JustPaste.it

Paplokracja (część I)

* Paplokracja *

 

Pamiętam, że w latach 90` przydarzyła mi się taka przygoda z mediami: Gdy tylko pojawiło się nazwisko ks. Rydzyka, coś się we mnie burzyło i po prostu nienawidziłem Rydzyka. Po kilku miesiącach okazjonalnego nienawidzenia Rydzyka, zorientowałem się, że przecież nie widziałem człowieka na oczy, ani nie słyszałem żadnej jego wypowiedzi i tylko tak jakby zaocznie nienawidzę go jak psa. Wkurzyłem się i heroicznie postanowiłem wysłuchać radia Maryja.Po kilku dniach, a może nawet tygodniach przymuszania się, podczas drobnych eksplozji oburzenia, obrzydzenia i wstrętu co do "przebiegłych metod" - np. sztucznie dziecięcy głosik chorej dziewczyny... Zacząłem czerpać jednak ciekawe i obiektywne wiadomości, wsłuchiwać się w alternatywne wobec ogólnej strugi multimedialnej dyskusje, a nawet ożywiać się znacznie intelektualnie z powodu szerszej i wyraźniejszej pamięci budzonej wtedy przez RM.

Księdza Rydzyka nie bardzo lubię, ale już nie nienawidzę irracjonalnie i jestem w stanie wyciągnąć z tego co mówi wiele wartościowych wieści. Ta przygoda z zaoczną nienawiścią do Rydzyka, chyba dzięki Bogu, wzbudziła we mnie czujność wobec wolnorynkowych mediów, do kupienia przez dobrze płacący kapitał... Śmiało mogę powiedzieć, że zdwojoną wobec czujności, którą leniwie miałem wobec wszystkich mediów PRL.W związku z tym odczuwam wdzięczność wobec nielubianego przeze mnie Rydzyka, a co, wolno mi, za to, że Bóg wykorzystał go do odnowy mego przebudzenia, w zakresie polityczno - społecznym. I teraz widzę logikę i taktykę dużych i prymitywnych kapitałów i ich ludzi. Którzy przecież na prawdę, a nie tylko w wersji kinowej, przedkładają zyski ponad godność, honor, ojczyznę, planetę, a nawet (wężykiem „nawet”) ponad ludzkie życie. I potrafią wykorzystać różne metody, z najwredniejszymi włącznie, w sposób bezczelny, co rozumieją jako profesjonalny.

Przestałem się dziwić, że na nasz 40 - milionowy kraj, zagubiony po przygodach z faszyzmem i komunizmem, które porozrzucały kości i pamięć po pustkowiach, rzuciły się sprytne zmowy biznesowe, sekty kapitalistyczne i złodziejskie loże, licząc na łatwe łupy. Przestałem się dziwić, że za ciężkie pieniądze Axel Springer wykupił Polską prasę, która przecież sama w sobie nie może wygenerować adekwatnych zysków, a tylko może ustawiać - czytaj zmylać ileś tam milionów ludzi, tak, żeby opłacały się prawdziwe interesy na przewadze wpływów.

Nie będę tu mieszał rozlicznymi przykładami potężnych przekrętów korupcyjnych, stymulowanych za ciężkie pieniądze na korzyść nie tylko obcych, ale często także anonimowych kup kapitału, bo nie o to tu chodzi. A lepiej poukładane dane czytelnik znajdzie w sieci, np Henryk Pająk, czy bardziej ostre i skrótowe p. Michałkiewicz.. ( Uważam, że słuszne oburzenie i szczera złość nie zawsze nadają się do publikacji, gdyż złośliwość budzi złośliwość. Ale też i trudno odmawiać z tego powodu racji słusznemu oburzeniu.)

 

Demokracja, jak wiemy, to system oparty na tym co wybierze większość. A to powinno oznaczać, że nawet jeśli większość wybierze na prezydenta karalucha, to należy uszanować ten wybór, a nie histeryzować. Oczywiście zmierzam do realnych wydarzeń, związanych ze zwycięstwem Kaczora, nota bene człowieka o pięknej legendzie. W dzieciństwie udzielali się wraz z bratem bliźniakiem w systemie komunistycznym, ale tylko jako ci którzy ukradli Księżyc. W młodości działał w podziemnej Polsce, wyraźnie w kierunku wyzwolenia ojczyzny z subtelnego układu, zwanego Warszawskim. A teraz wyraźnie opowiada się za wyzwoleniem ojczyzny z pęt międzynarodowych układów złodziejskich. Niewielu jest ludzi w Polsce, którzy mają równie silną i nieumoczoną legendę.

