jest jedyna w kraju.

Kapitalizm odegrał swoją rolę w historii ludzkości, ale to nie jest ustrój od Boga i już czas zastąpić go czymś nowym, bardziej Bożym, jakąś formą trzeciej drogi.

 

Źródło: Aleksander Kisil