JustPaste.it

Te taśmy nigdy nie zostały jeszcze użyte!

 Było jeszcze kilka zespołów kelnerskich, które nagrywały rozmowy polityków i biznesmenów.

 

fot: pixabay.com fot: pixabay.com

W Warszawie szuka się obecnie kilkuset taśm. Mają być zdeponowane w jednej ze znanych kancelarii (mówi się o 300 godzinach nagrań). Kelnerzy Łukasz N. i Konrad L., skazani w grudniu 2016 r. za nielegalne podsłuchy w tzw. aferze taśmowej, nie byli bowiem jedynymi nagrywającymi. Równolegle nagrywano w innych luksusowych knajpach.

Dowodem na ten scenariusz jest m.in. odnalezienie podsłuchu w restauracji Różanna 1 kwietnia 2015 r., a więc blisko rok po publikacji nagrań. Podsłuch odkryli oficerowie SKW, zabezpieczający spotkania ówczesnego ministra obrony narodowej Tomasza Siemoniaka. Poza tym jeszcze za rządów PO służbom udało się dostać nagrania z jednej z knajp koło placu Trzech Krzyży od jednego ze skruszonych kelnerów, który ujawniając proceder, liczył na bezkarność. I słusznie, bo nagrania oficerowie wzięli i żadnej sprawy nie zrobili. Co więcej, odesłali nieszczęsnego kelnera z poleceniem… dalszego nagrywania znanych gości (w tym wypadku polityków i dziennikarzy). Te kilkaset godzin nagrań stanowi dziś obiekt poszukiwań wszystkich służb specjalnych w Polsce. Dodatkowo szukane są dwie taśmy z lat 2007 i 2008, na których nagrano byłego prezydenta Polski Bronisława Komorowskiego – tak wynika z materiałów operacji ABW o kryptonimie „Kupcy”. Pierwszym nagrywającym – zdaniem funkcjonariuszy – był Aleksander Lichocki, pułkownik nieistniejących już Wojskowych Służb Informacyjnych, drugim – Krzysztof Winiarski, biznesmen z Żywca. W obu wypadkach rozmowa miała dotyczyć tajnego wciąż aneksu do spraw likwidacji Wojskowych Służb Informacyjnych. Za rządów PO ABW szukała taśm. Metodami operacyjnymi (podsłuchy, niejawne przeszukania, rozmowy z informatorami) funkcjonariusze doszli do wniosku, że obie taśmy bezsprzecznie istnieją i stanowią możliwy element nacisku na ówczesnego prezydenta RP. W wypadku drugiej rozmowy – z Krzysztofem Winiarskim – oprócz aneksu Komorowski miał być zainteresowany pozyskaniem kompromitujących materiałów na polityków PiS-u i… na Donalda Tuska. Tak przynajmniej twierdzi Winiarski, a były prezydent konsekwentnie przez lata unikał odpowiedzi na pytania o te spotkania.

Sezon na nagrania

Wszystko zaczęło się jesienią 2007 r. po zwycięstwie PO w wyborach parlamentarnych. ABW otrzymała wówczas informacje, że dziennikarz Wojciech Sumliński i emerytowany oficer WSI Aleksander Lichocki (skazany w 2016 r. prawomocnie na 4 lata bezwzględnego więzienia za opisywaną tutaj prowokację) handlują treścią tajnego aneksu, a także obiecują pomóc w załatwieniu pozytywnej weryfikacji żołnierzom wojskowych służb. Aby uzyskać procesowe dowody, ABW rozpoczęła więc akcję, która otrzymała kryptonim „Kupcy”. W trakcie zbierania materiałów przez ABW okazało się, że płk. Aleksander Lichocki, były oficer WSI i szef stołecznych struktur kontrwywiadu, rozmawiał na temat aneksu z ówczesnym marszałkiem sejmu Bronisławem Komorowskim. Sprawy tej ABW nie wyjaśniała. W trakcie operacji „Kupcy” ABW inwigilowała czterech innych dziennikarzy, w tym autora tego tekstu, podejrzewając, że mają dostęp do treści aneksu. Wobec jednego z nich Agencja skierowała wniosek do departamentu prawnego o zaopiniowanie przeszukania jego mieszkania. Dokładnie inwigilowano również weryfikatorów: Piotra Bączka (dziś szef Służby Kontrwywiadu Wojskowego) i dr. Leszka Pietrzaka (publicysta „Warszawskiej Gazety”). To nie były żarty: sporządzono ich charakterystyki, sprawdzono źródła utrzymania ich, a także ich rodzin.