Nie, nie specjalnie lubię Kaczora, ale to czy ja go lubię, czy nie, nie narzuca mi selektywnych okularów na oczy i nie skłania mnie do jakiegokolwiek zakodowania się w jakąkolwiek strugę paplaniny zwanej kreatywnym dziennikarstwem.

 

 

Każda z tych strug dosłownie struga mózgi użytkowników multimediów - wyborców - klientów. Taka już jest wolnorynkowa kultura, że struga mózgi klientów, jakby na zamówienie umiejących zręcznie płacić. To dla mnie, dziecka socjalizmu, a właściwie antysocjalizmu, a właściwie dziecka oburzenia na niesprawiedliwość systemu socjalistycznego... jest kurewstwem z definicji.

My na prawdę wierzyliśmy, że wyzwalamy się od pseudosocjalistycznego prania mózgów, z naciskiem na pranie mózgu jednak. To znaczy, nie chodziło nam o jakieś lepsze, bardziej kolorowe, subtelniejsze, czy nawet sympatyczniejsze pranie mózgu... Wielu z nas ma wrażenie, że coś się nam pomyliło, ale może po prostu byliśmy naiwni, a świat był, jest i pewnie będzie pełen spryciarzy i cwaniaków, korzystających na swej nienaiwności na dowolnym poziomie, na którym będzie okazja - od "okazja czyni złodzieja".

I tak zastanawiam się, czy wolności chodzi o to żeby wyzwalać te okazje, czy wolność może i ma prawo mieć cele, plany i działania ograniczające wolność okazji. W końcu wolność to przede wszystkim człowiek, a nie jakaś tam paplanina...

 

O zatruciu umysłów reklamą pisałem w artykule p.t. "Szacun - o napisach na papierosach". Ale przecież oprócz reklam można instalować w naszych głowach, w naszej pamięci i co najgorsze w naszych sercach, różne przemyślane kampanie w bardzo różnych kierunkach, celach i o bardzo różnej konduity.

Nie nudzimy się już przy świecach z kilkoma wieściami ze świata, które nasza wyobraźnia może leniwie i w pełni poobracać sobie w paluchach, nabyć jasnego obrazu rzeczywistości... Który jeśli dobrze oszlifowany własnym rozumem, wybiela zęby, nadaje sprężystość mięśniom i odsłania fantazję umysłu.

Jesteśmy w stanie permanentnego przerabiania wielkiej liczby danych, które z konieczności musimy przerabiać powierzchownie, tanio... I na pewno nie przerobimy wszystkiego co wpadnie nam w uszy i wyskoczy przed oczy.

Wydaje mi się, że odporność i zaradność naszych umysłów, w tej dość podstawowej kwestii dopiero się wyrabia, dopiero rzeźbi się w genach. Dlatego zanim opanujemy nową sytuację, musimy podpierać się alarmowaniem o refleksję i równowagę emocjonalną i intelektualną.

W natłoku zdrowej żywności, suplementów, pożywek, leków, leków, leków i porad w kwestii zdrowia, zapominamy, że przecież bardziej chodzi o zdrowe życie, niż o samo zdrowie i o z natury chwilowe dobre samopoczucie. Jeśli większość społeczeństwa zwanego obywatelskim, będzie codziennie zajmowała się dziobaniem własnej wątroby na tematy, o których pojęcie ma wyrabiane przez szczebiotliwych kreatywnych dziennikarzy, bo nie może mieć dostępu do tajemnic państwowych, bo nie ma wykształcenia prawnego, ani ekonomicznego, ani technicznego, ani wyrobienia politycznego.... I to głównie po to, żeby dokonać, zwykle na oślep, jakiegoś wyboru, który wylansuje takiego czy innego polityka, o którym wiadomo tyle co szczebiotliwi dziennikarze powiedzą, lub co da się wyczytać z piarowskich wypowiedzi tego, czy innego polityka... To ta większość społeczeństwa zostaje narażona na nerwicę, choleryzm, ogłupienie, zakłócenia życia rodzinnego, na zmarnowanie czasu i na zniechęcenie do stanowienia zbiorowości zorganizowanej w państwo i naród. A na takie czynniki nie pomoże żadna dieta cud, ani żadne proszki.

