JustPaste.it

Piękne pojęcie miłości

Słońce powoli gaśnie, księżyc świeci coraz jaśniej... Jak to się stało, że przed nami otworzyło się niebo?Stoję nieruchomo, ziemia kręci się wokól mnie...

Słońce powoli gaśnie, księżyc świeci coraz jaśniej... Jak to się stało, że przed nami otworzyło się niebo?Stoję nieruchomo, ziemia kręci się wokól mnie...

 

   Też tak macie, że czasem spotykacie parę ludzi i zastanawiacie się jak to jest, że oni są razem? Przecież albo w ogóle do siebie nie pasują, albo jedno ma okropny charakter a drugie jednak z nim jest, albo jedna osoba jest ładna a druga raczej nie specjalnie. I jak to jest, że oni chcą być ze sobą. Jedni mówią, że miłość nie istnieje, że to tylko reakcja chemiczna w mózgu, albo odpowiedni splot wydarzeń, ale co by to nie były, dlaczego jest tak, że pan Adam chce całe życie akurat spędzić z panią Kasią, a nie Bożenką chociażby. Przyjęło się, że to przeciwieństwa się przyciągają…chyba jest to związane z wzajemnym uzupełnianiem się i dopełnianiem. Myślę jednak, że gdy dwoje ludzi ma zupełni inne poglądy w sprawach pierdół to może to w istocie nie przeszkadzać, być zabawne czy urocze, ale gdy rozchodzi się o poważne sprawy, to zasada przeciwieństw może okazać się bardzo problematyczna i pewnie nie raz przyczyniła się do rozpadu związku. Z drugiej strony właśnie, jakieś tam mądre, uczone głowy uważają, że tak naprawdę ludzie dobierają się raczej na zasadzie podobieństw i tożsamych statusów społecznych. To jest wcale nie głupia koncepcja, bo wychodzi ona z założenia, że osoby które wychowywały się w podobnych warunkach ekonomicznych czy społecznych będą mieć podobne aspiracje życiowe, zbieżne systemy wartości i będą umiały wspólnie iść przez życie. W to nawet skłonna jestem uwierzyć. Tak samo też trudne są związki, w których każda osoba pochodzi z zupełnie innej społeczności, z innego kręgu kulturowego, co nie zmienia faktu, że jakoś jednak te osoby się w sobie zakochały, a to czy im to już wyjdzie na całe ,życie czy nie to inna kwestia. Oczywiście według innych, podobno miłość w ogóle nie istnieje i jest to bardziej związane z przyzwyczajeniem i pewną stabilizacją. Czasem jest tak, że jesteś z kimś bardzo długo i zwyczajnie przywykasz już do tej osoby, nie wiesz czy ją kochasz czy nie, ale przywykłeś już do tego, że ona jest zawsze obok i zwyczajnie boisz się destabilizacji jaka pojawiłaby się w Twoim życiu gdyby nagle tej osoby nie było…ale to chyba nie jest serio serio taka prawdziwa miłość. I chyba właśnie wtedy jest tak, że jak tylko pojawi się ktoś inny, to nagle ni stąd ni z owąd jedna osoba kończy związek. Ciekawe jest też stricte naukowe pojące, wedle którego big love to zwyczajnie - C8-H11-N czyli PEA (fenyloetyloamina). Wydzielana w części międzymózgowia stymuluje nasz organizm do przeżywania uczucia miłości. Pojawia się wtedy, gdy nasz mózg wychwyci pozytywne i odpowiadające naszym oczekiwaniom wzorce u naszego potencjalnego obiektu zauroczenia. Co ciekawe występuje ona w czekoladzie. Także dla spotęgowania efektu miłosnej ekstazy niekoniecznie winem, a czekoladkami powinno się opychać Wink  Ciekawa i zabawna jest przy tym wszystkim jeszcze jedna kwestia – dlaczego jest tak, że ludzie przeważnie wymyślają sobie jakiś tam typ idealnego partnera, a potem jak już dochodzi co do czego to wielbiciel brunetek ma blondi żonę, a ta która lubiła pewnych siebie mężczyzn wyszła za mąż za nieśmiałego ciapoczka. Wiem też, że gwałtowne, szybkie zakochania zwykle tak szybko jak się pojawiły nagle znikają, a po wielkiej miłości nagle nie ma śladu gdy euforia ustępuje na rzecz szarej codzienności. Związki wykreowane z wcześniejszej przyjaźni podobno są najbardziej stabilne ale ktoś inny zarzuci im pewnie nudę i brak motyli w brzuch. Motylom zatem zwykłą powierzchowność. Ile ludzi tyle miłości i sposobności na bycie z kimś. Samo bycie z kimś też jest naturalnie przydatne człowiekowi, samotność sama w sobie jest uciążliwa i depresyjna. Człowiek z natury nie chce i nie może być sam. Nie rodzimy się sami i po narodzinach sami nie przeżyjemy, nie spędzamy całego życia samotnie, a i umierając chcemy być z kimś. Nawet osoby duchowne nie wybierają życia w pojedynkę tylko z miłością do Boga. Genetycznie jesteśmy zaprogramowani do tego żeby mieć kogoś przy sobie a dziwne jest tylko to jak to się dzieje, że kogoś znajdujemy, Być może miłość jest tylko wymysłem społeczeństwa, które zmusza do posiadani kogoś, a być może to właśnie liberalne i pozbawione moralności, społeczeństwo rozsynchronizuje naturalną skłonność do dobierania się w pary. . .