Działania ABW wsparła SKW, udzielając pomocy w postaci poparcia trojga zarejestrowanych u siebie dziennikarzy. Mieli oni doprowadzić swoimi publikacjami do sytuacji, w której działania podjęte przeciwko członkom komisji weryfikacyjnej WSI i dziennikarzom zostaną zaakceptowane przez opinię publiczną.

Komorowski rozmawiał na temat aneksu nie tylko z płk. Aleksandrem Lichockim. Na przełomie 2007 i 2008 r. spotkał się również z biznesmenem Krzysztofem Winiarskim. Ten później rozmawiał z politykami PiS-u, członkami Biura Bezpieczeństwa Narodowego i dziennikarzami. Twierdził, że Komorowski (ówczesny marszałek Sejmu) zaoferował mu 100 tys. zł i stanowiska w rządzie w zamian za przyniesienie mu kopii fragmentu aneksu do raportu, w którym jest mowa o jego działalności.

Komorowski chciał „haki” na PiS, a Gowina też nagrano

Winiarski to współpracownik polskich tajnych służb, m.in. agent CBŚ o kryptonimie „Orzeł”, który współpracował także z ABW i CBA. 28 czerwca 2011 r. został zatrzymany za posługiwanie się fałszywymi dokumentami i próbę wprowadzenia do obrotu papierosów bez cła. Dzień później dokonano przeszukania domu, w którym mieszkał. Zrywano podłogi, rozpruwano meble, sprawdzano ściany. Znaleziono ostrą amunicję do broni sportowej i kamizelki kuloodporne. Jednak najbardziej zaskakującym znaleziskiem były dziesiątki zapisków, dokumenty i nagrania, które kompromitują wpływowych polityków zarówno koalicji rządzącej, jak i opozycji. Prowadząca sprawę krakowska prokuratura przekazała akta do prokuratury lubelskiej, ponieważ współpracowała z Krzysztofem Winiarskim i bała się zarzutów o brak obiektywizmu. Z materiałów zabezpieczonych u Winiarskiego wynikało zresztą, że nagrywał też… prokuratorów. Priorytetem szukających była taśma z jego rozmowy z prezydentem, której jednak nie znaleziono. Z materiałów ABW wynika, że spotkania Winiarskiego z Komorowskim zorganizowała Jadwiga Zakrzewska, posłanka PO. Uczestniczył płk Roman P., były oficer WSI, potem Agencji Wywiadu. Krzysztof W. chciał, aby Komorowski pomógł mu odzyskać od jednego ze szpitali na Mazowszu kilkaset tysięcy złotych za wykonane w 2002 r. prace (chodziło o sadzenie drzewek). B. Komorowski powiedział, że jak PO wygra wybory, to dostanę zapłatę za wykonaną pracę (…) w ciągu 4–5 miesięcy. Wg B. Komorowskiego gdybym dostarczył jakieś „kwity” na PiS, to bardzo by pomogło w mojej sprawie. Już po wyborach w zimie 2008 r. Marszałek [sejmu] B. Komorowski spotkał się ze mną w swoim biurze poselskim i potwierdził obietnicę pomocy w odzyskaniu należnej mi zapłaty (…) Ja do tej pory nie dałem żadnych kwitów ani na PiS, ani na inną partię – czytamy w oświadczeniu Winiarskiego, jakie sporządził po spotkaniu. Komorowski potwierdził fakt spotkań z Winiarskim, ale oczywiście inaczej przedstawił ich przebieg. Winiarski w areszcie spędził blisko 2 lata, wyszedł po dobrowolnym poddaniu się karze (inaczej w więzieniu czekałby na proces). Nie zweryfikowano jego linii obrony, jakoby został wystawiony przez swoich oficerów prowadzących, dla których rozpracowywał mafię papierosową. Co ciekawe, siedząc w areszcie Winiarski napisał list do ówczesnego ministra sprawiedliwości Jarosława Gowina. Otwarcie dał w nim do zrozumienia, że jego również nagrał na ich spotkaniu na dworcu kolejowym. Jego sugestia była czytelna: albo wyjdę, albo dziennikarze dostaną taśmy. Za taki list do ministra sprawiedliwości Winiarski mógł dostać kolejny zarzut. Mimo że prokuratura miała kopię listu (korespondencja była kontrolowana), to nic z nią nie zrobiła. Fascynujące jest, że żywiecki biznesmen, będący przede wszystkim… ogrodnikiem, miał tak genialne „wejścia” do najważniejszych polskich polityków. Tego fenomenu do dziś nikt nie potrafi wyjaśnić.