 

Czy schemat działania mózgu umożliwiający włączanie i wyłączanie różnych funkcji, za pomocą chemii, elektromagnetyzmu, promieniowań... na odległość, to rozwiązanie, które wybraliby świadomie jacyś wyborcy?

...Nie, w tej kwestii wyborcy musieliby być wyrolowani cienkim maczkiem w ukrytych odnośnikach, jak wolnorynkowi bankierzy rolują kredytobiorców. Być może moje obawy są trochę futurystyczne, ale co najmniej teoretycznie nowoczesna technologia stwarza wiele możliwości kreatywnego oddziaływania na mózg klienta. A okazja czyni złodzieja..

 

Może trzeba wreszcie autentycznie i konsekwentnie obudzić myślenie demokratyczne. A to jest możliwe, gdy demokratyczny system przejmie kontrolę nad kluczowymi działami gospodarki i opanuje dzikość mechanizmów wolnorynkowych, na tyle, żeby wolność rynkowa nie zwróciła swych głodnych paszcz, w szale egoizmów przeciwko interesowi ogółu.

Czyli demokracja realnie jest, gdy jest dyktaturą demokracji - Inaczej to miazmat.

Może więc nie chodzi o nadużywanie słowa "demokracja", a raczej o to, żeby zastanowić się jak, po co i w imię czego w ogóle o przyszłości myśleć. To wbrew pozorom nie tak mało, zważywszy, że zanurzeni jesteśmy w ideologiach doraźnych, kreatywnych hasłach, politycznej iluzjonistyce... Do których uwagę mamy poprzyklejaną, poprzykręcana, poprzybijaną... przez magnetyzm polaryzacji co tylko i z czym da się spolaryzować, oraz przez multimedialną strugę. W tym zastanowieniu się nie tyle chodzi o wysnucie konkretnych wniosków, co o przypomnienie, o przebudzenie i o podniesienie potrzeby sięgania umysłem ponad, albo choćby poza oślepione "teraz". Bez istotnej wizji wystawieni jesteśmy na inteligentne projekty zorganizowanych swołoczy, bo łatwo nam poprzestawiać perspektywę, a potem nawtykać co tam się zechce lub zaplanuje.

 

Iluzjoniści zazwyczaj potrzebują odwrócenia uwagi widzów od klucza sztuczki, złodzieje potrzebują zamieszania i dezorientacji "klientów". Nietrudno więc domyślić się kto dyktuje poziom programów telewizyjnych (trochę wężykiem). Cóż, na tym poziomie technologii ludzkość mogłaby już być w raju, gdyby nie interesy na naiwności i głupocie i bezwolna uległość cywilizacji wobec czwór wartości determinującej; tanio, łatwo szybko i skutecznie. Ale nie o te "drobiazgi" chodzi. Problem w tym, że znika pragnienie poznania za pomocą wglądu ducha i wyobraźni, na korzyść "wyższego" poznania przez krojenie żabki, przez eksperymenty na życiu i wrażliwości, przez służalczość intelektu, profesjonalizację umysłu, a czasem nawet przez autopsję duszy...

Oczywiście nie jest tu złem rozwój nauki i technologii. Złem jest znikanie duszy.

Gdy dusza znika w skali masowej, technologia, a nawet intelekt i wola zaczynają służyć grawitacji gnuśności, a człowiek zamiast walczyć o wyższe cele, omotany jest pajęczyną wolnorynkowego egoizmu. A gdy dodatkowo łaskoczą go w tym kierunku; komfort, systemy potakujące, oraz kreatywna wiedza i kreatywna moda, to okazuje się, że on powszechnie stawia na spekulację, która przecież obniża wartość jego pieniędzy(!!!). A to zawęża istotny horyzont ekspansji. Wtedy myśl i umysł zaczynają podlegać kreatywnej paplaninie, zamiast tworzyć harmider indywidualności. Bo wstyd im za siebie i są obrażone na własny sens i cel.

