JustPaste.it

Tusk przy otwartej kurtynie pokazał, jak się w Polsce szmaciła cała RPIII

 

Kariera Tuska to z jednej strony prawdziwa zagadka, z drugiej banalny rozwój wypadków. Pamiętam go doskonale jeszcze z czasów, gdy miał kręcone włosy i gadał jakieś bzdury o walce z bezrobociem, czym jego partia KLD przegrała wybory. Był to początek RPIII, potem Tusk zniknął z oczu i nigdy niczym specjalnym się nie wyróżniał. Nawet gdy pułkownik „Gromek” wymyślił trzech tenorów, to wszyscy zwracali uwagę na Olechowskiego, Tusk był gdzieś w tle i tak przez następne kadencje. Dopiero w 2005 roku wystrzelił niespodziewanie. Dziś mało kto pamięta o tym, że wtedy kandydatura Tuska na prezydenta była odczytywana tak samo albo z jeszcze większym śmiechem, jak kandydatura Andrzeja Dudy.

Startował z takiego samego poziomu, jakieś 6 do 8 % i przegrywał nie tylko z Lechem Kaczyńskim, ale z kilkoma innymi politykami. Zresztą spójrzmy jak to wyglądało oczami CBOS w 2005 roku:

Na pytanie, który z tych polityków przypuszczalnie „będzie wybrany na prezydenta” 22% wskazało na Lecha Kaczyńskiego, 9% na Cimoszewicza, a 7% na Religię; na Borowskiego i Tuska wskazało po 6%, a na Leppera 4%.

Podejrzewam, że niejeden baczny obserwator polskiej polityki przetarł oczy ze zdumienia i poczuł się zaskoczony, aż tak kiepskim wynikiem Donalda. Warto jeszcze przypomnieć, że do drugiej tury „Prezydent z Gdańska” przeszedł tylko dlatego, że wcześniej faksymile i niejaka Jarucka odstrzeliły Cimoszewicza. Nawiasem mówiąc Włodka załatwiono metodami jego przodków, ale w tamtym czasie to i PiS było na rękę wyeliminowanie następcy Kwaśniewskiego, nie wspominając o tym, że Polacy żyli naiwną wizją POPiS. Dopiero po przegranych wyborach, w Tusku nastąpiła gwałtowna przemiana, mniej więcej pod koniec 2006 roku. Nie potrafię sobie przypomnieć żadnej wcześniejszej wypowiedzi Donalda, która zapadłaby w pamięci Polaków. On był naprawdę toporny, dokładnie taki, jak w słynnej scenie „Nocna zmiana”, gdy krzyczał „policzmy głosy”.

Od 2006 roku widzimy innego Tuska, pyskatego, pewnego siebie, stałego bywalca salonów, no i co tu dużo mówić, przez osiem lat był niezwykle skuteczny w tym, co robił. Naturalnie można powiedzieć, że stały za nim potężne siły i to wystarczy, aby z lebiody zrobić Cycerona. Tak i nie i doskonale ten stan ilustruje życiorys Tuska. Gdyby to było, aż takie proste, to mielibyśmy rządy PO zaraz po AWS, no i Tusk wygrałby wybory w 2005. Stało się odwrotnie, pierwszy sukces przyszedł dopiero w 2007 roku i trzeba przyznać, że udał się to Tuskowi z przytupem. Na tej fali dopłynął do 2013 roku i tutaj jego historia zatoczyła koło. Znów widzimy Tuska z lat 90-tych ubiegłego wieku. Na nikim nie robi wrażenia, nikomu nie jest potrzebny, tyra za niemieckiego kelnera, czyli wykonuje takie same zadania, jak w 1992 przy „Nocnej zmianie”.

Będę się upierał, że nie jest to 1234 tekst o końcu Tuska i mimo wszystko warto się zajmować tematem, jednym zdaniem wyjaśnię dlaczego. Takie niespodziewane kariery i struganie bożka z ciężkiej kłody, to niekończąca się opowieść w polskiej polityce. Jednak Tusk pierwszy raz oficjalnie pokazał jak to działa i kto za tym stoi. Nie ma bardziej dosadnego obrazu mechanizmu upadku, niż „polski” kandydat na króla Europy uczepiony niemieckiej spódnicy i de facto wysuwany przez Niemcy. Za to jestem Tuskowi szczerze wdzięczny, jego życiorys i postawa mówią więcej niż komukolwiek uda się o takich karierach napisać. Pokazał Tusk jak się zdobywa sławę i pieniądze sprzedając Polskę, godność, człowieczeństwo i w końcu samego siebie. Słodko-gorzkie podsumowanie historii Polski w ostatnim dwudziestopięcioleciu, co warto mieć na uwadze, gdy się narzeka na bieżącą rzeczywistość.

 

Autor: kontrowersje.net