7 metrów Wisły

Winiarski za rządów PO próbował grać swoją wiedzą. Przedobrzył. W sierpniu 2010 r. złożył doniesienie do prokuratury na Komorowskiego, że otrzymał od niego wiedzę o przestępstwach polityka PO (miał pomagać za łapówki w odrolnianiu ziemi pod inwestycje budowlane) i nic z nią nie zrobił. Do wniosku załączył oświadczenie płk. Romana P., potwierdzającego jego wersję spotkania. Sprawę umorzyła prokuratura, a podtrzymał decyzję sąd. Sprawa robiła wrażenie ustawionej, bo sąd i prokuratura – mówiąc językiem młodzieżowym – olały jeden z punktów doniesienia biznesmena. Winiarski jednak nie odpuszczał i chodził do biur poselskich polityków PO, chcąc porozmawiać o nagraniach. Po jednej z takich wizyt miałem rozmowę z pracownikiem ABW. – Ile ma wzrostu pan Krzyś? – spytał mnie jeden z oficerów ABW latem 2010 r. – Około 1,70 metra – odpowiedziałem. – No właśnie, a Wisła ma teraz 7 metrów, więc niech przestanie rozrabiać. Przekaż mu to – usłyszałem. Biznesmen był bowiem jednym z moich informatorów i agencja uznała, że jestem bezpiecznym kanałem do przekazania mu ostrzeżenia.

ABW sprawdzało później mnie i trzech innych dziennikarzy: Krzysztofa Galimskiego, Witolda Gadowskiego i Przemysława Wojciechowskiego, jako „podejrzanych” o przejęcie „taśm Komorowskiego” od Winiarskiego. Przyjęto hipotezę, że Winiarski sprzedał nagranie lub oddał im na przechowanie. Przy okazji pogoni za tą taśmą ABW ustaliła, że Komorowskiego nagrał również Lichocki, doskonały oficer operacyjny, szkolony w Rosji i podejrzewany przez nasze służby o szpiegostwo na rzecz tego kraju.

W tym kontekście bardzo ciekawie wygląda nieoficjalne spotkanie, do którego doszło 8 lipca 2011 r. Bronisław Komorowski spotkał się wówczas z byłym szefem rosyjskiej Federalnej Służby Bezpieczeństwa Nikołajem Patruszewem. Biuro Prasowe Kancelarii prezydenta zignorowało pytania o lipcowe spotkanie prezydenta z Patruszewem. Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego i Służba Kontrwywiadu Wojskowego, które ustawowo powinny zabezpieczać takie spotkanie i zostać o nim powiadomione, odmówiły komentarza w sprawie, zasłaniając się tajemnicą państwową. W żadnym normalnym państwie głowa kraju nie może samodzielnie rozmawiać ze szpiegami obcego mocarstwa. Mnie o całej sprawie poinformowali wówczas oficerowie SKW, twierdząc, że to, co się wydarzyło, jest niedopuszczalne.

Patruszew bowiem to były oficer KGB, a później szef Federalnej Służby Bezpieczeństwa (następczyni KGB), który piastował swoją funkcję w latach 1998–2008. Przypomnijmy, że w tym czasie rosyjskie służby były oskarżane o szereg aktów terroru. Do najgłośniejszych należy zarzut celowego wysadzenia budynków mieszkalnych w Rosji i zrzucenie winy na czeczeńskich terrorystów, co stało się pretekstem do wywołania drugiej wojny z tą zbuntowaną republiką. Na fali społecznego oburzenia wybrano na prezydenta Władimira Putina. Były oficer FSB, Aleksander Litwinienko, który ujawnił te rewelacje w zakazanej w Rosji książce Wysadzić Rosję, został zamordowany w 2006 r. w Londynie. Rosja odmówiła wydania Wielkiej Brytanii byłego oficera FSB, podejrzanego o dokonanie egzekucji. W 2016 r. Brytyjczycy uznali, że Patruszew był zamieszany w zabójstwo Litwinienki, a polecenie miał mu wydać sam Putin.

Sprawa taśm nie została wyjaśniona. Ostatni raz powróciły one „do gry” w czasie kampanii prezydenckiej 2015 r. O taśmach dużo mówiono wówczas na warszawskich salonach, a nawet je wyceniano.

Więcej o najważniejszych polskich taśmach można przeczytać w książce Jana Pińskiego Taśmy, które wstrząsnęły Polską. Sprzedaż prowadzi Polska Księgarnia Narodowa.

 

Autor: Jan Piński