 

Minimalistyczna filozofia człowieka, którą zafundowała nam antropozofia wybrańców w XX w. to zmora główna, która drąży obyczaje i rozum, jak robak owoc. A fakt, że pojęcie "masy pracujące" zostało wymienione na "zasoby materiału ludzkiego" nie powinien nas pocieszać. Może nawet powinno nas bardziej niepokoić to nowocześniejsze pojęcie, gdyż masy pracujące jeszcze co nieco nawiązywały do pojęć "tłum, "hołota", a nawet "bydło", które jednak zakładały zbiór istnień, a nie aż tak bardzo na substancję, jakby do technologicznego przetwarzania, konstruowania z niej czegoś. Że ludzkości tak tylko się powiedziało; "zasoby materiału ludzkiego", nie przypuszczam.

Raczej "wymyśliło się" to wpośród spadkobierców antropozofii wybrańców, którzy przecież mogą pragnąć mieć podobne lub donioślejsze dokonania od swych sławnych poprzedników.

Widzenie materiału ludzkiego, substancji ludzkiej, to skutek najwygodniejszego punktu widzenia nadrzędności wobec problemów życia, tak w ogóle, oraz halucynacji intelektualnych wywołanych przez oderwanie myśli od rzeczywistości na rzecz nadrzeczywistości, czyli rzeczywistości lepszej, szybszej, łatwiejszej, skuteczniejszej...

Dynamika tych zjawisk nie powinna być lekceważona. Gdyż łatwo z nich wynika wizja najprostsza - wykorzystania zasobów substancji ludzkiej do celów wyższych. Których wyższość szybko zaczyna oznaczać taniość, łatwość, szybkość i skuteczność. Tak działa grawitacja gnuśności, że podleje i nędznieje myśl wywołana nawet z najlepszej woli, jeśli tylko ma jakąś słabość podstaw, którą myśl ludzka zawsze posiada, zwłaszcza w wydaniu mentalnych uzależnień zbiorowych, w których nawet jeśli umiemy pływać, to jednak jesteśmy zanurzeni.

 

Od bardzo dawna wiadomo, że grawitacja gnuśności potrafi rozkładać całe kultury i cywilizacje ludzkie. I że inteligentniej uzasadnia procesy gnuśnienia, niż alkoholik brakującą wódkę. To są mechanizmy z którymi szamotał się niejeden szaman plemienny, a potem walczyła niejedna religia z największymi religiami włącznie.

Mistycy słusznie wiedzą, że w tym boju nie wystarczy rozum, siła i inteligencja. I że jedynie kultura powszechnego poszukiwania oświecenia, natchnienia i indywidualnej wizji, może przeciwstawić się sile grawitacji gnuśności - generującej sprytne rozwiązania dla akurat korzyści, rujnujące zysk autentyczny i żywy. Nie należy mylić gnuśności z lenistwem. Gnuśność najczęściej pracowicie przestawia, ustawia, organizuje... determinującą wygodę, aż do bezsilności rozumu i woli wobec mechanizmów, które wytworzy. A lenistwo to niejednokrotnie zdrowy odruch niechcenia się próżnych działań. Ale nawet jeśli lenistwo obejmuje niechęć do działań istotnych i ważnych - grzech zaniechania, rzadko wygeneruje złośliwą aktywność, którą grawitacja gnuśności wygeneruje czymkolwiek się zajmie.

Lenistwo zostawmy indywidualnym rachunkom sumienia, ale determinujące indywiduum mechanizmy pomysłowych uzależnień należy wziąć pod lupę. Bo to one rujnują żywoty ludzkie i zalety życia społecznego.

Paplokracja to dokładniejsza nazwa tego, co usiłujemy teraz nazywać demokracją. Gdyż demokracją nazwaliśmy poważną intelektualną pomyłkę, a właściwie wyrafinowane prostactwo, które wolność definiuje jako "wszystko wolno", a ograniczenia widzi jedynie w tym, że należy robić to co się opłaca (najczęściej co się akurat opłaca), a nie należy robić tego co się nie opłaca. Reszta to resztki po kulturze ciemnych ograniczeń i reguł - kulturze, która nota bene też ograniczała tylko teoretycznie, ale kulturą reguł była.

