JustPaste.it

Naciski, wyrzucanie niewygodnych dziennikarzy, najścia ABW.

 "Wiadomości" przypominają o sytuacji mediów pod rządami PO-PSL

 

autor: wPolityce.pl/'Wiadomości' (TVP1) autor: wPolityce.pl/'Wiadomości' (TVP1)

 

Poseł PO Michał Szczerba zarzucił w programie „Cztery strony” (TVP Info), że nigdy nie było tak dużych nacisków politycznych na media, co za rządów PiS. „Wiadomości” postanowiły przypomnieć, jak było w rzeczywistości.

 

Naciski, szantaże ekonomiczne, wyrzucanie niewygodnych dziennikarzy – tak w skrócie wyglądała sytuacja mediów przed objęciem sterów rządu przez PiS.

Wskutek nacisków Platformy zostałem wywalony z czterech miejsc pracy, w tym z Telewizji Polskiej, więc rzeczywiście była „miłość powszechna”. Szczególnie nerwowo reagował Donald Tusk na teksty, które były ironiczne. On nie znosił kpin z siebie

— mówi Stanisław Janecki, były redaktor naczelny tygodnika „Wprost”, a obecnie publicysta tygodnika „wSieci”.

„Wiadomości” przypominają jednak, że  walka z prawicowymi mediami rozpoczęła się już wcześniej.

W  2003 r. polityków wspomagały w niej zagraniczne firmy

— podkreśla reporterka „Wiadomości” Ewa Bugała.

Dziennikarka odniosła się do listu prezesa niemieckiej firmy BASF Herberta Frankensteina do redakcji tygodnika „Wprost”

Napisał, że to po prostu komunistyczne metody, że tak nie może być, że to się kłóci z europejskimi ideałami, że nie może pozwolić, żeby w kraju, który go gości, media wyprawiały takie rzeczy i pełen oburzenia powiedział, że odwołuje kampanię swojej firmy w tygodniku „Wprost”

— wspomina Janecki.

Czołowy program informacyjny TVP przypomina również o zwolnieniach z Ringier Axel Springer, mimo że jeszcze w 2006 roku media tego koncernu wyglądały zupełnie inaczej.

Piotr Stasiński z „GW” wobec „Dziennika” użył słów „Der Dziennik”. Użył języka, który przez wiele osób był uważany za bardzo nacjonalistyczny, jako bardzo stygmatyzujący

— przypomina Michał Karnowski, wówczas publicysta „Dziennika”.

Za czasów rządów PO-PSL pozbywano się również dziennikarzy TVP.

Z argumentem „nie mam do ciebie zaufania” pozbyto się mnie i kilku kolegów z redakcji „Wiadomości”. To był czas zupełnie inny niż teraz. Było dużo mniej redakcji, dużo mniej redakcji prawicowych, dużo mniej miejsc, gdzie można było pracować. Tak naprawdę nie mieliśmy, co ze sobą zrobić. Postanowiliśmy wtedy nie obrażać się na rzeczywistość, tylko przyjąć ten wyrok zmiany, który na nas zapadł, i zaczęliśmy tworzyć swoje media

— relacjonuje Marcin Wikło, były dziennikarz „Wiadomości”.

Ewa Bugała przypomina również o zwolnieniu redaktora naczelnego „Faktu” Grzegorza Jankowskiego po rozmowie Pawła Grasia z Janem Kulczykiem, o której dowiedzieliśmy się dzięki ujawnieniu afery taśmowej, czy o zwolnieniach w „Rzeczpospolitej” za tekst „Trotyl we wraku tupolewa”, które poprzedziła rozmowa Pawła Grasia z Grzegorzem Hajdarowiczem.

Hajdarowicz wymówił mi również ochronę prawną za teksty pisane dla „Rzeczpospolitej”. To złamanie świętej zasady, że media przyjmują na siebie odpowiedzialność i finansują procesy wytaczane dziennikarzom

— wspomina Cezary Gmyz, były dziennikarz „Rzeczpospolitej”.

Przypomniano, że gdy ABW za rządów PO-PSL wtargnęło do redakcji „Wprost”, w „Newsweeku” mogły ukazywać się takie teksty jak felieton Tomasza Lisa po dwymownym tytułem „Król Bronisław I Komorowski”.

Właśnie tak wyglądała „wolność mediów”, o której prawi Michał Szczerba.

 

Autor: wpolityce.p