Te resztki po kulturze ograniczeń, paplokracja chce zrzucać jako powrozy pętające teoretycznie błogie wszystko wolno. A regulacje widzi w wolnorynkowej ekonomii, która miałaby wysublimować najkorzystniejsze rozwiązania... To już nie jest utopia, to super bzdura. Taki komunistyczny niekomunizm i wyzwolony z jakiejkolwiek służebności kapitalizm. Jakby po obaleniu panów i arystokratów, orwellowskie świnie i współpracujący z nimi kamerdynerzy postanowili, że przejmą

władzę i kapitały, ale kompletnie bez odpowiedzialności, najlepiej anonimowo. (Pluję tu oczywiście na wolnomyślność, ale tylko tą nowoczesną, okradającą ogół, nie na autentyczną i prawdziwą.)

 

Oczywiście wolnomyślność to tylko wolnomyślność. Myśl i wyobraźnia ludzka to jedyna sfera życia, w której powinna panować anarchia. Tym czasem okazuje się, że opłaca się prać mózgi klientów dla jakichś tam wyższych celów, polaryzować, szczuć, wciskać kit i dezinformację. A podnoszenie sprzedaży kosztem umysłowej niezależności, jest normą tak jak normą jest kształtowanie myślenia wyborców - Ileż inteligentnej prawdy jest w tych trzech ostatnich słowach.

Wystarczy ukształtować odpowiednio wybory, których dokonają wyborcy, żeby zdjąć w świetle naturalnego prawa odpowiedzialność z wybrańców i przerzucić ją na wybierające w sposób uprzednio ukształtowany, (z tego co było do wyboru) społeczeństwa, narody... Czyli spore tłumy nawet niedomyślających się za co ponoszą odpowiedzialność.

 

Tak, inteligencja ludzka może sobie na wiele pozwolić, jeśli tylko udaje się jej skutecznie unikać odpowiedzialności za to co ukręci z piasku. Oczywiście zyski na tym są na tyle determinujące, że znika sprzeciw i oburzenie, a jeśli pojawia się wewnętrzny opór, to trzeba się z tego wyleczyć, żeby nadążyć za karierą... I tak jak w lawinie, albo w rwącej rzece, niewiele daje się zrobić w

rozpędzonych, nakręconych mechanizmach społeczno - wolnorynkowych, które owładną, już wtedy bardziej "zasoby materiału ludzkiego" niż ludzi (masy pracujące jeszcze miały silne przekonanie, że to one coś robią) Mechanizmy wolnorynkowe skruszą każdą ideę, która będzie próbowała je opanować, więc żadna idea nic nie może. Na pocieszenie; i tak żadna idea nic nie może od razu i nigdy tego nie mogła. Idea jest po to żeby pękać jak nasiono w glebie i wyrastać silnym drzewem, jeśli tylko jakimś cudem uda jej się uniknąć przeciwieństw dzikiej natury.

Dlatego nawet w paplokracji można, a nawet powinno się budzić rozum i ducha. Teraz z naciskiem specjalnym na "Przebudźcie się", ze względu na totalne rozpanoszenie się kreatywności myślenia, kształtowania świadomości i formowania czegoś tak nadrzędnego wobec człowieka jak dusza.

Pamiętajmy, że nie od dziś diabeł chroni nas przed rozumem, wiarą i duchową przytomnością. A jego ochrona sięga najwyższych sfer. Diabeł przecież jest najinteligentniejszy w świecie. Co oczywiście nie oznacza, ze od razu musi być najmądrzejszy... Taka już jest natura umysłu i jest na to sporo przysłów.

 

Spróbuję teraz dotknąć tematu paplokracji w odniesieniu do najtrudniejszego do dotykania wątpliwościami własnego podwórka i naszego ulubionego POPiS-u.

Przyznaję, że już nazwanie wolnych związków zawodowych, tak skrytym i winnym działać w konspiracji słowem "solidarność", wystawiające to słowo na żer wrogim hienom i własnej głupocie, było dla mnie podejrzane i niepokojące, na tyle, że brak zaufania do krągłości okrągłego stołu, był już tylko formalnością. Dlatego nie znajdziecie tu żadnych wskazówek, co do mojej przynależności do którejś z profesjonalnie spolaryzowanych opcji politycznych. Ani też nie należy szukać wpośród spolaryzowanych profesjonalnie przekonań jakichś wygodnych naklejek, które zaszufladkują uspokajająco treść i autora.

Oczywiście posiadam ideę, która mnie zauracza. To Chrześcijański Socjalizm Kapitalistyczny (artykuł pod tym tytułem znajduje się w opublikowanym elektronicznie zbiorze tekstów futurystycznych "Futurystyka") Ta pozornie naiwna synteza doświadczeń nowożytnego człowieka w prosty wniosek, wydaje mi się rozwiązaniem przyszłości... Ale tutaj tylko wspomnę o tym i wrócę do Polskiego podwórka paplokracji.

W naszym tyglu płonących interesów na wszystkim, wysmażyło się sporo tęgich kotletów. A gdyby udało się odebrać to co zostało ukradzione, dałoby się wyżywić wszystkich biedaków w kraju i w kilku krajach Afryki. Jednym słowem złodziei mamy jak trzeba. Oczywiście nie dorównują najwybitniejszej konkurencji, ale śmiało mogą patrzeć w lustro - są nieźli.

 

Kiedyś, w latach 80`/90` popijając wesoło w Krakowie poznałem króla...

Uzyskał ten tytuł od dolnych śmietanek Krakowa, gdy udało mu się skutecznie sprzedać jakiemuś amerykańskiemu milionerowi wieżę rynkowego ratusza. Sprzedał, trochę pochulał, posiedział parę lat... Został mu z tego tylko tytuł króla.

Ale to dla mnie symptomatyczna kwestia. Być może pierwsi nowocześni sprzedawcy dóbr narodowych i ojczyzny rozumowali podobnie jak on. Że przecież sprzedać można, a państwo obroni naród przed stratą tego co się sprzedało i negatywnymi dla ogółu skutkami i wszystko będzie w porządku. Ale chyba szybko okazało się, że zagraniczni wolnorynkowi handlowcy nie żartują. Bo do końca lat 90` sprzedano lub rozpieprzono marki ponad połowy gospodarki, większość prasy, mediów, banków i pozwolono ograbić sporo naiwnych inwestorów ludowych, inwestujących w znikające fundusze i banki.

Większość zysków z tych operacji i kontraktów znikła w rajach podatkowych, a realne straty ekonomiczne przerosły te zyski wielokrotnie.

 

 

 

Na szczęście zatrzymało się na lasach państwowych (2015) i pojawiła się nadzieja na odwrócenie tego procesu i na odbudowę gospodarki z kapitałowego zaminowania. Oczywiście nadzieja nie musi oznaczać sukcesu, gdyż zawiłe są kombinacje finansjery, ale szansą na sukces jest. Przypominam, że sukcesem może być choćby częściowe odzyskanie gospodarczych możliwości kraju, oraz szansy na europejskie standardy socjalne. Ale co na to paplokracja i jej makiaweliczne numery...

 

Wpośród osobiście posiadanych kolegów, znajomych mam zdecydowanie zaKODowanych, jak i radykalnie zorientowanych, i wściekłych i religijnych... Wódkę pijemy jak za komuny, do któregoś kieliszka pilnie rozglądając się po poglądach, kto ma lewe, kto prawe i czy ktoś nie szpieguje. Dopiero po którejś flaszeczce rozwiewają się te już nowoczesne natręctwa i jakimś cudem imprezy, choć coraz mniej liczne, się udają.

Myślę, że suma doświadczeń życiowych, lat przeżytych wpośród transformacji, pozwala nam na głębszy dystans do kreowanej rzeczywistości i umiemy w miarę rozumnie nie rozumieć się podczas współistnienia, istotniejszego przecież od kreowanej rzeczywistości.

To oczywiście tylko mój punkt widzenia, a punktów widzenia jest tyle, ile punktów siedzenia.

Oglądam też, z pilotem w dłoni, telewizyjne przerwy w nadawaniu reklam...

 

Dlatego właśnie żabkę nowoczesnej paplokracji chcę tu pokroić i zbadać prądem... Oczywiście dla celów popularnonaukowych i starając się o maksymalny obiektywizm.

 

c.d.n...

 

www.comporecordeyros.cba.pl